Komu wolno nie zgadzać się z Kościołem
Politykom prawicy wolno więcej. Mogą sprzeciwiać się nauczaniu Kościoła w sprawie świętości życia i nikt nie domaga się, by pozbawić ich prawa przystępowania do komunii
Tuż po Nowym Roku premier Mateusz Morawiecki zasiadł w eleganckim pokoju któregoś z rządowych budynków i postanowił być przez chwilę nowoczesny. Kazał bowiem zorganizować interaktywną sesję Q&A (pytań i odpowiedzi) z udziałem internautów, a w ręce chwycił tablet na znak swojej przynależności do technologicznej awangardy. Niestety, jak na konserwatystę przystało, nowoczesna okazała się tylko forma.
Morawieckiego zdemaskowała zwłaszcza ta najgłośniej komentowana z jego odpowiedzi, w której wyraził poparcie dla idei przywrócenia kary śmierci. Zganił i liberalnych postępowców końca XX w., i Kościół katolicki za zbyt „pochopne” wyrzucenie kary głównej poza obręb dopuszczalnych w naszym kręgu cywilizacyjnym środków penalnych. Jego konstatacja, że „w tej sprawie się z Kościołem nie zgadza”, przyszła szefowi rządu PiS z widocznym bólem i smutkiem. Zwłaszcza że padła na kilka dni przed ponowieniem nauczania Kościoła w tej sprawie przez samego papieża.
Pojawia się oczywiście pytanie, czy katolikowi wolno się z Kościołem ot tak po prostu nie zgadzać,
publicznie (ku potencjalnemu „zgorszeniu” wiernych) to deklarować i następnie funkcjonować dalej, przechodząc nad sprawą do porządku dziennego. Jest oczywiście jasne, że dla polityka PiS dużo gorzej byłoby się nie zgadzać z Jarosławem Kaczyńskim niż z Kościołem (byłoby bardzo nieroztropnym napomknąć o tym w ramach sesji Q&A!), a co do kary śmierci prezes PiS się z Kościołem również nie zgadza. Morawiecki idzie więc po linii partii, Kościołowi jednak nie do końca wiernej.
Sprawa jest jednak poważna, bo nauczanie katolickie o świętości życia i obowiązku otaczania go ochroną i troską „od naturalnego poczęcia po naturalną śmierć” należy do najważniejszych fragmentów katechizmu. Trudno zaś uznać – obojętnie, jakie retoryczne wygibasy ktoś chciałby zastosować – że wyzionięcie ducha nad zapadnią szubienicy, na elektrycznym krześle lub wskutek dożylnego wstrzyknięcia trucizny w żyły stanowi w jakimkolwiek zakresie naturalną śmierć. To raczej śmierć wysoce nienaturalna. Czyżby do samego jądra rzekomo wiernej, katolickiej i wręcz klerykalnej partii PiS wkradły się wątki z „cywilizacji śmierci”?
Stanowisko wyrażone przez Morawieckiego mocno osłabia argumentację, jaką posługują się konserwatyści, krytykując zwolenników opcji pro-choice w debacie o aborcji. W końcu zwolennik kary śmierci opowiada się za aktem prawnym w sposób bezpośredni przesądzającym o zadaniu śmierci człowiekowi, podczas gdy stronnik pro-choice chce jedynie ustawy, która powstrzymuje się od podejmowania w zastępstwie matki decyzji o życiu płodu. Nie przesądza ani nie decyduje o tym, że ciąża zostanie usunięta. Z tego punktu widzenia nie jest bezpośrednim zamachem na ochronę życia „od naturalnego poczęcia po naturalną śmierć”, jest jedynie osłabieniem ochrony prawnej tak szeroko rozumianego zakresu życia.
A jednak to nie zwolennicy kary śmierci, lecz katoliccy „liberałowie” opowiadający się przeciw prawnemu zakazowi przerywania ciąży, jak prezydent USA Joe Biden, są od czasu do czasu konfrontowani z postulatami pozbawienia dostępu do sakramentów takich jak komunia święta. Co więcej, czasem do takiej odmowy udzielenia sakramentu wystarcza, że nie są zwolennikami zaostrzenia już obowiązujących ustaw i wprowadzenia totalnego zakazu przerywania ciąży lub postulują w tych sprawach referendum,
jak lider Polski 2050 Szymon Hołownia.
Dlaczego nie słychać wezwań, aby prawa przystępowania do komunii pozbawić propagatora kary śmierci, przeciwnika nauczania Kościoła o świętości życia „od naturalnego poczęcia po naturalną śmierć”, Mateusza Morawieckiego?
Podkreślmy jeszcze jedną różnicę:
katoliccy zwolennicy kary śmierci uważają, że ona jest moralnie dobra, jest aktem sprawiedliwości, znakiem zdrowej postawy etycznej. Nie jest tak, że z bólem ją akceptują jako mniejsze zło, twierdząc, że jest jedyną skuteczną ochroną społeczeństwa przed bandytyzmem najgorszego kalibru. Są jej ochoczymi propagatorami.
Tymczasem wśród katolików sprzeciwiających się prawnemu zakazowi aborcji nie znajdziemy żadnego maniaka, który by z radością w głosie twierdził, że „aborcja jest fajna” albo nawet, że „aborcja jest OK”. Katoliccy przeciwnicy zakazu aborcji podzielają nauczanie Kościoła co do jej oceny moralnej. Różnią się od niego tylko w dość technicznej kwestii, czy owo zło powinno być zakazywane prawem, co generuje wiele tragicznych sytuacji i stanowi przejaw narzucenia jednej oceny światopoglądowej wszystkim obywatelom, czy też jego ocena winna dokonywać się w indywidualnych ludzkich sumieniach. Domagając się ustawowego zakazu – argumentują – Kościół stawia na majestat doczesnego prawa zamiast na swoje zdolności ewangelizacyjne. I to jest kuriozalna deklaracja kapitulacji tej instytucji. Dodajmy, że niejedyna to taka jej kapitulacja w obecnych czasach.
Tak czy inaczej Morawiecki, Kaczyński, Ziobro i inni niezliczeni negacjoniści nauczania Kościoła w sprawie kary śmierci nie muszą się obawiać nawet słowa krytyki za to ze strony hierarchów. Najwyraźniej politykom prawicy więcej wolno. Są pupilami Kościoła, gwarantami jego przywilejów, w tym przywilejów finansowych, pomagają wyciszać kościelne skandale, obiecują pobłażliwość instytucji państwa przy kontrolowaniu i ściganiu nieprawidłowości i przestępstw popełnionych przez ludzi Kościoła. W Polsce zresztą ta relacja chyba zdążyła się już odwrócić i to nie politycy prawicy wiszą u klamki biskupów, prosząc o łaskę, wsparcie i ratunek, lecz odwrotnie.
O tym, że prawicy wolno więcej, świadczy też fakt,
że od ponad roku Kościół milczy w sprawie polityki władz i poglądów głoszonych przez polityków obozu rządzącego w kwestii pushbacków i nieludzkiego traktowania uchodźców na granicy polsko-białoruskiej. Nauczanie Kościoła w tej sprawie zostało w Polsce wyciszone i zawieszone na kołku. Nie zmieniły tego nawet liczne przypadki śmierci uchodźców w przygranicznych lasach. Uchodźców spoza chrześcijańskiego kręgu kulturowego zasada ochrony życia „od naturalnego poczęcia po naturalną śmierć” nie dotyczy, tak samo jak skazańców. I to mimo że nie popełnili żadnej zbrodni.
A może to jest po prostu czysty koniunkturalizm? Kościół z prawicą o karę śmierci nie kruszy kopii, bo wie, że nie da się jej przywrócić bez zerwania przez Polskę instytucjonalnych więzi z krajami zachodniej Europy, na co przy obecnym stanie nastrojów społecznych (poparcie dla członkostwa w UE utrzymuje się na poziomie ponad 80 proc.) nawet PiS się nie zdecyduje. Natomiast o życie uchodźców biskupi nie kruszą kopii, bo wiedzą, że rząd ma solidne poparcie większości obywateli dla obecnej bezlitosnej polityki. Tymczasem w sprawie aborcji poglądy układają się z grubsza fifty-fifty i przyszłość regulacji prawnych jest całkowicie otwarta.