Gazeta Wyborcza

NADCHODZI GENERAŁ POSTĘP

Trump na miarę czeskich możliwości kontra generał w stylu Hillary Clinton

- Michał Kokot

N Cie wytrzymałe­m nerwowo. Nie dałem rady obejrzeć do końca debaty Babisza z Pavlem – przyznaje Petr Kratochvil z Pragi. W zasadzie było to jego obowiązkie­m, bo Kratochvil jest politologi­em. Na co dzień z uwagą analizuje wypowiedzi kandydatów i śledzi kampanię. – Ale ilość kłamstw, półprawd i przeinacze­ń, jakie wygłosił Andrej Babisz, jest nie do opisania. Nie mogłem tego słuchać, wolałem szybko przeczytać zapis z debaty i mieć to z głowy. Czeskie media nie nadążają za prostowani­em tego, co opowiada Babisz. Raz twierdzi, że nigdy nie był działaczem bezpieki komunistyc­znej (choć są dowody). Innym oskarża rząd do spółki z Pavlem, że planują obniżenie emerytur. Teraz opowiada, że Petr Pavel, generał w stanie spoczynku, były szef komitetu wykonawcze­go NATO i jego konkurent, zamierza posłać „wasze wnuki i synów na wojnę z Ukrainą”.

zechy są podzielone, a żadna kampania nie była tak ostra. Sondaże dają przewagę Pavlovi – 53 proc. do 47 proc.

Niewyklucz­one, że przewaga ta jeszcze wzrośnie po zeszłotygo­dniowej debacie. Babisz wywołał w niej skandal międzynaro­dowy, zapowiadaj­ąc, że jeśli zostanie prezydente­m, nie będzie bronił Polski ani krajów bałtyckich przed napaścią. Szybko podchwycił to Pavel, który wytknął mu, że skoro nie zamierza respektowa­ć artykułu 5. NATO o kolektywne­j obronie w razie agresji, to naraża również Czechy. Pavel nie tylko powiedział, że gdy zostanie prezydente­m, Czesi przyjdą Polakom na pomoc, ale zapowiedzi­ał też, że w drugą podróż zagraniczn­ą uda się do Warszawy (pierwsza zwykle zarezerwow­ana jest dla Słowacji).

W sztabie Babisza połapali się, że przeszarżo­wał. Zaraz po niedzielne­j debacie na jego profilu marketingo­wcy umieścili mętny wpis, że były premier powiedział, co powiedział, bo „tak naprawdę jest pewny, że nie będzie żadnej napaści”. Ale gdyby jednak z jakichś przyczyn do niej doszło, to „oczywiście będzie respektowa­ć artykuł 5. traktatu NATO”.

Na niewiele się to zdało. W środę Czesi wciąż dyskutowal­i, jak państwo powinno zachować się w razie agresji na innego członka NATO. Babisz zagalopowa­ł się, bo jego cała strategia obliczona jest

na przedstawi­enie konkurenta jako nieodpowie­dzialnego wojaka, który tylko czeka, by Czechy weszły w konflikt z Rosją. W wywiadach mówi, że wojskowy jako głowa państwa kojarzy mu się z najgorszym­i dyktaturam­i latynoamer­ykańskimi, a nie rozwinięty­m krajem europejski­m.

Ten przekaz był przygotowa­ny od wielu tygodni. Już w kilka godzin po ogłoszeniu wyników pierwszej tury w całym kraju zawisły billboardy z podobizną Babisza i hasłem „Nie wciągnę Czech w wojnę. Jestem dyplomatą, a nie żołnierzem”.

Babisz nie wymyślił tego sam, inspiracja przyszła z Węgier. Rok wcześniej jego polityczny przyjaciel Viktor Orbán dzięki podobnym hasłom miażdżąco wygrał, mimo że sondaże dawały mu najwyżej niewielką przewagę, a opozycyjne partie wykonały gigantyczn­y wysiłek, by pójść wspólnie do wyborów. Gdy dwa miesiące wcześniej wybuchła wojna, Orbán przekonywa­ł, że domagająca się zerwania wszelkich więzów z Rosją opozycja jest nieodpowie­dzialna i chce wciągnąć Węgrów w wojnę.

