TU NIE MA DNA
– Kto pisze po białorusku, jest podejrzany – mówi Nasta Kudasawa, białoruska poetka, uchodźczyni.
Oczym chcesz pisać? – pyta Aliaksandr Drahavoz. Rocznik 1989. Sympatyczny, z błyskiem w oku. Pracuje w białoruskim PEN Clubie, organizacji zdelegalizowanej w sierpniu 2021 r. Umówiliśmy się na spacer po białoruskich miejscach inicjatyw kulturalnych w Warszawie. – O was, o literaturze… – Musisz napisać o represjach. Najbardziej aktualna? Aleś: Wczoraj na trzynaście lat za kierowanie organizacją ekstremistyczną skazali Pawieła Bieławusa. Co to jest? Właściwie dowolna, niepaństwowa organizacja. Bieławus upowszechniał idee białoruskiego nacjonalizmu. To u nas nie znaczy, że „Białoruś tylko dla Białorusinów”. To znaczy, że walczył o wolny kraj. Co zrobił? Miał sklep z flagami, koszulkami, „merchem” patriotycznym. Organizował festiwal języka białoruskiego w Mińsku. Jednym z powodów jego zatrzymania był tatuaż, który ma na ręce – biało-czerwono-biała flaga.
Na Białorusi jest ponad 1500 więźniów politycznych. Ale to oficjalnie. Drahavoz: Wiele osób boi się poinformować obrońców praw człowieka o tym, że ktoś z ich rodziny znalazł się w więzieniu czy areszcie. Za to też mogą spotkać ich represje. Ta liczba jest znacznie wyższa. Samych działaczy kultury siedzi w więzieniach 130.
Z KRAJU, W KTÓRYM UMARŁ ORWELL
Spotykamy się przed biblioteką dzielnicy Śródmieście przy ulicy Marszałkowskiej. To tutaj aktywistka Aliaksandra Hushcha założyła Żywietekę – bibliotekę książek w języku białoruskim. Od ubiegłego roku w ramach niej gromadzone są także książki ukraińskie.
Aliaksandrowi towarzyszy Nasta Kudasawa. Rocznik 1984, absolwentka filologii rosyjskiej w Mińsku. Jest poetką, a na swoim koncie ma prestiżowe nagrody i przekłady na kilka języków.
„tutaj umarli z rozpaczy Kafka, Huxley i Orwell./tu nie ma dna i wpada się do rozpadliny./w każdej dzielnicy tu koniec świata w wersji mini”* – pisze w jednym z wierszy.
Najnowszy tom poezji Kudasawy, z przejmującym ilustracjami Swiatłany Dziemidowicz, opublikowało wydawnictwo Skarynichy. Na stronie redakcyjnej napisano: Mińsk, Warszawa 2023.
Nasta przyjechała w 2022 r.
– Nie chodziło tylko o represje. Mieszkałam przy granicy z Ukrainą. Nad naszymi głowami ciągle latały samoloty. Władze udają, że wszystko jest w porządku i nie mają z tym nic wspólnego. Ale zabroniono nam manifestowania jakiejkolwiek solidarności z Ukraińcami. Gdy na murze szkoły ktoś namalował ukraińska flagę, przesłuchiwano nauczycieli.
– Nasta, ale powiedz, że ty tam nie mogłaś już pisać – mówi Aliaksandr. Nasta: Cenzura towarzyszy nam na każdym kroku. O czym można pisać? O tym, że wszystko jest w porządku.
– A gdybyście mieli – pytam – napisać idealny, białoruski wiersz, taki do publikacji w największej gazecie, to co by się w nim znalazło?
Nasta: Może jakieś zwierzęta, las, natura? Miłość. I ani słowa o problemach społecznych.
Aliaksandr: Najlepiej w ogóle nie pisać o ludziach.
Nasta: No i nie pisać o Białorusi.
I nie po białorusku. Kto posługuje się białoruskim, jest podejrzany.
DYKTATORZY NIE ŻYJĄ WIECZNIE
Nasta: Mam jeszcze w sobie nadzieję na zmianę, ale wiem, że to się nie wydarzy szybko. Może po mojej śmierci? Syn ma czternaście lat, jest ze mną w Warszawie i ma porównanie. Powiedział ostatnio, że nie wierzy, by za jego życia się coś zmieniło. On nie wierzy, a ja tak.
Dlaczego zostali aktywistami? Nasta: Jestem dzieckiem lat 90. To był krótki czas, gdy Białoruś była naprawdę wolna. Trwała białorutenizacja, wychodziły książki, czasopisma, telewizja stała się ciekawa. Wtedy zakochałam się w tym języku i w moim kraju. I tak mi zostało. Nawet mi nie przyszło do głowy, że kiedyś pisanie po białorusku może być niebezpieczne. To był wspaniały czas – czas do Łukaszenki. Ty nas rozumiesz?
– Pamiętam, jak z ojcem szedłem na wybory – mówi Aliaksandr. – Miałem cztery lata i to było duże przeżycie.
Pierwsze wybory prezydenckie na Białorusi odbyły się w 1994 r. Faworytem był Wiaczasłau Kiebicz, pierwszy białoruski premier. Jego głównym kontrkandydatem okazał się populista Łukaszenka, który ku zaskoczeniu w drugiej turze wyborów zdobył aż 80 procent głosów. Niecały rok później, 14 maja 1995 r., po złamaniu konstytucji, na wniosek Łukaszenki odbyło się referendum, w którym Białorusini mieli odpowiedzieć m.in. na pytania o to, czy zgadzają się zrównać status języka rosyjskiego z białoruskim i zmienić flagę na kojarzącą się z czasami komunistycznymi – czerwono-zieloną.
Nasta: U nas wszyscy pamiętają o tych wyborach. Jedni mieli wpięte w klapy flagi biało-czerwono-białe, niektórzy zielono-czerwone. I tak mogło zostać. Dwa systemy. A teraz można wylądować w areszcie za ubranie się na biało-czerwono.
LITERATURA, KTÓREJ NIE MA
– Nie dość, że dzieci dzisiaj mało czytają, to jeszcze większość po rosyjsku. Dlatego bardzo potrzebujemy takich miejsc jak Żywieteka, gdzie są książki dla dzieci i młodzieży, bo język to nasza zbroja.
Czyje książki można znaleźć na regałach?
Aleś: No Niaklajeu!
Nasta: To żywy klasyk.
Aleś: Bo więcej mamy martwych. Mieszkający dziś w Krakowie Uładzimir Niaklajeu, przez lata uważany był za pisarza co najmniej neutralnego wobec władz. Gdy w 1998 r. został przewodniczącym Związku Pisarzy Białoruskich, ujawnił swoją niezależność. W obawie przed represjami uciekł do Polski, a następnie wyjechał do Finlandii. Wrócił w 2003 r. W 2005 r. został przewodniczącym białoruskiego PEN Clubu. W 2010 r. wystartował w wyborach prezydenckich. W dniu głosowania został napadnięty, pobity i porwany ze szpitala.
W Polsce ukazała się powieść Niaklajeua „Automat z wodą gazowaną z syropem lub bez” (tłum. Jakub Biernat) i dwa tomy poezji: „Poczta gołębia” w przekładzie Adama Pomorskiego i „Pożegnalny gest Zygmunta” w przekładzie Czesława Seniucha.
HUB NIE TYLKO DLA MŁODZIEŻY
Ze śródmiejskiej biblioteki przechodzimy na pobliski plac Konstytucji. Tu, pod numerem 6, w skromnie, ale elegancko urządzonym, dwupoziomowym lokalu mieści się Białoruski Młodzieżowy Hub. Otworzył się w 2021 r. w miejscu symbolicznym – to tutaj działała słynna kawiarnia Niespodzianka, która w 1989 r. była siedzibą Warszawskiego Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”.
Na piętrze, gdzie rozmawiamy z pracownikami organizacji, mieści się coworking. – Chcemy, by aktywiści i wolontariusze mieli przestrzeń do pracy – mówi Paweł, pracownik Hub-u.
Dodaje: Hub organizuje projekty mające łączyć Białorusinów, którzy wyemigrowali do Polski i mieszkają nie tylko w Warszawie. Codziennie mamy po kilka wydarzeń – koncerty, wystawy, dyskusje o polityce czy spotkania poświęcone książkom. Bardzo ważne jest dla nas pomaganie studentom, których wielu przyjeżdża do Warszawy, bo jest tu jedyna w Polsce katedra białorutenistyki.
– Prowadzę platformę Belarusam. pl, której celem jest koordynacja działań organizacji, zajmujących się kwestiami uchodźców z Białorusi – mówi Aleś Zagorski. – Często ludzie szukają pomocy, ale nie wiedzą, kto jej może udzielić. I odbijają się od drzwi, bo źle trafiają.
Paweł o sobie mówi niechętnie. – Wyjechałem w połowie 2022 r. Zrozumiałem, że nie daję rady funkcjonować w tym systemie i potrzebuję wolności – opowiada. – Wiele osób jest przeciwnych temu, co się dzieje, ale nie będą protestować. Mają zbyt wiele do stracenia. Mam rodzinę na Białorusi i dlatego nie chcę się pokazywać na zdjęciach czy podpisywać nazwiskiem – mówi.
Impulsem, który najbardziej wpłynął na jego decyzję o wyjeździe, był przeciek o znalezieniu jego podpisu na liście poparcia dla jednego z opozycyjnych kandydatów na prezydenta Wiktara Babaryki. – To wystarczy, by wyrzucili cię z pracy i utrudniali znalezienie nowej – mówi Paweł.
Zagorski: W Polsce jestem od lutego 2022 r. Musiałem wyjechać, bo byłem administratorem jednego z czatów na Telegramie. Zostałem ostrzeżony. Groziło mi 7 lat więzienia.
Naszej rozmowie przysłuchuje się młody chłopak. W klapę marynarki ma wpiętą ogromną naszywkę z Pogonią, symbolem demokratycznej Białorusi. – Pamiętajcie, że w więzieniach siedzą też młodzi ludzie. Mamy kilku więźniów politycznych, którzy nie ukończyli jeszcze osiemnastu lat.
Sam ma siedemnaście. Na Białorusi uczył się w szkole muzycznej. – Wyjechałem w styczniu tego roku, po tym, jak zamknęli mnie na trzy dni do izolatki, oskarżyli o udział w ekstremistycznej organizacji. Mój mail był ponoć zareje
strowany w jednym z botów na Telegramie. Grozi mi do sześciu lat więzienia.
Pieramoha, czyli zwycięstwo, to chatbot, dzięki któremu komunikują się ze sobą przeciwnicy Łukaszenki. Cyfrowi partyzanci wykonują mikrozadania, mające przywrócić władzę narodu. Wielu z nich zadeklarowało też udział w akcjach o charakterze militarnym. – Według doniesień z Białorusi, policja ma swoją fejkową „Pieramohę”. – Potrafią zabrać komuś telefon i zarejestrować go na tym chatbocie – mówi jeden z moich rozmówców.
LITERATURA Z SZAFY
W Hub-ie jest też niewielka księgarnia. Paweł i Aleś mówią: „szafa”.
Aleś: Dużo tu „ekstremistycznych” książek. Na Białorusi są one zakazane do tego stopnia, że za posiadanie ich w domu można trafić do więzienia. Na przykład zbiór tekstów pod redakcją Anatola Tarasa „Białoruś przede wszystkim”, w którym różni ludzie rozważają, jakie wartości i idee są wspólne dla Białorusinów i mogą współtworzyć „ideę narodową”.
Jak mówi Drahavoz, żeby jakąś książkę uznać za ekstremistyczną, czasem wystarczy odpowiedni tytuł. – Nie sądzę, by zawsze zagłębiano się w treści – mówi.
18 kwietnia 2022 r. sąd dla obwodu lenińskiego w Grodnie uznał „Wojskową historię Białorusi” autorstwa Wiktora Lachora, znanego heraldyka i autora m.in. mundurów i emblematów dla białoruskich sił bezpieczeństwa, za ekstremistyczną. Zakazana jest również książka Kaciaryny Andrejewej i Ihara Iljasza „Białoruski Donbas”, zbierająca relacje białoruskich uczestników walk w Donbasie i pokazująca wieloznaczną postawę Mińska wobec rosyjskiej agresji w Ukrainie. Andrejewa w listopadzie 2020 r. została, razem z Darją Czulcową, aresztowana za prowadzenie – z okna mieszkania na 13. piętrze wieżowca – transmisji live z brutalnego rozpędzania przez siły bezpieczeństwa demonstracji w Mińsku. Kilka miesięcy później Darję Czulcową skazano na dwa lata kolonii karnej. Andrejewa – została skazana na 8 lat więzienia.
Na liście są również powieści Alhierda Bacharewicza – wydane w 2017 r. „Psy Europy” i „Najnowsza książka pana A.” z 2020 r. Ta druga na liście znalazła się dwa miesiące temu.
Bacharewicz ogłosił w mediach społecznościowych, że otrzymał oficjalne pismo, w którym poinformowano go, iż powieść została „sprawdzona pod kątem ekstremizmu”. – Oznaki ekstremizmu są w niej tak oczywiste, że żadne ekspertyzy nie są potrzebne – napisano w cytowanym przez Bacharewicza
piśmie. – Gratuluję moim czytelnikom i wydawcom – pisał autor i dodawał: – Jestem z nas dumny i obiecuję dalszą pracę. Wcześniej donosił, że skonfiskowane z bibliotek egzemplarze „Psów Europy” zostały zniszczone przez zaoranie ich traktorem.
Ocenzurowano również przekłady. Władzom nie spodobała się bajka Iosifa Brodskiego „Ballada o małym holowniku”, przełożona przez Alesię Aleinik. Książkę wydało wydawnictwo, prowadzone przez Andrieja Januszkiewicza, a zilustrował znany na Białorusi artysta Jahor Jaszczenia. „Ballada…” to wiersz o małym statku, który nigdy nie opuścił portu i opowiada o sobie i swojej załodze – kapitanie czy kucharce. Małemu holownikowi jest smutno, bo w oddali widzi wielkie jednostki, których życie jest z pewnością o wiele ciekawsze. Ale jest też dumny ze swojej pracy – nikt przecież nie może się w porcie obejść bez holownika.
Po wydaniu decyzji o wpisaniu „Ballady…” na listę książek ekstremistycznych, służby bezpieczeństwa przeprowadziły rewizję w księgarni Januszkiewicza i skonfiskowały 200 egzemplarzy różnych tytułów. Wydawca i pracująca z nim krytyczka literacka Anastazja Karnacka zostali zatrzymani. Januszkiewicz za kratkami spędził niemal miesiąc, Karnacka niewiele mniej.
– Na pytanie, co się nie podoba w „Balladzie…”, usłyszałem, że kolor holownika na ilustracjach jest podejrzany – pisał na Telegramie Januszkiewicz, kończąc swój wpis stwierdzeniem: – Paranoja rośnie.
Dzisiaj mieszka w Warszawie.
Pisać o Białorusi nie jest dzisiaj łatwo. Większość niezależnych wydawnictw została zamknięta lub działa w innych krajach, najczęściej w Polsce