LEKTURY NA PLAŻĘ I DO PLECAKA
Maj zasypał nas literackimi nowościami, kolejna ich pula pojawi się w czerwcu i na początku lipca, a potem chwila spokoju i oddechu. Większość wydawców planuje przerwę w publikacji tytułów do września, będzie więc okazja, by nadrobić zaległości.
aprawdę jest w czym wybierać. O wielu nowych tytułach – polskich i zagranicznych – pisaliśmy już na łamach „Wyborczej” oraz „Książek. Magazynu do Czytania”. Wybrałem 10 godnych zauważenia. To lektury do spakowania na plażę, do plecaka na górskie wycieczki, ale też do spokojnego, uważnego czytania w domowym zaciszu.
10 1 Nelson, dziś 30-letni, urodzony w Ghanie, a od szóstego roku życia mieszkający na Wyspach Brytyjskich, w swej debiutanckiej powieści portretuje Londyn, dawną stolicę świata, miasto – wbrew zapewnieniom władz – przesiąknięte rasizmem.
„Otwarte wody” to historia tancerki i fotografa, którzy po raz pierwszy wpadają na siebie w jednym z pubów w stolicy Zjednoczonego Królestwa. Stają się sobie bliscy, pojawia się pożądanie. Oboje są wrażliwi, próbują przetrwać w świecie zdominowanym przez przemoc, niechęć, zawiść i konflikty. Ich historię opowiada narrator drugoosobowy, który nie koncentruje się wyłącznie na wydarzeniach bieżących – sporo tu odniesień do przeszłości dwójki bohaterów, w tym do utraty najbliższych członków rodziny. Nelson wielokrotnie przyznawał, że śmierć trojga dziadków, ciotki oraz ojca chrzestnego pchnęły go ku pisaniu, by także w ten sposób mógł przepracować żałobę.
Ale ta udana, niewielka rozmiarowo powieść to także hymn na cześć czarnej muzyki i literatury. Nelson, piszący niezwykle ekspresyjnie, wspomina tu choćby o Zadie Smith (pisarka pojawia się przez chwilę na horyzoncie), Kendricku Lamarze, Dizzeem Rascalu czy Barrym Jenkinsie, reżyserze „Kolei podziemnej” opartej na prozie Colsona Whiteheada.
Caleb Azumah Nelson
Otwarte wody przeł. Mariusz Gądek, wyd. Drzazgi Joyce Carol Oates
Księga amerykańskich męczenników przeł. Dobromiła Jankowska, wyd. Marginesy, maj
2
Opublikowana oryginalnie przed sześcioma laty i licząca w polskim wydaniu blisko 600 stron powieść Oates, jednej z najważniejszych współczesnych amerykańskich pisarek (i od lat pojawiającej się na liście bukmacherów typujących laureatów Nobla), to historia dwóch rodzin. Na zawsze połączy je śmierć: Luther Dunphy zabija Augusta Voorhesa. Pierwszy z nich należy do Armii Boga, antyaborcyjnej organizacji, drugi przeprowadza aborcje.
Akcja rozgrywa się w Ohio, na Środkowym Zachodzie Stanów Zjednoczonych, pod koniec 1999 r. Dunphy, który marzy o zostaniu kaznodzieją, nie jest sobie w stanie poradzić z zadaniami stawianymi przed kandydatami do objęcia tej funkcji, postanawia więc wymierzać sprawiedliwość – jak uważa, w imię Boga – w inny sposób. Oates otwiera powieść jego słowami, pokazuje, jak mężczyzna przygotowuje się do zbrodni, następnie zaś przybliża czytelnikom historię obu rodzin. Skupia się przede wszystkim na córkach Luthera i Augusta. Dzieli je wszystko – od sposobu wyrażania emocji po reakcję na zbrodnię. Naomi, półsierota, zamyka się w sobie i spróbuje znaleźć oparcie w innych, Dawn przejmuje złość ojca, zostaje bokserką, mówi, że jest „młotem Jezusa”.
„Księga amerykańskich męczenników” to jednocześnie pełna empatii powieść o ludziach w różny sposób naznaczonych przez los, religię i naukę, o tragedii, do których może prowadzić łączenie wiary z polityką, o zagubieniu współczesnych Amerykanów i o kraju od dawna rozdartym.
Giuliano da Empoli
Mag z Kremla przeł. Jacek Giszczak, wyd. Filtry, lipiec
3Czy dzięki tej powieści da się zrozumieć, skąd się wziął, co przez dwie dekady zrobił i dokąd zmierza zbrodniarz Putin? Być może. Tak zapewne uważa wielu Francuzów, którzy po wydaną tuż po wybuchu drugiej fazy wojny w Ukrainie (w lutym 2022 r.) książkę da Empolego sięgnęli masowo – sprzedało się już grubo ponad pół miliona egzemplarzy.
Autor jest włosko-szwajcarskim, choć urodzonym nad Loarą, eseistą, wykładowcą elitarnej szkoły Science Po, a „Mag z Kremla” to jego powieściowy debiut. Jego bohater nie ma zmyślonego nazwiska – to Władimir Władimirowicz Putin, od 2000 r. prezydent Federacji Rosyjskiej. Da Empoli pisze w swej książce o tym, jak wygląda nieustająca walka o władzę na moskiewskich szczytach, jak ścierają się frakcje i która z nich zdaje się lepiej oddawać to, co nazywane jest „rosyjską duszą”. „Mag z Kremla”, od roku zapewne odczytywana inaczej, niż pierwotnie planował autor – raczej jako „przewodnik po umyśle” Putina, który zdecydował się rozpętać w Europie wojnę – wzbudziła we Francji spore kontrowersje.
Yaa Gyasi
Poza królestwo przeł. Hanna Pustuła-Lewicka, wyd. Czarne, lipiec
4W pierwszej powieści, wydanej przed siedmioma laty „Drodze do domu”, Gyasi opowiedziała historię dwóch przyrodnich sióstr, które w XVIII wieku na terenach dzisiejszej Ghany spotkał zgoła odmienny los. Pierwsza została żoną jednego z kolonizatorów, drugą sprzedano jako niewolnicę do powstających i budujących własną tożsamość Stanów Zjednoczonych. W nowej książce, opublikowanej oryginalnie przed trzema laty, także pisze o rodzinie – jest to jednak historia całkowicie współczesna.
Gifty, bohaterka Gyasi, jest doktorantką na Stanfordzie, przeprowadza badania na myszach. Uzależnia je od słodkiego napoju energetycznego i sprawdza, jak zachowują się neurony odpowiadające za chęć zdobycia nagrody. Jest całkowicie oddana nauce, podporządkowała jej życie, które nagle musi całkowicie przeorganizować – powodem jest przyjazd matki od lat cierpiącej na depresję po śmierci Nany, brata Gifty. Traumy, przed którymi bohaterka „Poza królestwo” skutecznie – zdawać by się mogło – uciekła, powracają.
Powieść Gyasi, która pisać zaczęła jako 17-latka pozostająca pod przemożnym wpływem twórczości noblistki Toni Morrison, to jednocześnie rzecz o tym, że przed własną przeszłością nie da się skryć, jak i o triumfie nauki nad lękiem, o roli, jaką wiedza może odegrać w budowaniu tożsamości i w drodze do przemiany (nie tylko osobowości).
Andrzej Tichý Nędza
przeł. Dominika Górecka wyd. Pauza, czerwiec
5
Tichý, syn Polki i Czecha, którzy w 1981 r. zamieszkali w Szwecji, napisał niewielką, ale bardzo silnie oddziałującą na czytelnika powieść. „Nędza” to historia o tym, jak cienka i dla wielu trudna do wyobrażenia jest granica między życiem w biedzie a życiem w dostatku, jak dorastanie w miejscu naznaczonym społecznymi nierównościami, przemocą i pogardą może wpłynąć na dalsze życie – nawet jeśli udało się wydostać z tego piekielnego kręgu.
Jest to też rzecz o muzyce, która ma moc sprawczą. Powieść zaczyna się od sceny, w której w Malmö, uzdolniony wiolonczelista, zupełnym przypad
kiem spotyka bezdomnego chłopaka. Zderzenie dwóch światów i dwóch rzeczywistości budzi w bohaterze Tichego wspomnienia z dzieciństwa i uświadamia mu, że gdyby nie talent, wyrzeczenia i w znacznej mierze odcięcie się od korzeni mógłby trafić na dno. A jak wygląda świat, z którego wiolonczelista się wyzwolił, a który wielu kusi? Autor zaprasza czytelników w szaloną podróż, serwuje im jazdę bez trzymanki, zabiera do najbardziej niebezpiecznych rejonów szwedzkiego miasta. A wszystko przywodzi na myśl sceny i dialogi znane choćby z „Trainspotting”.
W „Nędzy” da się też odnaleźć polskie krajobrazy, historię miast, które fatalnie wyszły na transformacji, ludzi, dla których wolny rynek oznaczał koniec epoki w miarę równych szans, biedę, bezrobocie.
Felicia Berliner
Szmuc przeł. Tomasz Wyżyński, wyd. Echa, czerwiec
6„Czuje strach przed seksem, który ją czeka – kąpiel rytualna, seks w piątkowy wieczór. Czy zdejmie piękną suknię ślubną i zostanie naga? Czy kiedykolwiek namówi chusena, przyszłego męża, by dotknął jej tam językiem? Na podstawie tego, co robią kobiety na filmach, Rajzla uważa, że nie będzie mogła bez tego żyć, i obawia się, że chusen uzna ją za prostą, prymitywną dziewczynę o brzydkich pragnieniach. Czasami ośmiela się mieć nadzieję: jeśli choć raz weźmie do ust penis chusena, on też nie będzie mógł bez tego żyć. Przekonało ją o tym porno” – pisze Berliner w pierwszym rozdziale powieści.
Rajzla, czyli Róża, jest córką Izaaka, nastolatką uzależnioną od filmów dla dorosłych. Pochodzi z rodziny ortodoksyjnych Żydów amerykańskich, mieszka na Brooklynie i wykorzystuje dostęp do internetu (rzecz w tej wspólnocie nie tak oczywista), by na komputerze, pod osłoną nocy poznawać zakazany świat. Kolejne obrazy pojawiające się na ekranie sprawiają, że czuje jednocześnie podniecenie i lęk – a co, jeśli przez młodzieńczy nałóg nie spełni pokładanych w niej oczekiwań? Co, jeśli porno sprawi, że nie założy rodziny, w ramach której będzie miała odgrywać rolę całkowicie podległej mężowi i otoczeniu kobiety?
Berliner, wychowana w Los Angeles, absolwentka Yeshiva University High School, swą pierwszą książką zaskoczyła, oczarowała lub wzburzyła amerykańskich krytyków. W bezkompromisowej powieści, napisanej przeciwko nakazom podporządkowania się narzucanym przez religię zwyczajom i normom, obnaża obłudę świata, nie tylko tego, z którego sama się wywodzi.
Julia Fiedorczuk
Dom Oriona wyd. Literackie, lipiec 7
W nowej powieści Fiedorczuk, poetka i pisarka, laureatka Nagrody im. Wisławy Szymborskiej, wraca na bliskie jej – nie tylko z powodów rodzinnych – Podlasie. Ale to zaledwie jedno z miejsc, w których toczy się akcja „Domu Oriona”, historii o podróży, migracjach, przemieszczaniu się świata natury, którego człowiek jest jedynie jedną z części.
„Dziewiętnaście przecinków na zamazanym zdjęciu skrawka pustyni na południu Teksasu, nieopodal przejścia granicznego Reynosa-McAllen, to istoty ludzkie. Podłużne sylwetki różnego wzrostu są czarne i rzucają krótkie, okrągłe cienie, które wyglądają jak podstawki” – pisze Fiedroczuk w prologu.
Główną bohaterką „Domu Oriona” (jego gwiazdozbiór „rozświetla zimowe niebo nad Puszczą Białowieską”) jest Eliza, doświadczona przez życie dziennikarka, która stara się dowiedzieć, co stało się z Lou, jej przyjaciółką, bratnią duszą i niedoścignioną miłością, osobą, która nauczyła ją zachwycać się światem. Powieść zabiera czytelnika nie tylko na Podlasie, ale też do deszczowego lasu w Meksyku czy do tętniących życiem Aten, a to, co realne, zderza się w niej z tym, co wyniesione z ludowych historii. Ludzkie opowieści wybrzmiewają tu równie głośno jak te należące do gwiazd, zwierząt, roślin i minerałów.
Julian Barnes
Elizabeth Finch przeł. Bartłomiej Zborski, wyd. Świat Książki
8Spotkanie z tekstem Barnesa to od zawsze intelektualna przygoda – wielki talent spotyka się tu z wysublimowanym poczuciem humoru, ironią oraz przepełnionym filozofią spojrzeniem na rzeczywistość. Sześć lat temu mówił w wywiadzie dla „Książek. Magazynu do Czytania”: – Zdaję sobie sprawę, że jestem nazywany ironistą, i zgadzam się z tą opinią. Ale tylko źli czytelnicy uważają, że ironia musi się łączyć z dystansem i chłodem. Najwięksi mistrzowie – jak Flaubert w „Pani Bovary” – opisują bohaterów w sposób ironiczny, w tym samym czasie oddając pełnię ich człowieczeństwa. Miłość do bohaterów wcale nie oznacza, że muszą być dobrymi ludźmi. Kocha się ich czasem właśnie dlatego, że są tchórzliwi, próżni i egoistyczni. Dokładnie tacy jak my.
Bohaterką nowej powieści Barnesa jest Elizabeth Flinch, nauczycielka prowadząca zajęcia dla dorosłych z zakresu kultury i cywilizacji. Powszechnie szanowana i podziwiana uczy swoich studentów samodzielnego myślenia i rozjaśnia ich umysły. O wiedzy, postawie i zaangażowaniu kobiety opowiada Neil, były uczestnik kursów, który nie ukrywa swojej fascynacji wykładowczynią, w tym jej brakiem ekspansywności, życzliwością, która w żaden sposób nie koliduje z surowością i stawianiem uczniom wysokich wymagań.
Barnes jak zawsze zaskakuje. Nie chodzi jedynie o los tytułowej bohaterki, lecz także o kolejne elementy powieści. Znalazł się w niej między innymi esej Neila poświęcony rzymskiemu cesarzowi i pisarzowi Julianowi Apostacie. Książka, będąca opowieścią o sile edukacji, filozofii, odczytywania i rozumienia historii, jest jednocześnie tekstem poświęconym skłonności człowieka do zakładania czegoś a priori oraz sposobom, w jaki poszukujemy autorytetów i jaką rolę jesteśmy im skłonni przypisywać.
Natasha Brown
Przyjęcie przeł. Martyna Tomczak, Wydawnictwo Poznańskie, czerwiec
9
Brown ma 33 lata i jest autorką świetnego debiutu. „Przyjęcie” zachwyciło i Bernardine Evaristo, i Ali Smith, gwiazdy współczesnej literatury brytyjskiej, i rzesze czytelników, z których wielu odnalazło się w sytuacji będącej udziałem głównej, bezimiennej narratorki – młodej, czarnej kobiety, która na każdym kroku musi się mierzyć z kolonialnym dziedzictwem jej kraju.
W zasadzie bohaterka Brown ma szczęście. Odnosi sukcesy w firmie obracającej dużymi pieniędzmi, ma białego chłopaka, syna bardzo dobrze sytuowanego przedstawiciela klasy więcej niż uprzywilejowanej (choć nigdy nie zyska pełnej akceptacji jego matki, zawsze będzie „najmłodszą przyjaciółką najmłodszej pociechy”), znajomi mają jej czego zazdrościć. Jednak pewnego dnia okazuje się, że diagnoza, którą słyszy – choroba nowotworowa – zmienia wszystko, przede wszystkim spojrzenie na to, co w życiu najistotniejsze. Wybór, którego dokonuje, wielu znajomym (a zapewne i czytelnikom) wyda się jednocześnie dziwny i niezwykle radykalny.
W „Przyjęciu”, książce zarazem pięknej i wściekłej (a do tego krótkiej, składającej się z niewielkich rozdziałów i akapitów), Natasha Brown jasno daje czytelnikowi do zrozumienia, jak potwornym doświadczeniem jest bycie ofiarą rasizmu na niemal każdym etapie i poziomie życia, rasizmu wyrażanego nie wprost, ale jednoznacznie wskazującego, że nawyki, zwyczaje i przekonania przodków białych mieszkańców Zjednoczonego Królestwa zainfekowały kolejne pokolenia. Jak długo jeszcze, pyta autorka, można to znosić?
„Jezus umarł w Polsce” to zbiór wywiadów z ludźmi, którzy niosą pomoc
Mikołaj Grynberg
Jezus umarł w Polsce Wydawnictwo Agora, lipiec
10„W połowie grudnia 2021 roku dostałem wiadomość od nieznanej mi osoby. »Mieszkam na Podlasiu. Przyjechałby Pan do nas?«. Odpisałem, że chętnie dowiedziałbym się czegoś więcej na temat celu tego spotkania. »Dobrze byłoby, żeby ktoś nas posłuchał«. Kryzys humanitarny na polsko-białoruskiej granicy trwał już od lata. Znałem kilka osób, które regularnie tam jeździły, by wraz z lokalnymi aktywistami pomagać uchodźcom. Wsiadłem do samochodu i po trzech godzinach byłem na miejscu. Leśne drogi wciąż jeszcze pokrywał śnieg. Co chwila mijały mnie pędzące wojskowe ciężarówki. Żadna z nich nie miała tablic rejestracyjnych. Tego dnia wielokrotnie natykałem się na uzbrojone w długą broń patrole służb bez żadnych oznaczeń na mundurach. Nie wiedziałem, czy mam do czynienia z Wojskiem Polskim, czy z Wojskami Obrony Terytorialnej. Jedyne oznakowane samochody należały do policji i Straży Granicznej. W drodze na miejsce zostałem zatrzymany trzy razy, przeszukano mój samochód »pod kątem przewożenia nielegalnych ludzi«” – pisze we wstępie Mikołaj Grynberg, pisarz, reporter, fotograf.
„Jezus umarł w Polsce” to zbiór wywiadów z ludźmi, którzy niosą pomoc. Nie odwrócili oczu od tragedii uchodźców, tych, którzy postanowili szukać lepszego życia w naszej części świata, tych, których w sposób okrutny wykorzystano – nie w jednej, a w kilku brutalnych politycznych kampaniach. Bohaterowie Grynberga nie przypuszczali nawet, jaką cenę przyjdzie im zapłacić za to, że wyciągnęli pomocną dłoń do sióstr i braci w potrzebie – padli ofiarami sąsiedzkiego ostracyzmu, państwowej przemocy, stracili spokój, nierzadko zdrowie i pracę. Choć to im przyzna rację historia, dziś są poniżani i szantażowani.
Jeden z rozmówców Mikołaja Grynberga mówi: „Jezus nie żyje, w sensie: jedna z osób, która nie żyje, miała na imię Issa”. Oto opowieść o Polsce ostatnich kilkunastu miesięcy, kraju, w którym rzekomo miłość bliźniego stawiana jest na pierwszym miejscu.