W Poznaniu nie będzie wyprzedaży
Lech Poznań przygotował się do zdobycia mistrzostwa Polski i swój cel osiągnął. Teraz nie planuje wyprzedaży i zamierza zaistnieć w Europie.
Lech zapewnił sobie mistrzostwo jedną kolejkę przed końcem rozgrywek – wygrał 2:1 derby Poznania z Wartą, po czym ścigający go Raków Częstochowa przegrał 0:1 w Lubinie z Zagłębiem – i tylko to można w tej historii uznać za niespodziankę. Cała reszta wyglądała jak realizowanie z góry ustalonego planu.
Plan był następujący: wywalczyć mistrzostwo Polski na obchodzone z pompą stulecie klubu – zadanie dla Lecha o tyle trudne, że uchodził za klub mający niemal magiczną zdolność przegrywania sezonów wygranych, wypuszczania z rąk szans niewypuszczalnych.
Inwestycja w zespół
Do realizacji planu niezbędne były pieniądze, je Lech akurat miał: w ciągu ostatnich sześciu lat sprzedał piłkarzy – w większości wychowanków własnej akademii – za prawie 40 mln euro, sumę nieosiągalną dla innych klubów i dającą gigantyczne możliwości inwestycyjne. I te pieniądze zostały zainwestowane: po pierwsze, w rozwój akademii we Wronkach (powstaje tam najnowocześniejsze w tej części Europy centrum badawczo-rozwojowe), po drugie, w drużynę.
Lech kupował i sprowadzał drogich w utrzymaniu piłkarzy przed poprzednim sezonem, już wówczas budując kadrę na ten właśnie, który dobiega końca. Wtedy do klubu przyszli dwaj środkowi obrońcy: Bartosz Salamon (spektakularny powrót do kadry narodowej zakłóciła kontuzja) i Antonio Milić, a także sunący teraz po koronę króla strzelców Mikael Ishak czy inny Szwed – Jesper Karlström (to on „dał” Polsce karnego w barażu o mundial ze Szwecją). Wtedy jednak drużyna jeszcze nie była kompletna, grała słabo, zajęła dopiero 11. miejsce w lidze – najgorsze, odkąd w 2006 r. klub kupiła rodzina Rutkowskich.
Kibice byli wściekli, na zwykle najtłumniej wypełniany stadion w ekstraklasie
chodzili niechętnie, w końcu część najbardziej zagorzałych fanów ogłosiła bojkot, żądając m.in. wzmocnień i odejścia dyrektora sportowego Tomasza Rząsy. Rząsa został w klubie, Lech ruszył na zakupy: wydał ponad milion euro na skrzydłowego Adriela Ba Louę, za darmo wziął drogich w utrzymaniu Radosława Murawskiego czy Barry’ego Douglasa, ale najlepszy interes zrobił, sprowadzając za stosunkowo niewielkie sumy dwóch portugalskich bocznych obrońców: Joela Pereirę i Pedro Rebocho. Gdy dodać do tego pukającego do kadry narodowej Jakuba Kamińskiego, mamy drużynę w zasadzie kompletną. A i ona zimą została wzmocniona uciekającym z ostrzeliwanego Kijowa Tomaszem Kędziorą i wracającym do formy po kontuzji Dawidem Kownackim – obaj to reprezentanci Polski i wychowankowie akademii Lecha, wcześniej sprzedani za grube miliony.
Lech miał więc kadrę bez wątpienia najmocniejszą w lidze, ze słabszym punktem tylko na pozycji bramkarza. Trener Maciej Skorża mówił, że jednym z ważniejszych wyzwań przed nim jest takie zarządzanie drużyną, by ci, którzy rzadko grają – a w każdym innym polskim klubie mieliby pewne miejsce w składzie – nie czuli frustracji i solidnie pracowali nad realizacją planu.
Posezonowa wyprzedaż? Nie w Lechu
Gdy plan zdobycia mistrzostwa Polski został wypełniony i gdy w sobotę wieczorem drużyna przyjechała na poznański stadion, wiwatujący tłum wyraził oczekiwanie awansu do Ligi Mistrzów. Lech odbijał się od niej boleśnie nawet w czasach, gdy pozycja polskiej piłki klubowej była mocniejsza, a droga do LM krótsza – dlatego te aspiracje mogą uchodzić za oderwane od rzeczywistości. Nowy mistrz Polski do tej walki – jeśli nie o Ligę Mistrzów, to o Ligę Europy – wygląda jednak na przygotowanego.
Nie będzie w Poznaniu żadnej posezonowej wyprzedaży, bo być jej nie musi – Lech ma oszczędności, w poprzednim sezonie wykazał zysk w wysokości ponad 50 mln zł. Od kilku miesięcy wiadomo, że odejdzie Kamiński – już sprzedany za 10 mln euro do VfL Wolfsburg. Jego w składzie ma zastąpić kupiony zimą za niemal 1 mln euro Norweg Kristoffer Velde. Nieznana jest przyszłość Kędziory (czy będzie mógł wrócić latem do Dynama Kijów) i Kownackiego (Lech chciałby go zatrzymać, piłkarz też chce zostać, ale Fortuna Düsseldorf chciałaby odzyskać choć połowę z 7,5 mln euro, za jakie kupiła go z Sampdorii Genua, Lech oczywiście tyle nie zapłaci). Kontrakt kończy się Pedro Tibie – do niedawna piłkarzowi w warunkach ekstraklasy wybitnemu, który jednak u Skorży grał mało. W klubie cenią go za funkcję mentora, jaką pełni we wprowadzaniu do drużyny młodych graczy, ale on chce grać, mówi się o zainteresowaniu nim Jagiellonii Białystok i Legii Warszawa. Z Poznaniem pożegna się bramkarz Mickey van der Hart, na tę pozycję Lech sprowadzi prawdopodobnie innego zagranicznego gracza – w grę wchodzi Patrick Pentz z Austrii Wiedeń, niedawny debiutant w reprezentacji Austrii.
Mistrz Polski, kraju klasyfikowanego na haniebnym 30. miejscu w klubowym rankingu UEFA (tylko trzy miejsca niżej jest Liechtenstein), walkę o Ligę Mistrzów zacznie od pierwszej rundy kwalifikacji już w pierwszym tygodniu lipca. Wiadomo, że nie będzie w niej rozstawiony i trafi na rywala teoretycznie silniejszego. By zagrać w LM, musi pokonać czterech rywali. Ewentualne odpadnięcie w kwalifikacjach Ligi Mistrzów spycha Lecha do walki o fazę grupową Ligi Europy lub Ligi Konferencji.