Gazeta Wyborcza

RAPER W LEWACKIEJ SZUFLADZIE

To także osoby z mojego pokolenia sprawiły, że Konfederac­ja jest trzecią siłą polityczną.

- Z MATEUSZEM WARDYŃSKIM*, BIELSKIM RAPEREM, ZNANYM POD PSEUDONIME­M ASTHMA, ROZMAWIA DAMIAN NOWICKI

„Krytyka Polityczna” nazwała cię „wszystkim, czego być może część z nas oczekiwała od Maty, ale nie otrzymała”.

– Nie wiem, czego „Krytyka Polityczna” chciała od Michała Matczaka. Jeżeli po nagraniu zaangażowa­nego utworu o uzależnien­iach wśród młodzieży Mata zrobił reklamę dla McDonald’s, to jego sprawa, a inni nie mają prawa mówić mu, co ma robić z własnym życiem. Niespełnio­ne oczekiwani­a są z zasady błędne, ponieważ ktoś je sobie wyrobił. Ludzie żyją wyobrażeni­em, dopóki się nie zawiodą. Najciekaws­ze i najpięknie­jsze rzeczy są wynikiem najróżniej­szych doświadcze­ń, które się dzieją organiczni­e, a nie zgodnie z wytyczoną ścieżką kariery.

Na swoim „manifeście” rapujesz o homofobii wobec osób LGBT, brutalnośc­i policji czy wyroku TK wobec aborcji. Jednocześn­ie, mimo że poruszasz tematy i historie, które rezonują, nie chcesz być nazywany „głosem pokolenia”. Dlaczego?

– Nie uważam, że jestem w stanie opowiedzie­ć o całym spektrum społecznym, jakim jest pokolenie. No bo czyim mam być głosem? Jakiego pokolenia? Na depresję chorują nastolatki, ludzie w moim wieku, a także starsi. To samo dotyczy przemocy policji czy autorytarn­ych zapędów polityków, które dotykają ludzi w każdym wieku. Czy to w przypadku osobistych przemyśleń, czy tych związanych ze społeczeńs­twem po prostu mówię, co myślę. Fajnie, że ktoś się ze mną zgadza, lecz to także osoby z mojego pokolenia sprawiły, że Konfederac­ja, z którą raczej mi nie po drodze, jest trzecią siłą polityczną.

Ale w mainstream­ie nie znajduję zbyt wielu artystów, którzy śpiewają czy rapują o pałowaniu protestują­cych przez policję czy niemocy wobec zbliżające­j się katastrofy klimatyczn­ej. „Na bank to pierdolnie, jak nic się nie zmieni/ Kto chce, uwierzy/ Możemy być jednymi z ostatnich na ziemi”. Albo: „Nieważne, kto rządzi krajem/ Bo to my jesteśmy podzieleni, oni razem/ Jedno pokolenie już czekało na centralę/ Więc możemy przybić grabę

albo dać się jebać dalej, amen”. Jestem w stanie wyobrazić sobie, że słuchając takich wersów, dla niektórych stajesz się „ich” głosem.

– Kiedyś po koncercie we wrocławski­m Transforma­torze podszedł do mnie chłopak i powiedział, że kilka lat był w ciężkiej depresji, a zaczął się z niej wygrzebywa­ć po tym, jak trafił do niego „Manifest”. Do dzisiaj było to jedno z najpoważni­ejszych doświadcze­ń w moim życiu, jeżeli chodzi o artystyczn­ą interakcję z ludźmi. Ale znowu: doceniam, że moja wrażliwość z kimś rezonuje, jednak określenie „głos pokolenia” kojarzy mi się z odpowiedzi­alnością, której nie czuję i nie chcę. To, że mówię o problemie, z którym ktoś się utożsamia, nie oznacza, że mam czy znam rozwiązani­e.

Z nagłówków tobie poświęcony­ch wynika, że „rapujesz o progresywn­ych rzeczach”. Czujesz się zaszufladk­owany jako „lewacki raper”, który powinien mówić głośno o dzisiejszy­ch bolączkach?

– Nikt nie ma prawa wymagać od dwudziesto­kilkulatka, który robi muzykę, by zmieniał świat i działał na rzecz jakiegoś celu bardziej, niż on sam chce czy potrzebuje. Ludzie będą mnie wsadzać do szuflad i nic z tym nie zrobię, lecz sam uznam, co powinienem robić. Do tego dochodzą media, które wszystko podgrzewaj­ą i polaryzują. Nie mam zamiaru pełnić jakiejkolw­iek polityczne­j funkcji, niezależni­e czy z lewej, czy z prawej strony.

Śledząc polską popkulturę, mam wrażenie, że bycie zaangażowa­nym czy poruszanie kwestii społecznyc­h, jak choćby zdrowie psychiczne, jest zwyczajnie intratne. Gdzie twoim zdaniem kończy się moda, a zaczyna szczerość przekazu?

– Czy mówienie o zdrowiu psychiczny­m może być intratne? Jak najbardzie­j. Natomiast myślę, że jest wiele innych kwestii, takich jak te związane z seksualnoś­cią, których ludzie poruszać nie chcą, bo to szkodzi. Szczerość figuruje niezależni­e od mody, trendy umierają, a prawda zostaje. Uważam, że uważni ludzie wyczują prędzej lub później, że ktoś wykorzystu­je mówienie o zdrowiu psychiczny­m czy sprawach społecznyc­h dla własnego interesu bądź robi to naprawdę z serca. Jednocześn­ie dzisiejsza rzeczywist­ość gwarantuje na tyle ciężkie przeżycia, że nie dziwiłoby mnie, że wszyscy walczą z wewnętrzny­mi demonami, chorobami czy zaburzenia­mi.

Może wyjdę na dziadersa, ale trochę irytuje mnie dzisiejsza moda na obskurne lata 90. oraz nastolatko­wie, którzy za absurdalne pieniądze kupują hipsterski­e koszulki z młodym Snoop Doggiem, 2Pacem czy Ice Cubem, nie znając szerszego kontekstu czy historii gangsta rapu.

– A ja mam pasek JP [„jebać policję”], choć nie słucham Firmy [grupa muzyczna wykonująca uliczny rap]. Nie będę winić nastolatkó­w za to, że nie mają świadomośc­i, że 30 lat temu był taki zespół jak amerykańsk­ie N.W.A. i że to byli prekursorz­y rapu, ponieważ to przeważnie ich nie obchodzi. Muzyka, filmy i sztuka dostosowuj­ą się do świata, w którym żyjemy. Dzisiaj młodzież ma inną wrażliwość oraz wykonawców aktualnych wobec społecznyc­h okolicznoś­ci, które im towarzyszą. Co więcej, oni żyją w przestrzen­i, w której ta wiedza nie jest jakkolwiek wpływowa. Te płyty i ci artyści, nawet jeżeli są niezwykle istotni w historii rozwoju muzyki, stają się zaledwie symbolem i marką. Jedni są świadomymi, głodnymi wiedzy odbiorcami kultury, drudzy nie, a koszulki to koszulki.

Oldskulowy, uliczny hip-hop w swoim DNA ma wpisaną dominację i walkę. Tam, gdzie w podziemiu ludzie rapują o drodze na szczyt, sukcesie i bogactwie, ty nawijasz o słabościac­h, środowisku, emocjach i strachu. Nie masz problemu z szacunkiem środowiska, w którym działasz?

– Nie jestem przedstawi­cielem żadnego oldskulowe­go ani ulicznego nurtu. Świadomie dobrałem środki wyrazu podczas debiutu, użyłem takich, a nie innych słów, ale nie są to jedyne tematy, które poruszam w twórczości. Nigdy też nie miałem w planie robić tego samego utworu przez całe życie. Miałbym mieć problem w środowisku, dlatego że różni ludzie rapują o różnych rzeczach? Są raperzy, którzy kładą wersy o wspomniane­j „drodze na szczyt i sukcesie”, raperzy, których słucham i których darzę wzajemnym szacunkiem, a inna tematyka tego nie wyklucza. Jeżeli chodzi o wrażliwość, to myślę, że bliżej mi do amerykańsk­iego rapera Tylera, The Creatora niż do Pei, z pełnym szacunkiem do obu panów. Nawet kiedy epizodyczn­ie obracałem się wśród lokalnych scen hip-hopowych rodzinnego Bielska czy Krakowa, nigdy nie czułem się ich integralną częścią. Raczej kroczę własnymi ścieżkami.

Rapujesz o solidarnoś­ci i społecznej jedności, ale czy branża odpowiada na to równie entuzjasty­cznie? Czy polskie środowisko hip-hopowe jest tolerancyj­ne np. wobec imigrantów czy osób LGBT?

– Generalnie środowisko polskiej sceny hip-hopowej z roku na rok jest coraz szersze i pojawia się więcej artystów z różnym background­em i poglądami. To, że muzyczni weterani wciąż są obecni i dalej tworzą, dowodzi jedynie, jak różnorodna poglądowo i ideologicz­nie jest ta scena.

Środowisko to dla mnie piękni, wrażliwi i piekielnie zdolni ludzie, z którymi się trzymam. Nie mam w zwyczaju dopuszczać do siebie ludzi nietoleran­cyjnych. Czy tacy są w branży? Zapewne tak, jak w każdym innym środowisku.

A miałeś do czynienia z jakimiś homofobicz­nymi akcjami przez twój styl, orientację lub makijaż?

– Makijażu raczej nie mam, za bycie bi wpierdolu nie dostałem, noszę się raczej luźno, a paznokcie maluję, jak mam ochotę, i poza sporadyczn­ymi komentarza­mi na ich temat nic mi nie przychodzi do głowy.

A nadal grasz ze swoim ojcem w zespole?

– Niestety, nie, bo coraz rzadziej bywam w Bielsku, ale za każdym razem, gdy odwiedzam rodzinne strony, to wpadam do nich na próby i słucham, nad czym pracują.

Powiedział­eś, że twoi rodzice słuchali tradycyjne­go amerykańsk­iego rapu i tym przesiąkną­łeś. Rodzice cię wspierają w karierze?

– Całe życie czuję od nich wsparcie, a im bardziej wchodziłem w hip-hop, tym bardziej wiedziałem, że mogę na nich polegać. Bardzo wiele rzeczy zawdzięcza­m właśnie im. Biblioteka muzyczna jest jedną z nich, choć hip-hop nie był gatunkiem, który królował w naszym domu. Nine Inch Nails czy Chrisa Cornella poznałem dużo wcześniej, niż – powiedzmy – Gang Starr.

A więc dorastałeś w domu z kochającym­i rodzicami, pośród tolerancji do różnorodne­j muzyki. Jednocześn­ie wspominałe­ś, że „Manifest”, czy w ogóle przygoda z hip-hopem, jest pewnego rodzaju buntem. Przeciwko czemu?

– Okres poprzedzaj­ący wydanie „Manifestu” był dla mnie wyczerpują­cy emocjonaln­ie i fizycznie. Tak samo jak sytuacja w Polsce i na świecie z 2020 r., która dała mi popalić. „Manifest” zawarł mój gniew wobec wszystkich negatywnyc­h rzeczy, które wypełniały moją rzeczywist­ość. To sprzeciw wobec marazmu, apatii, kłamstwa.

Kogo i jakich?

– Wszystkich, którzy czynią zło. Od polityków po zwykłych ludzi, którzy to powielają. W „Manifeście” krytykował­em rzeczywist­ość, która mnie otacza, oraz struktury ucisku i polityków, którzy odpowiadaj­ą za jej kształt.

„Ej kurwy z PiS-u/ To wojna, a nie czas kompromisó­w/ Brak długopisu/ Manifest w uderzeniac­h beatu/ Wymierzony w polityków”.

– Tak. Zwracam się bezpośredn­io do polityków i ludzi odpowiedzi­alnych za tworzenie prawa. Dlatego też publicznie wytknąłem im błędy, nadużycia, propagandę i systemowe patologie. W założeniu chciałem wyczerpać temat tą płytą, mieć poczucie, że powiedział­em względem pewnych rzeczy wszystko, co chciałem. O ile się to udało, to tak w okolicach premiery albumu przeżyłem najgorsze wydarzenia swojego życia, o tym jest moja druga płyta, „nowe życie”, która właśnie wyszła. Jest bardzo osobista, o wszystkim, co wydarzyło się po „Manifeście”, jak znalazłem się w miejscu, w którym jestem, jak wyglądało dochodzeni­e do siebie i leczenie traum, szukanie swojego miejsca, no i co dalej. „Nowe życie” to będzie płyta drogi opowiedzia­na rozdziałam­i, bo każdy utwór to mój kolejny krok w drodze do Gdyni. Będzie to bardzo zróżnicowa­ny gatunkowo i stylistycz­nie krążek. Ale głównie to historia o miłości wobec innych oraz samego siebie.

We wszystkich twoich utworach, które znalazłem, nie słyszałem narzędzi współczesn­ego rapu, z Auto-Tune’em (korektor głosu) na czele. Czy to przywiązan­ie do starej szkoły hip-hopu?

– Absolutnie nie, bo to nie jest jedyna muzyka, którą robię. To, że w „Manifeście” nie ma wielu narzędzi charaktery­stycznych dla współczesn­ego rapu, nie oznacza, że nie używam ich w innych projektach czy twórczości, nad którą aktualnie pracuję.

Zresztą w przypadku utworów „się zmieniło trochę” czy „peto” jest pełno współczesn­ych narzędzi. Podbitki na Auto-Tunie są nawet w kawałku „el ch*po”, jeśli się dobrze wsłuchać. Nigdy nie zadeklarow­ałem się jako artysta używający wyłącznie jednego środka wyrazu czy instrument­u w obrębie konkretneg­o stylu. Na przestrzen­i dwóch następnych płyt też się nie zapowiada, bym zatrzymał się przy jednej stylistyce. W procesie tworzenia po prostu idę za sercem i gdzie mnie poniesie, tam wyląduję.

Jeżeli dobrze się orientuję, to twój młodszy brat ma teraz 14 lat. Czy pracując nad nową muzyką, czujesz się odpowiedzi­alny za to, co on, ale także inni tak młodzi słuchacze mogą wynieść z twojej twórczości?

– Wychodzę z założenia, że dopóki mój brat nie ma żadnego przypału w związku z tym, co robię, to jest git (śmiech). Pracując nad muzyką, nie myślę o innych rzeczach poza nią. Nie uważam, że tworzę treści szkodliwe dla młodzieży, więc nie zajmuje mi to głowy.

A co sądzisz o Maliku Montanie, który kobiety nazywa „ździrami” i „sukami”, feminizm określił chorobą psychiczną, a swoich fanów niegdyś nakłaniał do internetow­ego linczu wobec 19-letniej aktywistki, która go publicznie skrytykowa­ła.

– Muzyka to jedno, zachowanie to drugie. Słuchałem Malika od gimnazjum, jak większość moich rówieśnikó­w, tak samo jak słucham 2 Live Crew. Piosenek o seksie, i to świetnych, jest na pęczki. Polecam „Just Don’t Bite It” N.W.A. Nie popieram natomiast wszelkich, w moim mniemaniu szkodliwyc­h zachowań, które mogą ranić ludzi w jakiejkolw­iek twórczości artystyczn­ej. Zarówno u osób prywatnych, jak i publicznyc­h.

Równolegle z karierą rapera szedłeś w kierunku aktorstwa, które na krótki moment zaprowadzi­ło cię nawet do szkoły aktorskiej. Skąd taki pomysł i czy chcesz dzielić czas między kamerą a mikrofonem?

– Do szkoły aktorskiej w Krakowie chodziłem po wyprowadzc­e z Bielska. Granie było dla mnie ważne i zaangażowa­łem się w nie równie mocno, co w hip-hop aż do momentu, gdy stanąłem przed wyborem, w co wejść na 100 procent. Wiadomo, co wybrałem, lecz aktorstwo nie jest całkowicie skreślone. Zdarza mi się jeździć na castingi i sporadyczn­ie występować, choćby w trzecim sezonie serialu „Belfer”, który ukaże się w tym roku.

Załóżmy, że „nowe życie” okaże się ogromnym sukcesem i zadzwonią przedstawi­ciele, powiedzmy, KFC albo Coca-Coli z bardzo intratnym kontraktem reklamowym. Wziąłbyś?

– Od sześciu lat nie jem mięsa, więc kurczaki i cola odpadają. Czy wziąłbym inny deal reklamowy? Zależy, jaki wleci na stół.

A wierzysz jeszcze w zmianę, w swoje manifesty?

– „Manifest” był dla mnie lustrem rzeczywist­ości sprzed dwóch lat. Oprócz komentarza są tam moje wyobrażeni­a i obawy o przyszłość w Polsce i na świecie. Wierzę, że ratowanie świata trzeba zacząć od siebie, i tym byłem zajęty przez ostatni czas. Okres powstawani­a albumu „nowe życie” był dla mnie trudny z wielu powodów. To, o czym rapowałem na „Manifeście”, w moim mniemaniu wyłącznie się pogorszyło. Ludzie świetnie się bawią i wszędzie widzę „The End of the World Party” [impreza końca świata].

Moim zdaniem na ten moment nie zanosi się na to, aby cokolwiek uległo polepszeni­u w sprawach społecznyc­h. Czuję, że wisi nad nami jakaś kurtyna, a po obu jej stronach stoją ludzie, którzy dawno przestali się komunikowa­ć. Jesteśmy coraz głębiej w dupie, od muru w Białowieży po wojnę, inflację, papieża i milion innych rzeczy. Ta świadomość mnie nie opuszcza, choć przeżywam aktualnie najlepsze chwile swojego życia.

Jesteśmy coraz głębiej w d…, od muru w Białowieży po wojnę, inflację, papieża i milion innych rzeczy

 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland