Nieposłuszni będą głodni
Minister nie poprzestaje na ukaraniu Instytutu Socjologii i Filozfii PAN. Teraz grozi tym naukowcom, którzy się za IFiS ujęli
Wielkie słowa same się cisną: wolność nauki to jeden z fundamentów demokracji. I właśnie jest demolowany.
Przemysław Czarnek, minister edukacji, który w normalnym kraju nie powinien być ministrem czegokolwiek, właśnie toczy bój z naukowcami. Jego spełnione błyskawicznie groźby, rzucone po wywiadzie TVN z wybitną badaczką Zagłady, prof. Barbarą Engelking – nie przekazał 813 tys. zł Instytutowi Socjologii PAN na pokrycie wymaganych prawem podwyżek płac minimalnych w nauce – świadczą o tym, że postrzega świat przez pryzmat zemsty z użyciem państwa.
Już dawno pisałam, że „woniejące stęchlizną poglądy Czarnka
są najpoważniejszym zagrożeniem dla wolności polskiej nauki”, ale nie przypuszczałam, że to zagrożenie tak szybko się ziści.
Jego buńczuczne okrzyki, że „nie możemy pozwolić na dyktaturę lewicowo-liberalną i lewacką na uczelniach”, z początku wydawały się niemądrym gadaniem do bogoojczyźnianego elektoratu. Podobnie jak retoryczne harce w rodzaju: „Chrześcijanie również mają swoje prawa. My też płacimy podatki, z tych podatków też są utrzymywane uczelnie wyższe i też mamy prawo do wyrażania swoich poglądów”. Ale gdy Czarnek zaczął deklarować konkrety: „Ukrócę działania polegające na szykanowaniu naukowców za ich wypowiedzi, jak miało to miejsce w przypadku prof. Nalaskowskiego [nazwał osoby LGBT gwałcicielami] czy prof. Budzyńskiej [nazywała antykoncepcję zachowaniem aspołecznym i zrównywała ją z aborcją]”, zaczęło się robić groźnie.
– Poglądy sprzed Monteskiusza, gdzieś z okolic Mojżesza – tak trafnie Czarnka skomentował prof. Janusz Reykowski. Tylko co z tego? Uczeni są wobec Czarnka bezsilni z powodu kasy – to narzędzie wystarczy Czarnkowi do tępienia „lewackiej” nauki. Będzie zatem szczodrze rozdawał „w tych obszarach badań, które odnoszą się do obiektywnych wartości i są ważne dla Polski”, czyli znajdą się środki na przybliżenie młodym Jana Pawła II: „Bo jeśli słyszę dziś, że w wielu polskich uczelniach odmawia się prawa doktorantom do cytowania św. Jana Pawła II, a także św. Tomasza z Akwinu, mówiąc, że to nie byli naukowcy, to jest niestety zgnilizna naszego systemu szkolnictwa wyższego, z którą będziemy musieli skończyć”.
Innym będzie skąpił, a manipulować pieniędzmi może na wiele sposobów, także punktacją publikacji w czasopismach naukowych. Już ją zmienił i teraz największe pieniądze za pośrednictwem czasopism albo formalnie naukowych, albo wprost teologicznych, konfesyjnych, dewocyjnych płyną do uczelni katolickich oraz „swoich” naukowców. Czarnek docenił tytuły „naukowe” i „badaczy” zajmujących się odnową w Duchu Świętym, doznaniami mistyków i stygmatyków, objawieniami maryjnymi, szkodliwością antykoncepcji, czy biografią ciotki Jana Pawła II.
Teraz dopieści każdego, kto „dowiedzie”, że Polacy masowo i bezinteresownie ratowali Żydów.
Czarnek bierze za mordę polską naukę jawnie i z fanfarami,
ale władza od dłuższego czasu uzurpuje prawo do decyzji, kto zasługuje na tytuł naukowy, a kto nie. Przykłady? Walter Żelazny czeka na tytuł profesora od kwietnia 2018 r., Michał Bilewicz od 2019 r. Andrzej Duda zwleka z nadaniami, choć wszystkim formalnościom stało się zadość i prezydent nie ma do tego żadnego prawa – co potwierdził sąd administracyjny.
Prezydent ma tytuł doktora nauk prawnych Uniwersytetu Jagiellońskiego, powinien bronić nauki przed zniewoleniem, w praktyce Czarnkowi kibicuje. Jawnie klaszcze mu dyplomowany historyk, absolwent prawa europejskiego i słuchacz kilku międzynarodowych uczelni, premier Mateusz Morawiecki, który wyrzucił z siebie szczerze, że „historyczna rzetelność nauki jest tylko wtedy, gdy jest zgodna z naszym zbiorowym, wspólnotowym oczekiwaniem”.
Czarnek dostał też wsparcie Macieja Świrskiego, szefa Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Świrski ściga TVN 24 za to, że właśnie tam prof. Engelking wypowiedziała słowa o ratowaniu Żydów przez Polaków A przecież – upiera się Świrski – „rolą dziennikarzy jest reagowanie na kłamstwa”. Czyli zamach na wolność nauki wspierają ci, którzy biorą państwowe pieniądze za to, by wolność uczonym gwarantować (art. 73 Konstytucji RP). Trzeba zatem powiedzieć dobitnie: atak na naukę przypuszczają najwyższe instytucje państwa.
Niestety, ta sprawa jest już głośna na całym świecie,
ale pokrzepiające jest to, że ponad stu najważniejszych uczonych z całego świata (bo z Australii, Austrii, Bułgarii, Francji, Grecji, Holandii, Izraela, Kanady, Niemiec, Szwajcarii, Szwecji, Wielkiej Brytanii, Włoch) zajmujących się Zagładą zareagowało na atak Czarnka.
Za chwilę będą musieli zareagować mocniej, bo minister nie poprzestaje na ukaraniu IFiS PAN. Teraz grozi tym polskim naukowcom, którzy się za IFiS ujęli! Może dlatego nasi krajowi uczeni z nielicznymi wyjątkami wolności nauki nie bronią?
A tym, którzy jej bronią, Czarnek już obiecał sankcje, w tym pieniężne: „Jeśli pod listem rzekomo w obronie wolności nauki – kiedy to z nauką nie ma nic wspólnego, tylko jest zwykłym szkalowaniem polskiego narodu przez panią, która nie ma żadnych podstaw naukowych do twierdzeń, które stawiała – podpisało się tysiąc naukowców, to analizujemy, z jakich uczelni to jest, i będziemy na to reagować. Nie ma pozwolenia na to, żeby coś, co nauką nie jest, tylko jest zwykłym chamstwem antypolskim, było finansowane za pieniądze Polski”.
Pora na kolejny krok w prowadzonej od ośmiu lat pisowskiej „reformie” nauki i edukacji. Panie ministrze, panie prezydencie, panie premierze, uprośćmy nazwę resortu: Ministerstwo Nauki Zwykłego Chamstwa.
Minister nauki docenił czasopisma naukowe zajmujące się: odnową w Duchu Świętym, mistykami, stygmatykami, objawieniami maryjnymi, szkodliwością antykoncepcji, terapią homoseksualistów i ciotką Jana Pawła II