Nie boi się łączyć popu i klasyki. Słynna skrzypaczka wystąpi w Polsce
Lindsey Stirling, amerykańska skrzypaczka, łączy pop i elektronikę z klasyką. To dla niektórych fanów muzyki poważnej srogi mezalians. Połączenie wyswatane przez samego diabła. Można się zżymać, ale pop ma to do siebie, że nie odpuszcza nikomu. Ani klasyce, ani jazzowi, ani punkowi czy metalowi (tego ostatniego mieliśmy choćby i dowód na ostatniej Eurowizji). Niektórzy, tak jak Lindsey Stirling potrafią pożenić oba te światy, a i dorzucić jeszcze przecież trochę folku i elektroniki. Bo, jak piszą organizatorzy jej sopockiego koncertu: „Lindsey Stirling doskonale wie, że jedyną granicą artysty wybitnego jest granica jego własnej wyobraźni, więc Amerykanka wspina się tak wysoko, jak potrafi i nie uznaje żadnego tabu.”
Ze swoją wersją stylistyczną ewidentnie trafiła w gusta słuchaczy. Na Spotify jej utwory mają wielomilionowe odsłuchy: „Shatter Me” dobija stu milionów, a „Crystalize” setkę już przekroczyło. Teledysk do tej ostatniej hula też po YouTubie – tu licznik niebawem przekroczy 270 milionów odsłon. Jej YouTube’owy kanał regularnie śledzi kilkanaście milionów fanów, a jeśli dodać wszystkie odsłony jej klipów, to wyjdzie ponad trzy miliardy.
Skrzypaczka została wyróżniona kilkoma nagrodami, w tym Billboardu za albumy „Brave Enough” i „Shatter Me”. A z kolei w 2015 roku „Forbes” umieścił ją na liście 30 artystów i artystek przed trzydziestką, na których trzeba mieć oko.
Lindsey Stirling urodziła się w 1986 roku w Kalifornii. Dorastała w Arizonie, gdzie już od młodego wieku uczyła się gry na skrzypcach. Zawsze jednak ciągnęło ją do tańca, po latach przyznała, że granie tanecznej muzyki na skrzypcach jest spełnieniem jej marzeń. Choć marzeniami zachwiał nieco udział w amerykańskiej edycji programu „Mam talent”. Odpadła w ćwierćfinałach, gdzie sędziowie zasugerowali, że może powinna spróbować sił w jakiejś grupie, bo solo jest po prostu zbyt słaba. Stirling postanowiła jednak nie słuchać opinii
zasiadających w jury Piersa Morgana i Sharon Osbourne i kontynuować swoją grę i taniec, wykorzystując m.in. YouTube’a do publikowania swojej muzyki.
Upór się opłacił, z nawiązką. W 2012 roku artystka wydała swój debiutancki album zatytułowany „Lindsey Stirling”. A przedstawiwszy się, ruszyła na podbój świata.
Kariera Stirling to seria tras koncertowych, regularnie wydawanych płyt, spotkań w studiu i na scenie z innymi artystami, od Johna Legenda, przez Celine Dion, Avril Lavigne, po Evanescence. Jej muzykę można usłyszeć w popularnych serialach „The Umbrella Academy” czy „”The Chilling Adventures of Sabrina”. Sama też próbowała sił na małym ekranie, choćby w serialu „The Outpost”. Jedną w większych przygód w życiu artystki musiała być współpraca z NASA. Artystka wykonała swoją kompozycję „Artemis” w Centrum Kosmicznym Johna F. Kennedy’ego – jej kompozycja nosi tę samą nazwę co program NASA, którego celem jest ponowne wysłanie ludzi na Księżyc, w tym pierwszej kobiety w 2025 roku.
Jeż też w końcu Stirling zaangażowaną i czujną filantropką, chętnie wspomagającą potrzebujących. Wspólnie z trupą Cirque du Soleil zagrała w Las Vegas koncert, z którego dochód przeznaczono na akcję uświadamiającą, jak ważne jest oszczędzanie wody. Po wybuchu pandemii założyła organizację The Upside Fund, wspierającą zarażonych wirusem. W zeszłym roku wsparła UNICEF oddając na aukcję sporo artefaktów, od strojów scenicznych, po wiolonczelę, na której ćwiczyła jako nastolatka – dochody z aukcji przeznaczone zostały na pomoc Ukrainie.
Lindsey Stirling. 23 lipca. Opera Leśna w Sopocie. Bilety od 179 zł.