Panie sędzio, czy pan jest pijany?
Sędzia Dariusz Kliś, awansowany przez „dobrą zmianę” na prezesa Sądu Okręgowego w Jeleniej Górze, zaangażował się w obronę sądowej biegłej. W wieczornej rozmowie z jej znajomym grozi mu „problemami” i „prokuraturą”. Przyznaje też, że jest pijany.
„Mam nadzieję, ze Panarwo jesetescie bardziej odeazni od Pani Gordziewicz z tvn, która niestety nie zaprosila mnie., do programu”.
To oryginalna pisownia z SMS-a wysłanego w nocy z piątku na sobotę przez sędziego Dariusza Klisia. Jednego z serii wiadomości, które prezes sądu w Jeleniej Górze wysyła do dziennikarza „Wyborczej”. Są pełne literówek wskazujących, że sędzia nie do końca panuje nad klawiaturą. Ich liczba rośnie w miarę upływu czasu. Sędzia pisze też: „niestety ktoś poniesie konsekwencje” i życzy „dodrej nocy”.
Przed serią SMS-ów – ok. godz. 21.30 – sędzia telefonuje. Mówi rozwlekle, nie pozwala sobie przerywać. Chwilami trudno go zrozumieć. Pytamy go, dlaczego wieczorami dzwoni do prywatnych osób, grożąc im prokuraturą. Sędzia odpowiada, że wykonuje swoje obowiązki bez względu na porę. Rozmowę nagrywamy.
Cytowana w SMS-ie Marta Gordziewicz zajmowała się w TVN 24 tzw. aferą hejterską, opisywała działania grupy sędziów skupionych wokół byłego wiceministra sprawiedliwości Łukasza Piebiaka, jednego z najbliższych ludzi ministra Zbigniewa Ziobry. – Z panem sędzią Klisiem kontaktowałam się w ubiegłym roku, rzeczywiście chciałam zaprosić go do programu, ale w końcu do tego nie doszło. Podczas rozmów miałam wątpliwości, czy on kontroluje to, co mówi i pisze, czy po prostu nie jest pijany – mówi „Wyborczej” dziennikarka.
Telefon do sędziego
Ta sprawa zaczyna się od prywatnego konfliktu. Mieszkaniec okolic Jeleniej Góry (nazwisko do wiadomości redakcji) chodził na terapię do psycholożki będącej także biegłą sądową. Z czasem nawiązali osobiste relacje. Spotykali się razem z dziećmi, wyjeżdżali na wycieczki, ona twierdzi, że pożyczała mu pieniądze. Dziś oboje zarzucają sobie agresywne zachowania, nękanie SMS-ami i telefonami, pomawianie oraz stalking.
W piątek 5 maja terapeutka i mężczyzna spotkali się przypadkiem w sklepie. Byli z dziećmi, ale i tak wywiązała się awantura.
– Powiedziała mojemu kilkuletniemu dziecku, że jego ojciec skończy w kryminale – twierdzi mężczyzna.
– Do ucha mówił mi: „trzeba było odbierać telefon, teraz cię, kurwo, zniszczę” – opowiada terapeutka.
Po awanturze psycholożka zadzwoniła do sędziego Dariusza Klisia – sędziego Sądu Rejonowego w Lubaniu, delegowanego do pełnienia obowiązków w Sądzie Okręgowym w Jeleniej Górze i mianowanego prezesem tego sądu za czasów rządów Zjednoczonej Prawicy. Powiedziała mu, że czuje się zastraszana i zapytała, co ma z tym zrobić.
Sędzia postanowił zadziałać jeszcze tego samego dnia.
„Będzie pan miał problem”
„Wczoraj 05.05.2023 o godzinie 19:23 telefonował do mojej osoby i przez 16 min odgrażał się konsekwencjami ze strony podległych mu prokuratorów” – napisał do „Wyborczej” znajomy psycholożki. Rozmowę z Klisiem częściowo nagrał. Uważa, że sędzia był wyraźnie pod wpływem alkoholu.
Nagranie nie rejestruje początku rozmowy. Zaczyna się od urwanych słów sędziego: „…ma być w ogóle?”. Mężczyzna kilkukrotnie powtarza, że to pomyłka, dopytuje, z kim rozmawia.
Z kontekstu wynika, że według sędziego mężczyzna szantażuje biegłą i oskarża ją o coś, co „narusza dobre imię biegłego”. Sędzia zaprasza go do siebie z dokumentami, które mają potwierdzić, że pani psycholog „ma jakiś problem” i zapewnia, że wtedy „nie będzie biegłą Sądu Okręgowego, bo ja na to nie pozwolę, żeby biegły miał jakiś problem”.
I dodaje: – Natomiast jeżeli dokumenty są sfabrykowane, a to ustali biegły sądowy, to pan będzie miał problem i to bardzo poważny – mówi.
– Ale pan mnie straszy w tym momencie – odpowiada mężczyzna.
– I to poważny panie ktoś – mówi sędzia.
Tłumaczy, kim jest: – Niech pan sobie [wejdzie] na stronę Sądu Okręgowego, Prezes Sądu Okręgowego w Jeleniej Górze odpowiedzialny za 150 biegłych. Nazwisko Dariusz Kliś. Proszę sobie to zapisać, wejść sobie na stronę i jeszcze raz sobie to powtórzyć – mówi.
Nazywa mężczyznę kimś, „kto jest jakąś osobą”. Mówi, że nie zna go, „nie chcę pana widzieć i nie chcę pana znać”. Gdy mężczyzna pyta, czy rozmówca jest pijany, sędzia po dłuższej chwili ciszy odpowiada: – Yyyy, dobrze, yyyy, jestem pijany. Wie pan co, powiem tak, yyyy, będzie pan miał niestety problem.
– A co ja zrobiłem?
– Jeżeli pan nie zgłosi oficjalnej informacji przeciwko pani [tutaj pada nazwisko], że w jakiś sposób ona narusza dobre imię biegłego i pan to nie udowodni, to ja zgłaszam to do prokuratury.
Sędzia przyznaje, że numer do mężczyzny ma od biegłej psycholog. Ma też jego adres. – Przekazała mi informacje, tak jak każdy biegły takie informacje mi przekazuje, że jest w jakiś sposób pomawiany, zniesławiany, stalkingowany i wobec tego ja na to reaguję i zgłaszam do prokuratury – mówi.
Dodaje też, że – jako prezes sądu – jest pracodawcą biegłej psycholog i poinformował ją, że ma napisać oficjalną skargę. Rzuca nazwiskami m.in. prokurator Grażyny Greb-Hejno – szefowej prokuratury rejonowej w Jeleniej Górze – i Marcina Cieszkiewicza (lub Ciężkiewicza – nagranie jest niezrozumiałe) – rzekomo jej zastępcy (zastępcą PR w Jeleniej Górze jest Marcin Piekarski).
– I działamy – stwierdza.
„Takie telefony ja wykonuję wielokrotnie”
Gdy rozmówca próbuje mu przerwać, sędzia denerwuje się i krzyczy. Wtedy mężczyzna też podnosi głos. Sędzia podkreśla, że obowiązkiem mężczyzny jest „przyjść, umówić się na spotkanie, poinformować” o zarzutach wobec biegłej. I powtarza: jeśli się one nie potwierdzą, to „pan będzie miał poważny problem ze sprawą karną”.
Dodaje też, że nie tylko do niego wykonał taki telefon, „bo takie telefony ja wykonuję wielokrotnie”, „jeżeli do mnie wydzwaniają różni ludzie [niezrozumiałe] z okręgu sądu okręgowego w Jeleniej Górze, że są osoby, które z jakiś względów niekoniecznie całkowicie merytorycznych próbują komuś zrobić krzywdę”.
Jak mówi, „ma obowiązek reagować”. A gdy rozmówca pyta, czy „czyni pan to zawsze po godz. 19, na dodatek jeszcze, jak słyszę, po kilku głębszych”, sędzia Kliś dodaje: – Yyyy, wie pan co, ale tak, proszę mnie nie obrażać, bo za chwilę pan będzie miał problemy, czy mam powiększyć, czy pomniejszyć.
– Problemy? Ale ja nie chcę, żeby mi pan powiększał.
– Wie pan co, nie, nie, kolego, zrobimy inaczej, ja składam doniesienie po powrocie z Warszawy na pana na stalking i będziemy się tłumaczyć przed tym, a pan niech sobie robi z tym, co chce – mówi sędzia. Dodaje, że mężczyzna nie tylko obraża biegłą. – Teraz pan też mnie obraża, to że ja jestem zdenerwowany, to jest naturalna rzecz, bo ktoś taki jak pan... nie obrażam, pan próbuje podważyć dobre imię człowieka, który jest powołany czy przeze mnie, czy przez innego prezesa na biegłego. I tylko tyle.
Sędzia dodaje: – A to, że pan powiedział przed chwilą, „ja to mam nagrane”, że pan twierdzi, „ ja jestem pijany i z panem rozmawiam”...
Mężczyzna: – Pan wcześniej przyznał, że jest pan pijany.
Sędzia: – ...to będzie miał pan dodatkowy problem. Koniec kropka. Do wi-dze-nia.
Sędzia Kliś: „a może ten człowiek był pijany”
Sędzia Dariusz Kliś o dziwnym telefonie początkowo nie chciał z „Wyborczą” rozmawiać. Tłumaczył, że jest w trasie. Ale po godz. 16 sam oddzwonił.
– Podległa mi – może nie mi, sądowi okręgowemu – jedna z biegłych sądowych zadzwoniła do mnie w godzinach popo
łudniowych z informacją, że pewna osoba próbuje ją szantażować. Zadzwoniła z prośbą o pomoc. W związku z tym faktem przedstawiłem pani biegłej, że to nie jest pora na rozmowę na ten temat i jeżeli sobie tego życzy, to zapraszam każdego – bo ja przyjmuję interesantów tak jak każdy inny prezes, a biegłych już w ogóle poza kolejnością – i proszę o wyjaśnienie całej sytuacji – mówił.
Powtórzył nam to, co mówił na nagraniu – że jest prezesem sądu i nie pozwoli, by ktoś naruszał dobre imię tej instytucji. Piątkową rozmowę przedstawiał znacznie łagodniej. Że chciał po prostu przekazać, że jeżeli znajomy psycholożki ma jakieś dowody przeciwko niej, to „zapraszam do siebie”.
– Po czym poinformowałem pana, że zadzwonię na policję, informując o takim zdarzeniu, i to zrobiłem. Zadzwoniłem do Komendy Powiatowej Policji w Lubaniu z informacją, że zostałem poinformowany przez panią biegłą, że ktoś próbuje ją szantażować – wyjaśnia.
Twierdzi, że mężczyzna był w rozmowie z nim „bardzo niegrzeczny”, a on dzwonił tylko „z dobrej woli”, żeby przekazać mu, co powinien zrobić, bo sprawę można załatwić „całkowicie formalnie”. Ostrzegł go też, że jeśli jego zarzuty okażą się nieprawdą, wtedy podejmie kroki: poinformuje prokuraturę. Wszystko to zrobił dla „zabezpieczenia dobrego imienia sądu”, „bo nie o moje tu chodzi”.
A co z jego własnym przyznaniem do tego, że był pijany?
– Proszę mnie nie obrażać – odpowiada sędzia Kliś. – To, że człowiek, który zachowuje się niekulturalnie, żeby nie powiedzieć: wulgarnie, i usiłuje polemizować z tym, co mówię, to wywołało u mnie podniesiony głos. Tylko tyle. Jeśli ten pan twierdzi, że ja byłem pijany, to szkoda, że nie zawiadomił policji, żeby mnie przebadała – mówi.
I zaznacza, że jeśli taka informacja była, że on był pijany, „to ten pan też będzie miał z tego pewne konsekwencje”.
Sędzia Kliś dodaje: – A może ten człowiek był pijany? Może był po narkotykach? Mnie to nie interesuje. Jestem sędzią od 30 ponad lat (...) i to nie jest do ustalenia. Tutaj chodziło o to, że ktoś usiłuje w jakiś sposób szantażować biegłego.
Pytany, czy takie dzwonienie po ludziach jest rolą prezesa sądu, Kliś odpowiada: – Ja nie wchodzę w ich prywatne sprawy. Mnie nie interesuje życie osób, które są pracownikami, urzędnikami, biegłymi, sędziami sądu. Do momentu, gdy to nie łączy się z SO i dobrem wymiaru sprawiedliwości. Ja muszę zaingerować, jeśli to się przenika – dodaje, zaprzeczając, by znał się z biegłą prywatnie.
Czy groził konsekwencjami? – Jeżeli ten człowiek jako groźbę odbiera poinformowanie go, że przez składanie nieprawdziwych informacji może mieć postępowanie, to gratuluję inteligencji tego pana.
Sędzia Kliś domagał się od nas autoryzacji swych wypowiedzi, ale bezpośredniego maila, byśmy mogli przesłać mu wypowiedzi, podać nie chciał. Na propozycję wysłania wypowiedzi SMS-em też się nie zgodził, twierdząc, że nie ma czasu, żeby się rozczytywać i ewentualnie poprawiać. Służbowego maila też nie mógł odczytać, „bo nie jest w pracy”, a służbowego komputera nie zabiera ze sobą. Skwitował tylko, że to, że oddzwonił, to jego dobra wola.
Gdy jeszcze raz poprosiliśmy sędziego o bezpośredni kontakt, odpisał, że czeka „na oficjalną informację w wiadomej sprawie od czytelnika Gazety »Wybiorczej« Wrocław (…)”. I że „jakiekolwiek dalsze próby podejmowane przez G Wybiórczą Wrocław będą zmuszały mnie do podjęcia stanowczych kroków prawnych”. Dodał też, że upubliczni korespondencję z dziennikarką w mediach społecznościowych.
Prośbę o autoryzację wysłaliśmy więc na maila do sekretariatu sądu. Sędzia odpisał z maila imiennego: „Pani Redaktor jak poinformowałem Panią podczas wczorajszej rozmowy, do czasu braku oficjalnej informacji dotyczącej uwag do pracy, czy też ewentualnie niewłaściwego zachowania jednego z biegłych SO w Jeleniej Górze i uzyskania od tej osoby wyjaśnień sprawę uważam za zamkniętą. Pozdrawiam”.
Kim jest sędzia Kliś
Kariera sędziego Dariusza Klisia nabrała rozpędu po przejęciu wymiaru sprawiedliwości przez Zbigniewa Ziobrę. W 2017 r. minister odwołał kilkudziesięciu prezesów i wiceprezesów sądów, mianując w ich miejsce zaufanych ludzi. Kliś był jednym z nich – ze stanowiska wiceprezesa małego Sądu Rejonowego
w Lubaniu awansował na prezesa Sądu Okręgowego w Jeleniej Górze. Został tam delegowany na czas nieokreślony.
Było o nim głośno np. w związku ze sprawą zabójstwa, w której orzekał i w której sam siebie wyznaczył na przewodniczącego składu. Wyrok – 25 lat więzienia – upadł po odwołaniu obrony. Sąd Apelacyjny we Wrocławiu przyznał jej rację: skład orzekający był niewłaściwie obsadzony, bo choć minister może delegować sędziego na czas nieokreślony do pełnienia obowiązków w sądzie wyższym, to zgodnie z prawem „sędzia sądu niższego nie może być przewodniczącym składu sądu wyższego” (z wyłączeniem składów jednoosobowych).
Sędzia Kliś był także wiązany z grupą „Kasta”, opisywaną przez Onet i „Wyborczą”. Jej członkami miało być wielu sędziów awansowanych za czasów „dobrej zmiany”, zaangażowanych w oczernianie sędziów walczących o praworządność, w tym ówczesnej pierwszej prezes SN Małgorzaty Gersdorf. Klisia obciążały zaś screeny z rozmów prowadzonych przez jej członków za pomocą komunikatora WhatsApp.
Kliś miał odpowiedzieć np. na wiadomość sędziego Konrada Wytrykowskiego (były prezes Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu, do 2022 r. w nielegalnej Izbie Dyscyplinarnej w SN). Miał on wrzucić na „Kastę” link do informacji z „Encyklopedii Warmii i Mazur” o Krzysztofie von Gersdorfie, rycerzu i uczestniku bitwy grunwaldzkiej, który dowodził chorągwią św. Jerzego (walczyli w niej zagraniczni goście zakonu krzyżackiego), dodając od siebie komentarz: „To taka tradycja rodzinna u von Gersdorfów”.
„Tradycja zdrady. Kurwa brawo. I to jest I prezes SN?” – miał mu odpowiedzieć Kliś. I jeszcze: „Pomoc od Niemców. To jakaś porażka”.
Sam Kliś zaprzeczał wówczas, by to on był autorem wiadomości i by kiedykolwiek był członkiem grupy. Jego sprawą zajął się rzecznik dyscyplinarny sędziów sądów powszechnych. W 2019 r. pełniący tę funkcję sędzia Piotr Schab tłumaczył „Wyborczej”, że prowadzi „czynności wyjaśniające”. 8 maja zapytaliśmy go, jak zakończyła się ta sprawa, ale do dziś nie dostaliśmy odpowiedzi.
Gdy mężczyzna pyta, czy sędzia jest pijany, ten odpowiada: – Yyyy, dobrze, yyyy, jestem pijany. Wie pan co, powiem tak, yyyy, będzie pan miał niestety problem