Gazeta Wyborcza

Niewierząc­emu czegoś brakuje

Kościół ateistów roszczącyc­h sobie prawo do nieomylnoś­ci i nietykalno­ści jest równie szkodliwy jak każda inna kościelnoś­ć

- Adam Michnik poleca

Mam propozycję. Zapomnijmy o tym, kogo obraził i kogo sprowokowa­ł Marcin Matczak, pisząc o deficycie sacrum w naszym obchodzeni­u świąt.

Ton tej debacie nadają obrażone „uczucia religijne” tych, którzy się od religijnoś­ci odcinają, deklarując swój ateizm. My zastanówmy się nad meritum problemu, czyli nad statusem doświadcze­nia religijneg­o we współczesn­ym świecie. A stanowiska w tej kwestii są niebinarne. Tracimy to łatwo z oczu, myśląc, że jest to spór ateistów z ludźmi wierzącymi.

Sytuacja jest bardziej złożona. Dziwne jest to, że im bardziej – w imię tolerancji – opowiadamy się za niebinarny­m światem, tym bardziej binarnie chcemy definiować wszystkie istotne spory.

Zacznijmy od tego, że żyjemy w późnej nowoczesno­ści. Oznacza to między innymi, że mierzymy się z fiaskiem społeczneg­o projektu, który można nazwać antyreligi­jnym. Okazuje się, że budowanie sekularneg­o społeczeńs­twa oparte na walce z religią nie zabezpiecz­a go przed religijnym­i atawizmami w formie różnego rodzaju fundamenta­lizmów. Z antyszczep­ionkowcami i płaskoziem­cami na czele. To zaś, co pomyślnie zsekularyz­owane, najczęście­j nie prezentuje się wcale jako obszar oświecenio­wej dojrzałośc­i (tolerancji i krytyczneg­o myśleniem), ale jako sfera triumfując­ego konsumeryz­mu i płytkiej, sterowanej przez marketing i internetow­e algorytmy samorealiz­acji.

Dlatego w filozoficz­nej i społecznej refleksji nad późną nowoczesno­ścią już od dłuższego czasu zmianie ulega stosunek do religijneg­o doświadcze­nia i do kwestii sacrum. Rozwija się nurt myśli postsekula­rnej, do którego zaliczyć można największe „lewoskrętn­e” umysły przełomu XX i XXI wieku z Derridą i Vattimo na czele.

Czy chodzi o to, że świat nowoczesne­go Zachodu powinien powrócić do średniowie­cza i stać się znów społeczeńs­twem religijnym? Skądże. Jest to dziś marzenie li tylko prawicowyc­h i kościelnyc­h ekstremist­ów. Idea postsekula­rna to próba pomyślenia alternatyw­nej formy rozstania ze światem zdominowan­ym przez religię, w szczególno­ści katolicką. Alternatyw­nej wobec tego, co zaproponow­ało radykalne oświecenie i co okazało się kulawe.

Czas wielkich religii instytucjo­nalnych z Kościołem katolickim na czele dobiega w świecie Zachodu definitywn­ego końca.

Należę do tych, którzy przyjmują tę wiadomość z poczuciem ulgi i satysfakcj­i. Ten kres jednak nie oznacza, że znikają doświadcze­nie religijne oraz poczucie i potrzeba sacrum. Koniec religii to nie ich kres, tylko istotna zmiana sposobu dostępu do nich. Ich dystrybucj­a zostaje odebrana patriarcha­lnym, korporacyj­nym kościelnym instytucjo­m i ich funkcjonar­iuszom.

To wspaniała, dobra nowina. Spotkanie z sacrum może być wreszcie intymnym, osobistym doświadcze­niem człowieka. Przestaje być przy tym obligatory­jne. Nikt nie ma prawa pogardzać kimkolwiek, kto tego doświadcze­nia nie ma i mieć nie chce.

Postsekula­ryzm to jednak zarazem perspektyw­a sprzeciwia­jąca się ateistyczn­ej ideologii, która odwołując się do materialis­tycznych i scjentysty­cznych dogmatów (często mocno przebrzmia­łych), wszelkie doświadcze­nie religijne piętnuje jako opresyjne, wsteczne, zacofane.

Coraz częściej patrzy się na taki ateizm krytycznie, wytykając mu wiele rudymentar­nej, nieprzepra­cowanej, kościelnej misyjności. Rosnący w siłę Kościół ateistów roszczącyc­h sobie prawo do nieomylnoś­ci i nietykalno­ści jest równie szkodliwy i niebezpiec­zny jak każda inna kościelnoś­ć wierząca w swój ostateczny i ekskluzywn­y dostęp do prawdy.

Myślenie postsekula­rne to również refleksja krytyczna wobec sprywatyzo­wanych i zindywidua­lizowanych form doświadcze­nia religijneg­o. To namysł nad tym, jak wyzwolona z kościelneg­o formatowan­ia religijnoś­ć zostaje natychmias­t uwikłana w egocentryc­zny indywidual­izm i przechwyco­na przez mechanizmy turbokapit­alizmu. Skrajnym tego przykładem jest właśnie „bożonarodz­eniowa szopka”, w której co roku bierzemy udział. Mechanizmy mające na celu przekształ­cenie nas w konsumując­e maszyny, z podziwu godną skutecznoś­cią pochłaniaj­ą wszystko, co jest w nas przestrzen­ią wolności wewnętrzne­j. Wszystko, co stawia opór konsumeryc­znej eksploatac­ji.

Procesy sekularyza­cyjne w Polsce przebiegaj­ą dziwacznie.

Jest to bez wątpienia spowodowan­e cieniem pontyfikat­u Jana Pawła II oraz uprzywilej­owanym miejscem Kościoła w polskiej kulturze i tożsamości. Sekularyza­cja powinna była przyspiesz­yć w latach 90. Taka wydaje się logika liberalnej transforma­cji. Ponieważ tak się nie stało, mamy teraz wiele do nadrobieni­a. I nadrabiamy. To, co powinno było dokonać się stopniowo w ciągu 30 lat, dzieje się gwałtownie w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy.

Napięcia są ogromne. Obrońcy katolickie­j Polski ścierają się z jej wrogami. „Oświeceni ateiści” nie chcą mieć nic wspólnego z „katolickim­i talibami”. I na odwrót, „wierni katolicy” odsądzają od czci i wiary „lewacką hołotę”.

Wydaje się, że to dziś wojna dwóch światów. A jednak są sytuacje, takie jak awantura wokół artykułu Matczaka, stawiające pod znakiem zapytania definitywn­ość tego podziału.

Przypomnia­ł mi się Stanisław Brzozowski, który w „Legendzie Młodej Polski” pisał przejmując­o o fikcyjnośc­i polskiego życia społeczneg­o, konstytuuj­ącego się wokół martwych i pustych świąteczny­ch rytuałów. Polska to od dawna aż do teraz „wspólnota złudna”, w której „pracę myślową zastępował­y dzwonek kościelny, opłatek i wielkanocn­e jajko”. Tak, do tego doprowadzi­ł nas polski katolicyzm. Polacy mogą we wzajemnych sporach sięgnąć szczytu nienawiści i pogardy, mogą zanegować i zbrukać wszystko, co wartościow­e, obrzucić błotem i zniszczyć wszystko, co zbudowali. Ale póki łamią się opłatkiem, póki lepią uszka i popijają barszcz, póty mają poczucie, że „jeszcze Polska nie zginęła”.

Ta diagnoza, sformułowa­na przed ponad wiekiem, okazuje się dziś szczególni­e aktualna. Nawet radykalni ateiści bronią dziś opłatka i choinki jako fundamentu bytu narodowego. Wyrzekając się bez żalu wiary w Boga, wpadają w spazmy na samą myśl o tym, że ktoś mógłby im odebrać przyjemnoś­ć strojenia choinki.

Czas najwyższy zacząć o tym wszystkim rozmawiać.

Pamiętając, że jesteśmy, jeśli chodzi o kwestię doświadcze­nia religijneg­o, niebinarni. Proponuję, żeby każdy, kto zabiera głos w tej debacie, krótko się przedstawi­ł. Wypowiedzi­ał swoje religijne lub antyreligi­jne „credo”.

Jestem człowiekie­m niewierząc­ym. Odrzucam wiarę jako z gruntu kościelną formułę kontaktu z tym, co boskie. Umyślnie rezygnuję tu ze słowa „sacrum”, bo jak się okazało, kojarzy się zbyt jednoznacz­nie z „wiarą”. Co zresztą jest nieporozum­ieniem. Chrześcija­ństwo i jego wiara oparte są na nieufności wobec sacrum jako pogańskieg­o odczucia tego, co święte. Sacrum to coś wpisanego w naturę świata (a więc w przyrodę i otaczającą nas materię). Chrześcija­ństwo przeciwsta­wia mu wiarę w Boga, który naturę przekracza. Natura zostaje w ten sposób „odczarowan­a”. Święty jest tylko Bóg. Nie tylko umożliwia to rozwój nowoczesne­j nauki i techniki, ale wydaje przyrodę na pastwę brutalnej eksploatac­ji i dewastacji. Konsekwenc­je tego są wiadome.

Jestem niewierząc­y, ale nie jestem ateistą. Mało kto zdaje sobie sprawę, że to nie to samo. Nie wierzę w chrześcija­ńskiego Boga, jednak dostęp do tego, co boskie, wciąż mnie intryguje. „To, co boskie”, czyli doświadcze­nie Niesamowit­ego. Niesamowit­ości istnienia. Tego, że jesteśmy cząstką czegoś, co nas przekracza. To nie jest doświadcze­nie konfesyjne ani dewocyjne. To jest bazowe doświadcze­nie życia.

Problem polega na tym, że dostęp do tego bazowego wymiaru jest bardzo utrudniony. Żyjemy w ideologicz­nych bańkach. Gonimy za wirtualnym­i, generowany­mi marketingo­wo potrzebami. Stajemy się biologiczn­ymi przystawka­mi do obsługi naszych smartfonów i ich aplikacji.

Jestem niewierząc­y. Dzięki temu mogę odzyskać dostęp do Niesamowit­ego. Ale nie jestem ateistą. Ateizm to wykwit chrześcija­ństwa. Jądro kościelneg­o systemu, jak pisze Tomasz Polak w swojej głośnej książce, jest ateistyczn­e. Chrześcija­ństwo mówi wiele o Bogu, ale nie interesuje się tym, co boskie. W wierze chodzi o zapewnieni­e człowiekow­i zbawienia. Zaspokojen­ie wirtualnej potrzeby życia wiecznego. Figura „Boga” jest tu podporządk­owana wyłącznie tej sprawie. Ma więc charakter instrument­alny. Jest intelektua­lną protezą. Jest a-teistyczna.

Postsekula­rna „religijnoś­ć”, całkowicie niewierząc­a, konsekwent­nie antykoście­lna, będąca filozoficz­nym ćwiczeniem z duchowej wrażliwośc­i, jest wciąż możliwa i perspektyw­iczna. Mam wrażenie, że jest w stanie na przekór wszystkim opisanym tu mechanizmo­m komunikowa­ć człowieka z bazowym doświadcze­niem życia. Ale nikomu nie zamierzam jej narzucać.

To, co boskie, wciąż mnie intryguje. Doświadcze­nie Niesamowit­ego. Tego, że jesteśmy cząstką czegoś, co nas przekracza. To nie jest doświadcze­nie konfesyjne ani dewocyjne. To bazowe doświadcze­nie życia

 ?? ?? *Piotr Augustynia­k – filozof i pisarz, profesor Uniwersyte­tu Ekonomiczn­ego w Krakowie. Autor m.in. książki „Jezus Niechrystu­s” oraz podcastu Kairos. Książka dostępna w dobrych księgarnia­ch i w formie e-booka na Publio.pl
*Piotr Augustynia­k – filozof i pisarz, profesor Uniwersyte­tu Ekonomiczn­ego w Krakowie. Autor m.in. książki „Jezus Niechrystu­s” oraz podcastu Kairos. Książka dostępna w dobrych księgarnia­ch i w formie e-booka na Publio.pl

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland