„PROFESOR” ROBI narkotyki
Gdy wpadł, tabloidy nie mogły wyjść z zachwytu. Pisały, że chemik z Kielc w przydomowym bunkrze wytworzył najczystszą amfetaminę w historii Wielkiej Brytanii.
– Pan zdaje sobie sprawę, że chemicznie za panem nie nadążam? – zapytała zrezygnowana sędzia Anna Jordan-Chajczyk. – Czy ktoś nadąża?
Był marzec 2022 roku. Ryszard J. – starszy, siwiejący, pilnowany przez dwóch policjantów – w sali rozpraw Sądu Okręgowego w Kielcach mówił o aminach, ketonach, safrolach. Tłumaczył „metodę wysokociśnieniowej redukcji gazowym wodorem przy użyciu katalizatora niklu Raneya”. Wreszcie, podsumowując chemiczne wywody, zapewniał, że nie ma absolutnie nic wspólnego z wprowadzeniem do obrotu 138 695 tabletek ecstasy w 2000 roku.
Próbowałem zrozumieć, co on tu właściwie robi. Jak to się stało, że miłośnik Beethovena i uzdolniony szachista zyskał sławę najlepszego w Polsce speca od produkcji narkotyków, a środowiska przestępcze ochrzciły go „Profesorem”?
TAKI CHŁOPIEC
Nieco wcześniej, w lutym 2022 roku, otrzymałem list. Dwanaście starannych, odręcznie spisanych stron w szarej kopercie. Adres nadawcy: Areszt Śledczy w Gdańsku. „Odpowiem Panu na wszystkie pytania i ujawnię sensacje, o których Pan nie ma najmniejszego pojęcia. Ale musielibyśmy uzgodnić wszystkie warunki naszej współpracy” – Ryszard J. rzucił przynętę. Był wtedy aresztowany w związku z kolejnym laboratorium amfetaminy, które agenci CBŚ odkryli w hali magazynowej w Gdańsku we wrześniu 2018 roku. Jak informowała prokuratura, doradcą przy uruchomieniu linii produkcyjnej był „absolwent wydziału chemii jednego z uniwersytetów, emerytowany wykładowca akademicki”.
– To naprawdę on? – nie dowierzałem.
– On. Ilu mamy tak słynnych chemików? – zaśmiał się prokurator.
Chciałem się spotkać z „Profesorem”, ale sąd nie wyraził zgody. Ryszard J., ze względów bezpieczeństwa, miał przyznaną szczególną ochronę.
Spisałem kilkadziesiąt pytań, wysłałem do aresztu i czekałem na odpowiedź. Wcześniej miesiącami przeglądałem blisko 250 tomów akt spraw sądowych i prokuratorskich – w Kielcach, Radomiu, Lublinie, Nowym Sączu, Skarżysku-Kamiennej. Zbierałem materiały do książki. Od jego koleżanki z dzieciństwa w Skarżysku-Kamiennej usłyszałem: – Na takiej wiosce w latach 60. taki chłopiec to był ewenement.
Gdy dzieciaki bawiły się w berka albo najmowały przy młóceniu zboża, mały Rysio stukał w klawisze. Skończył szkołę muzyczną w klasie fortepianu. Miał talent szachowy – przesuwał figury, nie spoglądając na szachownicę, i tak też wygrywał. Z gry zrezygnował, gdy poszedł na studia. Jako laureat olimpiady chemicznej wybrał Uniwersytet Jagielloński. W uczelnianym laboratorium – jak stwierdził po latach – zrobił z ciekawości próbną partię amfetaminy.
Gdy na trzecim roku studiów zainteresował się halucynogenną meskaliną i przekonywał wykładowców, że mógłby ją otrzymać syntetycznie prostszym sposobem, niż w 1919 roku zrobił to wybitny austriacki uczony Ernst Späth, usłyszał w odpowiedzi: „Badań nad takimi środkami w Polsce prowadzić nie można”.
SREBRO I ROGI
Naukową karierę i słabo płatną pracę asystenta w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Kielcach porzucił, bo okazało się, że może zarabiać łatwiej i więcej. Wrzucał posrebrzane odpady do beczki, rozpuszczał w kwasie azotowym, odzyskiwał kruszec, który potem kurierzy przemycali na Zachód.
– Potrafiliśmy zarobić w dzień tyle, ile on przez miesiąc na uczelni. To po co mu było tam pracować? – powiedział mi jego wspólnik, grawer Wiesław Dawidowicz.
Ponieważ w Polsce Ludowej srebro było reglamentowane, z tego przemytniczego biznesu zrobiła się niezła afera, która zyskała wdzięczną nazwę „srebrna”. Wpadło kilkadziesiąt osób, nawet piloci
LOT-u. Ryszard J. przesiedział w areszcie półtora roku. Wszechstronnie uzdolniony, erudyta, typ gawędziarza, był nie lada atrakcją dla współwięźniów.
Jeśli polskie służby uczyły się mafii na przykładzie „Barabasza”, „Baraniny”, „Pershinga” i im podobnych, to narkotyków uczyły się właśnie za sprawą „Profesora”. Już w 1991 roku jeździł do Berlina po kwas fenylooctowy (półprodukt wykorzystywany w procesie produkcji amfetaminy), choć kontrolowany przez polskie prawo stał się dopiero sześć lat później.
Wpadł przez rogi. Sproszkowane poroża suhaka miały działać na potencję, a Ryszard J. razem z kabareciarzem W. zaangażował się w sprowadzenie 300 kilogramów rogów. Gdy interes nie wyszedł, kontrahenci z Radomia zażądali od W. 10 tysięcy dolarów. Nie zapłacił, więc nieznani sprawcy podpalili mu mieszkanie. Jego żona i dwóch synków zginęli w płomieniach. Zrozpaczony kabareciarz podczas śledztwa opowiedział o narkotykowych zainteresowaniach Ryszarda J. W zabudowaniach rodziców, gdzie chemik urządził swoje laboratorium, policjanci znaleźli na podłodze ślady po amfetaminie.
Gdy po latach spotkałem 74-letniego już W., zarzucał byłemu wspólnikowi nielojalność. Obarczał go moralną odpowiedzialnością za tragedię. Mówił o Ryszardzie J.: – Wiedział, że byłem jak na owe czasy osobą dość majętną, uknuł intrygę, postanowił wyrwać ode mnie pieniądze i finansować z nich produkcję narkotyków.
TABLETKI
Z materiałów operacyjnych wynika, że pod koniec lat 90. polska policja przypuszczała, że mieszkający w Kielcach chemik zaopatrywał w syntetyczne narkotyki „różne kryminalne organizacje w Polsce”. W końcu na trop wpadli Austriacy. Podsłuchiwali telefony Wojciecha Papiny, współpracownika „Baraniny”, czyli rezydenta mafii pruszkowskiej w Wiedniu. Usłyszeli o chemiku, któremu Papina zlecał w Polsce wykonywanie różnych prac. Nazywał go „Profesorem”, „Uczonym”, „Riccardo”.
Papina wpadł w Wiedniu, gdy dwaj austriaccy policjanci pod przykrywką kupili niemal 115 tysięcy tabletek ecstasy. Po zatrzymaniu przyznał, że jego źródłem był „Profesor”. Wcześniej na rynek duński kurierzy przeszmuglowali już 18 tysięcy tabletek.
Co istotne, tabletki austriackie i duńskie w przeciwieństwie do klasycznego ecstasy zawierały niebezpieczną nowość: pochodną amfetaminy, para-metoksyamfetaminę (PMA), która działała z opóźnieniem, a różnica między dawką wywołującą stan euforii a powodującą zgon była minimalna. Brałeś jedną tabletkę, i nic. Drugą, i dalej nie czułeś efektu. Przy trzeciej było już za późno. W Europie na początku pierwszej dekady XX w. panował strach przed „nowym ecstasy”, które doprowadziło przynajmniej do 22 zgonów. W Polsce tabletki nazywano UFO.
Gdy w grudniu 2000 roku policja w piwnicy domu w świętokrzyskim Bliżynie odkryła świetnie wyposażone laboratorium i masę dziwnych chemicznych związków, obwieściła sukces. Nazwała to jedną z największych w Europie wytwórni ecstasy.
– Znaleziono roztwory, ślady substancji. Ale gdzie gotowy produkt? Gdzie tabletki? Kurierzy złapani na gorącym uczynku? Szlaki przerzutowe? – mówił mi po latach sędzia Adam Kabziński, który sądził „Profesora”.
Roztwory zawierały groźne PMA, ale nigdy nie udało się udowodnić, że wyprodukowano z nich przejęte tabletki.
CIENKA GRANICA
Doktor Waldemar Krawczyk jest twórcą systemu profilowania amfetaminy w Polsce, przebadał tysiące próbek narkotyków. W latach 2013-16 był dyrektorem Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji. Pytany o „Profesora”, powiedział mi: – To był chyba najtrudniejszy z przeciwników.
Swoje potyczki z nim określił mianem „największego egzaminu z chemii organicznej, jaki przeszedł w życiu”. Musiał odpierać teorie Ryszarda J., że ślady nielegalnych substancji powstawały jedynie jako efekt uboczny prowadzonych reakcji.
Prokurator Tomasz Rurarz, obecnie szef Prokuratury Rejonowej w Skarżysku-Kamiennej, który od dawna ma do czynienia z „Profesorem”: – Nieraz
byłem świadkiem jego rozmów z biegłymi. To były spory iście naukowe. Trudno było za tym nadążyć.
W sumie Ryszard J. przesiedział za kratkami blisko 20 lat. W 2012 roku, gdy wpadł w Grantham, 160 kilometrów na północ od Londynu, tabloidy nie mogły wyjść z zachwytu. Pisały, że chemik z Kielc w przydomowym bunkrze wytworzył najczystszą amfetaminę w historii Wielkiej Brytanii (choć 78 proc. czystości to w polskich warunkach nic specjalnego). I że w ciągu dwóch dni mógł produkować 40 kilogramów narkotyku wartego 4 miliony funtów! Po powrocie do Polski w 2016 roku znów stawiano mu kolejne zarzuty za narkotyki.
Jego laboratoria sądy określały eksperymentalnymi. Obrońcy nazywali te prace cienką linią między działalnością przestępczą a naukową czy nawet wynalazczą.
– Biegły ma rację, że było to laboratorium badawcze, ale jego celem było prowadzenie syntez substancji dozwolonych – przekonywał „Profesor”, gdy swoje prace sprowadzał do redukcji wiązań legalnego fenylonitropropenu (P2NP), a nie produkcji amfetaminy.
SPOTKANIE
Na kolejny list już nie odpisał. W końcu, w sierpniu 2022 roku, usłyszałem w telefonie: – Dzień dobry. Tu Ryszard J. Pan chciał się ze mną spotkać?
Podał adres swojej partnerki, Ewy. Gdy zajechałem pod jej dom w Skarżysku-Kamiennej, z tarasu spoglądał dziarski 70-latek o energicznych ruchach.
– A dlaczego właściwie nie został pan pianistą? – Byłem samokrytyczny – odpowiedział. – Jeśli Franciszek Liszt w wieku 14 lat, po koncertach w Paryżu, był uznawany za najlepszego pianistę świata, to na co ja mogłem liczyć? Musiałbym być idiotą, żeby wierzyć, że mam szansę. Skończyłbym pewnie jako przeciętny nauczyciel w szkole muzycznej.
Może to chemia – zastanawiałem się na głos – zaspokajała najbardziej jego ego? On jednak odpowiedział wtedy, że w chemii nie można znaleźć doskonałości. Gdy rozmawialiśmy o narkotykach, dalej wszystkiego się wypierał.
– Proszę pana, jeśli ja opracuję syntezę czegoś i ktoś wykorzysta to, żeby kogoś innego zabić, to co ja mam do tego? To postawmy w stan oskarżenia producentów broni! – rzucił wyraźnie poirytowany. Zapewniał, że jego eksperymenty, nawet jeśli mogły służyć w procesie produkcji narkotyków, nie były zakazane przez prawo. – Moralnie – naganne bardzo. Zgadza się? Moralnie. Ale się rozgrzeszam. Bo myślę tak: dlaczego ten związek nie był w takim razie na liście?
– Nie mógłby pan swojej wiedzy wykorzystywać do czegoś lepszego?
– Oczywiście, że bym mógł. Ale to są wszystko losowe przypadki – odparł.
Nie wszyscy sprowadzali motywacje „Profesora” do losowych przypadków. Oprócz chorobliwej ambicji Ryszarda J. padał jeszcze przyziemny argument – dużych pieniędzy. „Profesor” sam przyznawał
Grzegorz Walczak w sądzie, że za trwającą trzy minuty analizę chemiczną dla Wojciecha Papiny zgarniał nawet pięć tysięcy euro.
– Dało się u niego wyczuć raskolnikowskie przekonanie płynące ze „Zbrodni i kary” Dostojewskiego: że „jemu wolno więcej”. Bo jest, w swoim mniemaniu, inteligentniejszy od innych – rzucił kolejny z powodów sędzia Adam Kabziński.
Profesor Piotr Słomkiewicz, dyrektor Instytutu Chemii Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, który pamięta Ryszarda J. z czasów pracy na WSP, ubolewał: – Niestety, ludzie zdolni mają w sobie czasami pokusę robienia czegoś poza prawem i są w tym szczególnie niebezpieczni.
JAKOŚĆ
Po napisaniu książki odezwał się do mnie gdańszczanin, który zażywał ecstasy przeszło 20 lat temu.
– Na mnie, szczerze mówiąc, działało terapeutycznie. Miałem wtedy problemy natury osobistej. Potem założyłem rodzinę, przestałem brać. Niedawno znów chciałem wypróbować. I wie pan co? W polskim darknecie ludzie się dziwią, co stało się z tabletkami, czemu tak bardzo zatraciły na jakości. I wszyscy myślą, że ma to związek z „Profesorem”, bo już się tym nie zajmuje – stwierdził. I dodał: – Proszę go pozdrowić od ludzi z Wybrzeża.
Gdy przekazałem Ryszardowi J. te pozdrowienia, uśmiechnął się. Zapewniał, że teraz chce poświęcić czas rodzinie – synowi, który jest doktorem nauk ekonomicznych na jednej z warszawskich uczelni, i wnukom. Ponownie opowiadał, że padł ofiarą błędów, niezrozumienia chemicznych procesów.
Gdy to mówił, wiedział już, że dostał kolejny, jeszcze nieprawomocny wyrok trzech lat więzienia za laboratorium w Skarżysku-Kamiennej w 2012 roku (służące według biegłego Krawczyka do opracowywania nowych metod syntezy amfetaminy i jej pochodnych). Zapewnił, że będzie się odwoływał.
5 maja prokurator Tomasz Rurarz zażądał dla Ryszarda J. pięciu lat więzienia za wprowadzenie do obrotu blisko 140 tysięcy tabletek ecstasy. Kluczowymi dowodami są zeznania nieżyjącego już Papiny i stenogramy z podsłuchów. To finał procesu, który rozpoczął się w 2007 roku, po sześciu latach zbierania dowodów.
– Chciałoby się powiedzieć, wysoki sądzie, że nareszcie jest szansa, aby zakończyć to postępowanie. To już 27 lat mojej zawodowej pracy. I 22 lata tej swojej pracy spędziłem z panem Ryszardem J. – mówił prokurator.
„Profesor” stwierdził, że produkował na zlecenie Papiny jedynie legalne substancje, a ktoś inny jego półprodukt wykorzystał do zrobienia PMA i tabletek ecstasy. I że wystarczyłoby przeprowadzić analizę izotopów naturalnych węgla, aby to udowodnić.
Profesor. Jak genialny chemik z Kielc stał się bossem narkobiznesu
Wydawnictwo SQN
Miał talent szachowy – przesuwał figury, nie spoglądając na szachownicę. Z gry zrezygnował na studiach. W uczelnianym laboratorium – jak stwierdził po latach – zrobił z ciekawości próbną partię amfetaminy