San Antonio leci na Księżyc
Można powiedzieć, że francuski nastolatek Victor Wembanyama spadnie im z nieba. Wygrali losowanie, w najbliższym drafcie NBA będą wybierali zawodnika jako pierwsi.
To urok amerykańskiego sportu, w europejskich rozgrywkach ligowych nieznany. Najsłabsze drużyny sezonu mają prawo wybierać talenty jako pierwsze, więc podpisują kontrakty z tymi debiutantami – gwiazdami rozgrywek uniwersyteckich w USA lub zawodnikami z zagranicy – którzy uchodzą za wybitnie obiecujących. Dzięki temu utrzymuje się równowagę, w NBA praktycznie niemożliwe jest pojawienie się hegemona dominującego totalnie przez dekadę, jak Bayern Monachium w piłkarskiej Bundeslidze.
Najpierw organizuje się jednak loterię, by ustalić szczegółową kolejność w drafcie. Każdy z trzech najgorszych klubów ma 14 procent szans, by wybierać jako pierwszy – teraz były to Detroit Pistons, Houston Rockets oraz San Antonio Spurs.
Losowanie wygrali ci ostatni, choć Gregg Popovich – trener o najdłuższym stażu w NBA, prowadzi zespół od 1996 roku – wzdychał swego czasu, że wyczerpali cały limit szczęścia. Triumfowali bowiem w loterii dwukrotnie i w obu przypadkach trafili idealnie, stawiając na młodzieńców, którzy w przyszłości zdobywali nagrodę dla najbardziej wartościowego koszykarza sezonu – Davida Robinsona oraz Tima Duncana.
A jednak znów im się udało. I nie ulega wątpliwości, na kogo postawią podczas ceremonii 22 czerwca, bo 19-letni Victor Wembanyama, mierzący 221 cm Francuz, to zjawisko. Amerykańscy eksperci różnią się w wygłaszanych komplementach i prognozach tylko w tym, że ci ostrożniejsi nazywają go najbardziej wyczekiwanym debiutantem od czasów LeBrona Jamesa, a ci bezkompromisowi obwołują najbardziej wyczekiwanym w dziejach NBA. Bardzo ceniony Adrian Wojnarowski z serwisu ESPN, śledzący rywalizację od dekad, twierdzi wręcz, że to „być może największy talent w historii sportów drużynowych”.
Wembanyama również wygrał na loterii. Genowej. Pochodzi z tak usportowionej rodziny, że bardziej się nie da – urodzony w Kongu ojciec uprawiał skok wzwyż, w dal i trójskok, matka po zakończeniu kariery koszykarki została trenerką, tej samej dyscyplinie oddali się dziadek, babcia, starsza siostra i młodszy brat (on porzucił grę, zanim został seniorem). Wembanyama prawdopodobnie na hali się urodził, spędzał całe dzieciństwo, nie wyobraża sobie życia gdzie indziej. Choć rodzicie obsesyjnie czuwali, żeby nie zaniedbywał nauki.
Rozgłos zyskał jako 14-latek, w wieku 16 lat usłyszał, że zostanie wybrany w drafcie NBA z „jedynką”, LeBron James zdążył pozachwycać się nim jako „kosmitą”, komentatorzy przewidują, że nie tyle rozbłyśnie na megagwiazdę, ile zrewolucjonizuje grę. Wyłamuje się ze schematów, bo pomimo gigantycznego wzrostu nawet jak na standardy dyscypliny jest świetnie skoordynowany, ruchliwy, doskonale rzuca z dystansu. – To będzie niewiarygodne. Jeszcze przed tym dniem nasza przyszłość wydawała się świetlana, a teraz wylądujemy na Księżycu – mówi Peter J. Holt, właściciel San Antonio Spurs, dla którego gra m.in. Jeremy Sochan, reprezentant Polski.
Komentatorzy przewidują, że Wembanyama nie tyle rozbłyśnie na megagwiazdę, ile zrewolucjonizuje grę