LOSY LUDZIKA
Sny i lęki bywają upiorne, jak na miniaturce przedstawiającej człowieczka kroczącego po równoważni, którą jest krawędź żyletki.
Dopiero może w tej chwili, wchodząc na wystawę około stu dzieł podzielonych na kilka obszarów, uzmysławiamy sobie, jak obszerny kawał naszej wyobraźni zawdzięczamy Stasysowi.
ZDANIE BREŻNIEWA
Wystawa w Zachęcie jest fragmentaryczną prezentacją 50-lecia pracy twórczej Stasysa Eidrigevičiusa, który urodził się w 1949 roku w Litwie, w Miediniskiai niedaleko Poniewieża, a od 43 lat mieszka głównie w Polsce. Kiedy chodząc z nim po wystawie, pytam ze świadomą, prowokacyjną prostodusznością, czy czuje się Litwinem, czy Polakiem, odpowiada, że raz jednym, raz drugim, a najczęściej jednym i drugim, a przede wszystkim ponadgranicznym artystą. A kiedy po pierwszych wyjazdach z Litwy, m.in. na Biennale Ekslibrisu do Malborka, wyjeżdżał z rodziną do Polski, wyruszał po prostu w świat. Po wolność wypowiedzi i życia.
„W radzieckiej Litwie – mówi – o wolność było trudno. Kiedy odbywałem służbę wojskową w Armii Czerwonej, w czymś w rodzaju oddziału kultury i propagandy, ja, artysta po wileńskiej Akademii Sztuk Pięknych, wypełniałem rozkazy, by namalować ładnie jakieś zdanie Lenina, Marksa czy Breżniewa. Żeby nie zwariować, po kryjomu malowałem własne rzeczy, o których nikt nie mógł wiedzieć, bo by mi je zabrano, a ja sam bym trafił pod sąd. Malowałem więc miniatury, na najmniejszej dostępnej płaszczyźnie – na pagonach od starych żołnierskich mundurów”.
SNY I LĘKI
Publiczna, zawodowa już twórczość Stasysa zaczęła się więc od miniatur. Po pagonach przyszła kolej na ekslibrisy, te – jak kiedyś sam je określił artysta – „plakaty dla pojedynczego odbiorcy”, które zostały dostrzeżone na pierwszych wystawach w Polsce, i niewielkie pastelowe i akwarelowe „obrazki” czy „plakiety”. Maleńkie, barwne, mają w sobie pieczęć Stasysowej oryginalności: tę brawurowo prowadzoną opowieść, którą łatwo by było nazwać surrealistyczną, a która na jakichś indywidualnych, baśniowo-dziecięcych zasadach powstaje na zapleczu widzianej i domyślnej historii, zawierając mądrość rzeczywistości rozgrywającej się pomiędzy widzeniem, snem, litewską tradycją a artystyczną brawurą malarza.
Myślę, że to właśnie jest źródłem zadziwienia, w jakie wprawia sztuka Stasysa: samoistna, symboliczna (czyli niewytłumaczalna słowami) wyobraźnia, za którą nadąża sprawcza wirtuozeria. Zadziwia to, co pomyślane, i to, co narysowane. Niepowtarzalne sceny i geniusz ich przedstawiania.
Wielopostaciowa i wielobarwna siła tych zagadkowych, jątrzących opowieści i twarzy, które Stasys maluje dziesiątkami, setkami, drążąc w człowieku jak w zastanej, przyrodzonej masce, wita zwiedzających na początku wystawy, w pierwszej sali, gdzie na maleńkich plakietkach śledzimy sny, które snują się w wyobraźni, a w cyklu portretów (masek), próbujemy zgłębić różnorodnego, wciąż tego samego człowieka, który patrzy nieprzerwanie jednakowym wzrokiem dziecka o oczach zaokrąglonych z wylęknienia i zdumienia. Z niepewności, jak świat przyjmie jego nieobliczalnie ukrytą twarz i tożsamość. Sny i lęki bywają upiorne, jak na miniaturce przedstawiającej człowieczka kroczącego po równoważni, którą jest krawędź żyletki, a niepokojąca mroczność jest cechą wielu przedstawień artysty. Była też w przeszłości wyróżnikiem wielu ilustracji Stasysa, stawiających pytanie o ich odpowiedniość dla wrażliwości dziecka.
PIESEK
Nie jest ta cienista aura niektórych prac artysty nieuzasadniona. Stasys opowiadał mi kiedyś o swoim samotnym, biednym dzieciństwie na litewskiej wsi. Między innymi o tym, że jako chłopczyk chciał mieć przyjaciela, więc prosił rodziców o pieska. Eidrigevičiusów nie było stać na taki luksus, kupowali więc synkowi do zaprzyjaź
nienia świnkę, która po jakimś czasie była zabijana na mięso.
Nie da się pokazać w trzech wielkich salach wszystkich dziedzin twórczości Stasysa Eidrigevičiusa, wśród których są przecież plakaty i ilustracje (artysta jest uważany za jednego z najwybitniejszych przedstawicieli obu gatunków na świecie), fotografie, scenografie i działania teatralne, instalacje, rzeźby, maski otulone w korzenie wykarczowanych drzewek („Smutki”), kolaże, rysunki prasowe, wiersze… W mądrej, czułej, ale też racjonalnej i przejrzystej prezentacji, która jest dziełem kuratorskim Ignacego Eidrigevičiusa, syna artysty, w drugiej sali umieszczone są gatunki pośrednie i osobne. Między innymi słynna, dramatyczna lub (zależy od lektury) propozytywna scena zszywania polskiej flagi rozszczepionej na taśmę białą i taśmę czerwoną czy pomnik pinokiowego dziecka, które wpatruje się w chmury (dziwnie podobny do Pałacu Kultury). Nos Pinokia wydaje się stworzony przez Carlo Collodiego specjalnie dla Stasysa – tak wiele nieoczywistych, znaczących zastosowań znajduje dla niego artysta w plakatach, ilustracjach, fotografiach czy w scenografii teatralnej.
LUDZIK NA LITWIE
Trzecia, najmniejsza sala, nasączona wyjątkowym światłem, tłumaczy tytuł wystawy – „!Reakcje”. Jest w niej antywojenny tryptyk z wykreowaną makabrycznie maską Putina, diabłem i trupią czaszką. Jest w niej przedstawienie dwóch wież nowojorskich z witruwiańsko, może chrystusowo, rozpiętym między nimi człowiekiem, wpadającym do studni ziemi, tragicznej rozpadliny, która 11 września 2001 roku pogrzebała tysiące ludzi. Czyż instalacja ta nie mogłaby stanąć w Nowym Jorku lub gdziekolwiek indziej jako upamiętnienie tamtej zbrodni i jej ofiar? Jest wreszcie w ostatniej sali poruszająca fotografia poświęcona więźniom obozu w Terezinie – dwóch nagich mężczyzn w niemożliwym uścisku, leżących na dwupiętrowej strukturze przypominającej obozowe łóżko. Przejmujące przeniesienie fascynacji męskim ciałem, której Stasys uległ w bardzo dojrzałym już wieku, na współprzeżywanie z cierpiącymi i wstydliwą pieszczotę ginących.
Ludzik Stasysa z dawnych rysunków alegorycznych w „Polityce”, z ekslibrisów, plakatów, masek, kiedyś częściej obecny w przestrzeni publicznej niż teraz, jeszcze kilkanaście lat temu prawie wszechobecny na słupach i ścianach, był jednym z motywów, które najsilniej ukształtowały nasze imaginarium. Z czasem artysta uwolnił go z tradycyjnych formatów i poddał eksperymentom, także teatralnym. Litwa odzyskuje dziś i tego ludzika, i Stasysowe eksperymenty z własną wrażliwością, wizyjnością, manualną brawurą, stawiając dla jego sztuki w Poniewieżu osobne centrum sztuki, muzeum Stasysa. Stasys również, jak sam przyznaje, odzyskuje z biegiem lat swoją Litwę i litewskość. Mówi to z perspektywy artysty niemal kultowego w wielu krajach (Japonia, Włochy…), który rozbudowuje swoją sztukę nieokreślonych sensów o przedstawienia protestu, buntu, bardziej bezpośrednio przemawiających form i znaczeń.
Co do mnie, od lat najważniejszym przeżyciem, jakie zawdzięczam Stasysowi, jest wydana w Japonii książka „Crescent moon” – na wskroś metaforyczne, poetyckie metamorfozy księżyca – naszego przyjaciela, uczestnika ludzkiego i zwierzęcego losu. Wśród ilustracji tej książki, która domaga się polskiego wydania, jest przedstawienie staruszki, która szuka w nim własnego portretu z czasu, kiedy była młoda i piękna; osamotnionej panny młodej, której księżyc służy jako wieszak dla wydrwionego welonu; dymu z wiejskiego komina, który nie chce ulecieć na zawsze, więc wtula policzek w wewnętrzną stronę globu zwanego nieprecyzyjnie srebrnym. Tych przedstawień nie znajdziemy teraz w Zachęcie, podobnie jak wielu, których trzeba sobie po prostu poszukać i znaleźć.
Stasys Eidrigevičius:!Reakcje. Narodowa Galeria Sztuki Zachęta, pl. Małachowskiego 3, wystawa czynna do 11 kwietnia 2023, od wtorku do niedzieli 12-20