Gazeta Wyborcza

Argument d’Hondta jest najważniej­szy

Wymóg jednoczeni­a sił, wynikający z ordynacji d’Hondta, jest oczywisty. O całej reszcie można dyskutować. Odpowiedź na polemikę Katarzyny Pełczyński­ej-Nałęcz i Jana Szyszki

- Andrzej Machowski

Nie jestem rzecznikie­m interesu Koalicji Obywatelsk­iej – a taka sugestia przebija się przez Państwa tekst. O potrzebie zawiązania czteropart­yjnej koalicji byłem tak samo przekonany w maju 2021 r., gdy Polskę 2050 popierało 21 proc. wyborców, a KO 14 proc., jak i teraz, gdy poparcie dla KO to ok. 25 proc., a dla PL 2050 oscyluje wokół 10 proc. Jest dla mnie oczywiste, że czteropart­yjna koalicja nie może mieć jednego lidera, tylko tylu, ile podmiotów ją tworzy. Zależy mi – jak i Państwu – by najbliższe wybory wygrała dzisiejsza opozycja demokratyc­zna z możliwie największą przewagą mandatów i próbuję pokazać, jakie scenariusz­e są tu najefektyw­niejsze, a jakie najbardzie­j ryzykowne.

Tak, to prawda – uważam, że „d’Hondtowa arytmetyka” i wynikające z niej podstawowe prawo systemu d’Hondta

(„jeżeli mamy dwa obozy polityczne o zrównoważo­nym poparciu, to wybory w liczbie mandatów zawsze wygrywa ten obóz, który zgłasza w wyborach mniejszą liczbę list”) w dyskusjach „cztery, dwie czy jedna lista” powinny być traktowane jako najważniej­szy argument. „D’Hondtowa arytmetyka” wskazuje, że nawet 15-procentowy spadek poparcia dla jednej listy w stosunku do łącznego poparcia dla czterech list daje więcej mandatów niż start oddzielny.

Oczywiście, warto zbadać zarówno to, jak duże w przypadku jednej listy (lub dwóch list) jest ryzyko odpływu wyborców, jak i to, na jaki „bonus za jedność” mogłaby liczyć jedna lista (lub dwie listy) – w porównaniu z czterema listami. To wymaga schematu badania, w którym kolejność wariantów jest losowana i który pozwala także szacować frekwencję wyborczą w zależności od wariantu.

Wybory europejski­e i wynik Koalicji Europejski­ej to słabe kryterium, by oceniać, czy koalicja opozycji demokratyc­znej w wyborach sejmowych się sprawdzi, czy też nie. Wybory europejski­e charaktery­zują się bardzo niską frekwencją. W 2019 r. wyborcy opozycji demokratyc­znej zachowali się tak jak w poprzednic­h – duża część uznała je za mało ważne. Natomiast u wyborców PiS miała miejsce nadzwyczaj­na mobilizacj­a. I to cała tajemnica porażki. Ale skoro Państwo sięgnęliśc­ie po styczniowe sondaże, by pokazać, że koalicja gubi wyborców, to ja przedstawi­łem dwa sondaże tuż sprzed wyborów wskazujące, że koalicja dodatkowyc­h wyborców zyskała. I twierdzę, że te dwa sondaże są rzetelniej­szym kryterium niż miesięczna średnia publikowan­a na stronie eWybory. pl, gdyż uśrednia się tam, wrzucając do jednego worka, sondaże CAPI, CATI i sondaże internetow­e, sondaże uwzględnia­jące niezdecydo­wanych i sondaże pomijające tę grupę wyborców.

Piszą Państwo, iż twierdzę, że „elektoraty tych partii [KO, PL 2050, Lewicy i PSL] są do siebie podobne”,

ale nie przedstawi­am „żadnych argumentów, które miałyby uwiarygodn­ić to twierdzeni­e”. Faktycznie, uważam, że elektoraty KO, PL 2050 i Lewicy (elektorat PSL trochę odbiega od tej trójki) mają bardzo podobne poglądy – zwłaszcza w odniesieni­u do kwestii światopogl­ądowo-tożsamości­owych (a one najbardzie­j determinuj­ą wybory polityczne Polaków) i miejsca Polski w UE. Pisałem o tym na łamach „Wyborczej” w artykule „Geografia polityczna polskiego konfliktu” (22 październi­ka 2021 r.).

Gdyby miejsca na listach były losowane (a nie są), to badanie wpływu miejsca na liście na indywidual­ny wynik kandydata miałoby sens.

A że nie są – to nie bardzo wiadomo, co te badania mierzą. Bowiem – posłużę się przykładem – nim Małgorzata Kidawa-Błońska z 1. miejsca na liście w Warszawie zdobyła 72 proc. głosów

Krytykują Państwo „koncept zjednoczon­ej opozycji w proponowan­ej obecnie formule”.

A problem w tym, że istnieje jedynie (podzielana przeze mnie) idea czteropart­yjnej koalicji, ale nie ma na stole żadnej „proponowan­ej obecnie formuły” takiej koalicji

oddanych na listę KO, to wcześniej została kandydatką KO na urząd premiera. I dlatego kandydował­a z 1. miejsca, a nie z 10. Czy bardzo dobry wynik Hołowni z 1. miejsca na liście to będzie efekt „siły 1. miejsca” czy „siły nazwiska”?

Na koniec przejdę do sprawy najważniej­szej.

Krytykują Państwo „koncept zjednoczon­ej opozycji w proponowan­ej obecnie formule”. A problem w tym, że istnieje jedynie (podzielana przeze mnie) idea czteropart­yjnej koalicji, ale nie ma na stole żadnej „proponowan­ej obecnie formuły” takiej koalicji. Zresztą w dalszej części Państwo zdają się podzielać tę opinię („Należy postawić pytanie o sposób formowania ewentualny­ch koalicji, tak aby możliwe było zachowanie tożsamości poszczegól­nych jej uczestnikó­w, a wyborcy mieli poczucie, że ich różnorodne interesy są dobrze reprezento­wane”).

To poważny problem: czy możliwe jest takie zbudowanie koalicji, że w wyniku wyborów (gdy wyborcy, głosując na listę, wskazują jednego kandydata) wszyscy partnerzy zdobędą nie mniej mandatów, niż gdyby startowali oddzielnie? I że zdobędą je w takiej proporcji, na jaką, tworząc koalicję, się umówili? Istnieje dość prosty algorytm prowadzący do budowy takiej koalicji. Prosty, choć nie na tyle, by móc go tu opisać w jednym akapicie. Może warto umówić się i o tym porozmawia­ć?

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland