PRZYGAZUJ, BO ŚMI NAS DOGONI!
– Przepraszam, że całe nasze życie nie mogło tak wyglądać – mówi Dorota Pomykała do Doroty Stalińskiej w filmie „Moje stare”.
Zdomu opieki znika pensjonariuszka. Jej córka oskarża personel, chce zgłosić porwanie. Ale Ania wcale nie została porwana. Postanowiła przeżyć jeszcze jedną przygodę, prawdopodobnie ostatnią, zanim zniknie w objęciach alzheimera. Odezwała się więc do Zosi, przyjaciółki z młodości. A może raczej wielkiej miłości. – Czy będzie z tego polska „Thelma i Louise”? – słychać w radiu. Dorota Stalińska: – W polskim kinie na ogół sprawy miłości kończą się w wieku czterdziestu, no, góra pięćdziesięciu lat. A co potem? Przecież te emocje z wiekiem stają się coraz bardziej złożone, coraz bogatsze… Człowiek ma większy bagaż doświadczeń, większe pragnienia, większe obawy… i to jest właśnie ciekawe do grania. Moje pokolenie obrodziło w aktorskie talenty i lepiej je wykorzystać, póki są i mogą tworzyć, niż potem wygłaszać mowy pogrzebowe, że taka zdolna była i wielka szkoda, że tak mało na stare lata grała. Prawda?
PARZYMIES: EMOCJE SĄ PONAD WSZYSTKIM
„Moje stare” w reżyserii Nataszy Parzymies to opowieść o straconej, jak się wydawało, szansie. W rolach głównych Dorota Stalińska i Dorota Pomykała. Premiera na Krakowskim Festiwalu Filmowym.
Natasza Parzymies to autorka przebojowego serialu „Kontrola” o burzliwej relacji dwóch dziewczyn. To do niej z prośbą o wyreżyserowanie operatorskiej pracy dyplomowej w Warszawskiej Szkole Filmowej zgłosił się Ignacy Kiełczewski. – Z czasem zdałam sobie sprawę, że przecież mam taki temat, którego dotąd nie poruszałam: to choroba mojej ukochanej babci. Nawet kiedy nie rozpoznaje twarzy i gubią jej się wątki, wiem, że rozpoznaje naszą miłość i troskę, którą jej dajemy. Cały czas jest i czuje. Jest w tym bardzo silna, zawsze taka była. Te emocje są ponad wszystkim, ponad chorobą – mówi Natasza Parzymies.
Właśnie emocje stały się punktem wyjścia do rozwinięcia historii, którą Parzymies nazywa późnym coming-of-age.
Dorota Stalińska: – Podczas pracy nad „Kontrolą” namawiałam Nataszę, żeby napisała fajną historię o miłości dla dojrzałej aktorki, bo takich ról u nas brakuje. I bardzo się ucieszyłam, kiedy wróciła do mnie z takim scenariuszem. Choć przyznam, że fakt, iż chodzi o miłość dwóch kobiet, był dla mnie nowością i jednocześnie największą trudnością w budowaniu roli. Nie mogłam
bowiem bazować na własnych przeżyciach, tylko na pewnym wyobrażeniu.
STALIŃSKA: SZUKAM TAKIEGO ZŁAMANIA
W trakcie czytania scenariusza „Moich starych” Stalińska poczuła, że Zosia to postać stworzona dla niej. – W zależności od sytuacji czy towarzystwa potrafimy mieć w życiu bardzo różne twarze. Prawda o nas tkwi gdzieś głęboko w środku. Kiedy Zosia odbiera telefon, bawi się z młodszym towarzystwem w barze. Ale pod żywiołowym temperamentem skrywa ból i poczucie straty. Szukam w rolach takiego właśnie złamania. Długo też rozmawiałyśmy z Nataszą o tym, jak moja bohaterka powinna być ubrana. Uznałyśmy, że na to nieoczekiwane spotkanie z Anią musi zamienić codzienną harleyową kurtkę na kwiecistą bluzkę, bo dla swojej dawnej miłości chce się „wystroić”.
– Ucieszyłam się, że Dorota „kupiła” scenariusz – mówi Natasza Parzymies. – Z reżyserem obsady Jędrzejem Gorskim snuliśmy fantazje, kto do pary. W końcu nas olśniło: Dorota Pomykała! Mieliśmy ułatwiony kontakt przez Tadka Łysiaka [absolwent Warszawskiej Szkoły Filmowej – Pomykała wystąpiła u niego w nominowanej do Oscara, krótkometrażowej „Sukience”]. Obie Doroty ujęła moja potrzeba opowiedzenia tej historii. Gadałyśmy o tym, co jesteśmy
w stanie zrobić dla miłości. Stały się moimi terapeutkami, bo zbierałam się wtedy po bolesnym rozstaniu.
– Nie trzeba mnie było wcale przekonywać – podkreśla Dorota Pomykała. Na plan „Moich starych” aktorka przyjechała prosto z festiwalu w Gdyni, gdzie zdobyła nagrodę za „Kobietę na dachu”. – Ucieszyłam się, że nie zdążę się znudzić sobą w roli pozamykanej Miry. Od razu mogłam zagrać kogoś innego. Powiedziałam tylko Nataszy, że się nie maluję. Chciałam rozpuścić włosy, założyć kolorowe ciuchy, jakąś zwiewną sukienkę, może obcasy. Żeby wykorzystać młodość, którą w sobie mam.
MOŻE TERAZ?
Na starym zdjęciu widać podpis: „Mielno 1972”. Ania i Zosia przeżyły wtedy coś ważnego. Lecz życie nie potoczyło się, jak chciały: nie spędziły go razem. W scenariuszu, który Natasza Parzymies napisała wspólnie z Alicją Sokół, bohaterki dostają szansę, by jeszcze raz wyruszyć w podróż. I zawalczyć o uczucie.
– Potrafimy zrozumieć, dlaczego Ania nie zdecydowała się wtedy na związek z Zosią. Najchętniej zwalibyśmy wszystko na nieprzystępny okres PRL. Ale czy to na pewno wina czasów? – zastanawia się Parzymies. – Podobne historie wydarzają się także dziś. Życie w zgodzie ze sobą to nadal przejaw jakieś odwagi, a nie norma – przyznaje reżyserka. – Gdybym miała zawrzeć film w jednym zdaniu, byłaby to kwestia, którą wypowiada Dorota Pomykała: „Przepraszam, że całe nasze życie nie mogło tak wyglądać”. To słowa osoby, która dopiero u schyłku życia zrozumiała, że ma się je tylko jedno. Bardzo mnie poruszają w wykonaniu Doroty.
Dorota Pomykała: – Patrzę na tę sytuację szerzej niż tylko w kontekście relacji
dwóch kobiet „wcześniej urodzonych”, bo z takim określeniem dojrzałości ostatnio się spotkałam – tłumaczy aktorka. – Człowiek, jak jest młody, pragnie czegoś, co mu się – z różnych względów – nie przydarza, i potem na starość żałuje. Wloką się za nami niespełnione miłości, stracone szanse. Do mojej szkoły aktorskiej przychodzą ludzie, którzy dawno ułożyli sobie życie zawodowe, i mówią: „Pani Doroto, zawsze chciałem spróbować, może teraz?”.
Jak przypomina Pomykała, również Annie Jadowskiej przy „Kobiecie na dachu” zależało na tym, żeby pokazać, że w każdym momencie życia jest czas na zmiany. – Staram się nie rozpamiętywać tego, co było. Nawet „wczoraj” przesłania już lekka mgła, powoli przechodzi do przeszłości. Skupiam się na tym, co „dziś”. Bo czasem dostajemy w darze od losu kogoś czy coś na bardzo krótko i trzeba ten czas wykorzystać.
W pewnym momencie Ania pospiesza siedzącą za kierownicą Zosię: – Przygazuj, bo śmierć nas dogoni!
POMYKAŁA: UMÓWMY SIĘ, NIE JESTEŚMY JUŻ MŁODE
„Moje stare” to bardzo czułe, niepozbawione humoru kino. Wiele rozgrywa się tu w spojrzeniach i dotyku. – Zbliżenie ust to zawsze intymna sytuacja, niezależnie, kto partneruje: mężczyzna czy kobieta. Ten drugi przypadek jest dla mnie oczywiście czymś nowym – przyznaje Pomykała. – Umówmy się, obie z Dorotą nie jesteśmy już młode. Dlatego chciałyśmy, żeby wypadło to subtelnie, czule i wzruszyło widzów.
– Wszystkie czułyśmy ciężar gatunkowy – potwierdza Natasza Parzymies. – Raz: nie było w polskim kinie takiego pocałunku. Dwa: dziewczyny się obawiały, że to nie
„Moje stare” to bardzo czułe, niepozbawione humoru kino. Wiele rozgrywa się tu w spojrzeniach i dotyku
wygląda tak pięknie jak zbliżenie dwóch młodych osób. Żeby je uspokoić, przygotowałyśmy całą choreografię. Dorota Pomykała musiała być następnego dnia rano w Krakowie na próbie, więc nie było czasu na wątpliwości. Trzeba się było sprężyć, co często dobrze działa na planie.
KRÓTKO,
ALE INTENSYWNIE
Metraż „Moich starych” (film trwa 25 minut) okazał się nieubłagany. – W montażu wypadła taka fajna scena, jak po drodze jemy hot dogi. Ale najbardziej żałuję, że Natasza musiała skrócić piękną scenę nad basenem. Kiedy Ania traci rozeznanie, gdzie i z kim się znalazła, moja Zosia inscenizuje sytuację tak, jakby właśnie spotkały się po raz pierwszy. W pewnym sensie pisze nowy początek tej znajomości – mówi Dorota Stalińska. Jej zdaniem w tej historii jest potencjał na pełny metraż. – Po przedpremierowym seansie ludzie mówili, że chcieliby obejrzeć chociaż 10 minut więcej, żeby zobaczyć, co się stanie dalej. Z drugiej strony myślę, że siła naszego filmu tkwi właśnie w tych niedopowiedzeniach i intensywności uczuć.
– Polska „Thelma i Louise”? Wolałabym, żeby Susan Sarandon i Geena Davis pomyślały sobie: „Kurczę, czy nasz film będzie taki, jak z Pomykałą i Stalińską?” – śmieje się Pomykała. – Właściwie czemu nie? – do Stanów się zrobiło nagle tak blisko. Dopiero co w Krakowie siedział przede mną John Malkovich, a z Jessem Eisenbergiem zamieniłam nawet parę zdań – opowiada aktorka. I dodaje: – Mam nadzieję, że „Moje stare” staną się przyczynkiem do dyskusji o wolności: o tym, żeby nie wtrącać mu się nikomu z buciorami do życia i pozwolić swobodnie oddychać.