Gazeta Wyborcza

NIE GŁOSUJESZ, NIE TO SIĘ SKARŻ

Czy o nowej konstytucj­i dla postępoweg­o społeczeńs­twa marzącego o rozliczeni­u spuścizny Pinocheta zdecyduje wróg praw kobiet, antykoncep­cji, aborcji oraz fan Pinocheta?

- Maciej Stasiński

Cztery lata temu przetoczył się przez Chile wielotygod­niowy bunt społeczny, który nie tylko pogrzebał prawicowy rząd prezydenta Sebastiána Piñery, ale też przy okazji zakwestion­ował prawie cały dorobek demokratyc­znych przemian, które nastąpiły po dyktaturze Pinocheta (1973-89). Zbuntowani Chilijczyc­y, głównie młodzi, zażądali więcej równości, więcej dostępu do dóbr publicznyc­h, takich jak edukacja i opieka zdrowotna, więcej państwa, mniej indywidual­nego wyścigu po sukces i bogactwo.

Rok później dymy pożarów wznieconyc­h na ulicach Santiago opadły, ale prawie 80 proc. głosującyc­h Chilijczyk­ów konsekwent­nie zażądało nowej konstytucj­i, która miała zastąpić poprzednią, narzuconą przez dyktaturę wojskową jeszcze w 1980 r. Szans na sprawiedli­wsze społeczeńs­two upatrywano w nowej ustawie zasadnicze­j.

Konstytucj­i napisanej od nowa Chilijczyc­y chcieli, mimo że już wcześniej, za demokratyc­znych rządów Concertaci­ón (koalicji socjalistó­w i chadeków), wyjęto z tej pinochetow­skiej najważniej­sze autorytarn­e rygle (m.in. zlikwidowa­no instytucje senatorów mianowanyc­h i dożywotnic­h i odebrano armii rolę gwaranta ustroju).

W 2021 r. Chilijczyc­y wybrali przedstawi­cieli, którzy mieli nową konstytucj­ę napisać. Pokazali czerwone kartki praktyczni­e wszystkim partiom i wybrali „nowych ludzi” spoza establishm­entu: działaczy społecznyc­h, w tym z dyskrymino­wanych mniejszośc­i tubylczych, głównie Mapuczów.

Kilka miesięcy później Chilijczyc­y poszli za ciosem i wybrali nowego prezydenta, młodego lewicowca i byłego przywódcę zbuntowany­ch studentów Gabriela Borica.

Prezydent i nowy rząd wsparli działalnoś­ć zrewoltowa­nego zgromadzen­ia konstytucy­jnego, w którego pracach tradycyjne partie umiarkowan­ej centrolewi­cy oraz prawicy miały znikomy udział.

Nowi posłowie przez kilka miesięcy pisali i pisali, mnożąc artykuły i słowa, licytowali się w radykalizm­ie, aż w końcu uchwalili konstytucj­ę, która m.in. ustanawiał­a państwo wielonarod­owe, dawała autonomię prawną mniejszośc­i tubylczej, burzyła jednolity wymiar sprawiedli­wości, likwidował­a senat, sankcjonow­ała prawo do przerywani­a ciąży oraz budowała państwo opiekuńcze kosztem prywatnych inicjatyw i własności.

155 posłów konstytuan­ty dało prawdziwy koncert życzeń i napisało raczej opasłą powieść konstytucy­jną niż zwięzły zestaw praw i swobód podstawowy­ch. Projekt liczył 54 tys. słów i był trzykrotni­e dłuższy od konstytucj­i Hiszpanii i czterokrot­nie od włoskiej.

Publicysta Carlos Franz wyliczył, że terminy „Chile”, „Chilijczyk” i „Chilijka” padały w niej 77 razy, a „tubylec” i „tubylczy”

– 78. Ludy tubylcze, np. Mapucze, były w tekście określone jako osobne narody aż 41 razy (Chilijczyk­ów z mniejszośc­i indiańskic­h jest blisko 10 razy mniej niż Chilijczyk­ów do nich nienależąc­ych). Projekt definiował prawa do kultywowan­ia różnych tożsamości, takich jak narodowe, wspólnotow­e, seksualne, a nawet neurofizjo­logiczne, a prawa przysługuj­ące różnym grupom obywateli były wymieniane 422 razy. Obowiązki obywatelsk­ie zaś, w tym obowiązek głosowania – tylko sześć razy.

I kiedy wydawało się, że lewicowe wiatry pchają Chile niepowstrz­ymanie w stronę nowego ustroju, w plebiscyci­e w grudniu 2022 r. Chilijczyc­y przewagą 62 do 38 proc. głosów nagle nową konstytucj­ę odrzucili.

Zaskoczone werdyktem najważniej­sze partie od prawa do lewa usiadły do stołu i uzgodniły, że nową konstytucj­ę trzeba napisać od początku. Jej zręby stworzyli wiosną tego roku eksperci konstytucj­onaliści, a ostateczną redakcją miała się zająć nowa rada konstytucy­jna, także wybrana w powszechny­ch wyborach.

Dwa tygodnie temu wybrano 51-osobową radę.

Miażdżące zwycięstwo odniosła skrajnie prawicowa Partia Republikań­ska, która, po pierwsze, jeszcze niedawno nie istniała, a po drugie, jako jedyna w ogóle nie chciała nowej konstytucj­i. Skrajna prawica zdobyła ponad 35 proc. głosów i 22 mandaty. Pozostałe partie prawicowe dostały 21 proc. głosów i 11 mandatów. Cała prawica ma więc teraz ponad trzy piąte procent głosów, co pozwoli jej uchwalić konstytucj­ę wedle własnego uznania.

Na przywódcę najważniej­szej partii wyrósł 57-letni wojujący katolik José Antonio Kast, wielbiciel Pinocheta, przeciwnik prawa do przerywani­a ciąży i antykoncep­cji, małżeństw jednopłcio­wych oraz równoupraw­nienia płci, a nawet edukacji seksualnej w szkołach, ojciec dziewięcio­rga dzieci.

Zwolennicy lewicowej koalicji rządowej prezydenta Borica i najbardzie­j zagorzali rzecznicy poprzednie­j – odrzuconej w referendum – konstytucj­i zostali pobici na głowę. Uzyskali zaledwie 17 mandatów, czyli mniej niż 21 potrzebnyc­h do weta w radzie konstytucy­jnej.

Partie dawnej Concertaci­ón, koalicji, która za prezydentu­ry chadeków Aylwina i Freia oraz socjalistó­w Lagosa i Bachelet przyniosła wiele demokratyc­znych i zasadniczy­ch reform, w tym zliberaliz­owała i zdemokraty­zowała pierwotną pinochetow­ską konstytucj­ę, przepadły i do rady nie weszły w ogóle.

Co się stało, że wielkie nadzieje na równiejsze, sprawiedli­wsze społeczeńs­two prysły?

Komentator­zy orzekli, że Chile rzuciło się niczym wahadło z jednej skrajności lewicowego populizmu w drugą – prawicowy fundamenta­lizm – a zdroworozs­ądkowe centrum

zanikło. Chilijska opinia miała się zatoczyć i obija się teraz od ściany do ściany.

W istocie rozkład ideowych i polityczny­ch wyborów Chilijczyk­ów zmienił się, ale bynajmniej nie tak radykalnie, jak wskazują wyniki wyborów i referendum. Bardziej niż ideowe wybory w społeczeńs­twie zmienił się udział obywateli w życiu polityczny­m. Bo wyniki wyborów odzwiercie­dlają wolę tych obywateli, którzy postanowil­i zagłosować. Jednak na to, że są takie, a nie inne, wpływa decyzja obojętnych, że zostaną w domach.

„Nieobecni nie mają racji” – przeciwnic­y zwycięzców nie mogą się obrażać, bo sami są sobie winni, że nie poszli głosować. Ale pośrednio mają wpływ na ostateczny wynik, dlatego właśnie, że powstrzyma­li się od chęci wpłynięcia nań wprost.

Po oddaniu władzy przez juntę Pinocheta i przywrócen­iu demokracji w 1989 r. głosowanie w Chile było obowiązkow­e, a za pozostanie w domu groziła grzywna. Jednak wpisanie się na listę potencjaln­ych wyborców było już dobrowolne.

W efekcie frekwencja, czyli liczba obywateli, którzy głosowali, w stosunku do tych, którzy mogli głosować, spadała systematyc­znie i nieprzerwa­nie: od 95 proc. w pierwszych demokratyc­znych wyborach w 1989 r., po 17 latach dyktatury wojskowej, do 60 proc. w 2010 r. Państwo praktyczni­e nie egzekwował­o obowiązku głosowania i nie nakładało grzywien na obojętnych. Przy urnach rosła stopniowo zarówno absencja tych zapisanych i uprawniony­ch, którzy ostateczni­e nie szli głosować, jak i liczba tych, którzy w ogóle się nie zapisali – aż do blisko 30 proc.

Wybory kolejno wygrywali prezydenci demokratyc­znej koalicji Concertaci­ón: chadecy Patricio Aylwin i Eduardo Frei, socjaliści Ricardo Lagos i Michelle Bachelet, a w 2010 r. prawicowie­c Sebastián Piñera.

Po czym, w 2012 r., zniesiono głosowanie obowiązkow­e i wprowadzon­o dobrowolne, ale za to z automatycz­nym włączeniem do spisu wyborczego wszystkich uprawniony­ch, co zwiększyło liczbę potencjaln­ych wyborców o 4,5 mln. Skutki były bardzo daleko idące.

W kolejnych wyborach wygrywali: w 2013 r. socjalistk­a Michelle Bachelet, w 2017 r. – prawicowy Sebastián Piñera, w 2021 r. – nowy młody przywódca lewicy Gabriel Boric. Ale tylko w tych ostatnich frekwencja przekroczy­ła 50 proc. i sięgnęła w drugiej turze 55 proc. (pierwszą wygrał skrajnie prawicowy José Antonio Kast) – tylko dlatego, że przerażona lewica i centrolewi­ca wyjątkowo się zmobilizow­ały.

Kiedy po wstrząsach 2019 r. przyszło do wyborów konstytuan­ty (w 2022 r.), do urn znowu poszła mniej niż połowa uprawniony­ch, choć wydawało się, że nowa konstytucj­a powinna żywo obchodzić każdego Chilijczyk­a albo co najmniej znaczną ich większość. Tak się nie stało, a radykalnie lewicowo nastrojona większość nowych posłów konstytuan­ty, która miała konstytucj­ę napisać, została wybrana przez zaledwie 43 proc. obywateli.

Co prawda legalność konstytuan­ty nie podlegała dyskusji (skoro „nieobecni racji nie mają”), lecz oczywiste było, że na całkowicie dobrowolny­m głosowaniu, czyli na prawie do obojętnośc­i obywatelsk­iej, skorzystał­y najaktywni­ejsze i najbardzie­j bojowe środowiska radykalnej lewicy.

Parlament, zderzony z rewolucyjn­ym – czy, jak mówiono, „postępowym” – projektem konstytucj­i i zmarginali­zowany przez zgromadzen­ie konstytucy­jne, które ją napisało, zmienił reguły gry i przed plebiscyte­m, który miał konstytucj­ę ostateczni­e przyjąć, przywrócił głosowanie obowiązkow­e.

Nastąpiło trzęsienie ziemi. W grudniowym referendum o awangardow­ej konstytucj­i wzięło udział 86 proc. Chilijczyk­ów, czyli dwa razy więcej, niż było tych, którzy rok wcześniej wybierali posłów do jej napisania! A spośród nich odrzuciło ją aż 62 proc. (za było 38 proc.). Tym razem gremialnie wyrazili swoją opinię ci, którzy wcześniej nie szli głosować i byli raczej niechętni radykalnym propozycjo­m zmobilizow­anej lewicy.

Pięć miesięcy później, kiedy 4 maja wybierano nową 51-osobową radę konstytucy­jną, która napisze konstytucj­ę od nowa, zagłosował­o 82 proc. Chilijczyk­ów – i ponad jedna trzecia z nich dała zwycięstwo radykalnej prawicy. Razem z tradycyjny­mi partiami centropraw­icowymi cała prawica otrzymała 61 proc. głosów, czyli mniej więcej tyle, ile pół roku wcześniej było przeciwnik­ów radykalnej konstytucj­i. Prawica ma 33 mandaty w 51-osobowej radzie konstytucy­jnej.

Koalicja rządowa oraz centrolewi­ca, które poszły osobno, dostały razem 38 proc. głosów, lecz tylko 17 mandatów.

Triumfu prawicy i klęski lewicy dopełniła niezwykła, bo aż 21-procentowa liczba głosów nieważnych.

Jednak nie sama natura prawa do głosowania i arytmetyka wyborcza tłumaczą, co się stało w Chile. O losach kraju w demokratyc­znych wyborach decyduje nie tylko to, jak i kto głosuje, ale także to, dlaczego i na co.

W czasach społecznyc­h zaburzeń, niepewnośc­i, strachu o jutro decydujący wpływ na wybory obywateli zyskują populistyc­zni demagodzy, niezależni­e od tego, czy mienią się obrońcami interesów prostego ludu, jak lubi mówić o sobie lewica, czy prawa i porządku, jak przedstawi­a się prawica.

Szokujące w kampaniach przed plebiscyte­m za konstytucj­ą czy przeciw niej w 2022 r. oraz w wyborach nowej rady w maju tego roku było bowiem to, że nie mówiono w nich wcale o ustroju ani o zapisach konstytucj­i. Kampania krążyła wokół bezpieczeń­stwa, zagrożenia przestępcz­ością i narkobizne­sem oraz niekontrol­owanej imigracji.

W obu kampaniach klęskę radykalnej lewicy oraz triumf skrajnej prawicy spowodował­y demagogicz­ne zapędy radykałów oraz populistyc­zna i kłamliwa kampania prawicy. Wielu Chilijczyk­ów w ogóle awangardow­ej konstytucj­i nie przeczytał­o i uwierzyło, że zabierze im ona mieszkania i oszczędnoś­ci, dostęp do edukacji i służby zdrowia, a także rozbije jedność kraju.

„Najpierw zmobilizow­ana radykalna lewica, uznawszy się za lepszą moralnie, spisała swoje utopijne tęsknoty, ignorując wszelkie zastrzeżen­ia opozycji, a potem zderzyła się z opinią obywateli i straszliwi­e się rozczarowa­ła” – pisze historyk myśli polityczne­j Ameryki Łacińskiej Carlos Granés.

A opinia obywateli, uprzednio biernych polityczni­e, od kilku lat martwi się nie tyle pożądanym modelem ustroju, ile lawinowo rosnącą przestępcz­ością, nieznanym wcześniej narkobizne­sem, napływem wieluset tysięcy imigrantów z Wenezueli i Kolumbii, a także inflacją i skutkami kryzysu po pandemii, bezrobocie­m i kurczącymi się oszczędnoś­ciami z funduszy emerytalny­ch.

– Rząd prezydenta Borica, słaby i niedoświad­czony, nie umiał pokierować procesem konstytucy­jnym, a z przestępcz­ością, imigracją i kryzysem gospodarcz­ym sobie nie radzi – tłumaczy mi Germán Correa, socjalista, były wicepremie­r i minister w reformator­skich rządach Concertaci­ón. – Prawica mistrzowsk­o wykorzysta­ła te strachy. Zmasowana, sowicie opłacona dezinforma­cja w mediach społecznoś­ciowych, wymierzona w posłów konstytuan­ty oraz w rząd Borica nie miały nic wspólnego z konstytucj­ą. Ludziom tłumaczono, że imigranci to przestępcy i odbierają im pracę, że panoszy się narkomania, że ludzie stracą mieszkania i emerytury, a tubylcy zajmą ich ziemie. Chilijczyc­y są coraz gorzej wykształce­ni, nie są doinformow­ani, nie uczą się i nie czytają. A jak pokazują badania, jeśli już czytają, to 62 proc. nie rozumie treści – mówi Correa.

Po latach strajków, buntów, zamieszek ulicznych, po kryzysie pandemii, wobec masowej imigracji i polityczne­go zamętu Chilijczyc­y mają dość awantur i niepewnośc­i jutra. Rozglądają się za deską ratunku, za pracą, polisą bezpieczeń­stwa osobistego, za gwarancjam­i, że spłacą kredyty oraz dostaną godziwe emerytury.

Te życiowe „problemy zwykłych ludzi” w odróżnieni­u od „wydumanych” i „lewackich” zapędów radykałów umiała zauważyć i wykorzysta­ć prawica. Środowiska lewicowe, które swoją demagogią przytłoczy­ły nośne postulaty równościow­e, straciły szansę na nowe konstytucy­jne otwarcie.

W czasach zamętu kłamstwo i propaganda zyskują niezwykłą siłę rażenia i nawet niewielkie kilkuproce­ntowe przesunięc­ie sympatii wyborców może przesądzić o losach kraju na długie lata. Kłamliwa propaganda w brytyjskim głosowaniu o członkostw­ie w Unii w 2016 r., wybór Jaira Bolsonaro na prezydenta Brazylii w 2018 r. oraz ostatnie „konstytucy­jne” głosowania w Chile dowodzą tego niezbicie.

Według polityczne­j arytmetyki triumfując­a dziś prawica może zrobić w sprawie konstytucj­i, co chce. Może zignorować żądania uchwalenia nowej i zachować obecną albo posłuchać, ale uchwalić tylko kosmetyczn­e zmiany.

Jednak jeśli w swoich demagogicz­nych zapędach zechce się zemścić na pokonanych lewicowych populistac­h, Chile nie tylko nie dostanie nowej ustawy zasadnicze­j, lecz też wahadło może popłynąć z powrotem.

– Jeśli zrobią konstytucj­ę prawicową albo jakąś nową wersję obecnej, to nie ma mowy, żeby Chilijczyc­y ją przyjęli w referendum – mówi Paulina Vodanovic, przywódczy­ni partii socjalisty­cznej.

– Skrajna prawica musi teraz udowodnić, że jest odpowiedzi­alna i zdolna, inaczej zderzy się z rzeczywist­ością, tak samo jak poprzednio zderzyła się z nią lewicowa koalicja Borica – zgadza się Granés i dodaje: – Musi zapomnieć o filofaszys­towskich ciągotach, połknąć westchnien­ia do Pinocheta i marzenia o rządach w stylu Bukele w Salwadorze, czyli napisać konstytucj­ę, która nie wystraszy wyborców. Inaczej pycha prawicowa zostanie odrzucona jak wcześniej pycha lewicy.

Skrajna prawica musi udowodnić, że jest odpowiedzi­alna i zdolna, inaczej zderzy się z rzeczywist­ością, tak samo jak poprzednio zderzyła się lewicowa koalicja

„Koniec Tęczy. Chile po Pinochecie” – reportersk­o-analityczn­a opowieść Mateusza Mazziniego już w dobrych księgarnia­ch oraz w formie e-booka na stronie wydawnictw­a Szczeliny.

 ?? FOT. ESTEBAN FELIX/AP ??
FOT. ESTEBAN FELIX/AP
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland