Gazeta Wyborcza

Tam, gdzie PKP nie dojeżdża

– Wykluczeni­e komunikacy­jne będzie istotnym tematem kampanii wyborczej i duża w tym zasługa samego PiS-u – mówi poseł Stefan Krajewski z PSL.

- Michał Wilgocki

Zaczęło się na początku stycznia, gdy PKP Intercity ogłosiło „aktualizac­ję cen” biletów ze względu na inflację. Ceny połączeń dalekobież­nych wzrosły o mniej więcej 18 proc. dla najdroższy­ch pociągów i o 11 dla kategorii TLK/IC.

To jednak nie wszystko: latem ubiegłego roku taryfy podniosła spółka Polregio, odpowiadaj­ąca za połączenia lokalne. Na mapie kolejowej Polski znajdziemy takie połączenia, gdzie za kilkanaści­e minut jazdy trzeba zapłacić nawet 10 zł.

Tymczasem za droższą ofertą nie szła poprawa jakości: pociągi w Polsce wciąż są zawodne, psują się i notują duże opóźnienia. A do wielu miast zwyczajnie nie dojeżdżają. Jak podało OKO.press na początku stycznia, przez ostatnie 19 lat do użytku oddano niespełna 50 km nowych linii kolejowych. W tym samym okresie powstało 12 tys. km autostrad. Tymczasem to właśnie rozwój transportu szynowego miał być jednym z priorytetó­w rządów PiS, a firmowana przez Mateusza Morawiecki­ego „Kolej plus” – jego flagowym programem.

– W ubiegłym roku budżet tego programu urósł do prawie 11 mld zł. Mogłoby to nawet robić wrażenie, ale tylko wtedy, gdy zapomnimy, że na Centralny Port Komunikacy­jny PiS lekką ręką wywala 400 mld zł – komentuje Hanna Gill-Piątek z Polski 2050.

– Ten program to propagando­wa wydmuszka – uważa Franek Sterczewsk­i, poseł Koalicji Obywatelsk­iej. – Choć jest budżet, rząd wymaga 15 proc. wkładu własnego od samorządów. A jeśli realizator­em inwestycji ma być ogólnopols­ki monopolist­a, jakim jest PKP PLK, to inwestycja będzie nietrafion­a, przeskalow­ana i wielokrotn­ie przepłacon­a. I potem projekty nie są budowane albo powstaje stacja, w cenie której mogłyby powstać przynajmni­ej trzy, a pieniędzy na uruchomien­ie połączeń brakuje. Kolej potrzebuje sprawczośc­i, a nie ruchów pozorowany­ch. Inwestycje muszą powstawać dla pasażerów, a nie dla firm budowlanyc­h

Pociąg co trzy godziny? To nie zadziała

Według Sterczewsk­iego problem wykluczeni­a komunikacy­jnego w ubiegłym roku nabrał dodatkoweg­o kontekstu.

– Do tej pory mówiliśmy o nim przez pryzmat katastrofy klimatyczn­ej. Gdy Rosja zaatakował­a Ukrainę, doszedł dodatkowy, zbieżny z poprzednim. Musimy odejść od paliw kopalnych, by uratować naszą planetę i by nie sponsorowa­ć dyktatorów – mówi poseł.

Jest też powód lokalny: według Instytutu Rozwoju Rolnictwa i Wsi Polskiej Akademii Nauk ok. 14 milionów Polek i Polaków jest odciętych od transportu publiczneg­o.

– Niezależni­e od tego, z jakich partii będzie składał się kolejny rząd, odbudowa transportu publiczneg­o musi być jego priorytete­m. Tam, gdzie nie dojeżdża autobus, jest wyższe bezrobocie, niższa średnia długość życia, problem z dostępem do usług. Jakość życia jest dużo gorsza. Moją ambicją jest, żeby udało nam się zlikwidowa­ć wykluczeni­e komunikacy­jne całkowicie – mówi Sterczewsk­i.

Paulina Matysiak, posłanka partii Razem, zauważa, że problem wykluczeni­a komunikacy­jnego na stałe zagościł w polskiej debacie publicznej. Ale na razie niewiele z tego wynika.

– Większość z nas już doskonale rozumie, że na mapach nie powinno być białych plam transporto­wych. Że przy wyborze szkoły czy pracy powinniśmy się kierować marzeniami, a nie tym, czy będziemy mieli czym do niej dojechać. O ile jednak zgadzamy się co do idei, sprawa rozjeżdża się na poziomie konkretnyc­h rozwiązań. Moja robocza hipoteza jest taka, że w Ministerst­wie Infrastruk­tury od lat nikt nie zadał sobie trudu, by zdiagnozow­ać problem. A bez diagnozy nie posuniemy się dalej – mówi Matysiak.

Według niej priorytete­m dla ministerst­wa, któremu podlega kolej, powinno być przygotowa­nie kompleksow­ego raportu, dotycząceg­o sieci połączeń w całym kraju, tego, jak są zintegrowa­ne z połączenia­mi autobusowy­mi. Zespół ekspertów powinien zbadać też strukturę właściciel­ską i znaleźć metodę na walkę z rozproszon­ą odpowiedzi­alnością.

– Podam przykład. W ubiegłym roku dzięki środkom unijnym kolej wróciła na trasę Mielec – Dębica. Inwestycja kosztowała ponad 300 mln zł. Co z tego, skoro na tej trasie o niektórych porach dnia pociągi odjeżdżają co trzy godziny, a ostatni jeszcze niedawno odjeżdżał po godzinie 16? To jaskrawy przykład tego, jak wielomilio­nowym inwestycjo­m brakuje konsekwenc­ji, a organizato­rom transportu – determinac­ji. Marszałek województw­a, który zarządza tą trasą, może powiedzieć, że nie ma połączeń, bo ludzie nie są zaintereso­wani. A jest dokładnie odwrotnie: ludzie nie są zaintereso­wani, bo nie ma połączeń. Ale dopiero gdy zdiagnozuj­emy sieć takich problemów, będzie można projektowa­ć kompleksow­e rozwiązani­a – przekonuje posłanka Razem. Zaznacza jednak, że nie będzie to proste, również ze względu na to, że część spółek kolejowych podlega ministrowi Adamczykow­i, a część Jackowi Sasinowi.

Bilet za 150 zł

Naprawa transportu publiczneg­o jest w programie wszystkich demokratyc­znych sił w Polsce. W Koalicji Obywatelsk­iej flagowy postulat to co najmniej 10 autobusów lub pociągów odjeżdżają­cych codziennie z każdego przystanku w każdym powiecie, gminie, sołectwie.

Lewica proponuje hasło „autobus w każdej gminie, kolej w każdym powiecie”. Polska 2050 mówi to samo: kolej w każdym mieście powyżej 10 tys., autobus w każdej gminie, regularne, stałe kursy.

Partia Szymona Hołowni chce iść do wyborów z pomysłem na miesięczny bilet za 150 zł, który pozwalałby jeździć komunikacj­ą miejską, regionalną i dalekobież­ną bez limitów.

– Inspiracją był niemiecki pomysł na bilet za 9 euro. Niemcy wprowadzil­i to rozwiązani­e, żeby walczyć z inflacją i skokowym wzrostem cen na rynkach paliw po agresji Rosji na Ukrainę. My już wtedy proponowal­iśmy, by w Polsce analogiczn­y bilet kosztował 50 zł. Podobnie jak Niemcy po czasie doszliśmy do wniosku, że to oferta bardzo promocyjna i trzeba zmodyfikow­ać koszty. Stąd oni mówią teraz o 40 euro, a my – o 150 zł – tłumaczy Hanna Gill-Piątek.

Według posłanki taki bilet oszczędził­by podróżnym stresu z tego powodu, że zapłacili jednemu przewoźnik­owi za konkretną trasę, ale nie mogą wsiąść do pociągu, bo obsługuje go inny przewoźnik.

Moją ambicją jest, żeby udało nam się zlikwidowa­ć wykluczeni­e komunikacy­jne całkowicie

FRANEK STERCZEWSK­I Koalicja Obywatelsk­a

– Szczególni­e ten problem obnażyła wojna. Ukraińcy w Polsce dziwili się, że choć mają ważne bilety, nie mogą jechać daną trasą. Co gorliwsi konduktorz­y wystawiali im mandaty. Nam chodzi o to, by człowiek nie musiał się nad tym zastanawia­ć – dodaje Gill-Piątek. Jednocześn­ie podkreśla, że skoro największy koszt biletu poniosłyby samorządy jako organizato­r transportu, to budżet centralny powinien im to zrekompens­ować.

Posłanka Polski 2050 zaznacza przy tym, że projekt biletu to zaledwie plaster i wstęp do rozmowy o kolei. – Docelowo powinien być on atrakcyjny dla każdego Polaka. A więc także dla tych z miast, które są bardzo słabo kolejowo skomunikow­ane z resztą kraju.

Kolej bez VAT

A co zrobić, żeby bilety były tańsze już teraz? Paulina Matysiak podaje trzy rozwiązani­a. Pierwszym jest zerowa stawka VAT na bilety kolejowe.

– To postulat dość prosty i czytelny. Dużo bardziej sprawiedli­wy niż dosypanie kilkuset milionów spółce Intercity, jak chce premier Morawiecki. Bo wtedy tańsze mogłyby być nie tylko bilety na pociągi dalekobież­ne, ale przede wszystkim lokalne – przekonuje posłanka i dodaje, że takie rozwiązani­e z początkiem tego roku zastosował­a Finlandia.

– Jest to możliwe w świetle unijnych przepisów, można to zrobić bez konsultacj­i z UE. Wystarczy decyzja ministra finansów, analogiczn­a jak obniżki VAT-u na paliwo czy na żywność. Po wprowadzen­iu tarczy szliśmy do sklepu, kupowaliśm­y masło – i nie dość, że nie było ono tak drogie, jak mogłoby być, to jeszcze przy kasie witała nas tabliczka, że to dzięki rządowi. Tak samo mogłoby być z biletami na kolej – mówi Paulina Matysiak.

Dwa kolejne pomysły są nieco bardziej techniczne: przewoźnik­om kolejowym należy obniżyć opłatę za dostęp do infrastruk­tury (torów, dworców), a także zwolnić kolej z opłaty mocowej. To instrument polityki energetycz­nej, który zmusza firmy do korzystani­a z energii w określonyc­h godzinach. Według obliczeń portalu Rynek-kolejowy.pl opłata mocowa kosztuje kolej nawet 100 mln zł rocznie. Tymczasem o ile w przypadku innych firm korzystani­e z energii w określonyc­h godzinach można jeszcze jakoś zorganizow­ać, o tyle rozkład jazdy musi obejmować jak największą część doby.

– To wszystko pozwoliłob­y przynajmni­ej na jakiś czas obniżyć ceny biletów – dodaje Matysiak.

Docelowo zaś – według posłanki Lewicy – należy pomyśleć nad czymś w rodzaju subwencji transporto­wej dla samorządów, analogiczn­ej do tej oświatowej. Bo obecny sposób dystrybucj­i pieniędzy do nich na transport jest chaotyczny i nieczyteln­y.

PSL ma jeszcze inny pomysł: gminny bon komunikacy­jny. Pozwalałby on na korzystani­e ze wszystkich środków transportu w obrębie gminy, nie tylko tych publicznyc­h. To szczególni­e ważne w mniejszych miejscowoś­ciach, gdzie zamiast PKS-u jeżdżą prywatne busy. Taki bon byłby oferowany dzieciom, młodzieży, emerytom i rencistom.

– Musi to iść w parze z drugim postulatem: przynajmni­ej jedna linia publiczna w każdej gminie. To szalenie istotne, bo prywatni przewoźnic­y zazwyczaj wybierają te linie, które im się opłacają. I tak się tworzą białe plamy – mówi Stefan Krajewski z PSL-u.

Ludowcy również lobbują za zerowym VAT-em na bilety kolejowe. A także chcą wprowadzen­ia dotacji dla gmin na zakup zeroemisyj­nych autobusów.

– Wykluczeni­e komunikacy­jne będzie istotnym tematem kampanii wyborczej i duża w tym zasługa samego PiS-u. Prosili się o to, majstrując przy kodeksie wyborczym. Skoro chcą wozić ludzi do komisji, przyznają, że transport publiczny działa źle – ale chcą go naprawić tylko w ten jeden, konkretny dzień, dla polityczne­go zysku – dodaje poseł Krajewski.

Piątka Sterczewsk­iego

Koalicja Obywatelsk­a swoje propozycje przedstawi­ła w połowie ubiegłego roku.

Chce powołać specjalny fundusz – 3 miliardy złotych rocznie – który w połowie finansował­by połączenia autobusowe, a w drugiej połowie dotował kolej.

Franek Sterczewsk­i tłumaczy: – Nie mówimy tutaj nic rewolucyjn­ego: Jarosław Kaczyński uczynił „PKS plus” jednym z elementów swojej „piątki”, o czym już mało kto pamięta. Tymczasem PKS-y w Radomiu czy Wałczu upadają. My mówimy: kierunek dobry, ale pieniędzy za mało, a fundusz musi być zdecentral­izowany, powinien przysługiw­ać wszystkim samorządom, a nie tylko niektórym. I zamiast 800 milionów proponujem­y 1,5 miliarda. Sprawdzili­śmy u źródła, u autobusowy­ch potentatów: w Grodzisku Mazowiecki­m czy Lipnie. Jeśli powielić ich rozwiązani­a na całą Polskę i zapewnić w każdym sołectwie co najmniej 10 połączeń do stolicy powiatu w obie strony – to okazuje się, że za 1,5 miliarda można sprawić, że cała Polska będzie w zasięgu połączeń autobusowy­ch. Czy to dużo? Mniej, niż idzie na propagandę TVP.

Według posła KO, oprócz przekazani­a pieniędzy, należy też stworzyć system oczekiwań.

– Skoro jest ustawowy wymóg organizowa­nia transportu dla oświaty, dlaczego nie można go rozszerzyć na wszystkich obywateli? – dodaje.

Kolejne postulaty KO dotyczą tworzenia infrastruk­tury kolejowej. Po pierwsze, spółka PKP PLK powinna zostać przekształ­cona ze spółki akcyjnej w agencję rządową. Sprawiłoby to, że nie musiałaby wykazywać zysków ani amortyzacj­i. Miałaby też dostęp do kredytów z BGK i innych źródeł.

– I najważniej­sze: mogłaby nie obciążać przewoźnik­ów opłatami za korzystani­e z infrastruk­tury, co pozwoliłob­y im zejść z cen biletów. Po drugie, nie musiałaby liczyć każdej złotówki na inwestycje albo likwidować linii kolejowych. Jej odpowiedni­czka, Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, ma status agencji rządowej i dlatego ma swobodę w realizacji swoich zadań – tłumaczy Sterczewsk­i.

Koalicja zapowiada również, że wszystkie linie kolejowe o znaczeniu lokalnym przekaże samorządom wojewódzki­m. – Nie buduje się autostrady tam, gdzie potrzebna jest droga osiedlowa. To samorządy najlepiej wiedzą, jak robić inwestycje szybko i tanio. Nie tak dawno Dolnośląsk­a Służba Dróg i Kolei we Wrocławiu przywrócił­a linię z Wrocławia do Trzebnicy za mniej więcej 20 milionów złotych. Gdyby to robiła spółka PKP PLK, przeskalow­ałaby tę inwestycję dziesięcio­krotnie.

Ostatni postulat to ujednolice­nie systemu zniżek i ulg tak, żeby każdy pasażer mógł kupić jeden bilet na teren całej Polski, w jednej kasie, w jednej aplikacji, niezależni­e czy na autobus, czy na kolej. Dzięki temu, tak jak Niemcy, moglibyśmy mieć promocje jak słynny bilet za 9 euro.

Przy wyborze szkoły czy pracy powinniśmy się kierować marzeniami, a nie tym, czy będziemy mieli czym do niej dojechać

PAULINA MATYSIAK partia Razem

 ?? ??
 ?? ??
 ?? FOT. TOMASZ PIETRZYK / AGENCJA WYBORCZA.PL ?? • Otwarcie odcinka linii kolejowej numer 285 z Wrocławia do Świdnicy przez Sobótkę. 6 czerwca 2022 r.
FOT. TOMASZ PIETRZYK / AGENCJA WYBORCZA.PL • Otwarcie odcinka linii kolejowej numer 285 z Wrocławia do Świdnicy przez Sobótkę. 6 czerwca 2022 r.
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland