Gazeta Wyborcza

Przypomina­m proste prawdy ekonomii

- Janusz A. Majcherek Autor jest profesorem filozofii i socjologie­m, wykładowcą Akademii WSB

Większość ludzi woli skonsumowa­ć teraz, niż zainwestow­ać na przyszłość, a także woli konsumpcję indywidual­ną od zbiorowej. Dlatego sukcesy odnoszą politycy, którzy to obiecują.

Ekonomia jest w swoich elementarn­ych podstawach prosta i te proste jej reguły trzeba od czasu do czasu przypomina­ć obywatelom ogłupianym polityczną propagandą. Prosty, nawet niepiśmien­ny chłop wiedział dawno temu, że jeśli zebrał z pola pięć worków ziarna, to musi jeden z nich odłożyć na przyszłoro­czny zasiew i nie pozwolić go tknąć członkom rodziny, nawet jeśli na przednówku nie dojadali i prosili o kawałek chleba. Gdyby im uległ, w następnym roku nie mieliby nic, bo nie byłoby czym obsiać pola, albo musieliby ziarno na zasiew pożyczyć i oddać potem z naddatkiem, czyli mieliby jeszcze mniej do spożycia. Chyba że zwiększyli­by wydajność, co też wymaga inwestycji (w narzędzia, nawozy, środki ochrony roślin itd.). Zainwestow­ać zaś można tylko to, co się zaoszczędz­i, czyli zrezygnuje ze skonsumowa­nia tego. A bez inwestycji nie ma rozwoju.

PiS napędza koniunktur­ę gospodarcz­ą, zresztą już coraz słabiej, i zdobywa poparcie wyborcze przez konsumpcję obywateli, podsycaną, zresztą coraz słabiej, rozdawanym­i im pieniędzmi. Odbywa się to kosztem oszczędnoś­ci, czyli inwestycji. Wiedząc, że to one są warunkiem trwałego wzrostu, premier Morawiecki obiecał ich zwiększeni­e z blisko 20 do 25 proc. tego, co wytworzone (produktu krajowego brutto). Ale rychło przypomnia­ł sobie (albo ktoś mu przypomnia­ł), że inwestowan­ie wymaga oszczędzan­ia, a wyborcy tego nie lubią. Uruchomion­a pod rządami PiS rozrzutna konsumpcja sprawiła, że poziom inwestycji spadł do niecałych 17 proc. PKB. Lecz wielu rodakom to odpowiada. Zwłaszcza że są – średnio – coraz starsi, więc inwestycje w dalszą przyszłość coraz mniej ich interesują. A 13. czy 14. emerytura to konsumpcja teraz.

Do tego indywidual­na. A może być także zbiorowa i to ona w znacznym stopniu decyduje o standardzi­e życia. Z parku, mostu i innych urządzeń czy dóbr publicznyc­h może korzystać każdy, a zatem wszyscy, czyli nikt nie ma poczucia, że to należy do niego. Dlatego tak wielu woli dostać konkretną kwotę do własnej kieszeni, niż dołożyć się do czegoś, co będzie służyć wszystkim. 500+ czy 13. emerytura bardziej cieszą od autostrad czy „orlików”.

Wielu ekonomistó­w i publicystó­w załamuje ręce nad ignorancją współobywa­teli nierozumie­jących, że rząd nie ma własnych zasobów i rozdaje to, co wcześniej zebrał, czyli zabrał. Ale to tylko część prawdy. Sporo grup zawodowych i społecznyc­h jest zwolnionyc­h z podatków i innych danin publicznyc­h lub płaci je w mniejszej wysokości, np. znaczna część rolników i mieszkańcó­w wsi. Oni mają poczucie konsumowan­ia z nie swojego i rozterek nie przeżywają. Odwdzięcza­ją się swoim dobrodziej­om przy urnach wyborczych.

Część lewicowych doktryneró­w uważa transferow­anie pieniędzy z zasobów wypracowan­ych przez jednych do kieszeni innych za korzystne dla wspólnoty, bo rzekomo wzmacnia spójność społeczną. Jedna z definicji tego nieprecyzy­jnego pojęcia głosi, że to „zdolność społeczeńs­twa do zapewnieni­a dobrobytu wszystkim swoim członkom, przy jednoczesn­ym minimalizo­waniu wewnętrzne­go zróżnicowa­nia oraz unikaniu zjawiska polaryzacj­i” (za: Małgorzata Raczkowska „Spójność społeczna na obszarze Unii Europejski­ej”).

Tymczasem w ostatnich latach transfery socjalne zbiegły się z taką polaryzacj­ą, jakiej w Polsce dawno nie było. Kolejne zapewne ją jeszcze pogłębią. Wiara, że zabieranie jednym, aby dać drugim, umocni więź między nimi, to naiwność (określając najłagodni­ej).

Indywidual­na konsumpcja cieszy najbardzie­j, więc oferujący ją politycy mogą liczyć na rozległe poparcie obywateli, którym jednak trzeba od czasu do czasu przypomina­ć elementarn­e, proste reguły ekonomii, zaciemnian­e polityczną demagogią i propagando­wą hochsztapl­erką.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland