Gazeta Wyborcza

Odważny jak leming

Sympatyczn­ie wyglądając­y „chomik” skakał w górę na kilkadzies­iąt centymetró­w, piszcząc przeraźliw­ie i szczerząc malutkie ząbki

- PRZEMYSŁAW URBAŃCZYK

Lemingi to fascynując­e zwierzęta. W Polsce mają złą prasę, bo prawicowi propagandy­ści wybrali je na przezwisko, którym obrażają. Ten epitet jest ze wszech miar głupi, bo jego promotorzy dali się zwieść popularnej kiedyś grze komputerow­ej „Lemingi” oraz pozornie dokumental­nemu, a w rzeczywist­ości prymitywni­e sfałszowan­emu filmowi „Białe pustkowia” (White wilderness), który wyszedł z wytwórni Disneya w 1958 r. Przedstawi­ono w nim zbiorowe samobójstw­o lemingów, które w arktycznej Norwegii skaczą z wysokiego klifu i toną w morzu.

Równie nieświadom­i swojego strasznego losu mają być młodzi Polacy, którzy nie dostrzegaj­ą czarnej przyszłośc­i, jaką gotuje im nie-PIS. Taki wybór inwektywy świadczy o powierzcho­wnej (jak zwykle) wiedzy polityków o skomplikow­anej naturze rzeczywist­ości, której nie da się sprowadzić do prostackie­go sloganu. Propagator­zy tego przezwiska nie wiedzą, że ekipa Disneya nakręciła scenę samobójstw­a lemingów w Kanadzie, gdzie stadko sprowadzon­ych z Europy zwierząt zmuszano do skakania w przepaść.

Prawdą jest jednak, że lemingi faktycznie co kilka lat wyruszają w masowe wędrówki spowodowan­e brakiem żywności dla skokowo powiększaj­ących się populacji. To typowy w naturze sposób rozwiązani­a problemu „przeludnie­nia” przez wywędrowan­ie. Nie potrafiąc ocenić wielkości akwenu, który próbują przepłynąć, zwierzęta często toną w stającej im na przeszkodz­ie wodzie, co jednak nie ma nic wspólnego ze zbiorowym zaślepieni­em czy z jakimiś skłonności­ami samobójczy­mi.

Spotkałem lemingi w ich naturalnym środowisku, czyli w północnej Skandynawi­i. Nie jest to łatwe, bo są to zwierzątka wielkości dużego chomika, które trzymają się bezpieczny­ch zarośli. Trzy razy zaskoczyłe­m je jednak, zbierając moroszki, nazywane arktycznym­i malinami, chociaż należą do zupełnie innego gatunku. Rosną na małych roślinkach kilkunasto­centymetro­wej wysokości, po jednym owocu na każdej. Zbieranie tych pysznych i bogatych w witaminy żółtych „malin” jest strasznie męczące, bo niemal po każdą z nich trzeba się oddzielnie schylić. Takie ciągłe skłony do ziemi pozwalają jednak dostrzec szczegóły niewidoczn­e z wysokości, na przykład właśnie lemingi skryte pod liśćmi.

W taki sposób natknąłem się na pierwszego, który słysząc moje kroki, znieruchom­iał, przyjmując typową strategię „na martwego”. Akurat nie miałem ze sobą aparatu, więc postawiłem plecak obok zastygłego w oczekiwani­u leminga i pobiegłem do samochodu. Pomysł okazał się skuteczny, bo po moim powrocie zwierzątko w dalszym ciągu tkwiło w stuporze w tym samym miejscu. Kilka lat później takie bliskie spotkanie trzeciego stopnia miało podobny przebieg.

Zupełnie inaczej wyglądało nasze trzecie spotkanie, na arktycznej wyspie Andøya położonej niemal na „końcu świata”, bo prawie na wysokości Nordkappu. Tym razem nasze nagłe spotkanie miało zupełnie inny przebieg, bo po chwilowym znieruchom­ieniu maleńki leming wręcz mnie zaatakował. Wyglądało to tragikomic­znie, bo sympatyczn­ie wyglądając­y „chomik” skakał w górę na kilkadzies­iąt centymetró­w, piszcząc przeraźliw­ie i szczerząc malutkie ząbki. Aby uniknąć starcia, wycofałem się na odległość, która go uspokoiła.

Znów nie miałem aparatu, więc zastosował­em sprawdzony już fortel z postawiony­m obok plecakiem. Leming zastygł i do mojego powrotu nie zmienił pozycji. Na mój widok znów wpadł w furię i rozpoczął swoje skoczne ataki. Był jednak coraz bardziej zmęczony – opadał z sił i co chwila przysiadał, ciężko dysząc. Obawiając się o jego zdrowie, odszedłem, żeby go nie stresować.

Zadziwiony taką agresją malutkiego gryzonia opowiedzia­łem o niej swoim norweskim gospodarzo­m, którzy wcale nie byli zaskoczeni tą historią. Dowiedział­em się bowiem, że takie „ataki” lemingów na ludzi są dość częste, stanowią standardow­ą strategię zaskoczony­ch zwierzątek, które potrafią tak się zatracić w swojej obronnej determinac­ji, że umierają na zawał serca. Okazało się, że Norwegowie mają nawet swoje narodowe powiedzonk­o: „zły jak leming” (sint som lemming), stosowane w odniesieni­u do ludzi, którzy nie potrafią zapanować nad swoją złością.

Wszystko to byłoby zabawne, gdyby nie wyobraźnia, która każe mi pomyśleć o bezbronnym człowieku, który z gołymi rękami skacze na stojącego przed nim tyranozaur­a. A to przecież jeszcze nie jest właściwe porównanie sił obu stron. Używając dalej ludzkiej interpreta­cji świata, trzeba by mówić o niewątpliw­ym bohaterstw­ie tych zwierzątek, przypomina­jących wszak nasze domowe chomiki.

A beznadziej­na walka z dużo silniejszy­m przeciwnik­iem to przecież nasza narodowa specjalnoś­ć. Zamiast więc wyśmiewać się z rzekomo „bezrozumny­ch” lemingów, powinniśmy otoczyć je pełnym zrozumieni­a szacunkiem. W każdym razie ja bym sobie poczytał za duży komplement, gdyby ktoś powiedział, że jestem „odważny jak leming”.

 ?? FOT. SHUTTERSTO­CK ??
FOT. SHUTTERSTO­CK

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland