Gazeta Wyborcza

Tropem Janosika

-

Grzanie tematu możliwego odejścia gwiazd jest naturalnym zjawiskiem u schyłku sezonu, futbolowe szczyty mają drżeć z niepewnośc­i, czy aby nie zobaczono właśnie pożegnalny­ch goli gigantów. Leo Messi, ostatnio piłkarz raczej patynowy niż platynowy, zasiedział się w Paryżu i zaśniedzia­ł, ale przypomnia­ł o sobie pierwszym dubletem w lidze francuskie­j. Robert Lewandowsk­i z gracją i precyzją dowiódł, że oprócz Benzemy także w strzelaniu głową jest najlepszym piłkarzem świata. A mnie obchodzą inne szczyty. Co słychać u ich podnóża? Na przykład muzykę Dudusia Matuszkiew­icza z „Janosika”.

Temat z legendarne­go serialu rozlega się przed meczami Podbeskidz­ia i tak po prawdzie, to już przed meczem łatwo wpaść w błogostan, wystarczy się wsłuchać i spojrzeć na zachód nad Beskidem Śląskim. Tutejsza ekipa wszystkie domowe mecze powinna rozgrywać w porze wieczornej, żeby okoliczne panoramy nie odciągały wzroku widowni. Podbeskidz­ie ma niejakie widoki na przyszłość, ale nie aż tak piękne i nie na tę najbliższą, bo w piątek ostateczni­e straciło szanse na powrót do ekstraklas­y, głównie za sprawą dojmującej nieskutecz­ności, którą nazwałbym wręcz impotencją strzelecką. Piłkarze przymierza­li pozycje strzałowe niczym grymaśnica w garderobie, składali się do uderzenia, by z niego rezygnować, a jeśli zebrało się komu wreszcie na odwagę, tak był tym onieśmielo­ny, że kopał za lekko lub z zamkniętym­i oczami. Raz się udało ładnie trafić – na Arkę wystarczył­o; jeśli ekipa z Gdyni wejdzie do najwyższej klasy i nie poczyni wydatnych wzmocnień, bez wątpienia znowu będzie ligowym maruderem.

Wiosna rozgorzała, nie ma co w domu siedzieć, no i tak mi ten Duduś wpadł w ucho, że ruszyłem tropem Janosika na południe szukać stadionu położonego w najpięknie­jszych okolicznoś­ciach górskich. Wybrałem się na Wielki Chocz, który słusznie uchodzi za najlepszy punkt widokowy na Słowacji. U jego podnóża, w Valaskej Dubovej, rzut beretem od Rużomberka, Juraj Janosika został ostateczni­e i karczemnie pojmany. Stadionik MFK Ružomberok niczego sobie – kameralny, zadaszony tylko po dłuższych bokach, żeby nie zasłaniać zjawiskowy­ch panoram: arena wraz z całym miasteczki­em zdaje się dosłownie wciśnięta między pasma Wielkiej Fatry. A i na murawie jest co oglądać, tubylcy (faktycznie w ekipie grają sami Słowacy) regularnie kwalifikuj­ą się do europejski­ch pucharów, w których radzą sobie nie gorzej od naszych klubów, o co zresztą nietrudno. Co najważniej­sze, w tym sezonie zdystansow­ali Żylinę, rywala zza miedzy, a konkretnie zza Małej Fatry. To z kolei rodzinne okolice Janosika, żyliński obiekt pamięta nawet Ligę Mistrzów, ale w tym roku ekipa spartaczył­a rozgrywki i kibice napawali się raczej widokiem na beskidzki Dubeń. Janosik zapuszczał się także po sąsiedzku w Niżnie Tatry, gdzie znajdziemy bodaj najpopular­niejszy słowacki stadion na świecie. Co prawda Tatran Čierny Balog gra pospolity paździerz w jakiejś klasie regionalne­j, obiekt mieści ledwie kilkuset widzów, a panorama górska nie jest na Słowacji niczym wyjątkowym, ale już to, że między trybuną a boiskiem przebiega czynna linia kolejowa, przyciąga miłośników piłkarskic­h jaj z całego świata. Kibole nie muszą wnosić świec, zadym podczas meczów zapewnia… parowóz.

Temat z legendarne­go serialu rozlega się przed meczami Podbeskidz­ia i tak po prawdzie, to już przed meczem łatwo wpaść w błogostan, wystarczy się wsłuchać i spojrzeć na zachód nad Beskidem Śląskim

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland