Ameryka niewypłacalna?
Prezydent USA Joe Biden wrócił już do kraju po skróconej wizycie w Azji, by wypracować przełom w przeciąganiu liny z republikańską opozycją. Zegar tyka. Jeśli strony nie dogadają się w najbliższych dniach, światowe rynki czeka potężny wstrząs. Inwestorzy
Biden, który zrezygnował z wizyt w Australii i Papui-Nowej Gwinei i po szczycie G7 w Japonii wrócił do Waszyngtonu, wczoraj po południu miał się spotkać z republikańskim spikerem Izby Reprezentantów Kevinem McCarthym. W niedzielę rozmawiali już przez telefon, a ich negocjatorzy do nocy pertraktowali w Kapitolu.
– W moim odczuciu było to produktywne, ale porozumienia nie ma. Nadal się różnimy – skomentował McCarthy.
Właśnie izba, którą od początku roku kontrolują Republikanie, stoi na drodze do podniesienia limitu długu publicznego, o co wnioskuje Biały Dom, a bez możliwości dalszych pożyczek zabraknie jej pieniędzy na spłatę obecnego zadłużenia, pensje dla budżetówki i inne zobowiązania, bo od dawna żyje na kredyt.
Republikanie przedstawili żądania, których spełnienia oczekują w zamian za swoją zgodę. Biały Dom jest gotów przystać na niektóre, ale o innych nie chce słyszeć.
Chcą obciążyć Bidena?
Limit w wysokości 31,4 bln dol. Ameryka przekroczyła już w styczniu. Na razie Departament Skarbu ratuje sytuację różnymi sztuczkami. Jego szefowa Janet Yellen od dawna ostrzega, że możliwości wyczerpią się 1 czerwca.
– Z całą pewnością nie zmieniłam moich ocen, uważam, że to twardy deadline – powiedziała w programie „Meet the Press” w NBC News. – Jeśli limit długu nie zostanie podniesiony, trzeba będzie dokonać trudnych wyborów – zastrzegła, dodając, że kraj przestałby wówczas regulować część swoich zobowiązań.
Jeszcze nigdy się to nie zdarzyło. Od 1960 r. Kongres zwiększał limit długu publicznego 78 razy, z czego 49 razy za prezydentów
z Partii Republikańskiej (w tym trzykrotnie za Trumpa, przy współdziałaniu z Demokratami) i 29 razy za prezydentów z Partii Demokratycznej. Niegdyś było to niemal formalnością. Jednak w ostatnich latach, z powodu rosnącej polaryzacji politycznej, bywa coraz trudniejsze. W sierpniu 2011 r. agencje obniżyły rating Stanów Zjednoczonych z AAA do AA+, a powodem były właśnie przeciągające się deliberacje w Kapitolu nad podniesieniem limitu długu.
Biden ocenił w niedzielę, że gdyby doszło do katastrofy, on nie ponosiłby za nią winy. Ale przyznał, że polityczne skutki odbiłyby się na obu stronach.
– Myślę, że niektórzy republikańscy kongresmeni spod znaku MAGA [Make America Great Again – hasło Donalda Trumpa] wiedzą, jakie szkody spowodowałoby to dla gospodarki, a ponieważ ja jestem prezydentem, a prezydent odpowiada za wszystko, to liczą, że wina spadłaby na Bidena – dodał prezydent.
Czarny scenariusz
Inwestorzy obserwują negocjacje jeszcze z relatywnym spokojem. Jakby byli przekonani, że to tylko polityczny teatr, a kiedy naprawdę zrobi się gorąco, obie strony w końcu się dogadają.
Zupełnie spokojni jednak nie są, o czym świadczy choćby wzrost oprocentowania krótkoterminowych obligacji rządowych, odzwierciedlający poziom ryzyka. Jak opisuje „Washington Post”, rośnie też niepokój wśród tysięcy firm współpracujących z rządem,
którym zagląda w oczy widmo opóźnionej zapłaty, wstrzymanych projektów i zwolnień pracowników.
Już samo przeciąganie liny kosztuje Amerykę: według niezależnego rządowego Biura Odpowiedzialności Budżetowej niepewność z 2011 r. zwiększyła koszty pożyczania pieniędzy przez państwo o 1,3 mld dol.
Niepewność godzi też w pozycję USA na arenie międzynarodowej.
– Myślę, że odwołanie [części azjatyckiego tournée Bidena] było błędem. Wpisuje się to w narrację Pekinu, że USA to mocarstwo tracące na znaczeniu. Nagle prezydent USA musi wyjechać, by radzić sobie z sytuacją w kraju odnośnie do groźby niespłacania długów. Nigdy nie powinno dojść do tego punktu – mówi „Wyborczej” Malcolm Davis, ekspert think tanku Australian Strategic Policy Institute.
– Sam fakt, że co kilka miesięcy albo co rok pojawia się kwestia, czy Ameryka stanie się niewypłacalna, jest nie do zaakceptowania. USA powinny radzić sobie ze swoimi sprawami wewnętrznymi znacznie bardziej efektywnie, jak przystało na przewodzące światu supermocarstwo. Politycy po obu stronach w USA muszą zrozumieć, że ich działania w kraju mają globalne skutki – dodaje Davis.
Jeśli Biden i McCarthy się nie dogadają, będzie znacznie gorzej. Biały Dom szacuje, że czarny scenariusz, w którym Ameryka jest niewypłacalna przez kwartał, doprowadziłby do 45-procentowych spadków na giełdzie, spadku PKB o 6,1 proc., wyparowania 8,3 mln miejsc pracy i wzrostu bezrobocia o 5 pkt proc. Już króciutka przerwa w spłacaniu przez Amerykę swoich zobowiązań zmiecie 0,5 mln miejsc pracy, zwiększy bezrobocie o 0,3 pkt proc. i zmniejszy wzrost gospodarczy o 0,6 pkt proc.
Pod presją jastrzębi
Republikanie domagają się m.in. ograniczeń wydatków federalnych, ostrzejszych kryteriów przyznawania federalnej pomocy socjalnej czy odzyskania niewydanych środków zabudżetowanych na pomoc po pandemii. Chcą też cofnięcia funduszy, które miały pozwolić służbom podatkowym na skuteczniejszą walkę z unikaniem podatków przez najbogatszych (to akurat jeszcze bardziej zwiększy deficyt).
Biden skrytykował ich w niedzielę za to, że nie biorą pod uwagę zmniejszenia deficytu innym sposobem niż ograniczanie wydatków – mianowicie za pomocą podniesienia podatków. Jednak sam fakt, że prowadzi negocjacje, jest już sukcesem McCarthy’ego – wcześniej Biały Dom zastrzegał, że limit długu trzeba podnieść „czystą” ustawą, niezależnie od innych elementów polityki gospodarczej.
Jak pisze „Politico”, Republikanie w porównaniu z „wyjściową ofertą” (czyli ustawą, którą przegłosowali w izbie, świetnie wiedząc, że i tak nie ma szans w kontrolowanym przez Demokratów Senacie) najwyraźniej odpuścili za to postulaty zablokowania umorzenia długów studenckich i odkręcenie inwestycji w walkę ze zmianami klimatu – to sztandarowe reformy Bidena, których nie mógłby się wyrzec.
McCarthy znajduje się jednak pod presją skrajnego skrzydła własnej partii, które domaga się jeszcze ostrzejszego licytowania. Z kolei niektórzy lewicowi demokraci namawiają Bidena, by w ogóle przestał z nim rozmawiać i sam załatwił sprawę.
Eksperci dostrzegają kilka niepewnych rozwiązań, które mogłyby pomóc. Niektórzy przekonują, że istnienie limitu długu publicznego jest sprzeczne z 14. poprawką do konstytucji, która mówi, że Ameryka musi spłacać swoje długi. Jednak wątpliwe jest, że spór w sądach na ten temat zakończyłby się przed nadejściem sądnego dnia dla gospodarki.
Inni postulują wybicie platynowej monety o nominale 1 bln dol., która zostałaby zdeponowana w Rezerwie Federalnej, czyli amerykańskim banku centralnym, by rząd mógł wypłacić sobie odpowiadającą jej sumę bez konieczności zaciągania nowych długów. To jednak dość karkołomny i bezprecedensowy pomysł, który część ekspertów uważa za niepoważną sztuczkę.