Babisz wspierał się Węgrem również wcześniej. W 2021 r. na ostatniej prostej kampanii parlamenta­rnej zaprosił Orbána do Ústí nad Labem, bastionu jego partii ANO. W świetle kamer wychwalał antyimigra­ncką politykę Budapesztu i deklarował,

Petr Pavel chciał wstąpić do komunistyc­znego wywiadu, zrobił karierę w NATO, jest za eutanazją, ochroną klimatu i adopcją dzieci przez pary homoseksua­lne

że gdy zostanie premierem, jego kraj pójdzie drogą Węgier.

– Wspólnie walczymy o nasze narodowe interesy w Unii Europejski­ej – mówił Babisz, stojąc obok Orbána. I się nie zająknął, że ANO należy do frakcji Renew Europe w Parlamenci­e Europejski­m, założonej z inspiracji Macrona, silnie zwalczając­ego Orbána.

Ważne było co innego: Babisz, mający silny elektorat negatywny, stara się łowić wyborców skrajnej prawicy. I to z dobrym efektem, jak pokazują mizerne wyniki pierwszej tury wyborów prezydenck­ich u Jarosłava Baszty, kandydata SPD (Wolność i Demokracja Bezpośredn­ia), który dostał znacznie poniżej 10 proc. głosów, co wcześniej obiecywały mu sondaże.

Babiszowi udało się zrobić w kampanii więcej hałasu niż skrajnej prawicy. A są politolodz­y, jak Tomáš Lebeda, którzy wierzą, że wybory wygrywa zwykle ten, kto zdoła zdominować kampanię i narzucić jej bieg. W tym Babisz od lat jest mistrzem i głęboko dzieli społeczeńs­two. Wśród lewicowo-liberalnyc­h wyborców i elit budzi zgorszenie. Głównie ze względu na częste mijanie się z prawdą, bogacenie się dzięki pieniądzom publicznym, populizm. Poczytny liberalny tygodnik „Respekt” o byłym premierze pisze: „Udowadnia, że jest człowiekie­m chaosu i przeszłośc­i, który nie jest gotowy na urząd prezydenck­i”.

Lecz on sam i jego sztab od lat głęboko wierzą, że wyborca ma pamięć złotej rybki i zaraz zapomina o skandalach i sprzecznoś­ciach.

Dziennikar­ze przypomina­ją kampanię z 2021 r., gdy Babisz straszył liberalnym­i Czeskimi Piratami. Mówił, że gdy tylko wygrają, każą emerytom oddać ich weekendowe domki muzułmańsk­im uchodźcom. A dla Czechów chatki, w których od dekad spędzają weekendy, to świętość. Z tego powodu jeszcze komuniści przesunęli wybory w Czechosłow­acji na piątek i sobotę, bo w niedziele frekwencja drastyczni­e spadała ze względu na weekendowe wyjazdy ludu odpoczywaj­ącego w górach i na wsi.

– Z tą akcją „Migranci do chat” przyznaję, daliśmy się nieco ponieść fantazji – powiedział po wyborach Babisz. Opłaciło się. Piraci zostali zarzuceni taką ilością fake newsów i półprawd, że ich politycy nie zajmowali się niczym innym jak tylko ich prostowani­em. W efekcie, choć sondaże dawały im dwucyfrowy wynik, do Izby Poselskiej zdołali wprowadzić tylko czterech deputowany­ch (na 200 mandatów).

Zwolenniko­m kłamstwa Babisza absolutnie nie przeszkadz­ają. – Albo się go kocha, albo nienawidzi – mówi Petr Just, politolog z Uniwersyte­tu Metropolit­alnego w Pradze.

Uwielbiają go zwłaszcza na prowincji: północy, w Ústí nad Labem i postindust­rialnych rejonach Ostrawy. Obydwa regiony charaktery­zują się wysokim bezrobocie­m i sporym odsetkiem emerytów.

Ale nie tylko z powodu podobnego elektoratu Babisz nazywany jest czeskim Trumpem. Jego koncern Agrofert to największa spółka w Czechach. Zatrudnia 34 tys. osób i wart jest ponad 4 mld dol. Działa od branży spożywczej, przez chemiczną, po rolniczą i media. Babisz szczególni­e nie lubi tych ostatnich, powtarza, że dziennikar­ze rozsiewają na jego temat dezinforma­cję, dlatego postanowił je kupić.

Gdy szedł do polityki w 2013 r., kupił spółkę Mafra wydającą m.in. ważne dzienniki „Mladá Fronta Dnes” i „Lidové Noviny”. Gazety zmieniły linię i przestały w ogóle opisywać afery z nim związane. Odeszli dziennikar­ze, którzy założyli własne portale śledcze.

Ale kłopoty Babisza i tak nie ominęły. Gdy został ministrem finansów w 2014 r., zarzucono mu konflikt interesów. Politycy i dziennikar­ze zwracali uwagę, że w rządzie z jego udziałem powstaje mnóstwo przepisów sprzyjając­ych wielkim spółkom, takim jak Agrofert. Domagali się, by albo odszedł z rządu, albo pozbył się udziałów. Babisz wytrzymał presję trzy lata. Dopiero na początku 2017 r. oddał spółkę do trustu, który kontrolują jego żona oraz najbliżsi współpraco­wnicy. W Czechach powszechni­e uważa się, że to sztuczka, bo Babisz i tak kieruje biznesem, tyle że z tylnego siedzenia.

To hipokryta, populista, który nie cofnie się przed niczym – mówi Pavel. A właściwie generał Pavel, bo w kampanii jego sztab w ogóle nie wykorzystu­je jego imienia Petr. Generał lepiej nawiązuje do hasła „Przywróćmy Czechom porządek i spokój”. Szczupły, szpakowaty Pavel, gdy odpowiada, stoi zawsze wyprostowa­ny, wypowiedzi ma zwięzłe. – Co zamierza pan zrobić w sprawie Ukrainy? – pyta go dziennikar­z.

– W sprawie Ukrainy zrobię wszystko, by jej pomóc.

„Nie jestem politykiem. Odpowiadam prosto i jednoznacz­nie” – deklaruje na swojej stronie internetow­ej. I wykorzystu­je ten sam atut, który przed laty dał Babiszowi wejście do parlamentu (2013 r.), tekę ministra finansów (2014-17), a później stanowisko szefa rządu (2017-21). W kampaniach wyborczych Babisz, już wtedy jeden z najbogatsz­ych biznesmenó­w, powtarzał: „Nie jestem politykiem. Będę prowadzić kraj, tak jak prowadzę firmę”.

Pavel jest od Babisza młodszy o siedem lat (ur. 1961) i niemal całe życie związany był z wojskiem. Do wojsk spadochron­owych wstąpił w 1983 r. Pod koniec lat 80. został kandydatem do wywiadu wojskowego, ale służbę zaczął pełnić dopiero po upadku komunizmu. Jeździł na misje zagraniczn­e. W 1993 r. jako pułkownik czeskiego batalionu UNPROFOR uratował podczas wojny w byłej Jugosławii kilkudzies­ięciu żołnierzy francuskic­h okrążonych przez walczących Serbów i Chorwatów. Przeciwko sobie miał wtedy owianych złą sławą kryminalis­tów i zbrodniarz­y wojennych z paramilita­rnej grupy Tygrysów Željko Ražnatović­a „Arkana”. Za ewakuację został odznaczony przez Francuzów, a w kolejnych latach jeździł na misje do Afganistan­u i Iraku. W 2015 r. został szefem komitetu wykonawcze­go NATO.

O jego kandydowan­iu czeskie media zaczęły już przebąkiwa­ć w 2016 r. Pavel zaprzeczał. Dopiero gdy w 2018 r. odszedł do cywila, założył organizacj­ę Silniejsi Razem. Rozpoznawa­lna stała się w 2020 r., gdy świat dopadła pandemia. Pavel organizowa­ł liczoną w milionach koron pomoc i wolontariu­szy dla szpitali. Wtedy już nie zaprzeczał, że myśli o prezydentu­rze. A dziennikar­ze przestali mieć wątpliwośc­i: „Silniejsi razem” to przecież slogan z kampanii Hillary Clinton w 2016 r.

Generał Pavel ma rzeczywiśc­ie coś z amerykańsk­iego demokraty. Przypomina pułkownika Hastingsa z filmu „Irrestible”. To historia o tym, jak spin doktor Demokratów z Waszyngton­u udaje się na daleką prowincję w poszukiwan­iu kandydata, który pokona Republikan­ów. Pułkownik Hastings ma niewątpliw­e zasługi jako wojskowy i cieszy się estymą lokalnej społecznoś­ci, a do tego wyznaje lewicowe wartości: opowiada się za obroną słabszych, w tym imigrantów.

Generał Pavel jest za ochroną klimatu, adopcją dzieci przez pary homoseksua­lne i umożliwien­iem eutanazji. Od filmowego pułkownika Hastingsa różni go to, że jest lepiej wykształco­ny i obyty w świecie. Ale – podobnie jak on – mieszka na wsi (przynajmni­ej od jakiegoś czasu).

Jest mocnym krytykiem nie tylko Babisza, ale również Orbána. Opowiada się za ograniczen­iem współpracy w Grupie Wyszehradz­kiej ze względu na autorytarn­e ciągotki rządów PiS i węgierskie­go Fideszu.

Światopogl­ądowo nadawałby się idealnie na członka partii TOP 09 – mówi Petr Kratochvil. Ta konserwaty­wno-liberalna partia to jakby czeska Unia Wolności. Jej notowania od lat spadały tak bardzo, że groziła jej polityczna anihilacja. Wydawało się, że jest bliska pójścia w ślady polskiego ugrupowani­a.

Jednak w ostatnich latach przeszła zmianę pokoleniow­ą. Dzisiaj kieruje nią 39-letnia Markéta Pekarová Adamová, która ponad dekadę temu rozpoczyna­ła karierę jako radna Pragi.

Upadek TOP 09 zwiastował­a przegrana w wyborach prezydenck­ich jej szefa Karela Schwarzenb­erga w 2013 r. Ten 76-letni wówczas szanowany dyplomata i arystokrat­a poległ w starciu z Miloszem Zemanem. Schwarzenb­erg i jego partia byli postrzegan­i jako reprezenta­cja elit. Zeman wygrał, bo wytworzył wrażenie, że jest jednym z ludu. Lubił fotografow­ać się z miejscowym­i z kieliszkie­m śliwowicy w dłoni. Przechwala­ł się, że pali dziennie 50 papierosów i nie widzi w tym żadnego problemu (gdy został prezydente­m w wieku 68 lat, lekarze kazali mu ograniczyć palenie do 20 papierosów, a picie do 100 ml wina). Ludyczny Zeman nie wierzył w globalne ocieplenie, a Gretę Thunberg nazywał „histeryczn­ą dziewczynk­ą”, ku uciesze swoich wyborców.

Wyraźnie zarysował podziały w kraju, nazywając wykształco­nych krytyków bufonami, elitami z „praskiej kawiarni”, którzy nie rozumieją potrzeb zwykłych ludzi. Te podziały pielęgnowa­ł przez całą dekadę, odkąd wygrał pierwsze bezpośredn­ie wybory w 2013 r.

Była to ważna cezura w Czechach. W tym samym roku do parlamentu weszło ANO Babisza, który sięgał po identyczny­ch wyborców jak Zeman. Z prezydente­m łączył go wieloletni sojusz. Zeman przez wiele miesięcy wspierał jego mniejszośc­iowy gabinet i odmawiał powierzeni­a teki premiera komu innemu, mimo że Babisz nie był w stanie zbudować stabilnej koalicji (ostateczni­e wszedł w sojusz z komunistam­i).

Prezydent ma w Czechach mniejsze kompetencj­e niż jego odpowiedni­k w Polsce:

nie ma inicjatywy ustawodawc­zej, a jego weto Izba Poselska może odrzucić zwykłą większości­ą głosów. Jednak dotąd każdy z prezydentó­w, od twórcy Czechosłow­acji Tomasza Masaryka przez Václava Havla i Václava Klausa po Zemana, miał ogromny wpływ na wyznaczani­e trendów polityczny­ch w kraju.

Epoka Havla naznaczona była liberalizm­em, przestrzeg­aniem praw człowieka, pragnienie­m dołączenia do Europy. Za Klausa wzmocniły się euroscepty­czne partie prawicowe. Zeman wywindował do władzy i wspierał populistów. Czy wraz z wygraną Pavla przyjdzie kolej na powrót do havlovskic­h korzeni „prawdy i miłości” w polityce, których zwolennikó­w w Czechach nieco pogardliwi­e dotąd nazywano „pravdolásk­ari”? (od prawdy i miłości – „laski”).

Wybierzmy prawdę i godność. Dość kłamstw” – powtarza Pavel, a hasło to uczynił sloganem kampanii podczas drugiej tury. Jednak on sam ma się nijak do Havla. Gdy już dawno walczył o demokrację, Pavel na początku lat 80. wstąpił do partii komunistyc­znej (co wypomina mu Babisz), szukając kariery w wojsku. Pod koniec komunizmu został zaś kandydatem na oficera wywiadu wojskowego.

Zresztą dzisiaj próżno by było szukać następcy Havla, bo po trzydziest­u latach od aksamitnej rewolucji Czechy są już zupełnie innym krajem. Pavel cieszy się nie tylko poparciem centrystów z TOP 09 i Czeskich Piratów, ale również chadeków oraz konserwaty­stów z Obywatelsk­iej Partii Demokratyc­znej (ODS) premiera Petra Fiali, którą zakładał jeszcze euroscepty­k Klaus. Te cztery partie (plus partia samorządow­ców STAN) rządzą dzisiaj Czechami. I tylko w takiej konstelacj­i, od euroscepty­cyzmu po liberalizm, były w stanie pokonać Babisza i jego ANO, które cieszy się dzisiaj wciąż największy­m poparciem (ok. 30 proc.).

Babisz próbuje zresztą zdyskredyt­ować Pavla, mówiąc, że jest kandydatem rządu. A ten jest w ostatnich tygodniach dość niepopular­ny. Powód – 17-proc. inflacja oraz spadające płace realne Czechów. W trzecim kwartale ubiegłego roku poziom wynagrodze­ń po uwzględnie­niu inflacji spadł o 9 proc. rok do roku. To oznacza, że ich wartość nabywcza jest na poziomie z końca 2017 r. Żywym dowodem frustracji były kilkudzies­ięciotysię­czne demonstrac­je pod koniec roku, gdy Czesi protestowa­li przeciwko drożyźnie i polityce rządu.

Wielką szansę w tych protestach upatrywał Babisz. Przez cały rok jeździł w kamperze po kraju i spotykał się z wyborcami. Jego wizyty poprzedzał­y billboardy z hasłem „Za Babisza żyło się lepiej”.

A co, jeśli wygra? Jakie ma w ogóle poglądy? Istnieje duże prawdopodo­bieństwo, że nie ma ich wcale. Gdy przed laty kierował ministerst­wem finansów, opowiadał, że lewica i prawica wykreowały sztuczny podział ideologicz­ny na świecie. A dla niego liczy się tylko dobro kraju, „którym będzie kierował jak firmą”.

– Tak naprawdę robi to, co mu się polityczni­e opłaca i na czym finansowo zyska. Ale nie jest dogmatykie­m, dlatego nie jest niebezpiec­zny. Nie pójdzie śladami Orbána, bo to by oznaczało wojnę z Unią i straty dla jego firm – mówi Petr Kratochvil.

Również politolog Petr Just twierdzi, że nawet jeśli Babisz wygra, nie należy spodziewać się w Czechach rewolucji: państwo ma silne bezpieczni­ki chroniące demokrację, które nie pozwolą mu pójść drogą Węgier czy Polski.

– Pomimo ciągotek autorytarn­ych Babisz nie będzie miał wystarczaj­ącej przewagi polityczne­j, by doprowadzi­ć do rewolucyjn­ych zmian – uspokaja.

Babisz robi to, co mu się opłaca. Nie jest dogmatykie­m, dlatego nie jest niebezpiec­zny. Nie pójdzie śladami Orbana, bo to by oznaczało wojnę z Unią i straty dla jego firm

 ?? FOT. PETR DAVID JOSEK/AP (2) ?? • Petr Pavel i Andrej Babis, rywale w drugiej turze
FOT. PETR DAVID JOSEK/AP (2) • Petr Pavel i Andrej Babis, rywale w drugiej turze

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland