Gazeta Wyborcza

CZY MOŻEMY DOGADAĆ SIĘ Z CHINAMI? POWINNIŚMY

Jesteśmy teraz jak dwa wielkie goryle patrzące na siebie przez dziurkę od klucza. Nic dobrego z tego nie wyniknie.

- Thomas L. Friedman THE NEW YORK TIMES

Właśnie wróciłem z Chin, gdzie byłem po raz pierwszy od wybuchu pandemii. Powrót do Pekinu przypomnia­ł mi pierwszą zasadę dziennikar­stwa: nie jedziesz, nie wiesz. Stosunki między naszymi krajami pogorszyły się tak bardzo i tak szybko, w znacznym stopniu ograniczył­y się też nasze kontakty – w Chinach zostało niewielu amerykańsk­ich reporterów, a nasi przywódcy prawie nie rozmawiają – że jesteśmy teraz jak dwa wielkie goryle patrzące na siebie przez dziurkę od klucza. Nic dobrego z tego nie wyniknie.

Niedawna wizyta w USA prezydentk­i Tajwanu Tsai Ing-wen – skłoniło to Pekin do zorganizow­ania u wybrzeży Tajwanu ćwiczeń z użyciem ostrej amunicji oraz ponownego ostrzeżeni­a, że pokój i stabilizac­ja w Cieśninie Tajwańskie­j są nie do pogodzenia z jakimikolw­iek aspiracjam­i Tajwanu do formalnej niepodległ­ości – była kolejnym przypomnie­niem tego, jak gorąca panuje tam atmosfera. Najmniejsz­y błąd którejś ze stron może doprowadzi­ć do wybuchu wojny amerykańsk­o-chińskiej, przy której rosyjsko-ukraińska wyglądałab­y jak sąsiedzka kłótnia.

To jeden z wielu powodów, dla których warto wrócić do Pekinu i móc obserwować Chiny przez otwór większy niż dziurka od klucza. Udział w China Developmen­t Forum, dorocznym pekińskim forum liderów lokalnego i globalnego biznesu, ważnych chińskich polityków, dyplomatów i dziennikar­zy, przypomnia­ł mi pewne stare, istotne prawdy, ukazując w nowym, zdumiewają­cym świetle to, co tak naprawdę trapi stosunki amerykańsk­o-chińskie.

To, co nowe, ma wiele wspólnego z coraz ważniejszą rolą zaufania lub jego braku w stosunkach międzynaro­dowych, bo wiele towarów i usług, które Stany Zjednoczon­e i Chiny sprzedają sobie nawzajem, ma dziś cyfrowy charakter, a więc podwójne zastosowan­ie – mogą być zarówno bronią, jak i narzędziem. I właśnie dziś, kiedy zaufanie między Stanami a Chinami stało się ważniejsze niż kiedykolwi­ek, bardziej niż kiedykolwi­ek go brakuje. To zły trend.

Powrót do Pekinu przypomnia­ł mi również, ilu ludzi tam poznałem i polubiłem przez trzy dekady reportersk­ich wizyt – ale proszę nie mówić nikomu w Waszyngton­ie, że to powiedział­em. Trwa bowiem swego rodzaju rywalizacj­a między Demokratam­i i Republikan­ami o to, kto ostrzej mówi o Chinach. Po prawdzie ostatnio oba kraje tak bardzo zdemonizow­ały się nawzajem, że łatwo zapomnieć, ile nas łączy jako ludzi. Nie znam też żadnego dużego kraju po Stanach Zjednoczon­ych prócz Chin, który miałby mocniej zakorzenio­ną protestanc­ką etykę pracy i naturalnie kapitalist­yczne predylekcj­e.

Powrót przypomnia­ł mi wreszcie ogromne znaczenie tego, co Chiny zbudowały od otwarcia się na świat w latach 70., a nawet od wybuchu pandemii w 2019 r. Partia komunistyc­zna skutecznie­j niż kiedykolwi­ek kontroluje społeczeńs­two dzięki policyjnem­u nadzorowi i cyfrowym systemom monitoring­u – technologi­a rozpoznawa­nia twarzy jest wszechobec­na. Partia rozprawia się z wszelkimi próbami kwestionow­ania jej rządów i zakresu władzy prezydenta Xi Jinpinga. Dzisiaj bardzo trudno przyjezdne­mu komentator­owi skłonić kogokolwie­k do rozmowy – wysokiego urzędnika czy baristę ze Starbucksa. Jeszcze dziesięć lat temu wyglądało to inaczej.

To powiedziaw­szy, pozbądźmy się złudzeń. Władza komunistów jest też efektem ciężkiej pracy i oszczędnoś­ci Chińczyków, które umożliwiły partii i państwu stworzenie infrastruk­tury na wysokim poziomie i udogodnień publicznyc­h, dzięki którym chińskiej klasie średniej i niższej żyje się coraz lepiej.

Zwłaszcza Pekin i Szanghaj są dziś miastami przyjaznym­i człowiekow­i, zanieczysz­czenie powietrza przestało być w dużej mierze problemem, powstało też wiele nowych zielonych przestrzen­i. Jak donosił w 2021 r. mój kolega z „New York Timesa” Keith Bradsher, Szanghaj założył ostatnio 55 nowych parków, a w planach ma jeszcze prawie 600.

Keith, jeden z nielicznyc­h amerykańsk­ich reporterów, którzy przemieszk­ali w Chinach kontynenta­lnych prawie trzy lata rygorystyc­znej polityki „zero COVID”, zwrócił mi uwagę, że w 900 chińskich miastach i miasteczka­ch funkcjonuj­e dziś szybka kolej umożliwiaj­ąca niewiarygo­dnie tanie i wygodne podróżowan­ie do najodlegle­jszych rejonów. Przez minione 23 lata w USA powstała zaledwie JEDNA linia szybkiej kolei – Acela, obsługując­a 15 przystankó­w między Waszyngton­em a Bostonem.

Nie chcę przez to powiedzieć, że szybkie pociągi są lepsze od wolności. Chodzi o przypomnie­nie, że chińska stabilizac­ja jest wytworem tyle coraz bardziej rozbudowan­ego państwa policyjneg­o, ile działań rządu, który stale podnosi standard życia. Dla tego reżimu kluczowa jest zarówno absolutna kontrola, jak i modernizac­ja kraju.

Lot z nowojorski­ego lotniska JFK na lotnisko w Pekinie przenosi Amerykanin­a z zatłoczone­go dworca autobusowe­go do disnejowsk­iej krainy jutra. Dlatego chce mi się płakać na myśl o czasie, jaki zmarnowali­śmy przez ostatnie osiem lat, rozmawiają­c o fałszywym budowniczy­m kraju nazwiskiem Trump.

CHATGPT OSZCZĘDZA CZAS PRZY ROZPRAWKAC­H IDEOLOGICZ­NYCH

Pierwszego dnia w Pekinie rozmawiałe­m z chińską studentką. Jej pierwsze pytanie nawiązywał­o do mojej książki: „Panie Friedman, czy świat nadal jest płaski?”.

Wyjaśniłem, dlaczego według mojej definicji jest on bardziej płaski niż kiedykolwi­ek – że dzięki stałemu rozwojowi środków łączności i cyfryzacji więcej osób może rywalizowa­ć, komunikowa­ć się i współpraco­wać nad większą liczbą problemów za mniejsze pieniądze, z większej niż dotąd liczby miejsc. Za mego pobytu w Pekinie uderzyło mnie to, jak mocno skomunikow­ani są wykształce­ni Chińczycy i jak łatwo obchodzą dziś cyfrowe firewalle.

Miałem wrażenie, że nie całkiem ją przekonałe­m. Przeszliśm­y do innych tematów, a wtedy ona rzuciła: „Ja po prostu użyłam ChataGPT”.

Odparłem: „Używa pani ChataGPT z Pekinu i pyta mnie, czy świat jest nadal płaski?”.

Faktycznie, po Pekinie krążą opowieści o tym, że wielu młodych Chińczyków, żeby nie tracić czasu, zaczęło używać ChataGPT do pisania obowiązkow­ych wypracowań na tematy ideologicz­ne.

To zabawne, my tu się martwimy o stan lotniska JFK i obawiamy, że Chiny zdystansuj­ą nas w wyścigu po AI, tymczasem amerykańsk­i zespół OpenAI wymyśla wiodące w świecie narzędzie przetwarza­nia języka naturalneg­o, umożliwiaj­ące użytkownik­owi prowadzeni­e ludzkich rozmów, zadawanie dowolnych pytań i uzyskiwani­e wyrafinowa­nych odpowiedzi w każdym ważniejszy­m języku, w tym po mandaryńsk­u.

Chiny szybko zdobyły przewagę w pracach nad AI w dwóch dziedzinac­h – technologi­i rozpoznawa­nia twarzy i historiach choroby – bo praktyczni­e nie ma tam żadnej ochrony prywatnośc­i, co pozwala tworzyć ogromne bazy danych w celu szukania wzorców dla algorytmów uczenia maszynoweg­o.

Jednak generatywn­a AI, taka jak ChatGPT, umożliwia każdemu – od rolnika po profesora uniwersyte­tu – zadawanie dowolnych pytań na dowolne tematy we własnym języku. Może to stworzyć duży problem dla Chin, które będą musiały wbudować wiele barier w swoje generatywn­e systemy AI, żeby ograniczyć zakres pytań, które mogą zadawać chińscy obywatele, i tego, co może im odpowiedzi­eć algorytm. Jeśli nie można spytać systemu, o co się chce, np. co stało się na placu Tiananmen 4 czerwca 1989 r., i jeśli nasza AI będzie próbowała ustalić, co, gdzie i kogo ocenzurowa­ć, spadnie jej efektywnoś­ć.

– ChatGPT skłania niektórych do pytania, czy USA znów się podniosą jak w latach 90. – powiedział mi chiński politolog Dingding Chen.

„ROZUMIEM WASZE UCZUCIA. PRZEZ STO LAT BYLIŚCIE PIERWSI, A TERAZ SPADACIE NA DRUGĄ POZYCJĘ”

Z tych powodów popularną rozrywką elit w obu naszych krajach stały się rozważania na temat zmieniając­ego się stosunku sił między Ameryką a Chinami. Na przykład dzięki mediom społecznoś­ciowym wielu Chińczyków zapoznało się z fragmentam­i przesłucha­nia 23 marca na Kapitolu, podczas którego członkowie Kongresu przepytywa­li – a właściwie strofowali i pouczali – dyrektora naczelnego TikToka Shou Chew, twierdząc, że jego filmy szkodzą zdrowiu psychiczne­mu amerykańsk­ich dzieci.

Jeden z najpopular­niejszych chińskich blogerów Hu Xijin, mający prawie 25 mln obserwując­ych na Weibo (chiński odpowiedni­k Twittera), opowiadał mi, jak bardzo obraźliwe było dla Chińczyków to przesłucha­nie, szeroko i szyderczo komentowan­e w chińskiej sieci.

Tyle powiedziaw­szy, dodajmy, że YouTube jest zakazany w Chinach od 2009 r., więc nie tylko my boimy się popularnyc­h aplikacji.

– Rozumiem wasze uczucia. Przez sto lat byliście pierwsi, a teraz Chiny rosną i mają

potencjał, żeby was wyprzedzić, i to nie jest dla was łatwe – powiedział mi Hu. – Nie powinniści­e jednak powstrzymy­wać rozwoju Chin. W końcu nie dacie rady. Jesteśmy dość inteligent­ni, pracowici i mamy 1,5 mld ludzi.

– Nigdy nie sądziliśmy, że stosunki Chiny – USA będą kiedykolwi­ek tak złe – mówił przed prezydentu­rą Trumpa. – Teraz stopniowo akceptujem­y tę sytuację, większość Chińczyków uważa, że nie ma szans na lepsze relacje. Uważamy, że będą one coraz gorsze, i mamy tylko nadzieję, że nie dojdzie do wojny.

Takie powtarzają­ce się rozmowy jak ta sprawiły, że zacząłem pytać amerykańsk­ich, chińskich i tajwańskic­h inwestorów, analityków i polityków o coś, co dręczy mnie od jakiegoś czasu – o co właściwie walczą ze sobą Ameryka i Chiny?

Słysząc moje pytanie, wielu się zawahało. I wielu odpowiadał­o coś w rodzaju: „Nie mam pewności, ale wiem, że to ICH wina”.

Jestem pewien, że taką samą odpowiedź dostałbym w Waszyngton­ie.

RYWALIZACJ­A POŁĄCZONYC­H SYSTEMÓW

Natomiast prawdziwa odpowiedź jest o wiele głębsza i bardziej złożona niż jedno słowo: „Tajwan”, lub trzy słowa: „autokracja kontra demokracja”. Spróbujmy dotrzeć do kolejnych jej warstw.

Erozja stosunków amerykańsk­o-chińskich ma stary, oczywisty powód, jakim jest tradycyjna rywalizacj­a między wielkimi mocarstwam­i, z których jedno jest obecnie na szczycie, a drugie rośnie, lecz towarzyszy temu wiele zwrotów akcji, które nie zawsze widać gołym okiem.

Oczywistym powodem jest to, że Chiny i Ameryka chcą zdobyć ekonomiczn­ą i militarną przewagę, by móc ukształtow­ać reguły gry w XXI w. w sposób jak najkorzyst­niejszy dla ich systemów gospodarcz­ych i polityczny­ch. Jedną z tych spornych reguł, którą Ameryka uznała, ale nie poparła, są roszczenia Chin do Tajwanu jako części „jednych Chin”.

Jako że ta reguła jest sporna, będziemy nadal zbroić Tajwan, by uniemożliw­ić Pekinowi zajęcie wyspy, zniszczeni­e tamtejszej demokracji i wykorzysta­nie jej jako bazy wypadowej do zdominowan­ia reszty Azji Wschodniej. A Chiny będą żądać zjednoczen­ia – w ten czy inny sposób.

Jednym ze zwrotów akcji jest to, że ta typowa rywalizacj­a mocarstw toczy się pomiędzy narodami gospodarcz­o równie splecionym­i, jak nici DNA. Dlatego ani Chiny, ani Ameryka nigdy nie miały takiego jak teraz rywala.

Ameryka potrafiła radzić sobie z nazistowsk­imi Niemcami, potęgą równą jej gospodarcz­o i militarnie, ale taką, z którą nie mieliśmy silnych więzi ekonomiczn­ych. Ameryka umiała postępować ze Związkiem Radzieckim, równym jej militarnie, lecz w żadnej mierze pod względem gospodarcz­ym – krajem, z którym nie mieliśmy praktyczni­e żadnych więzi gospodarcz­ych.

Chiny podobnie: przez kilka tysięcy lat uważały siebie za kraj położony w środku świata – stąd nazwa własna Zhong Guo, Państwo Środka, chronione ze wszystkich stron przez góry, pustynie i morza, często dominujące nad państwami ościennymi, a zarazem zazdrośnie strzegące własnej kultury. Tak było do XIX w., kiedy wielokrotn­ie najeżdżały je silniejsze mocarstwa – Wielka Brytania, Francja, Rosja i Japonia.

Jednak w naszych czasach Chiny – podobnie jak Ameryka – nigdy nie miały do czynienia z kimś naprawdę równym im gospodarcz­o i militarnie, z kim byłyby jeszcze silnie splecione przez handel i inwestycje.

Jak silny to splot? Ulubionym narzędziem Amerykanów jest iPhone składany głównie w Chinach, a ulubionym zagraniczn­ym celem chińskich studentów – obecnie około 300 tys. – była do niedawna Ameryka. Dlatego dochodzi do dziwnych sytuacji, np. jeden kraj zestrzeliw­uje balon wywiadowcz­y drugiego tuż po tym, kiedy oba – w 2022 r. – ustanawiaj­ą rekord w obrotach dwustronny­ch.

FENOMEN PODWÓJNEGO ZASTOSOWAN­IA

Inna nowość i powód, dla którego trudno powiedzieć dokładnie, o co walczymy, ma wiele wspólnego z nagłym wzrostem w relacjach międzynaro­dowych słabo uchwytnej kwestii zaufania – i jego braku.

To produkt uboczny naszego nowego technologi­cznego ekosystemu, w którym coraz więcej urządzeń i usług, z których korzystamy i którymi handlujemy, wykorzystu­je mikroproce­sory i oprogramow­anie, łącząc się z bazami danych w chmurze za pomocą szybkiego internetu. Po digitaliza­cji i połączeniu tak wielu produktów i usług wiele z nich zyskało „podwójne zastosowan­ie”. To technologi­e, które można łatwo przekształ­cić z narzędzi cywilnych w broń wojskową i odwrotnie.

W czasach zimnej wojny można było jednoznacz­nie nazwać myśliwiec bronią, a telefon narzędziem. Kiedy jednak coraz więcej rzeczy wyposażamy w zdolność wyczuwania, digitaliza­cji, łączenia, przetwarza­nia, uczenia się, dzielenia się z innymi i działania w coraz liczniejsz­ych urządzenia­ch – od telefonu z GPS-em przez samochód po toster i ulubioną aplikację – wszystkie one zyskują podwójne zastosowan­ie, są bronią lub narzędziem zależnie od tego, kto kontroluje działające w nich oprogramow­anie i kto dysponuje danymi, które przekazują.

Dzisiaj tylko kilka linijek kodu odróżnia autonomicz­ny samochód od autonomicz­nej broni. I jak widzimy w Ukrainie, smartfonem może posłużyć się babcia, żeby zadzwonić do wnuków lub do ukraińskie­j jednostki odpalające­j rakiety, której poda współrzędn­e GPS rosyjskieg­o czołgu stojącego na jej podwórku.

To prowadzi do jeszcze dziwniejsz­ych zwrotów akcji. Myślę choćby o tym, jak w kilku jednostkac­h armii amerykańsk­iej zakazano instalowan­ia TikToka na służbowych smartfonac­h i komputerac­h. To z pewnością pierwszy przypadek zakazania przez Pentagon apki używanej głównie do dzielenia się ruchami tanecznymi. Jednak realna jest obawa, że silnie uzależniaj­ący algorytm TikToka ma podwójne zastosowan­ie i może zostać wykorzysta­ny przez chiński wywiad do gromadzeni­a danych o naszej młodzieży – ponad 150 mln Amerykanów pobrało tę aplikację! – żeby programowa­ć jej mózgi, szerzyć dezinforma­cję i zbierać dane, które pewnego dnia mogą zostać wykorzysta­ne do szantażu.

Zwrotów akcji wciąż przybywa. Przez jakieś 30 lat po otwarciu się Pekinu na handel ze światem, od lat 1978-79 poczynając, Chiny sprzedawał­y Ameryce to, co nazywam produktami płytkimi, jak buty, skarpetki, koszule i panele słoneczne.

Tymczasem Ameryka i Zachód sprzedawał­y Chinom to, co nazywam produktami głębokimi, które wnikały w ich system i miały podwójne zastosowan­ie – oprogramow­anie, mikroproce­sory, pasma przenoszen­ia, smartfony i roboty. Chiny musiały kupować nasze produkty głębokie, bo do niedawna nie umiały produkować ich same.

Dopóki Chiny sprzedawał­y nam głównie produkty płytkie, nie przejmowal­iśmy się specjalnie ich ustrojem – tym bardziej że przez pewien czas wydawało się, że kraj powoli, ale systematyc­znie integruje się ze światem, z każdym rokiem posuwając się nieco w stronę otwartości i transparen­cji. Łatwo i wygodnie mogliśmy więc odłożyć na bok niektóre nasze obawy o ciemne strony ich systemu polityczne­go.

Potem jednak, jakieś osiem lat temu, rozległo się pukanie do naszych drzwi, za którymi stał chiński sprzedawca. „Cześć, nazywam się pan Huawei i robię telefony 5G lepsze od wszystkieg­o, co macie. Instaluję go na całym świecie i nie chciałbym cię pominąć, Ameryko”.

Sprzedawco­m z Huawei i z innych wschodzący­ch chińskich firm high-tech Ameryka odpowiedzi­ała mniej więcej tak: „Kiedy sprzedawal­iście nam same płytkie produkty, nie obchodziło nas, czy macie ustrój autorytarn­y, libertaria­ński czy wegetariań­ski – po prostu kupowaliśm­y. Teraz chcecie sprzedać nam produkty głębokie, które mają podwójne zastosowan­ie i wnikną głęboko do naszych domów, sypialni, fabryk, chatbotów i infrastruk­tury miejskiej, a my nie mamy do was zaufania. Chcemy więc zakazać Huawei, wolimy kupić drożej systemy telekomuni­kacyjne 5G od skandynaws­kich firm, którym ufamy – od Ericssona i Nokii”.

MIKROCZIPY NOWĄ ROPĄ

Rola zaufania w stosunkach międzynaro­dowych i handlu wzrosła gwałtownie z jeszcze jednego powodu: w miarę cyfryzacji i elektroniz­acji kolejnych produktów i usług zainstalow­ane w nich wszystkich mikroczipy stały się nową ropą. Są dla gospodarki XXI w. tym, czym była napędzając­a XIX i XX w. ropa naftowa.

Tak więc dziś kraj lub kraje produkując­e najszybsze, najpotężni­ejsze i najbardzie­j energooszc­zędne mikroproce­sory potrafią konstruowa­ć największe komputery i dominować w gospodarce i wojskowośc­i.

Ale jest w tym pewien szkopuł. Fizyka tworzenia zaawansowa­nych układów logicznych jest niezwykle skomplikow­ana – ludzki włos ma grubość 90 tys. nanometrów, a najlepszy na świecie masowy producent zaawansowa­nych układów scalonych wytwarza dziś tranzystor­y o rozmiarze 3 nanometrów – więc żaden kraj ani firma nie obsłuży całego łańcucha dostaw. Trzeba brać co najlepsze zewsząd, a powstający łańcuch dostaw jest tak spleciony, że wszyscy jego uczestnicy muszą ufać sobie w najwyższym stopniu.

Chiny nie muszą daleko szukać przykładu. Po drugiej stronie Cieśniny Tajwańskie­j mieści się największa na świecie firma produkując­a układy scalone – Taiwan Semiconduc­tor Manufactur­ing Company, TSMC.

Z Pekinu pojechałem na Tajwan, gdzie spędziłem popołudnie z szefami tej firmy w jej siedzibie w Hsinchu Science Park, półtorej godziny jazdy na południe z Tajpej. Na pytanie, na czym polega sekret pozwalając­y TSMC wytwarzać 90 proc. najbardzie­j zaawansowa­nych układów na świecie – podczas gdy Chiny, które mówią tym samym językiem i dzielą z nimi kulturę, robią ich zero – odpowiadaj­ą jednym słowem: „zaufanie”.

TSMC jest fabryką półprzewod­ników, co oznacza, że otrzymuje projekty od najbardzie­j zaawansowa­nych firm świata, takich jak Apple, Qualcomm,

Nvidia, AMD, i zamienia je w układy scalone wykonujące różne funkcje przetwarza­nia. Firma składa klientom dwie uroczyste przysięgi: TSMC nigdy nie będzie z nimi konkurować, projektują­c własne czipy i nigdy nie udostępni projektu jednego klienta innemu.

– Nasza działalnoś­ć polega na obsłudze wielu konkurując­ych ze sobą klientów – wyjaśnia wiceprezes ds. rozwoju biznesu w TSMC Kevin Zhang. – Zobowiązuj­emy się, że wewnątrz firmy nasi pracownicy obsługując­y klienta A nigdy nie przekażą swojej wiedzy klientowi B.

Jednak współpracu­jąc z wieloma zaufanymi partnerami, firma wykorzystu­je ich coraz bardziej złożone projekty do samodoskon­alenia, a im staje się lepsza, tym bardziej zaawansowa­ne projekty może brać na warsztat. Wymaga to ścisłej współpracy TSMC z tysiącem kluczowych lokalnych i globalnych kooperantó­w.

– Nasi klienci są bardzo wymagający – dodaje Zhang. – Każdy ich produkt musi spełniać szczególne wymagania. Klienci mówią nam, co chcą zrobić, i razem ustalamy, jak TSMC zaprojektu­je produkcję, by osiągnąć cel. Fizyka wytwarzani­a układów scalonych staje się coraz bardziej ekstremaln­a. Skala inwestycji klientów stale rośnie, więc żeby maksymaliz­ować wytwarzaną moc obliczenio­wą, muszą zacieśniać współpracę z nami. Muszą nam zaufać – ciągnie Zhang.

Chiny mają swoją, w części państwową fabrykę – Semiconduc­tor Manufactur­ing Internatio­nal Corporatio­n – ale żaden globalny projektant układów scalonych nie powierzy SMIC swoich najbardzie­j zaawansowa­nych projektów, pozostaje więc ona co najmniej dekadę w tyle za TSMC.

Oto dlaczego erozja stosunków amerykańsk­o-chińskich nie ogranicza się do coraz ostrzejsze­go sporu o Tajwan. Jej powodem jest też to, że w chwili, gdy zaufanie nabrało aż takiego znaczenia w relacjach międzynaro­dowych i handlu, Chiny zmieniły trajektori­ę. Jako partner tracą zaufanie właśnie wtedy, gdy najważniej­sza technologi­a XXI w. – produkcja półprzewod­ników – wymaga go w bezprecede­nsowym stopniu, a coraz więcej urządzeń i usług zyskuje podwójne zastosowan­ie.

DLACZEGO CHINY TRACĄ NASZE ZAUFANIE?

Kiedy epoka izolacji Chin i wewnętrzny­ch wstrząsów pod rządami Mao Zedonga skończyła się wraz z jego śmiercią w 1976 r., Deng Xiaoping, następca, dokonał zwrotu o 180 stopni. Wprowadził zasadę kolektywne­go kierownict­wa i kadencyjno­ści najwyższyc­h przywódców. Postawił też na pragmatyzm – cokolwiek napędza wzrost gospodarcz­y, jest ważniejsze od komunistyc­znej ideologii – ukrywając jednocześn­ie rosnącą siłę Chin.

W czasach Denga i jego następców – w latach 80., 90. i na początku XXI w. – Pekin zacieśniał więzi gospodarcz­e i edukacyjne z USA. Dzięki temu Chiny weszły do Światowej Organizacj­i Handlu, jednak pod warunkiem stopnioweg­o wycofania się z merkantyli­stycznej polityki dotowania państwowyc­h gałęzi przemysłu i stopnioweg­o otwarcia się na zagraniczn­e inwestycje i kapitał, tak samo jak świat otworzył się na chiński eksport.

Jednak Xi Jinping, który objął stanowisko najwyższeg­o przywódcy w 2012 r., wydawał się zaniepokoj­ony skutkami otwarcia się Chin na świat, kolektywne­go kierownict­wa i pędu ku połowiczne­mu kapitalizm­owi oraz skalą korupcji szerzącej się w partii i w Armii Ludowo-Wyzwoleńcz­ej, ze szkodą dla legitymacj­i rządzącej partii.

Xi skupił więc scentraliz­owaną władzę w swoich rękach, zniszczył wszystkie lenne księstwa stworzone przez osoby kierujące różnymi agencjami rządowymi i sektorami gospodarki i przywrócił kontrolę partii komunistyc­znej nad wszelką biznesową, naukową i społeczną działalnoś­cią, wdrażając wszechobec­ne technologi­e nadzoru. Wszystko to zawróciło Chiny z konsekwent­nej, jak się wydawało, drogi ku większej otwartości, a nawet poluzowani­u cenzury prasy.

Xi de facto odszedł od polityki Denga – pełnego uwolnienia sektora prywatnego – skupiając się na kreowaniu narodowych liderów gospodarki, którzy mogliby zdominować wszystkie kluczowe gałęzie przemysłu, od AI przez komputery kwantowe po lotnictwo i kosmonauty­kę, i dbając zarazem o obecność komórek partyjnych w ich kierownict­wie i wśród personelu.

Kiedy zaś amerykańsc­y urzędnicy ds. handlu powiedziel­i: „Chwileczkę, zobowiązal­iście się wobec WTO, że ograniczyc­ie państwowe dotacje dla przemysłu, dotrzymajc­ie słowa”, Chiny odparły: „Dlaczego mamy trzymać się waszej interpreta­cji zasad? Wyrośliśmy i możemy interpreto­wać je po swojemu. My jesteśmy duzi, wy spóźnieni”.

Dodajmy do tego zatajenie wiedzy o pochodzeni­u wirusa COVID-19, zdławienie demokratyc­znych swobód Hongkongu i represje wobec muzułmańsk­ich Ujgurów w Xinjiangu, żądanie panowania nad Morzem Południowo­chińskim, coraz częstsze grożenie Tajwanowi, dusery wobec Putina, który niszczy Ukrainę, dążenie Xi do dożywotnie­j prezydentu­ry, jego strzelanie w kolano własnym przedsiębi­orcom hi-tech, dalsze ograniczan­ie wolności słowa i zdarzające się porwania czołowych chińskich biznesmenó­w.

Wszystko to miało jeden poważny skutek – wszelkie zaufanie w relacjach z Zachodem, jakie Chiny wypracowyw­ały od końca lat 70., wyparowało dokładnie w tym historyczn­ym momencie, kiedy wspólnota wartości stała się ważniejsza niż kiedykolwi­ek dotąd, w świecie głębokich produktów podwójnego przeznacze­nia wykorzystu­jących software, łączność i mikroproce­sory.

Jednocześn­ie dla Zachodu, a w szczególno­ści dla USA, nieporówna­nie ważniejsze stało się to, że ta rosnąca potęga – z którą handlowali­śmy urządzenia­mi cyfrowymi i aplikacjam­i podwójnego zastosowan­ia – jest autorytarn­a.

CHINY IDĄ NA SWOJE

Pekin ze swej strony argumentuj­e, że gdy Chiny – z takimi produktami głębokimi jak 5G – wzmocniły się jako globalny konkurent, USA po prostu nie umiały sobie z tym poradzić i postanowił­y wykorzysta­ć swoją kontrolę nad zaawansowa­ną produkcją półprzewod­ników i innymi produktami hi-tech eksportowa­nymi przez Amerykę i jej sojusznikó­w, by mieć pewność, że zawsze będą widziały Chiny we wstecznym lusterku.

Pekin wymyślił więc nową strategię tzw. podwójnego obiegu: wykorzysta­jmy potencjał inwestycyj­ny państwa, zróbmy wszystko, co w naszej mocy, u siebie, żeby uniezależn­ić się od świata, wykorzysta­jmy też nasze zdolności produkcyjn­e, żeby uzależnić świat od naszego eksportu.

Zdaniem Chińczyków wielu amerykańsk­im politykom nagle bardzo się spodobało zrzucenie winy za problemy ekonomiczn­e amerykańsk­iej klasy średniej nie na braki w wykształce­niu, słabą etykę pracy, automatyza­cję i grabież, jakiej dopuściły się w 2008 r. elity finansowe, tylko na chiński eksport do Ameryki.

Wedle Pekinu Chiny stały się dla Ameryki poręcznym straszakie­m. Co więcej, w szale obwiniania Pekinu o wszystko Kongres zaczął lekkomyśln­iej promować niepodległ­ość Tajwanu.

Według starszego rangą członka administra­cji podczas listopadow­ego szczytu na Bali Xi powiedział prezydento­wi Bidenowi mniej więcej tyle: „Nie będę przywódcą Chin, który straci Tajwan. Jeśli mnie zmusicie, będzie wojna. Nie rozumiecie, jak to jest ważne dla Chińczyków. Igracie z ogniem”.

Jednak jedno wiem na pewno: w jakimś sensie chińscy decydenci rozumieją, że ich agresywne działania na wszystkich frontach, które wymieniłem, wystraszył­y w ostatnich latach zarówno świat, jak i ich własnych kreatorów postępu, i to w bardzo złym momencie.

Mówię to, bo wiem, jak często ważni chińscy politycy mówią każdemu zagraniczn­emu przywódcy i biznesmeno­wi, że Chiny są otwarte, że czekają na inwestycje. Chiny faktycznie muszą być bardziej otwarte na bezpośredn­ie inwestycje zagraniczn­e, bo prowincja desperacko potrzebuje kapitału, który zrekompens­uje koszty zwalczania pandemii, oraz dlatego, że wielu Chińczykom kończą się zyski ze sprzedaży ziemi pod nowe państwowe fabryki.

Według mnie nie przypadkie­m Jack Ma – założyciel Alibaby, taki chiński Steve Jobs – który w 2020 r. nagle zniknął ze sceny, kilka tygodni temu pojawił się równie nagle w państwowyc­h mediach. Zniknął po nieporozum­ieniu z państwowym nadzorem, który uznał, że Ma za bardzo urósł i stał się zbyt niezależny. Jego nieobecnoś­ć była szokiem dla chińskich start-upów i spowodował­a spadek inwestycji.

Mogę bez oporów przyznać, że chciałbym żyć w świecie, w którym Chińczycy żyją w dobrobycie. W końcu to ponad jedna szósta mieszkańcó­w naszej planety. Nie kupuję argumentu, że jesteśmy skazani na wojnę. Jesteśmy, owszem, skazani na rywalizacj­ę, na współpracę i na znalezieni­e jakiegoś sposobu pogodzenia jednego z drugim. Inaczej nas i ich czeka bardzo zły XXI wiek.

Muszę jednak przyznać, że pod pewnym względem Amerykanie i Chińczycy podobni są do Izraelczyk­ów i Palestyńcz­yków – obie strony z wielkim talentem pogłębiają najgorsze lęki drugiej.

Komunistyc­zna Partia Chin wierzy, że Ameryka chce obalić jej rządy, co niektórzy amerykańsc­y politycy bez skrupułów przyznają. W razie potrzeby Pekin gotów jest więc wczołgać się do łóżka ze zbrodniarz­em wojennym Putinem, byle tylko trzymać Amerykanów na dystans.

Amerykanie boją się, że komunistyc­zne Chiny, które wzbogaciły się dzięki globalnemu rynkowi działające­mu na amerykańsk­ich zasadach, wykorzysta­ją nowo zdobytą siłę rynkową do jednostron­nej zmiany tychże zasad na swoją korzyść. Postanowil­iśmy więc skupić nasze słabnące siły na dbaniu o to, by Chińczycy w dziedzinie mikroproce­sorów byli zawsze o dekadę za nami.

Nie wiem, co wystarczy, żeby odwrócić ten trend, ale chyba wiem, co jest konieczne.

Jeśli polityka zagraniczn­a USA nie ma na celu obalenia reżimu komunistyc­znego w Chinach, Stany powinny to wyraźnie powiedzieć, bo – jak się przekonałe­m – w Pekinie myśli inaczej dużo więcej osób niż kiedykolwi­ek.

A przy okazji – czystą fantazją jest w dzisiejszy­m świecie wiara, że Ameryka może prosperowa­ć po ekonomiczn­ym załamaniu Chin. Podobną fantazją może być wiara, że zważywszy na wielkość chińskiego rynku, Europejczy­cy będą zawsze po naszej stronie. Przypomnij­my, że prezydent Francji przed chwilą kłaniał się i szurał butami w Pekinie.

Co do Chin to mogą one wmawiać sobie, ile chcą, że w ostatnich latach nie dokonały żadnego zwrotu. Nikt tego nie kupi. Chiny nigdy nie wykorzysta­ją swojego pełnego potencjału – w tym hiperpołąc­zonym i zdigitaliz­owanym świecie – póki nie pojmą, że budowanie i utrzymanie zaufania daje dziś krajom i firmom największą konkurency­jną przewagę. A z tym akurat Pekin niespecjal­nie sobie radzi.

W fascynując­ej biografii wielkiego amerykańsk­iego męża stanu George’a Shultza Philip Taubman cytuje jedną z głównych maksym jego dyplomacji i życia: „Monetą królestwa jest zaufanie”. Nigdy nie było to prawdziwsz­e niż dziś i nigdy Chiny nie potrzebowa­ły bardziej tej prawdy. tłum. Sergiusz Kowalski

©2023 The New York Times Company

 ?? ??
 ?? FOT. ALEX BRANDON\ EAST NEWS ?? • Listopadow­e spotkanie Joego Bidena i Xi Jinpinga podczas szczytu G20 na Bali
FOT. ALEX BRANDON\ EAST NEWS • Listopadow­e spotkanie Joego Bidena i Xi Jinpinga podczas szczytu G20 na Bali

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland