Wybuch w Katowicach: to było rozszerzone samobójstwo
„Nie pozostało nam nic innego jak rozszerzone samobójstwo, a tabletki nasenne pozwolą nam odejść skutecznie i po cichu. Z cmentarza komunalnego nawet ksiądz nas nie wyrzuci” – napisali w liście pożegnalnym lokatorzy plebanii przy ul. Bednorza w Katowicac
W kościele Zbawiciela w Katowicach-Szopienicach, należącym do parafii ewangelicko-augsburskiej, w niedzielę nie odbywały się żadne nabożeństwa. Ks. Adam Malina, proboszcz parafii, zapraszał do innych kościołów.
W wybuchu gazu w parafialnym budynku zginęły dwie kobiety – matka z córką, które mieszkały na parterze. – Ta pani była kiedyś kościelną. Mieszkanie zajmowała bezumownie. Nic więcej nie mogę powiedzieć – potwierdził Michał Malina, syn proboszcza Adama Maliny. W szpitalu w Siemianowicach Śląskich wciąż przebywa mężczyzna, który mieszkał wraz z kobietami, które zginęły. Jak informuje szpital, pacjent nie wyraził zgody na informowanie o swoim stanie zdrowia.
W poniedziałek do redakcji Polsatu dotarł list pożegnalny. Pod listem, który został wysłany w środę, podpisały się trzy ofiary eksplozji: dwie kobiety, które zginęły, oraz mężczyzna, który został ranny. „Nie pozostało nam nic innego jak rozszerzone samobójstwo, a tabletki nasenne pozwolą nam odejść skutecznie i po cichu. Z cmentarza komunalnego nawet ksiądz nas nie wyrzuci. Jedynym naszym życzeniem jest to, żeby podczas naszego pochówku nie było żadnego klechy. Żaden klecha już na nas nie zarobi, czy to na naszym życiu, czy śmierci” – napisały ofiary wybuchu. Jak wynika z listu, przyczyną ich decyzji miała być trudna sytuacja życiowa i brak pomocy ze strony księdza, do którego zwróciły się o wsparcie i u którego mieszkały. Ich zdaniem nie doceniał on ich pracy, a także je okradał.
Rzecznik prasowy prokuratury okręgowej prokurator Marta Zawada-Dybek powiedziała „Wyborczej”, że trwa śledztwo i na miejscu zdarzenia od piątku trwały oględziny. Wówczas też inspektor nadzoru budowlanego nie wyraził zgody na wejście na teren budynku, ponieważ jego stan zagraża życiu i zdrowiu. – Nie mogę mówić o rezultatach śledztwa, bo cały czas w tej sprawie pracujemy. Świadkowie zostali przesłuchani, jest zabezpieczony monitoring z momentu wybuchu, a na wtorek przewidziano sekcję zwłok ofiar – mówi Zawada-Dybek. Zapewnia też, że list pożegnalny został włączony do akt śledztwa.
Konflikt w parafii
Mieszkańcy Szopienic mówią nam o konflikcie na plebanii, który trwał od kilku lat. Dowiadujemy się, że w parafii kościelnymi przez 17 lat było małżeństwo Haliny i Edwarda.
– Czy ma to związek ze sprawą wybuchu, to ja nie wiem, no ale głośno o tym było – mówi sąsiad z budynku obok.
Kościelni mieszkali wraz z dziećmi na plebanii od 1999 roku. W zamian za pracę mogli mieszkać za darmo. Co robili? – No wie pani, mycie kościoła, porządek, zieleń, sprzątanie po remontach – mówi mężczyzna, który znał rodzinę kościelnych. – Potem Halina dowiedziała się w ZUS, że proboszcz nie odprowadzał na nią składek. Była rozgoryczona, bo 17 lat pracowała, a do emerytury ani grosza, a z drugiej strony parafia była niezadowolona z ich pracy, bo się podobno nie przykładali.
W 2016 roku ZUS w Chorzowie stwierdził, że pani Halina jest zatrudniona na podstawie umowy o świadczenie usług i podlega obowiązkowym ubezpieczeniom. ZUS uznał, że kobieta świadczyła obowiązki kościelnego na podstawie pisemnej umowy, a w zamian za to miała prawo do bezpłatnego użytkowania mieszkania. Składki powinny być odprowadzane.
Kościelni oddali sprawę do sądu, który przyznał rację ZUS i kościelnej. Proboszcz parafii odwołał się jednak do Sądu Apelacyjnego w Katowicach, który z kolei uznał jego rację. Treść wyroku potwierdziła „Wyborczej” sędzia Aleksandra Janas. – Po rozpoznaniu sprawy z odwołania parafii, przy udziale zainteresowanych osób, sąd zmienił zaskarżony wyrok i poprzedzającą go decyzję ZUS. Sąd stwierdził, że osoba nie podlega obowiązkowym ubezpieczeniom emerytalnemu, rentowym i wypadkowemu jako osoba zatrudniona na podstawie umowy o świadczenie usług od 1999 roku – powiedziała nam sędzia.
Z uzasadnienia wyroku sądu dowiadujemy się też, że kościelna nie zgłaszała przychodów do urzędu skarbowego. Proboszcz od początku zaprzeczał, że łączyła ich umowa o pracę. Była to umowa cywilnoprawna o warunkach wzajemnej współpracy. Nigdy nie została określona odpłatność za wykonywanie obowiązków.
Tym samym pani Halina nie dostała wyrównania składek, bo sąd uznał, że prace wykonywała dobrowolnie. W uzasadnieniu orzeczenia sąd potwierdza też, że do konfliktu na linii kościelni – parafia dochodziło już wcześniej, bo parafii nie podobało się małe zaangażowanie małżonków w wykonywane obowiązki.
Ukraińskiej rodziny na szczęście nie było w domu
W wybuchu ucierpiał wikary, ks. Piotr wraz z rodziną. Choć już wyszedł ze szpitala, w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach znajdują się wciąż jego córki. W niedzielę szpital informował, że ich stan jest stabilny. Potwierdza to również Anna Kotkowska, szwagierka ks. Piotra. – Dziewczynki miały kolejne badania, lekarze wiedzą, co robić.
Uratowało się za to archiwum, które znajduje się w podziemiach parafii. Jak powiedział nam Michał Malina, znajdowały się tam cenne dokumenty.
W poniedziałek udało się też odnaleźć jednego z kotów, które należały do rodziny wikarego. Poinformowała o tym fundacja dla kociąt osieroconych CaliMali, która wraz z TOZ Katowice poszukiwała zwierzaków: – Czarno-biały Miluś, nasz były podopieczny, członek rodziny, która ucierpiała w piątkowym wybuchu gazu, został odnaleziony. Obecnie przebywa w gabinecie, gdzie przechodzi badania.
Proboszcz parafii, kiedy wybuchła wojna w Ukrainie, przygarnął też pod swój dach uchodźców – Ukrainkę z córką. Ukraińskiej dziennikarce Halinie Chalimonik udało się ustalić, że w trakcie wybuchu nie było ich w domu: – Mieszkała tam Anna i jej córka Julia. Na parterze organizacja charytatywna organizowała też zajęcia z dziećmi ukraińskimi. Anna czuje się dobrze, ale tak naprawdę nie chce mówić o tym, co przeżyła. Nadal sama nie może w to uwierzyć. Obecnie jest pod opieką znajomego. Społeczność ukraińska zbierała dla niej rzeczy, wspierają ją także dobroczyńcy.
Żaden klecha już na nas nie zarobi, czy to na naszym życiu, czy śmierci
Czy parafia zostanie odbudowana?
Wciąż trwa szacowanie strat po wybuchu gazu. Parafię można wspomóc, wpłacając darowiznę na jej konto. Zbiórkę prowadzi też Diakonia Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w RP – Diakonia Polska. Zebrane pieniądze będą przeznaczone na „leczenie i rehabilitację osób poszkodowanych, niezbędne wsparcie psychologiczne, zabezpieczenie najpilniejszych potrzeb życiowych tych, którzy stracili dach nad głową”. Czy parafia zostanie odbudowana w tym samym miejscu? Ks. Adam Malina powiedział nam, że za wcześnie o tym myśleć. – Jednak jeśli zostaną zebrane pieniądze, to jest taka szansa – mówi.