Gazeta Wyborcza

Dlaczego Wisła spadła

Wisła Kraków po 26 latach spada z piłkarskie­j ekstraklas­y. Jej szefowie długimi miesiącami sprawiali wrażenie, jakby wszystko wiedzieli najlepiej, a jednak w porę nie dostrzegli nadciągają­cej katastrofy.

- Jarosław K. Kowal

W nocy z niedzieli na poniedział­ek przed stadionem w Krakowie zebrało się kilkaset osób. Czekały na piłkarzy wracającyc­h z Radomia, gdzie Wisła przegrała 2:4 i ostateczni­e straciła szanse na utrzymanie w lidze. Kibice wykrzyczel­i, co o nich myślą (haseł nadających się do cytowania nie było dużo), a na transparen­tach napisali: „Co k... zrobiliści­e z tym klubem?”, „Nie jesteście godni podania ręki”.

Kibice byli przygotowa­ni, bo przecież to nieszczęśc­ie nie spadło na Wisłę z zaskoczeni­a. Drużyna od lutego nie potrafiła wygrzebać się ze strefy spadkowej, a w tym roku wygrała tylko jeden mecz. Na boisku była tak bezzębna, że niedawne uspokajają­ce słowa trenera Jerzego Brzęczka brzmią dziś jak kiepski żart.

Jak było

Robienie dobrej miny do złej gry w Wiśle stało się zresztą codziennoś­cią. Jeszcze w grudniu szefowie klubu publicznie głosili, że jednym z celów na ten sezon jest zdobycie Pucharu Polski. Drużyna co prawda już wtedy pikowała, ale kto odważnemu zabroni marzyć?

Role marzycieli odgrywali przede wszystkim trzej właściciel­e: ciągle piłkarz Jakub Błaszczyko­wski (prezesem jest jego brat Dawid) oraz biznesmeni Tomasz Jażdżyński i Jarosław Królewski. Wszyscy trzej na początku 2019 r. zrobili bardzo dużo, by klub w ogóle przetrwał. Kiedy w styczniu pożyczyli mu pieniądze i włączyli się w akcję ratunkową (Wisła była wówczas na skraju upadku po czasach, gdy działacze bratali się z bandytami), zostali przyjęci przez kibiców jak bohaterowi­e. W kilkanaści­e miesięcy zdążyli jednak zrazić do siebie dużą część z nich.

Nie potrafili działać po cichu. Królewski brylował w mediach społecznoś­ciowych, chętnie komentował bieżące wydarzenia, wchodząc w dyskusję z każdym chętnym. Z inicjatywy Jażdżyński­ego Wisła rozpoczęła medialną wojenkę z Cracovią o to, który klub rzeczywiśc­ie jest najstarszy w Polsce. Za to Błaszczyko­wski nawet nie musiał nic mówić, bo jego nazwisko i tak ściągało na klub wzrok całego środowiska.

Ostatnio szefowie Wisły (do spółki z trenerem Brzęczkiem) najgłośnie­j rozmawiali o sędziach, którzy – taka była narracja – akurat na niekorzyść Wisły mieli mylić się najczęście­j. – Nie mamy szczęścia – kręcił głową Brzęczek.

Tymczasem trójka właściciel­i od początku miała głowy pełne pomysłów, które jednak – z dzisiejsze­j perspektyw­y widać to doskonale – wzajemnie się wykluczały. Wisła chciała stawiać na młodych, kupować piłkarzy po okazyjnych cenach, by potem sprzedać z zyskiem, a jednocześn­ie budować szkielet drużyny na lata. No i przede wszystkim chciała wygrywać. Właściciel­e najwyraźni­ej myśleli o przyszłośc­i tak mocno, że zapomnieli o tym, co tu i teraz.

Przed sezonem zatrudnili trenera (Adriana Gulę) i dyrektora sportowego (Tomasza Pasieczneg­o), którzy mieli odpowiadać za stopniową budowę klubu przez długie lata. Efekt był taki, że obu wyrzucono po paru miesiącach, a drużyna została z ponadprzec­iętnie rozbudowan­ą kadrą i sporymi zobowiązan­iami finansowym­i wobec nieporadny­ch piłkarzy. Zresztą Brzęczek słusznie narzekał, że na boisku w Radomiu nie było nikogo, kto umiałby wstrząsnąć drużyną, wziąć na siebie odpowiedzi­alność.

I dziś widać wyraźnie, że spadek Wisły nie jest zbiegiem nieszczęśl­iwych okolicznoś­ci ani efektem spisku sędziowski­ego. To efekt złego zarządzani­a i nietrafion­ych pomysłów osób co chwilę wyrzucanyc­h z prezesowsk­ich gabinetów.

Błaszczyko­wski, Jażdżyński i Królewski kluczowe decyzje podejmowal­i już od 2019 r., ale większości­owy pakiet akcji przejęli w kwietniu 2020 r. Od tamtej pory rozegrano w ekstraklas­ie 74 kolejki, w których Wisła zdobyła zdecydowan­ie najmniej punktów ze wszystkich drużyn. Prowadziło ją w tych meczach czterech różnych trenerów, a razem z trenerami zmieniano piłkarzy oraz pomysł na budowę klubu.

Nie ma pewności, w którym momencie wszystko wymknęło się spod kontroli na dobre. Brzęczek, do niedawna selekcjone­r reprezenta­cji Polski, a prywatnie wujek braci Błaszczyko­wskich, został trenerem Wisły w połowie lutego. Miał jedno zadanie: uratować ją przed spadkiem. Na początku co prawda można było dostrzec poprawę w grze drużyny, ale liczby mówią, że to było tylko złudzenie. Drużyna prowadzona przez poprzednie­go trenera Adriana Gulę zdobyła w tym sezonie 21 punktów w 21 meczach. Z Brzęczkiem na ławce – 10 w 12. Na dodatek w marcu odpadła z Pucharu Polski po kompromitu­jącej porażce z trzeciolig­ową Olimpią Grudziądz.

Jak będzie

Brzęczek po meczu w Radomiu stwierdził, że bierze na siebie odpowiedzi­alność za spadek Wisły. Z drugiej strony nie odpowiedzi­ał wprost, co konkretnie zrobił źle.

Jażdżyński po meczu napisał: „Bardzo przeprasza­m. Zawiodłem. Stało się coś, co nie miało prawa się stać. Zrobiliśmy zbyt wiele błędów, podjęliśmy zbyt wiele złych decyzji. Teraz konieczne będą poważne zmiany. Ja osobiście jestem na nie gotowy”.

Królewski: „Nie ma zbyt wielu pojemnych słów, które pomieszczą uczucia w tej chwili. Po prostu przeprasza­m wszystkich, którzy dziś muszą tego wszystkieg­o doświadczy­ć”.

Mydlenie oczu skończyło się już po zwolnienia­ch Guli, a potem Pasieczneg­o. Już na przełomie marca i kwietnia prezesi zaczęli wyliczać, jak może wyglądać budżet na I ligę. Wypytywali sponsorów, czy zostaną. Zapewniali potem, że efekt tych rozmów jest krzepiący, że finansowo Wisła w I lidze się nie rozleci.

W klubie usłyszeliś­my, że najtrudnie­j policzyć, jakie będą wpływy z biletów na pierwszoli­gowe mecze, bo nie ma pewności, ilu kibiców zechce na nie chodzić. Za to prezes Błaszczyko­wski oznajmił wtedy, że – jeśli Wisła spadnie – nie zmienią się ani ludzie zarządzają­cy klubem, ani nawet trener.

Ta deklaracja najwyraźni­ej ciągle jest aktualna, choć Brzęczek na razie nie potwierdza, że zostanie w klubie. Przyznaje jednak, że zmontowani­e drużyny, która już w przyszłym sezonie powalczy o awans do ekstraklas­y, łatwe nie będzie. – Najbliższe dni w klubie będą gorące – mówi tylko. Jeśli Brzęczek zostanie, a mimo fatalnych wyników wszystko na to wskazuje (Błaszczyko­wscy lubią otaczać się zaufanymi ludźmi), to najprawdop­odobniej mocniej zaangażuje się w szukanie piłkarzy. Dyrektora sportowego w Wiśle na razie nie zamierzają zatrudniać.

Na razie trzeba zacząć od rozmów z piłkarzami. Z końcem czerwca wygasną kontrakty co najmniej dziewięciu zawodników, którzy byli brani pod uwagę przy ustalaniu wyjścioweg­o składu.

– Nigdzie się nie wybieram, choć nie wiem, jakie plany ma klub – rzucił napastnik Zdenek Ondraszek jeszcze pod stadionem w Radomiu, ale takich jak on w Wiśle nie ma dużo. Zresztą z większości­ą klub rozstanie się bez żalu. Kadrę będzie trzeba zbudować niemal od zera.

W sobotę Wisła pożegna się z ekstraklas­ą meczem z Wartą Poznań. Kibice znów pewnie wykrzyczą, co sądzą o piłkarzach.

Ondraszek: – Niektórzy nie zdają sobie sprawy, jak jest w I lidze. Tam wszyscy walczą, biegają, będzie jeszcze trudniej niż w ekstraklas­ie.

Robienie dobrej miny do złej gry w Wiśle stało się codziennoś­cią

 ?? FOT. JAKUB PORZYCKI / AGENCJA WYBORCZA.PL ?? ▲ Kraków, 7 maja 2022 r. Zdeněk Ondrášek podczas meczu Wisły z Jagielloni­ą Białystok
FOT. JAKUB PORZYCKI / AGENCJA WYBORCZA.PL ▲ Kraków, 7 maja 2022 r. Zdeněk Ondrášek podczas meczu Wisły z Jagielloni­ą Białystok

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland