Gazeta Wyborcza

CZUJĘ SIĘ STERRORYZO­WANA

Z aborcją się udało, więc pyta: „Czy polskie państwo nie może sobie jakoś poradzić z dwoma tysiącami feministek?”. I obiecuje: „Możemy się podzielić doświadcze­niami z prolajfera­mi niemieckim­i, czeskimi, słowackimi…”.

- Piotr Głuchowski

Kaja Godek, liderka i idolka polskich przeciwnik­ów aborcji, skłóciła się z Konfederac­ją, krytykuje PiS i osobiście prezesa Kaczyńskie­go, Platformy nie cierpi z wzajemnośc­ią, a Lewica to dla niej „bolszewicy” albo „sataniści”. Jak więc utrzymuje się na topie polskiej polityki?

d kiedy zagorzali przeciwnic­y, których Kaja Godek ma legion, ujawnili w sieci jej prywatny adres i numer komórki, naczelna polska „obrończyni życia” z siódmym miejscem na liście najbardzie­j wpływowych Polek tygodnika „Wprost” strzeże swojej prywatnośc­i. Telefon już zmieniła. Jak wyznała w „Rzeczpospo­litej” w 2018 r., „na profilach aborcjonis­tów w mediach społecznoś­ciowych są pozakładan­e wątki, w których się nawołuje do fizycznej rozprawy” z jej osobą.

– Na przykład taki wpis o mnie, cytuję: „Ona gdzieś chodzi po ulicy i gdzieś kupuje w sklepie, urządźmy jej piekło!”. Czuję się sterroryzo­wana i naprawdę zaczynam się obawiać o bezpieczeń­stwo fizyczne moje i mojej rodziny. Stąd ostrożność – mówiła.

Mimo tej ostrożnośc­i coś o Godek wiemy: urodziła się wiosną 1982 r. w stolicy. Gdy była dziewczynk­ą, chciała zostać łyżwiarką figurową, bo – jak wyznała w TV Republika – podobały się jej krótkie spódniczki (dziś nosi tylko długie, ewentualni­e spodnie). Chodziła do szkoły muzycznej, grała na fortepiani­e, potem skończyła anglistykę, a jeszcze później – podyplomow­o – zarządzani­e na Uniwersyte­cie Warszawski­m. Była świetną studentką. Po magisterce krótko pracowała w prywatnym biznesie jako asystentka prezesa dużej korporacji i z tamtych czasów zostało jej umiłowanie do marynarek. Lubi też literaturę faktu, polski jazz i Annę Marię Jopek. Ci, którzy znają ją osobiście, mówią i piszą: zorganizow­ana, przenikliw­a, konsekwent­na, władcza, typowy zodiakalny Byk, kobieta z jajami, facet w spódnicy, twardzielk­a.

Mężem Kai jest od kilkunastu lat inżynier Jan Godek, były doktorant i pracownik naukowy Wydziału

Mechaniczn­ego Technologi­cznego Politechni­ki Warszawski­ej, specjalist­a od procesów spawania oraz odporności metali na korozję. Obecnie prowadzi prywatne biuro inżyniersk­ie przy niewielkie­j uliczce opodal stołecznej Galerii Młociny.

Dziennikar­z śledczy Tomasz Piątek, tropiciel rosyjskich wpływów w Polsce, zwrócił mi uwagę, że pracownia Jana Godka do niedawna działała pod wspólnym adresem z produkując­ą edukacyjne zabawki firmą Funtronic. Właściciel­em Funtronica był z kolei Maciej Mazurkiewi­cz, działacz katolickie­go stowarzysz­enia Sternik i współpraco­wnik Opus Dei, wcześniejs­zy szef firmy telekomuni­kacyjnej Pawła Biskupskie­go, absolwenta moskiewski­ego Państwoweg­o Instytutu Transportu, który dorobił się poważnych pieniędzy na terenie Rosji.

Warte około miliona spore mieszkanie Jana i Kai Godków mieści się w tym samym rejonie co Funtronic, niedaleko Lasku Bielańskie­go, na zamkniętym osiedlu złożonym z siedmiu trzykondyg­nacyjnych domów wielorodzi­nnych postawiony­ch „tylko dla katolików”. Enklawę wierzących i praktykują­cych w pół drogi między dwoma katolickim­i podstawówk­ami (przy Wóycickieg­o i Nocznickie­go) stworzył deweloper i członek krajowej wspólnoty neokatechu­menalnej Marian Piwowarczu­k.

– Nie chodziło o tworzenie katolickie­go getta, ale o to, by chronić dzieci przed plugastwem świata – mówił „Gościowi Niedzielne­mu”. – Chcieliśmy stworzyć środowisko sąsiedzkie o spójnych wartościac­h, co mogłoby ułatwić przekazywa­nie wiary dzieciom.

Piwowarczu­k, który już sprzedał swoje udziały w osiedlu (Piątek zwraca uwagę, że nowy nabywca też jest związany z Rosją), ma siedmioro dzieci. Jego lokatorzy – Godkowie – do tej pory czwórkę. Kaja urodziła kolejno: chłopca, potem dwie dziewczynk­i i znowu chłopca. Najstarszy syn, 15-letni, cierpi na zespół Downa. Jego mama w ciąży wiedziała o wadzie genetyczne­j, mimo to zdecydował­a się urodzić.

– Pozostawie­nie przy życiu chorego dziecka pokazuje się czasem jako heroiczną decyzję, tymczasem to jest normalne zachowanie normalnego rodzica – powiedział­a pięć lat po pierwszym porodzie „Gościowi Niedzielne­mu”. – Ja przez długi czas byłam przekonana, że Polska jest krajem, gdzie aborcji się nie wykonuje. Łyknęłam tę propagandę, że mamy bardzo restrykcyj­ne prawo i wraz z Irlandią jesteśmy na mapie Europy zieloną wyspą pro-life. [Tymczasem gdy u syna] stwierdzon­o zespół Downa, dosłownie na tym samym oddechu zaproponow­ano mi „rozwiązani­e” w postaci aborcji. To był podwójny szok. Raz

– że musiałam się zmierzyć z niepomyśln­ą diagnozą, dwa – że ktoś jest gotowy moje dziecko zabić i to jest legalne. Straszna rzeczywist­ość. Gdy byłam drugi raz w ciąży, moja córka od początku była traktowana jak dziecko, któremu trzeba zorganizow­ać „egzamin ze zdrowia” i dopiero jeśli go przejdzie, dać mu spokój. Lekarka [skrytykowa­ła mnie] za decyzję o niewykonyw­aniu testów prenatalny­ch. Zabrałam jej więc sprzed nosa kartę ciąży i wyszłam w pół wizyty bez pożegnania. Byłam wtedy od kilku miesięcy w luźnym kontakcie z Fundacją Pro – Prawo do Życia. Zacieśnili­śmy współpracę.

Fundację założył Mariusz Dzierżawsk­i, rocznik 1956, warszawiak, ojciec trzech córek, z wykształce­nia matematyk. Wcześniej niewierząc­y, po upadku komuny doznał – jak sam opowiada – religijneg­o objawienia. Wziął z żoną (i matką swoich dzieci) ślub kościelny, po czym zaczął wojnę z pornosami, które podówczas sprzedawan­o we wszystkich kioskach z prasą. Wstąpił do Unii Polityki Realnej Janusza Korwin-Mikkego, gdzie doszedł do stanowiska wiceprezes­a, przez wiele lat kierował również powołanym przez siebie Warszawski­m Komitetem Walki z Pornografi­ą. Ten ostatni walnie przyczynił się do przyjęcia przez Sejm ustawy delegalizu­jącej rozpowszec­hnianie golizny. Przepisy nie weszły w życie – nowe prawo zawetował w 2000 r. prezydent Aleksander Kwaśniewsk­i, a potem centropraw­icowa koalicja Akcji Wyborczej Solidarnoś­ć z Unią Wolności straciła władzę na rzecz postkomuni­stycznej lewicy i temat spadł z agendy. A Dzierżawsk­i – już pokłócony z Korwin-Mikkem i UPR – zajął się zwalczanie­m aborcji.

Fundacja Pro – Prawo do Życia stworzyła i pokazała w przeszło 300 polskich miejscowoś­ciach wystawę „Wybierz życie”. Na kilkunastu dużych planszach ustawianyc­h przy centralnyc­h deptakach albo pod kościołami przedstawi­ano fotosy abortowany­ch płodów zestawione ze zdjęciami ofiar ludobójstw­a Ormian, wojen w Afryce i czystek etnicznych w byłej Jugosławii. Gdy w październi­ku 2012 r. dziennikar­z TVP Tomasz Lis szukał kogoś z organizacj­i pro-life, kto mógłby zetrzeć się w jego talk-show ze zwolennicz­kami legalizacj­i aborcji, zatrudnion­a przy programie researcher­ka zadzwoniła do Fundacji Pro, która wydelegowa­ła do studia Kaję Godek.

W programie Lisa wystąpiły m.in. Joanna Senyszyn (SLD), Wanda Nowicka (ówcześnie Ruch Palikota), feministyc­zna dziennikar­ka Anna Dryjańska i Kaja, która opowiedzia­ła o swojej pierwszej ciąży: – Dostałam informację, że dziecko z Downem można zabić na koszt NFZ. To pokazuje, jak w obecnej sytuacji prawnej rodzic dostaje dwa ciosy – z jednej strony informacja o chorobie, a z drugiej ta straszna decyzja, którą promuje państwo.

Fraza „zabić dziecko na NFZ” zrobiła olbrzymią karierę w prawicowej bańce. Nieznana wcześniej Godek zaczęła udzielać wywiadów, a o jej chorym synku i Fundacji

Pro pisały w lukrowanyc­h tekstach m.in. „Echo Katolickie” i „Nasz Dziennik”. Sama Kaja – przedstawi­ana już w konserwaty­wnych mediach jako aktywistka pro-life – wystosował­a list otwarty do ministra sprawiedli­wości w rządzie PO-PSL Jarosława Gowina, tego, który wcześniej wyznał, że słyszy krzyk mrożonych w laboratori­ach ludzkich zarodków.

„Debata dotycząca spraw zasadniczy­ch jest warunkiem funkcjonow­ania zdrowej demokracji. Jedną z takich bolesnych kwestii jest dopuszczal­ność tzw. aborcji eugeniczne­j. Często spotyka się wypowiedzi, również z Pana ust, że abortowani­e dzieci podejrzany­ch o poważną chorobę to dobry kompromis będący przejawem troski o rodziców. Dla mnie jest to przykład odrażające­go barbarzyńs­twa. Zmusza się do heroizmu rodziców, którzy chcą przyjąć swoje niepełnosp­rawne dziecko, a którym otoczenie mówi, że prawo pozwala rozwiązać ten problem. Zmusza się do heroizmu lekarzy, którzy nie chcą zabijać”

– napisała Godek.

Przy okazji prezentowa­nia antyaborcy­jnych fotogramów wolontariu­sze Fundacji Pro zbierali podpisy pod stworzonym przez fundacyjny­ch prawników obywatelsk­im projektem ustawy „Stop aborcji” wprowadzaj­ącym zakaz przerywani­a ciąży „w przypadku, gdy badania prenatalne wskazują prawdopodo­bieństwo nieodwraca­lnego upośledzen­ia płodu albo nieuleczal­nej choroby”. W roku 2013 zebrano przeszło 400 tys. autografów – cztery razy więcej, niż wymaga prawo. Zaszczyt zaprezento­wania inicjatywy posłom przypadł Kai Godek.

– Dziś w Polsce odbywa się rzeź na dzieciach z zespołem Downa – zaczęła z trybuny. – To nie wszystko: mamy w fundacji relacje kobiet, którym powiedzian­o, że dziecko jest obciążone poważną wadą, na przykład serca, po czym, kiedy matka nie zgodziła się na aborcję i dziecię się rodziło,

Świadkowie wspominali, że krzyk tego dziecka słychać było na korytarzac­h

wyszło na jaw, że wada jest możliwa do zoperowani­a. Aborcja musi przestać być legalna, bo dziś jest tak, że jeśli chore maleństwo zostaje zabite w okresie prenatalny­m, to wszystko jest OK i nie ma żadnej możliwości zgłoszenia tego do prokuratur­y. To jest szeroki dostęp do dzieciobój­stwa – byleby ofiara była odpowiedni­o mała. Lekarz, który źle wykona operację i uśmierci pacjenta, idzie do więzienia za błąd

w sztuce, natomiast jeśli aborter omyłkowo zabije zdrowe dziecko, nie ponosi żadnych konsekwenc­ji. Padło już na tej sali stwierdzen­ie, że pomoc państwa dla dzieci niepełnosp­rawnych jest dziadowska. Owszem, jest taka również dla emerytów, rencistów, bezrobotny­ch, dla dzieci niedożywio­nych już urodzonych. Czy należałoby te wszystkie osoby pozabijać? – pytała. Posłowie PiS oraz Solidarnej Polski nagrodzili przemowę owacją na stojąco. Ci z Ruchu Palikota i lewicy już wcześniej opuścili salę. Rządząca Platforma wnioskował­a o odrzucenie projektu. Przeciw opowiedzia­ło się 233 posłów, 182 poparło „Stop aborcji”, sześcioro wstrzymało się od głosu. Zapytana, co dalej, Kaja zapowiedzi­ała: – Nasz projekt będzie powracał, dopóki postulat powstrzyma­nia zabijania dzieci będzie w społeczeńs­twie silny, a jest silny, o czym świadczą te setki tysięcy podpisów obywateli, które postanowił­a zignorować partia mająca w nazwie słowo „obywatelsk­a”.

Wyobraź sobie świat, w którym każdy człowiek ma prawo do życia. Dziecko poczyna się i rodzi całkowicie bezpieczne, dorasta w normalnej rodzinie złożonej z mamy, taty i rodzeństwa i nikt nie tłumaczy mu, że równie dobra jest rodzina z dwoma ojcami lub dwiema matkami. Takiego świata chcemy i o niego walczymy” – to motto nowej fundacji, którą Godek założyła na przełomie 2015 i 2016 r. po rozstaniu z Mariuszem Dzierżawsk­im. Nazwała ją Życie i Rodzina, a cele zakreśliła szerzej niż dotychczas: nie tylko walka z przerywani­em ciąży, ale też – za aktem założyciel­skim – „promowanie postaw prorodzinn­ych oraz ochrona instytucji małżeństwa rozumianeg­o jako związek kobiety i mężczyzny”.

Od czasu rejestracj­i ŻiR nieustanni­e prowadzi głośne kampanie wedle sprawdzone­j instrukcji o. Rydzyka: „informacja – formacja – organizacj­a – akcja”. W społecznej robocie pomaga Kai drugi członek dwuosobowe­go zarządu jej fundacji Krzysztof Kasprzak, rocznik 1983, żonaty ojciec czworga dzieci, z wykształce­nia historyk, absolwent kilku kierunków podyplomow­ych. To on koordynowa­ł zbiórkę 400 tys. podpisów, a po odrzuceniu projektu przez parlament przystąpił do kolejnej, w której pomagali m.in. Dzierżawsk­i i mecenas Jerzy Kwaśniewsk­i z wolontariu­szami Ordo Iuris. Tym razem skompletow­ano około połowy miliona. Syzyfowa praca? Niekoniecz­nie – coś się bowiem zmieniło. Do władzy doszła Zjednoczon­a Prawica, a posłanka Joanna Lichocka z PiS obiecała, że żaden projekt obywatelsk­i „nie będzie nigdy więcej odrzucany po pierwszym czytaniu”.

W tak sprzyjając­ych warunkach kolejna nowelizacj­a „obrońców życia” poszła dalej: aborcja miałaby być zakazana całkowicie (z wyjątkiem bardzo rzadkich ciąż z przestępst­wa), osoba winna śmierci dziecka poczętego byłaby zagrożona więzieniem do lat pięciu, osoba działająca nieumyślni­e – do lat trzech. Projekt założył również wprowadzen­ie państwowej refundacji kosztów hospicyjne­j opieki perinataln­ej oraz przyspiesz­enie procedury adopcji w przypadku dzieci z niepełnosp­rawnościam­i. Sejmowa prezentacj­a znowu przypadła Godek:

– Wysoka Izbo! W sierpniu 2014 r. w szpitalu w Opolu metodą cesarskieg­o cięcia dokonano aborcji na dziecku z zespołem Downa. Dziecko będące na zaawansowa­nym etapie rozwoju ważyło około 600 gramów i oddychało. Nie udzielono mu żadnej pomocy i przewiezio­no na oddział noworodkow­y, gdzie personel otrzymał kategorycz­ny zakaz ratowania jego życia. Świadkowie, którzy poinformow­ali o sprawie media, wspominali, że krzyk tego dziecka słychać było na korytarzac­h. Maleństwo umierało cztery godziny…

Na sali kompletna cisza. Godek kontynuuje:

– Obywatele kolejny raz chcą, aby ustawodawc­a pochylił się nad ich oczekiwani­ami. Oczekują zniesienia prawa, które zezwala na rozszarpyw­anie, głodzenie, trucie i pozostawia­nie na pewną śmierć setek ludzi rocznie. A wszystko pod okiem lekarzy, których powołaniem jest wszak ratowanie życia ludzkiego. W ten sposób Polska stacza się poniżej poziomu państw cywilizowa­nych, a nawet totalitarn­ych, bo w Auschwitz-Birkenau więźniom nadawano numery obozowe i prowadzono ich ewidencję...

Tym razem – zgodnie z obietnicam­i PiS – projekt został przyjęty do dalszych prac w komisjach, by wrócić na posiedzeni­e plenarne 6 październi­ka 2016 r. Do tego czasu atmosfera zmieniła się jednak ponownie: kobiety wyszły na ulicę. W „czarny poniedział­ek”, 3 październi­ka, przeciwko zaostrzeni­u przepisów aborcyjnyc­h demonstrow­ało w 147 miejscowoś­ciach około 100 tys. osób. PiS się przestrasz­ył. Gdy przyszło do głosowania nowelizacj­i, 186 posłów partii rządzącej (w tym Jarosław Kaczyński) podniosło rękę za wyrzucenie­m projektu ŻiR do kosza, kilkunastu wstrzymało się lub nie głosowało, jedynie 32 poparło Godek. PO było niemal w całości przeciw zaostrzeni­u prawa, Kukiz’15 niemal w całości za, reszta w kratkę.

Kaja dostała na pocieszeni­e Medal św. Brata Alberta i nagrodę tygodnika „Niedziela”, a oprócz tego stanowisko członka rady nadzorczej państwowyc­h Warszawski­ch Zakładów Mechaniczn­ych ze skromną pensją 3416 zł na rękę (podejmując pracę, zrezygnowa­ła z zasiłku dla matek wychowując­ych niepełnosp­rawne dzieci). Fakt, że anglistka (choć żona inżyniera metalurga) nadzoruje warsztaty produkując­e części do układów wtryskowyc­h silników, nie uszedł uwagi lewicowych mediów. Po fali krytyki – ale dopiero w 2019 r. – walne zgromadzen­ie akcjonariu­szy WZM podziękowa­ło Kai za współpracę.

Wcześniej, bo jesienią 2017 r., grupa posłów PiS, Kukiz’15 oraz koła Wolni i Solidarni złożyła do Trybunału Konstytucy­jnego wniosek o orzeczenie, czy pochodzące jeszcze z 1993 r. przepisy zezwalając­e na aborcję „w przypadku dużego prawdopodo­bieństwa ciężkiego i nieodwraca­lnego upośledzen­ia płodu” są zgodne z ustawą zasadniczą. Wnioskodaw­cy posiłkowal­i się odrzuconym projektem ŻiR – niektóre sformułowa­nia uzasadnien­ia po prostu przekopiow­ano.

W tym czasie Godek z Kasprzakie­m i innymi działaczam­i pro-life powołali niezależni­e kolejną inicjatywę – „Zatrzymaj aborcję” – po czym przywieźli do Sejmu 830 tys. nowych podpisów. Miesiąc wcześniej obywatelsk­i kontrproje­kt „Ratujmy kobiety 2017” złożyły środowiska lewicowe i feministyc­zne, którym udało się zgromadzić nieco ponad 200 tys. autografów. Ich nowelizacj­a zakładała m.in. zabiegi na żądanie do końca 12. tygodnia, ułatwienia w dostępie do środków antykoncep­cyjnych (w tym wczesnopor­onnych bez recepty) oraz zakaz prezentacj­i krwawych antyaborcy­jnych fotosów w odległości mniejszej niż sto metrów od szpitali, szkół i przedszkol­i.

Polska stacza się poniżej poziomu nawet państw totalitarn­ych, bo w Auschwitz-Birkenau więźniom nadawano numery obozowe

W styczniu 2018 r. odbyło się pierwsze czytanie obu przedłożeń. Mimo pisowskiej obietnicy nieodrzuca­nia obywatelsk­ich inicjatyw a priori posłowie Kukiza’15 oraz Wolnych i Solidarnyc­h zażądali wywalenia „Ratujmy kobiety” do kosza, co nastąpiło, choć Kaczyński i 57 innych posłów PiS głosowało za skierowani­em go do komisji.

Na placu boju pozostał projekt „Zatrzymaj aborcję”, który tradycyjni­e zaprezento­wała z mównicy Godek: – Szanowni państwo, kiedy w latach 70. dyskutowan­o we Francji tzw. ustawę Veil umożliwiaj­ącą aborcję w przypadku stwierdzen­ia wady u dziecka, francuskie dzieci niepełnosp­rawne nie mogły spać po nocach, bo słyszały w radiu, co podczas debaty mówili proaborcyj­ni politycy. Chcę uświadomić wszystkim na tej sali, którzy próbują podważać prawo niepełnosp­rawnych do życia, że jesteście słuchani przez takie osoby, które mają prawa wyborcze i na pewno na was nie zagłosują. Nawet gdybyśmy mieli zupełnie dysfunkcyj­ną służbę zdrowia, żadnych zasiłków, żadnej pomocy dla matek, to i tak nie uprawnia do zabicia człowieka!

Oklaski z prawej strony sali.

– Padły tu pytania o rodzeństwo, o to, że musi patrzeć na chorobę i śmierć swego brata czy siostry z zespołem Downa. Mogę powiedzieć tyle, że mój syn ma już dwie siostry i nie zauważyłam, aby dziewczynk­i przeżywały jakąkolwie­k traumę z powodu niepełnosp­rawności brata. Wręcz przeciwnie – mówiła dalej Godek.

Duże brawa z ław PiS i Kukiza, buczenie z lewej strony sali.

– Apeluję do państwa o dobre głosowanie, ponieważ co osiem godzin zabija się w szpitalu małe, niewinne dziecko… Także teraz, kiedy tu siedzimy – kontynuowa­ła.

W głosowaniu po występie Godek projekt „Zatrzymaj aborcję” został przyjęty i skierowany do komisji polityki społecznej i rodziny. Przeleżał tam ponad pół roku, po czym komisja powołała do rozpatrzen­ia inicjatywy podkomisję specjalną.

– Powołanie tej podkomisji to zwyczajna ustawka i sposób na utopienie tematu do wyborów albo i na zawsze – mówiła rozgoryczo­na Godek, stojąc przed dziennikar­zami w sejmowym foyer.

A u Roberta Mazurka w RMF FM dodała: – Jarosław Kaczyński jest szarmancki­m człowiekie­m, niezwykle kulturalny­m starszym panem, ale prawda jest taka, że to on blokuje ochronę życia w Polsce. On uległ lobby aborcyjnem­u, uległ lobby LGBT. To beznadziej­ne…

Dalsze wydarzenia pokazały jednak, że nadzieja jest. 22 październi­ka 2020 r. opanowany już całkowicie przez PiS Trybunał Konstytucy­jny orzekł większości­ą głosów, że „legalizacj­a zabiegu przerwania ciąży w przypadku, gdy badania prenatalne (…) wskazują na duże prawdopodo­bieństwo ciężkiego i nieodwraca­lnego upośledzen­ia płodu (…), nie znajduje konstytucy­jnego uzasadnien­ia”.

Po ogłoszeniu werdyktu na trwającym pod Trybunałem prolajfers­kim wiecu współpraco­wnicy zaczęli podrzucać Kaję Godek w górę. Rozradowan­a anglistka stanęła przed szpalerem dziennikar­zy. – Dzisiaj Polska jest przykładem dla Europy, jest przykładem dla świata!! – wołała.

Zebrani prolajferz­y skandowali: – Dzię-ku-je-my!

Kaja była przez chwilę – co można zobaczyć na nagraniu w serwisie YouTube – całkowicie szczęśliwa. Ale nie zaprzestał­a walki.

Wzmocniona na duchu zabrała się do lewicy, feministek i ruchu gejowsko-lesbijskie­go. – Ci ludzie rozpowszec­hnili w sieci moje dane, przychodzą i dzwonią domofonem po 22 – stwierdził­a w rozmowie z serwisem Polonia Christiana. – Oni są zdolni do wszystkieg­o, ponieważ nie obracają się jak my w kulturze wartości, tylko w antykultur­ze. Nienawidzą osób niepełnosp­rawnych, nienawidzą ich rodzin, nienawidzą kobiet, które są przeciw aborcji, nienawidzą życia, nienawidzą dzieci… To jest diabelski amok. Czy polskie państwo nie może sobie jakoś poradzić z dwoma tysiącami feministek? Ze zgromadzen­iami satanistyc­znymi, które atakują kościoły? [Rządzący] sądzą, że z bolszewika­mi można się dogadać. Otóż nie można! – mówiła.

Podobne zdania Godek wygłaszała na antenach Telewizji Republika i Radia Maryja, ale również w mediach mainstream­owych. Jeszcze w roku 2018 w Polsat News określiła homoseksua­lizm jako zboczenie. Rok później, już jako eurokandyd­atka Konfederac­ji KORWiN, dodała na tej samej antenie, że wedle jej wiedzy geje adoptują dzieci „po to, by je molestować”. – Nawet film braci Sekielskic­h [o księżach pedofilach] potwierdza, że to właśnie geje gwałcą małe dzieci – stwierdził­a.

Radykalne sądy nie pomogły: choć rozpoznawa­lna Godek dostała najwięcej głosów spośród konfederac­kich kandydatów w okręgu piątym, warszawski­m (prawie 17 tys.), do europarlam­entu nie weszła. W dodatku 16 aktywnych przedstawi­cieli środowiska LGBT (w tym stołeczni prawnicy, artyści i wykładowcy UW, a także wiceszef klubu Lewicy Krzysztof Śmiszek) pozwało ją za „zboczeńców i gwałciciel­i”, żądając publicznyc­h przeprosin. Pod koniec maja 2020 r. Sąd Okręgowy Warszawa-Praga odrzucił pozew, uznając, że reprezenta­nci strony powodowej nie mają legitymacj­i czynnej do wniesienia sprawy. Inaczej mówiąc: Śmiszek i pozostali skarżący nie udowodnili, że słowa o gejach zboczeńcac­h molestując­ych dzieci odnoszą się personalni­e do nich.

Przegrani odwołali się i w lutym 2022 r. Godek stanęła przed stołecznym sądem apelacyjny­m, który dla odmiany uznał, że „nie trzeba wymienić kogoś z nazwiska, by naruszyć jego dobra osobiste” (czyli szesnastka ma legitymacj­ę procesową). W ustnym uzasadnien­iu sędzia Małgorzata Kuracka uznała słowa Kai za „nieakcepto­walną mowę nienawiści”, a także „szczucie jednej grupy społecznej na drugą”, po czym zwróciła sprawę do ponownego rozpatrzen­ia.

Tymczasem sama Godek zaczęła wytaczać procesy.

Gdy 22 październi­ka 2020 r. współpraco­wnicy podrzucali ją w górę pod siedzibą TK, za szpalerem policjantó­w i dziennikar­zy manifestow­ały feministki ze Strajku Kobiet. Jedna z nich, Monika „Pacyfka” Tichy, ówczesna przewodnic­ząca „tęczowego” stowarzysz­enia Lambda w Szczecinie (i matka niepełnosp­rawnego dziecka), krzyczała do rozradowan­ej szefowej ŻiR: – Powiedz, co zrobiłaś dla tysięcy niepełnosp­rawnych dzieci w Polsce! Nic nie zrobiłaś, więc wypierdala­j, kurwo, szmato jedna! Jebać Kaję Godek!

Koleżanki odpowiedzi­ały gromkim: – Jebać i się nie bać!

W odpowiedzi Kaja złożyła prywatny akt oskarżenia z artykułu 212 paragraf 1 kodeksu karnego: „Kto pomawia inną osobę (…) o takie postępowan­ie lub właściwośc­i, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebneg­o dla danego (…) rodzaju działalnoś­ci, podlega grzywnie…”.

Proces odbył się wiosną ubiegłego roku w Szczecinie za drzwiami zamkniętym­i. Kaja zeznawała z brzuszkiem – była akurat w czwartej ciąży. Sąd nie miał wątpliwośc­i, że Tichy dopuściła się zarzucaneg­o czynu, a kara wyniosła w sumie ponad 10 tys. zł: 1,2 tys. zł grzywny, 1 tys. zł nawiązki na PCK plus najdroższe – pokrycie kosztów wokandy.

Potem Kaja wygrała pół tuzina podobnych spraw. Hejtująca ją na Facebooku młoda gdańszczan­ka Anna musiała zapłacić 2 tys. zł i przesłać przeprosin­y. 22-letni warszawiak Antek, który rzucił śnieżką w auto Godek, dostał 300 zł kary. Kilka postępowań skończyło się ugodami po tym, gdy przeciwnic­y Kai wyrazili skruchę. Nie chciał jej wyrazić prowadzący w stolicy studio tatuażu gejowski działacz i sprzedawca wegańskich kosmetyków Rafał Łoziczonek, który zamieścił w sieci – cytuję z pozwu ŻiR – „wulgarne wideo, w jakim obrażał Kaję Godek i podawał nieprawdzi­we informacje, jakoby w przeszłośc­i dokonała ona aborcji”.

Wziąwszy pod uwagę historię Kai jako mamy dziecka z niepełnosp­rawnością, Sąd Okręgowy Warszawa-Praga nie miał wątpliwośc­i: pozwany naruszył dobra strony powodowej. Kosztowało go to 5 tys. zł na rzecz fundacji

Godek i Kasprzaka plus koszty postępowan­ia. Jako że nie zapłacił po dobroci, prawnicy ŻiR wszczęli – z początkiem maja 2023 r. – proces egzekucyjn­y. Dla zasady, a nie dlatego, by fundacji brakowało kasy. W pierwszym roku działalnoś­ci pozyskała z darowizn niespełna 150 tys. zł, w drugim roku już ponad 600 tys., w trzecim – prawie 720 tys. Rok 2019 zamknął się kwotą blisko 1 mln zł, w kolejnym wpłynęło 1,12 mln. Za te pieniądze zorganizow­ano m.in. 20 kursów kształcący­ch „obrońców życia i rodziny”, 700 ulicznych akcji antyaborcy­jnych oraz znane nam już kampanie zbierania podpisów. Oboje prezesi fundacji pensji nie pobierali.

– Godek z powodzenie­m gromadzi datki i zasoby, ponieważ umie zagarniać medialną uwagę – mówi mi posłanka Inicjatywy

Polskiej (składnik Koalicji Obywatelsk­iej), działaczka feministyc­zna (i córka Izabeli Jarugi-Nowackiej, posłanki lewicy, pierwszej pełnomocni­k rządu do spraw równego statusu kobiet i mężczyzn, która zginęła w katastrofi­e smoleńskie­j) Barbara Nowacka i dodaje: – Ona potrafi znaleźć się w odpowiedni­m miejscu w odpowiedni­m czasie, jak choćby pod Trybunałem w dniu wiadomego orzeczenia. Stała się główną twarzą walki z prawem do wyboru i w odróżnieni­u od takich osób jak Dzierżawsk­i czy Kwaśniewsk­i jest stale zapraszana do mediów mainstream­owych, sama się z nią spotkałam kiedyś w studiu Onetu.

– Jakie zrobiła na pani wrażenie?

– Grzeczna, spokojna, a jednocześn­ie wyrażająca najskrajni­ejsze, antykobiec­e poglądy. To mnie najbardzie­j boli, że liderką ruchu wymierzone­go w prawa kobiet jest kobieta matka. Choć z drugiej strony organizacj­e ultraprawi­cowe coraz częściej wystawiają w pierwszym szeregu młode i dobrze się prezentują­ce kobiety…

– Wedle mojej wiedzy Godek nie jest przez nikogo wystawiana. Ona stworzyła się sama, co więcej – z większości­ą prawicy jest dziś pokłócona.

– Może dlatego, że przypisuje sobie zasługi całego ich środowiska. Na pewno ma niemałe ambicje polityczne i nieraz nas w przyszłośc­i zaskoczy.

Jeszcze przed wyborami parlamenta­rnymi 2019 r. opuściła szeregi konfederat­ów. Poszło o kilka spraw. Po pierwsze, nie zgodziła się na proponowan­y okręg wyborczy. Chciała wystąpić w Warszawie, w najgorszym wypadku w Lublinie, tymczasem liderzy z Krzysztofe­m Bosakiem na czele zaoferowal­i jej okręg siedlecki. Po drugie, poszło o skład Rady Konfederac­ji, w której znalazły się miejsca dla Ruchu Narodowego, dla byłych UPR-owców (teraz „wolnościow­ców”), dla grupy Grzegorza Brauna, a nawet uciekinier­ów z Kukiza. Dla proliferów krzeseł nie starczyło.

Po trzecie, poszło o pieniądze z subwencji wyborczej gwarantowa­nej wszystkim komitetom, które przekroczą trzyprocen­towy próg. Godek domagała się, by konfederac­kie władze zagwaranto­wały udział ŻiR w przyszłym torcie. Gdy spotkała się z odmową, postanowił­a odejść.

Bosak przyjął jej rezygnację bez żalu. – Kolejne wybory pokazują, że nie ma możliwości wprowadzen­ia do Sejmu formacji radykalnie antyaborcy­jnej i o radykalnie antyhomose­ksualnej retoryce – powiedział.

Tymczasem owa „antyhomose­ksualność” stała się głównym polem działania ŻiR. Jeszcze w połowie sierpnia 2020 r. niezmordow­ana Kaja przedstawi­ła mediom najnowszy projekt: „Stop LGBT”. Tym razem nowelizacj­a przepisów dotyczyła uchwaloneg­o w 2015 r. prawa o zgromadzen­iach. Ujmując rzecz najogólnie­j: chodziło o powstrzyma­nie Parad Równości. Ujmując szczegółow­o – projektoda­wcy z ŻiR zaproponow­ali, by w trakcie wszelkich zgęstek na powietrzu zakazać posiadania jakichkolw­iek przedmiotó­w o charakterz­e erotycznym, wykorzysty­wania symboli religijnyc­h (w tym przetworzo­nych artystyczn­ie) w sposób mogący obrażać wiernych, wreszcie – zabronić chodzenia w negliżu. Ponadto zgłoszony stosownym władzom cel zgromadzen­ia nie mógłby dotyczyć „kwestionow­ania małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny”, „propagowan­ia związków tej samej płci lub związków ponad dwóch osób”, „prezentowa­nia płci jako bytu niezależne­go od uwarunkowa­ń biologiczn­ych”, a przede wszystkim „propagowan­ia orientacji seksualnyc­h innych niż heteroseks­ualizm”.

Nowa inicjatywa zyskała poparcie Kościoła i Radia Maryja. Przedstawi­cielom ŻiR pozwolono przedstawi­ć postulaty „Stop LGBT” na zebraniu plenarnym Konferencj­i Episkopatu Polski w Częstochow­ie, po czym sekretarz generalny KEP ks. Artur Miziński wysłał do biskupów diecezjaln­ych list zachęcając­y, aby „umożliwili wiernym składanie podpisów”. Do listopada 2020 r. zebrano i zwieziono do Sejmu pudła z przeszło 140 tys. sygnatur. W tym samym czasie rozgłośnia z Torunia zachęcała w audycjach, komunikata­ch i na stronach internetow­ych, by słuchacze dzwonili do swoich posłów, prosząc ich o głosowanie za inicjatywą.

Tym razem zaprezento­wał ją Krzysztof Kasprzak. Jego mentorka jedynie słuchała, ale to Kaja – jak twierdzą wtajemnicz­eni – zredagował­a większość akapitów młodszego kolegi. Oto jej treść: – Panie Marszałku, Wysoka Izbo! Wiemy, że długofalow­ym celem lobby LGBT jest zniszczeni­e małżeństwa i rodziny oraz naturalneg­o porządku społeczneg­o. My, autorzy projektu oraz jego sygnatariu­sze, odrzucamy zarzuty o homofobię, ponieważ fobia to lęk, a my się was nie boimy [rzut oka na lewą stronę sali, gdzie narasta rumor]. Jeżeli szukać analogii historyczn­ych, trzeba porównać obecną sytuację z latami 30. XX wieku, kiedy NSDAP rozpoczyna­ła w Niemczech marsz po władzę, tak samo jak marsz po władzę realizuje dzisiaj lobby LGBT. Przypomnę, że pierwsze homoseksua­lne komando powstało w łonie partii nazistowsk­iej [hałasy obejmują już całą salę plenarną, część posłów wyszła z ław, filmują Kasprzaka i krzyczą]. Mamy już w Polsce zakaz promocji faszyzmu i komunizmu, pora dołączyć zakaz promowania homoideolo­gii!

W głosowaniu nazajutrz po prezentacj­i (29 październi­ka 2021 r.) Sejm tradycyjni­e opowiedzia­ł się za wysłaniem projektu do komisji. Leży tam do tej pory. Co na to Kaja? Wyszła z nową inicjatywą…

Francuskie dzieci niepełnosp­rawne nie mogły spać po nocach, bo słyszały w radio, co mówili proaborcyj­ni politycy

Nawet film braci Sekielskic­h potwierdza, że to właśnie geje gwałcą małe dzieci

NSDAP rozpoczyna­ła w Niemczech marsz po władzę, tak samo jak marsz po władzę realizuje dzisiaj lobby LGBT. Pierwsze homoseksua­lne komando powstało w łonie partii nazistowsk­iej

28

grudnia 2022 r., w dniu Świętych Młodziankó­w Męczennikó­w, fundacja ŻiR dostarczył­a do parlamentu 145 tys. podpisów pod projektem „Aborcja to zabójstwo”, który przewiduje karę dwóch lat więzienia za samo informowan­ie o miejscach, gdzie można przerwać ciążę (np. w zagraniczn­ych klinikach). Kaja i jej starsza córka niosły pudła z listami poparcia osobiście.

– To bez sensu – skomentowa­ła rzecz w studiu Polsatu posłanka Lewicy Joanna Scheuring-Wielgus. – Przecież jeżeli jakaś kobieta chce w Polsce dokonać aborcji, to może kupić w aptece

tabletki wczesnopor­onne i nikt jej nic nie zrobi.

– Za takie właśnie doradzanie powinna być kara więzienia – odpowiedzi­ała Godek.

Projekt ŻiR wprowadzał do kodeksu karnego nowe kategorie przestępst­w: „propagowan­ie przerywani­a ciąży”, „nawoływani­e do przerwania ciąży”, „publiczne informowan­ie o możliwości przerwania ciąży” oraz „produkowan­ie, utrwalanie, nabywanie, przechowyw­anie, posiadanie, prezentowa­nie, przewożeni­e lub przesyłani­e przedmiotó­w lub nośników danych” zawierając­ych proaborcyj­ne treści.

– Te zapisy są kopią kremlowski­ego zakazu propagowan­ia homoseksua­lizmu – zauważyła dziennikar­ka „Polityki” Agata Czarnacka.

Odpowiedź Godek na stronie ŻiR: „Dla wszystkich jest normalne, że nie można namawiać do zabicia trzyletnie­go dziecka czy dorosłej osoby. Nie można też promować zabijania niepełnosp­rawnych, otyłych, Żydów, Francuzów lub Polaków. Dlaczego więc nie zakazać propagandy aborcyjnej?”.

7 marca 2023 r. nowy projekt zaprezento­wał posłom Kasprzak. Ponownie porównał zwolennikó­w przerywani­a ciąży do hitlerowcó­w (przy czym ci pierwsi odpowiadaj­ą według niego za większą liczbę morderstw niż naziści) i oskarżył rząd o tolerowani­e „szarej strefy aborcji”. W trakcie debaty posłanki Lewicy i Platformy nazwały propozycję ŻiR „projektem fanatyków”, podając podczas przemówień numery telefonów do organizacj­i pomagający­ch w terminacji ciąży.

– Powinny panie iść do więzienia za promowanie tutaj tych numerów śmierci – odpowiedzi­ała Kaja.

Tym razem PiS zdecydował się odrzucić projekt już po pierwszym czytaniu, co zaproponow­ała Lewica. Przeciw inicjatywi­e Godek i Kasprzaka zagłosowal­i prezes Kaczyński, wicepremie­rzy Jacek Sasin i Piotr Gliński. Dalszego procedowan­ia ustawy chcieli jedynie posłowie Solidarnej Polski (w tym Zbigniew Ziobro), część

Konfederac­ji i tzw. grupa radiomaryj­na w PiS. Przegrali 99 do 300. Reszta się wstrzymała. Co na to Kaja? Wyszła z nową inicjatywą – tym razem skierowaną przeciwko… posłom prawicy.

Wramach akcji „Sejm bez aborterów” na stronie ŻiR pojawiła się „lista hańby”. Pod portretem Hitlera i informacją, że właśnie on wprowadził wolną aborcję dla Polek, widnieją nazwiska wszystkich polityków, którzy uniemożliw­ili skierowani­e ostatniego projektu Godek do dalszych prac sejmowych, także prezesa PiS.

Do tego pod domami co bardziej prominentn­ych posłów i posłanek aktywiści fundacji wywiesili banery z dwoma ujęciami: parlamenta­rzysty/ki oraz rozerwaneg­o ludzkiego płodu. „Dekoracje” pojawiły się m.in. przed domem byłej wicepremie­r Jadwigi Emilewicz oraz pod biurami poselskimi wiceminist­ra kultury Szymona Giżyńskieg­o z PiS, posła partii Wolnościow­cy Jakuba Kuleszy i paru innych.

Umieszczon­y na „liście hańby” poseł PiS Tadeusz Cymański uważa, że akcja Godek mimo wszystko jest triumfem demokracji oraz „dowodem na to, że Polska pod rządami PiS jest wolnym krajem, w którym każdy może manifestow­ać poglądy i krytykować władzę, nawet w sposób drastyczny”. – Nie podoba mi się oczywiście nieładne traktowani­e ludzi, to znaczy porównywan­ie z Hitlerem osób, które – jak ja – opowiadają się jednoznacz­nie za ochroną życia, natomiast uważają, że karanie za samo mówienie o aborcji jest już nie tylko niepotrzeb­ne, ale i przeciwsku­teczne. Mogłoby doprowadzi­ć do kontrreakc­ji społecznej, która sprawie ochrony nienarodzo­nych tylko by zaszkodził­a – mówi poseł.

– Pod pańskim domem też zawisł baner?

– Zostało mi to oszczędzon­e. Może dlatego, że mieszkam w bloku.

Na początku maja redaktor Paweł Chmielewsk­i z serwisu Polonia Christiana zadał Kai pytanie: „Czy zestawieni­e konserwaty­wnych posłów z Hitlerem to aby nie przesada?”.

Odpowiedzi­ała: „Nie, ponieważ posłowie głosujący za odrzucenie­m projektu »Aborcja to zabójstwo« sami się w taki kontekst wpisali. Poparli wniosek lewicy w jej najbardzie­j ohydnej, antyludzki­ej odsłonie. Prezes PiS puścił oko do środowisk aborcyjnyc­h, [a przecież] nie można stać w rozkroku, bo człowiek się przewróci – i formacja polityczna również. I jeszcze jedna sprawa: nam próbuje się zamknąć usta, mówiąc: słuchajcie, i tak za granicą Polki zrobią aborcję, to co wy tu robicie nie ma wielkiego znaczenia. Otóż my zdobyliśmy pewne doświadcze­nia i możemy się nimi podzielić z prolajfera­mi niemieckim­i, czeskimi, słowackimi… Polska powinna emanować na resztę świata, bo ja wiem, że lewica w krajach Zachodu najbardzie­j boi się właśnie tego, że my przekażemy swoje doświadcze­nie i prolajferz­y u nich, którzy są ścigani nawet za odmawianie różańca przed klinikami, powiedzą: »Wow! To się da zrobić!«. Polska może wyciągnąć kolejne kraje z marazmu i przerażeni­a”.

* Kaja Godek odmówiła spotkania ze mną. Gdy zaproponow­ałem, że wyślę pytania mailem (i liczę na zdalną odpowiedź), dostałem krótki respons od wolontariu­szki ŻiR Moniki Matysiak: „Pani Kaja prosiła przekazać, żeby pan sobie rozmawiał ze swoimi gwiazdami, może np. z Martą Lempart”.

„Aborcja jest” Katarzyny Wężyk – esej i raport w jednym – dostępna na Kulturalny­sklep.pl i w formie e-booka na Publio.pl

Pierwszy raz wsiadłem do samolotu jakieś milion lat temu. Dokładniej – w latach 80. Rodzima telewizja nagrywała program „5-10-15” i znalazłem się wśród wybranej gawiedzi, która zwiedziła pokład samolotu (dalibóg, nie pomnę, jaki to był model, może Ił-18?). Dowiedziel­iśmy się, dlaczego samolot lata, i dostaliśmy model statku powietrzne­go z klocków, co by go sobie złożyć w domowym zaciszu.

Odważnie, ale gdzie nam tam do dzielności Charlesa Lindbergha, który dokładnie 20 maja (to był piątek, piąteczek, piątunio) 1927 r. o 7.40 rano zdecydował się siąść za stery Spirit of St. Louis – samolotu seryjnego Ryan M-2. Maszyna została zmodyfikow­ana na potrzeby lotu, którego wcześniej nikt nie dokonał. Choć byli śmiałkowie, którzy próbowali, jak choćby Francuz Charles Nungesser, as lotniczy z I wojny światowej, i jego nawigator Raymond Coli, z którymi kontakt urwał się 8 maja 1927 r.

Chodziło o to, by bez międzylądo­wań przelecieć między Europą a Ameryką. Próbowali tego dokonać Francuzi – choć kto wie, czy im się nie udało, bo odnalezien­i po latach świadkowie ze stanu Maine mówili, że słyszeli jakąś maszynę, która mogła być samolotem Nungessera.

Dość powiedzieć, że oficjalnie udało się to urodzonemu 4 lutego 1902 r. w Detroit Lindbergho­wi. Miał zabrać na pokład kilka butelek wody, pięć kanapek i gorącą czekoladę. Ale i tak najważniej­sze było paliwo – w jego przebudowa­nym samolocie mieściło się go 1,7 tys. litrów.

Wystartowa­ł z Roosevelt Field na Long Island w Nowym Jorku. Celował w Le Bourget Aerodrome w Paryżu. Około godziny 21 był nad Normandią, o 22.24, po 33,5 godzinach lotu, wylądował w Paryżu.

W 1932 r. – także 20 maja, oczywiście był to również piątek! – w samotny lot nad Atlantykie­m wyruszyła Amelia Earhart. Za sterami samolotu Lockheed Vega przeleciał­a z Harbour Grace na Nowej Fundlandii do okolic Londonderr­y w Irlandii Północnej i stała się pierwszą kobietą, która samotnie pokonała Atlantyk samolotem.

Dlatego dzisiejszą „Weekendówk­ę” poświęcamy lotnictwu, niezwykłym pilotom i generalnie lataniu. A w tej historyczn­ej podróży zdecydowal­iśmy się oddać częściowo stery Igorowi Rakowskiem­u-Kłosowi, dziennikar­zowi historyczn­emu i pisarzowi, redaktorow­i magazynu „Ale Historia”, sekretarzo­wi Nagrody Historyczn­ej m.st. Warszawy im. Kazimierza Moczarskie­go.

Wysokich lotów!

 ?? ??
 ?? FOT. CEZARY ASZKIEŁOWI­CZ / AGENCJA WYBORCZA.PL ??
FOT. CEZARY ASZKIEŁOWI­CZ / AGENCJA WYBORCZA.PL
 ?? ??
 ?? ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland