Dyrektorzy o podwyżkach: To będzie piekło
Rząd przewidział, że szpitale i przychodnie na wymuszone ustawą podwyżki będą potrzebowały 7,2 mld zł. Dyrektorzy mówią zgodnie: – To na pewno nie starczy.
„Dziękuję Radzie Ministrów za przyjęcie projektu ustawy o minimalnym wynagrodzeniu w ochronie zdrowia. To przełomowa ustawa dla polskich medyków, która gwarantuje systematyczny wzrost pensji. Uwzględniamy w niej istotną rolę pielęgniarek” – pochwalił się we wtorek na Twitterze minister Adam Niedzielski. Jeszcze tego samego dnia projekt znalazł się w Sejmie. Ma być przyjęty jak najszybciej, bo podwyżki mają być wypłacane już od lipca.
Podwyżki na szeroką skalę
Skala podwyżek ma być większa niż kiedykolwiek. Różnica w stosunku do poprzednich lat jest taka, że zaraz po lekarzach ze specjalizacją (mają otrzymywać minimum 8,2 tys. zł) w tabelce ze wskaźnikami podwyżek umieszczono przedstawicieli wszystkich innych zawodów medycznych po studiach magisterskich i ze specjalizacją. W tej grupie są m.in. pielęgniarki, położne, diagności laboratoryjni, fizjoterapeuci, farmaceuci i psycholodzy. Ich pensja minimalna od lipca ma wynieść 7,3 tys. zł.
Potem są lekarze bez specjalizacji (6,7 tys. zł) oraz stażyści (niecałe 5,4 tys. zł). Farmaceuci i fizjoterapeuci, diagności laboratoryjni, pielęgniarki, położne i inni pracownicy medyczni z wyższym wykształceniem, ale bez specjalizacji lub bez wykształcenia magisterskiego, ale ze specjalizacją mają mieć od lipca pensje w wysokości prawie 5,8 tys. zł.
Ci sami pracownicy bez studiów magisterskich i bez specjalizacji mają zarabiać ponad 5,3 tys. zł. Pensja techników RTG i opiekunów medycznych ma wzrosnąć do minimum 4,9 tys. zł. Sekretarki medyczne z wyższym wykształceniem mają zarabiać 5,7 tys. zł, a rejestratorki ze średnim wykształceniem – 4,4 tys. zł. Salowe zarobią 3,7 tys. zł, co oznacza ponad 600 zł podwyżki.
„Wzrost wynagrodzeń pracowników podmiotów leczniczych przyczyni się do wzrostu satysfakcji już zatrudnionych pracowników wykonujących zawody medyczne i tzw. pracowników działalności podstawowej oraz zwiększy zainteresowanie podjęciem pracy w podmiotach leczniczych” – napisał rząd w załączonej do projektu ocenie skutków regulacji (OSR).
Kto będzie zadowolony, a kto nie?
Dyrektorzy szpitali, z którymi rozmawiała „Wyborcza”, są innego zdania. Boją się tego, co minister uznaje za walor, czyli zmniejszenia różnicy między minimalną pensją lekarza ze specjalizacją a pielęgniarki ze specjalizacją.
– Kiedy czytam tę ustawę, to widzę piekło. Nikogo nie zadowoli. Dla lekarzy nie będzie ważne, że ich minimum urośnie do 8,2 tys. zł, ale to, że będą mieli tylko 900 zł więcej od pielęgniarek. A pielęgniarkę po średniej szkole będzie denerwować to, że zarobi o 1,5 tys. zł mniej od dziewczyny bez żadnego doświadczenia, za to po studiach, którą ona będzie musiała i tak uczyć – mówi dyrektor dużego szpitala na Śląsku.
– Narzucanie szpitalom podwyżek ustawą zawsze uważałam za błąd, ale jeśli już, to absolutnie nie powinno się w niej różnicować zarobków osób, które wykonują tę samą pracę. To jest absurd – mówi z kolei Anna Knysok, była wiceminister zdrowia i była dyrektorka szpitala, z wykształcenia magister pielęgniarstwa.
– Nie sposób nie dać podwyżek księgowym i kadrowym, nie sposób nie dać ich technikom. Przecież nie mogą zarabiać mniej niż salowe, a bez nich też szpital nie ujedzie – mówi inny dyrektor szpitala. Jeszcze bardziej boi się presji lekarzy na kontraktach, którzy też będą chcieli podwyżek – i nawet nie dlatego, że dostaną je inni, ale z powodu inflacji. – Spirala podwyżek nakręci spiralę długów – zauważa.
W sektorze prywatnym będzie drożej?
W Ocenie Skutków Regulacji rząd zapewnia, że „wszystkie skutki finansowe ustawy w zakresie wydatków zarówno budżetowych, jak i pozabudżetowych (NFZ) zostaną zabezpieczone w ramach corocznych limitów wydatków przeznaczonych na finansowanie zadań w obszarze zdrowia”.
Problem w tym, że rząd ocenił te skutki na 7,2 mld zł. Tyle właśnie ma szpitalom i poradniom wypłacić NFZ. Obliczając tę kwotę, Ministerstwo Zdrowia wzięło jednak pod uwagę tylko pracowników na etacie i tylko tych ujętych w tabeli załączonej do projektu. Nie ma w nim pracowników na kontraktach oraz osób zatrudnionych w administracji szpitali i obsłudze technicznej.
Wydaje się, że rząd zdaje sobie z tego przynajmniej w jakimś stopniu sprawę. W OSR przyznaje, że nowelizacja może „mieć pośredni wpływ na wysokość opłat za usługi medyczne w podmiotach leczniczych sektora prywatnego”. Czyli pacjenci zapłacą więcej, bo skoro wzrosną płace w szpitalach i poradniach, które mają kontrakt z NFZ, to lekarze i pielęgniarki w prywatnych lecznicach też zażądają więcej. Tu szacunków finansowych jednak rząd nie przedstawił, bo „obarczone byłoby ryzykiem znaczącego błędu” z uwagi na „brak szczegółowych danych na temat wysokości wynagrodzeń” w prywatnych lecznicach.
Temat został poruszony podczas wtorkowego spotkania online ministra Niedzielskiego z dyrektorami 350 szpitali z całej Polski. – Jeden z dyrektorów zwrócił uwagę, że zgodnie z tą ustawą dostanie z NFZ pieniądze na podwyżki dla 50 pracowników, a 750 innym będzie musiał wypłacić z budżetu na leczenie. I tak ze szpitala, który do tej pory miał zysk, zamieni się w szpital, który kończy rok z kilkumilionową stratą – mówi „Wyborczej” jeden z uczestników spotkania.
Kto za to zapłaci?
Minister Niedzielski zapewnił, że rząd o problemie wie i szuka rozwiązania. Nie przedstawił jednak żadnych konkretów, w jaki sposób chce wypłacać dodatkowe pieniądze na podwyżki.
– Generalnie popieramy podwyżki, ale w projekcie nie ma zapisów na temat sposobu wpłaty pieniędzy na podwyżki dla pracowników medycznych na etatach, a więc wspomnianych 7 mld zł. Nie ma też nic o tym, jak mają być zabezpieczone pieniądze na wszystkich pozostałych pracowników zatrudnionych w szpitalach. Tu nie wystarczy powiedzieć: „Pracujemy nad tym”. Dlatego negatywnie oceniliśmy projekt – mówi Bernadeta Skóbel ze Związku Powiatów Polskich.
Strona samorządowa przedstawiła negatywną ocenę projektu na poniedziałkowym posiedzeniu komisji wspólnej rządu i samorządu. Wiceminister Piotr Bromber był wyraźnie zaskoczony.
Dyrektorzy szpitali miejskich i powiatowych zwracają uwagę na jeszcze jeden problem. Z powodu wprowadzenia zmian podatkowych związanych z „Polskim ładem” samorządy bardzo straciły finansowo. A inflacja rośnie. Razem z nią wzrosły koszty inwestycji, na przykład drogowych. Więc dyrektorzy szpitali nie mogą już liczyć na to, że samorząd poratuje ich finansowo albo da pieniądze na wkład własny, by uzyskać dotację na aparaturę lub remont.
Zaraz po lekarzach ze specjalizacją (mają otrzymywać minimum 8,2 tys. zł) w tabelce ze wskaźnikami podwyżek umieszczono przedstawicieli wszystkich innych zawodów medycznych po studiach magisterskich i ze specjalizacją
●