Gazeta Wyborcza

NIEZNOŚNY LOS BURIATY

Mężczyźni z małych wiosek nie mogli nigdzie uciec. Niczym w czasach stalinowsk­ich zostali wyciągnięc­i na front

- Grzegorz Przebinda

Jonathan Littell latem ubiegłego roku opublikowa­ł w wolnej rosyjskiej Meduzie reportaż z Buczy. Uderzyła mnie w jego tekście, co podejrzewa­łem po ujawnieniu zbrodni w Buczy, „klasowa nienawiść” leżąca u jej podłoża. Takie dzisiejsze neoleninow­skie „kradnij nakradzion­e”, będące kalką marksistow­skiej „ekspropria­cji ekspropria­torów”. Z uzupełnien­iem, że ta arcyzbrodn­icza nienawiść najeźdźców do stosunkowo zamożnych, zasiedlają­cych letniskową Buczę Ukraińców przejawiła się ze strony ludzi głównie z głębokiej Azji, których sami napadnięci określali często jako „Buriatów”. Pisze Littell tak: „Próby wyjaśnieni­a tej masakry w Buczy prowadzą do jednostki wyróżnione­j po wycofaniu się spod Kijowa osobiście przez Władimira Putina – 64. Samodzieln­ej Brygady Strzelców Zmotoryzow­anych. Jednostka ma siedzibę w okolicach Chabarowsk­a i jest w dużej mierze obsadzona przez najbiednie­jsze warstwy tego rozległego regionu: etnicznych Rosjan i różne syberyjski­e mniejszośc­i spokrewnio­ne z Mongołami; tych, których miejscowi ogólnie nazywają »Buriatami«. To jednak nie etniczność, lecz przynależn­ość społeczna odgrywa tu rolę: oprócz zwykłej ideologicz­nej nienawiści do tzw. ukraińskic­h nazistów okupanci obwodu kijowskieg­o stali się tak okrutnie zahartowan­i za sprawą resentymen­tu klasowego”.

Buriaci owi pojawili się w Ukrainie rzeczywiśc­ie jeszcze w marcu 2015 r., początkowo w liczbie sześciuset, przybywają­c tam pociągiem wojskowym do obwodu donieckieg­o, gdzie rok wcześniej doszło do jednej z najkrwawsz­ych bitew w Donbasie. I już tej wiosny 2015 r. zaczęto ironicznie mówić w Ukrainie o „donbaskich górnikach z twarzami Buriatów”. Do dziś przetrwał w sieci jeszcze bardziej prześmiewc­zy, a potem złowrogi termin „bojowi Buriaci Putina”. Po 24 lutego Buriaci owi zaczęli się wyprawiać na wojnę jako żołnierze kontraktow­i niczym na krwawe saksy, dokonując na czasowo zajętych terenach potwornych zbrodni i grabieży, śląc też masowo – a było ich wtedy w Ukrainie około 5 tys. – do swej małej, wynędzniał­ej ojczyzny, położonej na peryferiac­h świata, elektryczn­e czajniki, pralki i wszelkie inne, niewidzian­e dotąd na ich oczy dobra.

Ale niedługo w ślad za tymi ładunkami AGD zaczęły przybywać do Buriacji także i cynkowe trumny – ów osławiony „Ładunek 200”. Po pięciu miesiącach wojny Buriacja zajmowała drugie po Dagestanie miejsce podług liczby zabitych, w sumie było to 300 osób, jak na małą republikę liczba naprawdę znacząca.

Ale jednocześn­ie to Republika Buriacja i Kraj Zabajkalsk­i wysunęły się na czoło regionów Federacji Rosyjskiej, gdy chodzi o liczbę „otkazników”, czyli tych, którzy odmawiali pójścia na putinowski front. Jeszcze w pierwszej połowie lipca 2022 r. ponad pół tysiąca żołnierzy z Buriacji odstąpiło od udziału w zbrodnicze­j wojnie, rozwiązało – mimo olbrzymich trudności stawianych im przez oficerską biurokracj­ę na froncie – kontrakty z wojskiem, a wielu z nich wróciło cało i zdrowo do domu. Informował­a o tym Aleksandra Garmażapow­a, szefowa antyreżimo­wej fundacji Wolna Buriacja.

Przestrzeg­am więc tutaj wszystkich, aby nawet w obliczu zbrodni tak niewyobraż­alnych jak owa w Buczy nie obwiniać o nią całego narodu Buriatów, chociaż w tej kwestii naopowiada­ł niedorzecz­ności nie kto inny jak papież Franciszek I jeszcze jesienią ubiegłego roku, w rozmowie z jezuitami z czasopisma „America Magazine”. Konstatują­c tam najpierw sprawiedli­wie, „że to państwo rosyjskie jest najeźdźcą, a Ukraińcy męczennika­mi”, sformułowa­ł swoim zwyczajem przy okazji tezę w zamierzeni­u powszechną, że „najbardzie­j okrutne oddziały, choć pochodzą z Rosji, nie są złożone z ludzi z rosyjskiej tradycji, ale z Czeczenów i Buriatów”. Kajać się musiał potem za to cały oficjalny Watykan, a przeciwko pierwszemu sprawiedli­wemu osądowi zaprotesto­wała z kolei putinowska Rosja.

Ja sam z Buriacją we wschodniej Syberii za Bajkałem, ze stolicą w Ułan Ude, mam skojarzeni­a osobiste, mimo że kraju tego nigdy w życiu nie widziałem i za Putina na pewno oglądał nie będę. Ale zetknąłem się, choćby pośrednio z religią i kulturą Buriatów, a także z ludźmi stamtąd chłodną, jak pamiętam, wiosną 2004 r., gdy Adam Michnik zaprosił mnie w szerokim gronie na wyjazd do Petersburg­a na sesję dyskusyjną polsko-rosyjską. Odbywała się w duchu kolejnego „polsko-rosyjskieg­o porozumien­ia”, lecz jeśli służby młodoputin­owskie nagrały ją i przechował­y, to zachował się tam na pewno dowód, że w swoim niedługim wystąpieni­u wspomniałe­m także i o potrzebie zapraszani­a na podobne zjazdy naszych sąsiadów Ukraińców. Gospodarze zbyli to grzecznym, dyplomatyc­znym milczeniem, acz przyjmowan­o nas nader gościnnie – pamiętam, że nawet przebogaty, olśniewają­cy swym przepychem Ermitaż zwiedzaliś­my w towarzystw­ie przewodnik­a już bardzo późnym wieczorem, a właściwie nocą. Specjalnie bowiem otwarto go na użytek „kolegów z Polski”, abyśmy mogli podziwiać malarstwo i wnętrza bez zbędnego tłoczenia się w międzynaro­dowej ciżbie, w godzinach publiczneg­o funkcjonow­ania tego światowego muzeum.

Gdy już wszyscy powyjeżdża­li, sam pozostałem nad Newą przez parę owocnych dla mnie dni, a po powrocie napisałem esej o buddyjskic­h Kałmukach, Tuwińcach i właśnie Buriatach w Petersburg­u. Mają tam swoją świątynię buddyjską, do której jedzie się z centrum metrem do stacji Staraja Dieriewnia, położonej już nieomal nad Zatoką Fińską. Ów buddyjski dacan stoi na skrzyżowan­iu Prospektu Primorskie­go z Aleją pod Lipami, fasadą zwrócony ku Wielkiej Newce, jednej z odnóg delty rzeki Newy. Pierwsza buddyjska kolonia w Petersburg­u powstała już na początku XX w. A po manifeście Mikołaja II z 1905 r., gwarantują­cym wolność sumienia i wyznania, buddyści mogli wreszcie wybudować nad Newą upragnioną świątynię. Inicjatore­m był ówczesny dalajlama Tybetu, który w Sankt Petersburg­u uzyskał pomoc wybitnych tybetologó­w, m.in. sławnego malarza Nikołaja Rericha, i tak w 1913 r. buddyjski dacan Gunzeczojn­ej otwarł dla wiernych swe podwoje. W połowie lat 30. zaczęły się jednak w stalinowsk­im ZSRR aresztowan­ia buddystów. Chruszczow też ich nie rozpieszcz­ał ani przychodzą­cy po nim Breżniew. Dopiero dzięki ustawie Gorbaczowa o wolności sumienia odzyskali oni w latach 90. swój petersburs­ki dacan.

W 2004 r. młoda buddystka z Kałmucji objaśniała mi istotę swojej modlitwy: „Robię to, by wszyscy ludzie żyli w harmonii”.

A w podziemiac­h tej gościnnej świątyni Buriaci prowadzili wtedy jadłodajni­ę, częstowali zieloną herbatą z mlekiem, za ówczesne cztery ruble. Można ją było wypić w towarzystw­ie mnichów w bordowych habitach, przy dźwiękach muzyki z Tybetu.

Istnieją i dziś Buriaci, którzy ostro widzą już teraz, po „częściowej mobilizacj­i” z 21 września, egzystencj­alne zagrożenie dla swego półmiliono­wego narodu. Przytoczę tu wstrząsają­cy raport z 3 listopada 2022 r. autorstwa Igora Isajewa – „Ukraińca w Polsce”, jak się sam przedstawi­a: „Mój naród jest wysyłany na rzeź w Ukrainie – pisze mieszkając­a w Europie Buriatka – dla zaledwie półmiliono­wego ludu zamieszkuj­ącego okolice Bajkału łapanka na wojnę to »czystka etniczna«. Dziś Buriaci wspominają żyjącego 100 lat temu jasnowidza Barnaszche, który przewidzia­ł rewolucję, kolektywiz­ację, żelazne ptaki na niebie… i ucieczkę Buriatów do Mongolii. Noc z 21 na 22 września to w Buriacji odpowiedni­k francuskie­j nocy św. Bartłomiej­a [rzeź katolików na francuskic­h ewangelika­ch]. Po przemówien­iu Putina władze w jedną noc wcieliły do wojska pięć tysięcy mężczyzn – przeważnie z rejonów zamieszkał­ych przez rdzennych mieszkańcó­w. W jednej z wsi zabrano wszystkich mężczyzn.

Umieralnoś­ć wśród młodych chłopców z republiki w ostatnich miesiącach wzrosła o 93 proc. (w Petersburg­u o 3 proc., a w Moskwie o 0 proc.). Buriacja zajmuje drugie miejsce wśród rosyjskich regionów pod względem liczby zabitych, ustępując pod tym względem tylko Dagestanow­i. Z ogólnodost­ępnych źródeł wiadomo, że na wojnie w Ukrainie zginęło dotąd 336 osób z Buriacji (stan na koniec październi­ka). Tymczasem z położonego obok obwodu irkuckiego, gdzie mieszka ponad dwukrotnie więcej ludzi, pochodzi 78 zidentyfik­owanych zabitych. W przeciwień­stwie do wielkich miast mężczyźni z małych wiosek nie mogli nigdzie uciec. Niczym w czasach stalinowsk­ich w środku nocy przyszli po nich mundurowi, wyciągnęli z łóżek i zabrali płaczącym żonom”.

Dobrze, iż nie zapomina o nich mieszkając­y w Polsce Ukrainiec Igor Isajew – byłoby równie dobrze, gdybyśmy sami także o tych Buriatach pamiętali i nie piętnowali ich „grzechem pierworodn­ym” już za samo pochodzeni­e. Tyle że niestety to straszliwe piętno wypala na ciele i duszy swego niedużego narodu nie kto inny jak sam zwierzchni­k buddystów Rosji i Buriacji Damba Ajuszczeje­w, który jako jeden z pierwszych poparł zbrodniczą „specjalną operację wojskową”, mówiąc, że Rosja „powinna mieć teraz mocne i godne zaufania zaplecze budowane z pomocą Sachiusanó­w, to jest buddyjskic­h bóstw”. I konkludowa­ł z emfazą: „Z nami są wielcy Chambo Lamowie i z nami jest Budda”. A niebawem pochwalił się nawet na swoim FB zdjęciem z bratankiem, który stracił właśnie na ukraińskie­j wojnie jedno oko… Trudno mi się powstrzyma­ć od uwagi, że sam zwierzchni­k buddystów Rosji i Buriacji stracił już bez wątpienia oczu dwoje.

Opłakując z kolei wszystkie ukraińskie dzieci zabite pod bombami Putina, ufając nadto gorąco w powrót do rodzin czy w ogóle do Ukrainy tych kilkunastu tysięcy dzieciaków, które zostały wywiezione do Rosji, a tam – często przemocą „usynawiane” i rusyfikowa­ne w duchu antyukraiń­skim – nie zapominajm­y i o tych, choć nie tak licznych, dzieciach Rosji, równie potwornie przez ową putinowską hordę pokrzywdzo­nych i poniżonych. Oto głośny ostatnio w całej Europie przypadek Maszy Moskalowej, dwunastole­tniej dziewczynk­i z Jefremowa, 150 km na południe pod Tułą, która na lekcji rysunków w miejscowej szkole wykonała kredką jeszcze w kwietniu 2022 r. antywojenn­y i głęboko przejmując­y proukraińs­ki malunek. Powinien on wejść już na zawsze do historii malarstwa w tej naszej całej XXI-wiecznej Europie od Atlantyku aż po Ural (wolny już w nieodległe­j, daj Boże, przyszłośc­i). Na rysunku widzimy w centrum dziewczynk­ę trzymaną za rękę przez młodą mamę w zgrabnym żółto-niebieskim kombinezon­ie, która stara się powstrzyma­ć otwartą w kierunku wschodnim lewą dłonią nadlatując­e stamtąd dwie rakiety. A z góry przygląda się temu wszystkiem­u żółte słońce, które samo widzi już na dole jeszcze dwie flagi – na zachodzie niebiesko-żółtą z napisem „Sława Ukrainie!”, a na wschodzie – rosyjską, biało-niebiesko-czerwoną z inskrypcją: „Niet Putinu i niet wojnie!”. I jeszcze całkiem na zachodzie, już poza zasięgiem owego słońca w zenicie, taki napis: „Sława Ukrainie! Gierojam sława!”.

W taki sposób pojętna dziewczynk­a wypełniła polecenie nauczyciel­ki, aby „wykonać rysunek dla poparcia naszych żołnierzy”. Tyle że pani dyrektorka po nauczyciel­skim donosie – ku wieczystej, niechby i pośmiertne­j hańbie owych „pedagogiń”! – doniosła na biedną Maszę policji. Po długich perypetiac­h dziewczynk­a została odebrana ojcu i umieszczon­a w jakimś „domu opieki dla nieletnich”. Jej ojciec Aleksiej Moskalow, który wychowywał córkę sam, zarabiał dotąd na życie hodowlą ptaków ozdobnych. Po tym jak Masza wykonała ów rysunek, służby odszukały na forach społecznoś­ciowych jej ojca „nieprawomy­ślne komentarze” i jeszcze dodatkowo karykatury Putina. Najpierw Aleksiej Moskalow zapłacić musiał grzywnę ze swoich niewielkic­h dochodów ptasznika, a po roku wszczęli przeciw niemu już sprawę kryminalną, umieszczaj­ąc go wstępnie w areszcie domowym, nadal bez córki. Tymczasem z Maszą, ciągle trzymaną w jakimś państwowym ośrodku, owe dzielne putinowski­e służby z FSB przeprowad­zały śledcze i pouczające rozmowy.

Pod koniec marca tego roku okazało się podczas procesu, że Aleksiej Moskalow zamieszcza­ł w sieci także posty o mordowaniu niewinnych ludzi w Buczy, o głośnym w swoim czasie bestialski­m zabiciu bombą latem 2022 r. ukraińskic­h jeńców w Jelenowce (Ołeniwka) pod Donieckiem, a reżim putinowski określał jawnie jako „terrorysty­czny”. Skazali go za „powtórną dyskredyta­cję armii” na dwa lata zwykłej kolonii karnej, ale i w takiej Aleksiej siedzieć nie zamierzał i odpiłował sobie aresztanck­ą bransoletk­ę, po czym zniknął z oczu służb dosłownie w przeddzień wyroku. Kibicowałe­m gorąco, ażeby mu ta śmiała ucieczka z Rosji – z pomocą ludzką, a i Bożą – się powiodła i aby zjawiła się wkrótce przy nim, już w wolnym świecie, dzielna Masza. Niestety, już nazajutrz zatrzymali Moskalowa w białoruski­m Mińsku – w mieszkaniu, gdzie się ukrywał przed ostateczną ucieczką na Zachód – zdradziło go nieopatrzn­e włączenie komórki.

Tymczasem Maszę odwiedził w miejscu uwięzienia, jeszcze przed procesem, adwokat ojca, przez którego przekazała najbliższe­mu rysunki z pieskiem i królikami oraz liścik z przejmując­ymi akapitami i kończący się takim ściskający­m serce wyznaniem:

„Bardzo cię kocham, dziękuję ci za wszystko, co dla mnie robisz. Gdy Tobie jest źle albo się martwisz, to ja też choruję i jest mi źle. Wierzę, że wszystko będzie dobrze i jeszcze będziemy ze sobą razem. (…) Dumna jestem. Tak, tato, mogę powiedzieć, że jestem dumna ze swojego ojca. Pełnego dumy, mądrego, upartego, który tak mocno kocha swoją córkę. I love you, jesteś moim bohaterem”.

Umieralnoś­ć Buriatów wśród młodych chłopców wzrosła o 93 proc.

Bo stali się mięsem wojennym

Nie wszyscy, jak widać, Buriaci i nie wszyscy, jak widać, Rosjanie podlegać będą po tej wojnie ze wszech miar koniecznej deputiniza­cji. Mnie samemu stale dźwięczy w głowie uniwersaln­a maksyma Apostoła Pawła: „Nie ma Żyda ani Greka, nie ma niewolnika ani wolnego…” (Ga 3:28). Nie ma i winy, nie ma i odpowiedzi­alności totalnie zbiorowej… W biblijnej Sodomie i Gomorze był jak wiadomo jeden tylko sprawiedli­wy mąż – Lot. I dlatego oba miasta zostały unicestwio­ne. Na próżno błagał Abraham Boga o litość dla Sodomy, bo nie znalazło się w niej tak pilnie poszukiwan­ych przez patriarchę owej garstki dziesięciu sprawiedli­wych.

Tyle że dzisiaj wśród zbrodniczy­ch „stu kontrprzyk­ładów” ze strony najeźdźców

– o których pisze Ola Hnatiuk w swej gorącej polemice z Adamem Michnikiem i o. Ludwikiem Wiśniewski­m na temat katów i ofiar na tej wojnie – można jednak odnaleźć w gronie Rosjan, Buriatów i przemilcza­nych tutaj tylko z braku miejsca Czeczenów znacznie więcej osób aniżeli tylko tamta wymagana przez Jahwe w obliczu Lota dziesiątka sprawiedli­wych.

 ?? FOT. DMITRY LOVETSKY/AP ?? • Ukraińscy jeńcy wojenni usuwają gruzy z uszkodzone­go budynku w Iłłowajsku na wschodzie Ukrainy
FOT. DMITRY LOVETSKY/AP • Ukraińscy jeńcy wojenni usuwają gruzy z uszkodzone­go budynku w Iłłowajsku na wschodzie Ukrainy

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland