KIEDY NAJLEPIEJ POJE NAD BAŁTYK?
Oto nasz wakacyjny poradnik osobisto-naukowy.
Jako osoba wychowana nad morzem jestem przyzwyczajony do kaprysów Bałtyku i nadmorskiego klimatu naszego Wybrzeża. Dlatego zwykle radzę znajomym (tym, którzy pytają), żeby nie planowali wakacyjnych wyjazdów z dużym wyprzedzeniem. Tylko żeby pojechali nad polskie morze wtedy, kiedy prognozowana jest dobra pogoda („dobra” – pozostanę przy tym subiektywnym określeniu, które dla każdego może oznaczać co innego). – Polecam prognozy pogody na najbliższy tydzień, nie dalsze – radzi prof. Jacek Piskozub, specjalista od zjawisk na styku morza i atmosfery, fizyk z Instytutu Oceanologii PAN w Sopocie. – Bo te są najbardziej wiarygodne.
Oczywiście, nawet latem wszędzie i każdego dnia szansa na dobrą pogodę nie jest taka sama.
– Pamiętam taki lipiec, kiedy padało codziennie – śmieje się uczony.
Kiedy więc prawdopodobieństwo udanych wakacji nad Bałtykiem jest największe?
LIPIEC CZY SIERPIEŃ? OTO JEST PYTANIE
Przede wszystkim trzeba zaznaczyć, że pomiary dokonywane przez Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej w nadmorskich stacjach pokazują, iż od początku XXI w. to prawdopodobieństwo… wzrosło.
– Średnie i maksymalne temperatury wody morskiej – mierzonej na głębokości 40 cm – rosną. Są nawet o kilka stopni wyższe niż jeszcze dwie dekady temu – mówi Grzegorz Walijewski, zastępca dyrektora Centrum Hydrologicznej Osłony Kraju i rzecznik IMGW-PIB.
Przykładowo: jeszcze na początku wieku w Świnoujściu temperatura wody morskiej latem rzadko przekraczała 20 st. C. A w ostatnich latach czasami nawet przekraczała 24 st.
– W Kołobrzegu, na otwartym morzu, jest trochę chłodniej, ale też coraz cieplej – dodaje Walijewski. – Obecnie temperatura wody morskiej dochodzi tam latem do 21 st. C. A jeszcze dwie dekady temu nie przekraczała tej wartości. Normą było 18-19 st.
Podobnie wygląda sytuacja we Władysławowie.
– A latem 2018 r. odnotowaliśmy tam aż 24,6 st. C! – zauważa mój rozmówca.
Najcieplejsza woda jest w Zatoce Puckiej i Gdańskiej – na półzamkniętych akwenach, w których wymiana wody z chłodniejszym otwartym morzem jest najsłabsza, a do których rzekami napływa ciepła woda z głębi lądu.
17 lipca 2021 r. temperatura wody w Bałtyku zmierzona na stacji w Pucku miała aż 26 st. C. W 2010 r. miała nawet nieco ponad 27 st.
W Gdyni jest tylko trochę chłodniej.
– A jeszcze na początku wieku maksymalne temperatury wody morskiej na obu stacjach sięgały ok. 22 st. C – dodaje Walijewski.
Woda jest najcieplejsza w bałtyckich kąpieliskach w lipcu i sierpniu.
– Ale sierpień jest pod tym względem pewniejszy – zaznacza Grzegorz Walijewski. – Bałtyk zyskuje po prostu jeszcze jeden miesiąc lata, żeby się nagrzać.
Większa loteria jest z temperaturą powietrza. W ostatnich latach mieliśmy już upały w czerwcu, a także nawet w końcówce sierpnia. Choć więc statystycznie rzecz biorąc, to nadal lipiec jest najcieplejszym miesiącem w Polsce, pozostałe miesiące lata depczą mu po piętach – najbliżej jest sierpień, czerwiec pozostaje na trzecim miejscu.
UWAGA NA UPWELLING I PRĄD BRZEGOWY!
Każdy, kto odpoczywał latem nad Bałtykiem, wie jednak, że nawet upalna pogoda nie gwarantuje ciepłego morza. Dlaczego?
– Kiedy wieje wschodni wiatr – co nie zdarza się często, bo u nas dominuje zachodnia cyrkulacja powietrza – spycha powierzchniowe, nagrzane warstwy wody w głąb morza, a na ich miejsce napływa zimna woda głębinowa. To tzw. upwelling – tłumaczy Walijewski.
Wtedy temperatura wody morskiej przy plaży potrafi mocno spaść. Woda staje się tak zimna, że – mówię to z własnego doświadczenia – ścina kości.
– Nic dziwnego – dodaje rzecznik IMGW-PIB. – Pomiary pokazują, że może wtedy mieć ledwie 9 st. C. Ale nawet jeśli temperatura spadnie „tylko” do 14 st., to i tak ratownicy WOPR prawdopodobnie wywieszą czerwoną flagę i zakażą wejścia do wody.
Paradoksalnie temperatura powietrza może być wtedy bardzo wysoka i wynosić ok. 30 st. C. A to dlatego, że wschodni wiatr jest związany z rosyjskimi wyżami, które latem zsyłają nam nagrzane i suche kontynentalne powietrze.
Trudno nie wejść do wody, kiedy z nieba leje się żar. Ale nawet pomijając czerwoną flagę, radzimy z tym uważać: nagłe schłodzenie organizmu może być śmiertelnie niebezpieczne.
– Czasem warto poszukać cieplejszej wody nawet kilkaset metrów dalej – radzi Walijewski. – Bo jej nagłe schłodzenie w jakimś miejscu może być spowodowane nie przez wschodni wiatr, tylko przez prąd brzegowy, który odbija od plaży. Jeśli dobrze się przyjrzeć, widać, że jego strumień wygładza fale.
Uwaga: prąd brzegowy jest niebezpieczny i należy go omijać!
Potrafi porwać kąpiących się w głąb morza. – Wystarczy minuta, dwie, żeby przeniósł człowieka nawet o 200 m! – ostrzega Grzegorz Walijewski (choć jednocześnie przyznaje, że sam lubi ten prąd, bo kiedy nurkuje z akwalungiem, ma bezpłatny i szybki transport wodny).
Jeśli nam się to zdarzy, nie próbujmy płynąć pod prąd. Płyńmy w bok, żeby wypłynąć z jego nurtu. I dopiero potem skierujmy się w stronę plaży.
Jeśli ktoś nie chodzi na plażę po to, żeby się wykąpać w morzu, to polecam bałtyckie wybrzeże… zimą.
A MOŻE CZERWIEC ALBO WRZESIEŃ?
Plaże są wtedy zupełnie puste, a często pięknie wyrównane przez sztormy lub mróz – choć to drugie coraz rzadziej. Świetnie się po nich spaceruje lub biega.
Bez konieczności przedzierania się przez tłum
W czerwcu i we wrześniu temperatura wody w Bałtyku jest o kilka stopni chłodniejsza niż w lipcu i sierpniu. Ale…
– Jest wtedy znacznie mniej turystów – zauważa prof. Jacek Piskozub. – No i w Zatoce Gdańskiej czy Puckiej rzadziej zakwitają sinice, uwalniające toksyny groźne dla ludzi. Choć mogą zacząć kwitnąć już w czerwcu. We wrześniu raczej ich nie ma, bo do tego miesiąca zdążą wyczerpać azot i fosfor unoszące się w wodzie morskiej.
Profesor potwierdza więc moje własne spostrzeżenia, że najfajniej nad Bałtykiem jest na początku września.
Woda morska jest wtedy mocno nagrzana po lecie, a i temperatura powietrza potrafi być przyjemnie wysoka. A nawet jeśli jest trochę chłodniej niż w sierpniu, to i tak do wody łatwiej się wchodzi – bo zazwyczaj nie ma drastycznej różnicy pomiędzy temperaturą wody i powietrza.
Wakacje się kończą i plaże są w dużej mierze opustoszałe. Sam często wyruszam wtedy na swój pieszy obchód europejskiego wybrzeża (nad Bałtykiem polecam parki narodowe – Słowiński i Woliński – oraz estetycznie zagospodarowane wybrzeże niemieckie).
– Lepiej jednak nie czekać do drugiej połowy września, bo wtedy temperatura potrafi już mocno spaść – ostrzega prof. Piskozub.
– Ja zresztą lubię każdą porę roku nad Bałtykiem – dodaje. – Lato najmniej. W 2001 r. byłem na stażu na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Diego i jeden z doktorantów spytał, czemu nie korzystam z oceanu. Byłem zaskoczony. Jak to nie korzystam? A on się dziwił, bo nie surfowałem (śmiech).
– Ja bym ponurkował – kręci głową Grzegorz Walijewski.
A jeśli ktoś, jak prof. Piskozub, nie chodzi na plażę po to, żeby się wykąpać w morzu, to polecam bałtyckie wybrzeże… zimą. Plaże są wtedy zupełnie puste, a często pięknie wyrównane przez sztormy lub mróz – choć to drugie coraz rzadziej. Świetnie się po nich spaceruje lub biega (można też ponurkować: pod wodą może być nawet cieplej niż na powietrzu). Bez konieczności przedzierania się przez tłum.
Zostają tylko morze i wiatr.