Tysiąc dzieci wykorzystanych przez księży
„Rzeczpospolita” donosi, że aż tysiąc dzieci w czasach PRL mogło zostać wykorzystanych przez księży pedofilów. Dziennik ujawnia listę 121 kapłanów podejrzanych i skazanych za przestępstwa seksualne.
Jak wynika z kwerendy przeprowadzonej przez dziennikarzy „Rzeczpospolitej”, w latach 1944-89 władze państwowe zajmowały się co najmniej 121 przypadkami wykorzystywania seksualnego, w których doszło lub mogło dojść do wykorzystania seksualnego małoletnich przez osoby związane z Kościołem. 72 sprawy zakończyły się wyrokami skazującymi, w 24 doszło do umorzeń. Tylko 11 skończyło się bezdyskusyjnym umorzeniem lub uniewinnieniem, a w 14 sprawach dziennikarzom nie udało się odnaleźć informacji o zakończeniu postępowania.
Dziennik publikuje listę wszystkich księży.
Lista księży pedofilów z PRL
Dziennikarze zaznaczają, że liczba ofiar może być kilkakrotnie wyższa, „bo ujawniany lub wykrywany jest niewielki procent tego typu przestępstw”. Kwerenda objęła sprawy, którymi zajmowały się władze państwowe, czyli wydziały śledcze Milicji Obywatelskiej, prokuratorzy i sądy. Niekiedy dziennikarze podają nazwiska duchownych, innym razem – tylko inicjały.
Szczególną uwagę zwracają dwa nazwiska księży. Pierwszy z nich to ks. Michał Czajkowski, były współprzewodniczący Polskiej Rady
Chrześcijan i Żydów, były członek Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej i wieloletni współpracownik „Więzi” oraz „Tygodnika Powszechnego”. W 1960 r. oskarżono go o seksualne wykorzystanie dwóch chłopców, którzy mieli 8 i 10 lat. Duchowny podpisał zobowiązanie do współpracy z bezpieką i donosił przez ponad 24 lata.
Drugi przypadek to historia ks. Eugeniusza Makulskiego, budowniczego bazyliki w Licheniu, który wykorzystywał seksualnie małoletnich, co kilka lat temu ujawnili bracia Sekielscy. Jak przekonują dziennikarze „Rzeczpospolitej”, Makulski już w 1964 r. mógł trafić do więzienia za skrzywdzenie na basenie w Lublinie 14-letniego chłopca. Nie trafił. Władze PRL ogłosiły amnestię i sąd umorzył postępowanie w jego sprawie.
Obaj kapłani uniknęli kar w PRL.
Przykłady z Warszawy
Spójrzmy na niektóre przykłady księży pracujących na terenie archidiecezji warszawskiej. To chociażby ksiądz W.D., skazany w styczniu 1949 r. na 10 lat więzienia za skrzywdzenie co najmniej ośmiu małoletnich dziewcząt. Udowodniono mu wielokrotne gwałty oraz zmuszanie jednej z ofiar do usunięcia ciąży. Z artykułów prasowych na temat procesu wynika, że matka jednej z ofiar informowała o sprawie kurię w Warszawie. Od biskupa Wacława Majewskiego
usłyszała, że nie interesuje go ten problem. Ten sam biskup w styczniu 1955 r. zabiegał o przedterminowe zwolnienie duchownego. Ksiądz W.D. wyszedł na wolność w maju 1955 r. Wrócił do duszpasterstwa, pracował jako proboszcz. Zwerbowany przez SB. Nie żyje.
Z kolei ksiądz L.W. został skazany w czerwcu 1962 r. na pięć lat więzienia za czyn lubieżny wobec 14-latki i zgwałcenie innej. Sąd wojewódzki obniżył mu karę o połowę.
„Początkowo księdza oskarżyło pięć dziewcząt, ale dwie wycofały zeznania, a jedna miała skończone 15 lat”.
W połowie lipca 1974 r. stołeczna Służba Bezpieczeństwa otrzymała informację o zatrzymaniu w miejscowości K. księdza S.C., który miał się dopuścić czynu lubieżnego. Jego ofiarą była pięcioletnia dziewczynka, którą w parku wciągnął w krzaki. Księdza zatrzymano na 48 godzin i zwolniono. „Kilka dni później funkcjonariusze SB podjęli próbę jego werbunku w zamian za wyciszenie sprawy – we wnioskach o zgodę na pozyskanie go jako współpracownika wprost pisali, że jeśli się zgodzi, to trzeba mu załatwić umorzenie sprawy. Spotkali się z księdzem jeszcze dwa razy. Na początku września sam zadzwonił i poprosił o rozmowę, podpisał zobowiązanie do współpracy z SB, a 12 dni później prokuratura w K. umarza postępowanie z powodu braku dostatecznych dowodów winy. W lipcu 1978 r. współpracę zakończono z powodu odmowy ze strony duchownego. W kolejnych latach był m.in. proboszczem. Zmarł”.
Zupełnie inaczej prezentuje się przypadek księdza Wacława Karłowicza, byłego kapelana powstania warszawskiego, przewodniczącego nieformalnego związku kapelanów z czasów wojny. W sierpniu 1953 r. został on oskarżony o wykorzystanie seksualne w kwietniu tegoż roku 15-letniej dziewczyny. Do czynów miało dochodzić w starej kaplicy po lekcjach religii, gdy zostawał z nią sam na sam. Śledztwo prowadziła prokuratura wojewódzka pod nadzorem Urzędu Bezpieczeństwa. W styczniu 1954 r. zostało umorzone wobec „braku podstaw do wszczęcia postępowania sądowego”. Dopatrzono się wielu sprzeczności w zeznaniach pokrzywdzonej oraz jej matki.
Dziennikarze zaznaczają, że liczba ofiar może być kilkakrotnie wyższa