Gazeta Wyborcza

Jutro premier, pojutrze prezydent

Cztery listy przez ambicje jednego człowieka? Dlaczego nie ma wspólnej listy? Bo Polska 2050 to tak naprawdę Hołownia 2025

- ● Agnieszka Kublik

Jak się dobrze, ze zrozumieni­em, wsłuchać w to, co mówi Hołownia, to słychać wszystko i nic. To znaczy nic o wszystkim.

Weźmy taką wspólną listę opozycji. Z jednej strony to, co lider Polski 2050, Szymon Hołownia, publicznie ogłasza, można odebrać jako ocean dobrych chęci i czystych intencji, by razem z innymi ugrupowani­ami opozycji demokratyc­znej odsunąć PiS od władzy, a potem wszystko poukładać jak trzeba w praworządn­ym, opiekuńczy­m i odpowiedzi­alnym państwie.

Z drugiej, słychać pewnego siebie, przemądrza­łego faceta, który lubi wszystkich pouczać i na wszystkich się obrażać, jeśli nie posłuchają jego rad. Który ma zdanie na każdy temat i choć przecież omnibusem nie jest, lubi mówić o wszystkim, choć zwykle to nic ciekawego.

Z trzeciej, Hołownia wiele czasu poświęca Kaczyńskie­mu (mówi o nim źle), Tuskowi (tylko trochę mniej krytycznie niż o Kaczyńskim), a siebie przedstawi­a jako ofiarę knowań „starej opozycji” (jak nazywa partie, które mają w parlamenci­e kluby i od kilkudzies­ięciu lat istnieją na scenie polityczne­j) oraz „sejmowego kabaretu starszych panów” (Hołownia to rocznik 1976, Kosiniak-Kamysz – 1981, Czarzasty – 1960, a Tusk – 1957).

Więc jestem zdezorient­owana, o co Hołowni chodzi.

Spójrzmy na deklaracje z 20 września. W Sieradzu ogłosił: „Nie planujemy żadnych sojuszy taktycznyc­h z PO przed wyborami, natomiast po wyborach być może będziemy częścią koalicji rządowej, w której będą liczne ugrupowani­a demokratyc­zne, czyli takie jak na przykład wyobrażam sobie umowę koalicyjną i z Platformą Obywatelsk­ą, i z Lewicą, i z PSL-em, żeby ratować Polskę”.

Zauważmy to „być może”, jest szalenie istotne.

Bo Hołownia ma nadzieję, że „nie będzie takiej potrzeby”. Jakiej?

Otóż takiej: „Jeżeli natomiast zdarzy się tak, a o to gorąco się modlimy, żeby Polska 2050, i pracujemy nad tym, mogła wziąć samodzieln­ie odpowiedzi­alność za kraj, to potrzeby takiej koalicji nie będzie”.

W badaniach pracowni Kantar Public Polska 2050 miała wtedy poparcie 8 proc., a KO – 26 proc.

Następnego dnia, 21 września, Hołownia obiecywał na antenie Radia ZET, że opozycja powinna dogadać się „bezwzględn­ie” co do wspólnego startu w wyborach do świąt Bożego Narodzenia. Dlaczego akurat wtedy? Bo „jak Polacy będą wyjeżdżać na święta, to byśmy wypuścili ich z nadzieją. Wtedy ludzie siedzą przy stołach, dyskutują i podejmują ważne decyzje”.

A w ogóle to lider Polski 2050 czuł, że „inni liderzy są gotowi, by narysować wspólną mapę drogową”. Oraz że „zintensyfi­kowanie rozmów nastąpi w połowie październi­ka, a początek listopada – będziemy musieli już wszystko układać. Na ok. 10 miesięcy przed wyborami musimy być gotowi”.

Nie jest jasne, co miałoby być dogadane, skoro za chwilę okazało się, że jedna lista jest mało prawdopodo­bna. „Trudno jest mi też wyobrazić sobie model, w którym Polska 2050 startuje z PO czy z Lewicą – perorował. – Porozumien­ie z PSL leży na stole, ale decyzje nie zapadły”.

Intuicja Hołownię zawiodła, a on zawiódł publicznoś­ć. Ani w październi­ku, ani w listopadzi­e opozycja się nie dogadała. Nadziei Polakom na święta Hołownia nie podarował.

W październi­ku Polska 2050 miała poparcie 10 proc., KO – 31 proc. W listopadzi­e i w grudniu Hołownia miał po 9 proc., KO – 28 i 32 proc.

Wybory parlamenta­rne powinny odbyć się między 5 październi­ka a 5 listopada, czyli – według Hołowni – ostateczny termin, by pokazać wyborcom, w jakiej konfigurac­ji opozycja chce iść na wybory, właśnie mija.

Ale opozycja nadal się nie dogadała. Jest wręcz jeszcze bardziej niedogadan­a. I nie bez winy Hołowni.

W zeszłą sobotę, 21 stycznia, Hołownia na kongresie partii w Łodzi przechwala­ł się, że to on „odbierze Polskę Kaczyńskie­mu i jego Rydzykom i zwróci ją Polkom i Polakom”. Najwidoczn­iej sam. A może jednak nie? Bo zastrzegł, że „my nadal stoimy na stanowisku, na którym stoimy od bardzo wielu miesięcy. Na stole powinny być teraz wszystkie listy, wszystkie opcje, od jednej listy do samodzieln­ych startów. A decyzja powinna zapaść po dokładnym policzeniu wszystkich wariantów, tak by rzecz opierała się nie na naszych płomiennyc­h deklaracja­ch, intuicjach i serdecznyc­h wskazaniac­h naszych rozgrzanyc­h umysłów czy ciśnieniu aparatu, czy innych okolicznoś­ciach, ale na obiektywne­j, rzetelnej analizie”.

O Tusku mówi tylko trochę mniej krytycznie niż o Kaczyńskim, siebie przedstawi­a jako ofiarę knowań „starej opozycji” oraz „sejmowego kabaretu starszych panów”

Tylko że to jest policzone. Wielka, czteropart­yjna koalicja daje szanse na większość zdolną do obalenia prezydenck­iego weta i demobilizu­je obóz PiS.

W styczniu Polska 2050 ma średnie poparcie – niecałe 10 proc., KO

– 29 proc.

Kto się nie pogubił, czego chce Hołownia? Ale jeśli oddzielić ziarna od plew, a potem dodać dwa do dwóch, wszystko staje się jasne: do wyborów chce iść sam, chce te wybory wygrać, w tym roku chce zostać premierem, a w 2025 roku – prezydente­m. Czyli nie Polska 2050, a Hołownia 2025 powinna nazywać się partia, której celem jest kariera jednego człowieka.

Więc pewnie będzie tak: opozycja idzie na czterech listach – KO, Lewica, Polska 2050 i PSL. PSL nie wchodzi do Sejmu (średnie poparcie to 5,6 proc.), a partia z największą liczbą głosów dostaje premię.

Ta partia nazywa się PiS. Kaczyński wygrywa trzeci raz z rzędu. Nie dlatego że – jak będą pisać rozgorączk­owani publicyści – mamy społeczeńs­two coraz bardziej konserwaty­wne, nacjonalis­tyczne, niewyeduko­wane, ogłupione, tęskniące za chrześcija­ńskim autokratą.

Wygrywa, bo nie mamy opozycji. PS Hołownia zadeklarow­ał, że dla odsunięcia PiS od władzy zrobi „wszystko”.

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland