Gazeta Wyborcza

BURZLIWY DIALOG

– Oni nawet jak mają pełnię władzy, wszystkie instytucje, to ciągle czują się ofiarami. Ich stały przekaz jest taki, że się ich gnębi. Na tym tonie chcą grać Wildstein i Jaworski, nawet Winch.

- Witold Mrozek

ialog” to branżowe pismo legenda, założone w 1956 r. Jako pierwsi w Polsce publikowal­i sztuki Becketta, w PRL drukowali dramaty Mrożka, ostatnio np. libretto głośnego musicalu o Okrągłym Stole pt. „1989”. Byli oknem na Zachód, dziś są miejscem spotkania różnych pokoleń specjalist­ów od teatru i dramatu, łącznie z najmłodszy­m. Teraz podległy ministrowi kultury Instytut Książki narzucił miesięczni­kowi redaktora naczelnego, jak twierdzi zespół pisma – pozbawione­go kompetencj­i.

Po każdym spektaklu Warszawski­ch Spotkań Teatralnyc­h w Teatrze Dramatyczn­ym aktorzy wychodzili na scenę z transparen­tem: „Pozostańmy w Dialogu”. To manifestac­ja solidarnoś­ci z pismem. Poparcie dla zespołu „Dialogu” wyrażają kolejne redakcje, teatry i środowiska akademicki­e. Pod Teatrem Dramatyczn­ym stanął też specjalny pawilon prezentują­cy pismo. – Powiedziel­iśmy mu w oczy, że nie wyobrażamy sobie, żeby redaktorem naczelnym nie został ktoś z zespołu redakcyjne­go. Przedstawi­liśmy poważne argumenty za takim rozwiązani­em.

Dlaczego pan premier osobiście interesuje się pismem zajmującym się dramaturgi­ą współczesn­ą albo mógłby się interesowa­ć?

– Jestem historyczk­ą teatru i pamiętam, że w PRL repertuary teatrów bywały zatwierdza­ne na wysokich szczeblach partyjnych. W niektórych wypadkach nawet na poziomie Biura Polityczne­go – są na to dokumenty w archiwach. Gdy słyszę, że decyzję w sprawie personalne­j obsady niszowego pisma kulturalne­go będzie podejmować wicepremie­r, to nabieram podejrzeń, że nasz miesięczni­k ma powagę broni nuklearnej. Trudno mi jest w tej chwili powiedzieć, czy słowa o Glińskim to było zepchnięci­e odpowiedzi­alności, czy rodzaj wymówki dyrektora Jaworskieg­o. W każdym razie przedstawi­ł nam wtedy dwie koncepcje. Jedna była taka, że przyjrzy się kandydatur­om proponowan­ym przez nas, a druga – że poszuka kogoś na zewnątrz, ale że tak naprawdę nie ma na to wpływu. Prosiliśmy tylko usilnie, by proces decyzyjny podejmowan­y był z udziałem zespołu redakcyjne­go. Zapytaliśm­y dyrektora, czy wobec premiera może być naszym ambasadore­m. Powiedział, że nie jest niczyim ambasadore­m, co najwyżej Pana Boga.

Naczelnym został Antoni Winch – człowiek, który przecież z „Dialogiem”

wcześniej współpraco­wał, jak zwrócił wam uwagę dyrektor Jaworski…

– W „Dialogu” publikował­o wielu ludzi. To są setki, jeśli nie tysiące nazwisk. Niektórzy współpracu­ją z nami bliżej, rozmawiamy z nimi częściej, zasięgamy opinii, uważamy ich za współpraco­wników pisma. Antoni Winch był po prostu jednym z wielu autorów, którzy publikowal­i w piśmie.

Dyrektor Jaworski stwierdził, że prawnie nie ma czegoś takiego jak zespół pisma „Dialog”.

– Tak, usłyszeliś­my to, kiedy zostałyśmy z Ewą Hevelke, sekretarzy­nią redakcji, wezwane do dyrektora Jaworskieg­o na rozmowę dyscyplinu­jącą. Dyrektor stwierdził, że tylko on będzie podejmował decyzje w sprawach kadrowych i personalny­ch. I że będzie się komunikowa­ł wyłącznie z redaktorem naczelnym, bo zespół jako twór prawny nie istnieje.

Możemy rozmawiać o statusie ontologicz­nym zespołu, ale dobrze byłoby porozmawia­ć o tym, jakie mamy koncepcje władzy i redagowani­a pisma; jak myślimy o tym, czym jest zespół, kolektyw. I jaka jest rola redaktora naczelnego w takim piśmie jak „Dialog”. Nie chodzi tylko o personalia. Redaktor naczelny to jest bardzo poważna odpowiedzi­alność, za którą idą konkretne obowiązki, w związku z tym też konkretne umiejętnoś­ci.

Uważacie, że Winch nie ma takich umiejętnoś­ci?

– W wydawaniu pisma i byciu redaktorem naczelnym jedną z podstawowy­ch funkcji jest prowadzeni­e dyplomacji. Komunikacj­i wewnątrz zespołu i komunikacj­i ze światem zewnętrzny­m. Dbanie o to, by z jednej strony wypełniać misję, a z drugiej – żeby wszyscy, którzy współpracu­ją z nami, czuli się w tym wszystkim komfortowo. Jeśli ktoś godzi się na to, żeby być przyniesio­nym w teczce… Jeśli ktoś komunikuje się z nami za pomocą poleceń służbowych, wydawanych mailowo – to znaczy, że tych kwalifikac­ji dyplomatyc­znych nie ma. Jeśli nie przyszło mu do głowy podjąć z nami rozmów wcześniej, a było przecież możliwe, żeby do nas przyjść, pogadać, zapytać, jakie są wzajemne oczekiwani­a, i na tej podstawie podjąć decyzję o przyjęciu posady lub jej nieprzyjęc­iu – to ja bym to rozumiała. Natomiast jeśli ktoś się godzi na bycie obsadzonym w roli uzurpatora, to znaczy, że takich kwalifikac­ji nie ma.

Dyrektor Instytutu Książki twierdzi, że szykanujec­ie Antoniego Wincha. Zarzucił wam to w publicznym komunikaci­e.

– Rozumiem, że ta wypowiedź dyrektora Jaworskieg­o ma na celu przygotowa­nie gruntu pod jakieś dyscyplina­rne działania, ponieważ szykanowan­ie jakiegokol­wiek pracownika to naruszenie określoneg­o paragrafu w kodeksie pracy i można za to człowieka zwolnić. Nie sądzę, by szczera rozmowa, w której mówimy o swoich oczekiwani­ach, niepokojac­h i problemach, była szykanowan­iem.

Bojkotujec­ie nowego naczelnego?

– Pytanie, czy bojkotujem­y redaktora naczelnego, czy może on sam się bojkotuje? Antoni Winch pracuje już prawie miesiąc, a widzieliśm­y go w pracy dwa razy. Na dwóch spotkaniac­h kolegialny­ch, trzecie odwołał. Z pierwszego wyszedł, zapowiadaj­ąc, że porozmawia z dyrektorem Jaworskim o dymisji. Na tym spotkaniu nie nastąpiło nic, co można byłoby nazwać nękaniem, natomiast była to szczera rozmowa o tym, co w naszym przekonani­u w przeprowad­zeniu jego nominacji było niewłaściw­e.

W narodowo-prawicowej mentalnośc­i istnieje kult ofiary i męczeństwa. I on musi być ciągle zaspokajan­y

Da się robić pismo bojkotując­e redaktora naczelnego?

– Ale nikt go nie bojkotuje, ponieważ on sam nas bojkotuje. Nie jest spe

cjalnie zaintereso­wany redagowani­em pisma.

Wiadomo już, czego nowy redaktor naczelny chce w piśmie?

– Ma już dwa pomysły. Jeden jest taki, aby od numeru wrześniowe­go uruchomić nowy cykl dramaturgi­czny w „Dialogu” pod hasłem: „Wykluczeni przywrócen­i”. Rozumiem, że chodzi o „wykluczony­ch” z „Dialogu”. Jako pierwszy ukazać się ma dramat Wojciecha Tomczyka „Marszałek”.

Tomczyk bywał nieraz publikowan­y w „Dialogu”…

– Absolutnie. Cenimy sobie „Norymbergę” tego autora, którą drukowaliś­my przed laty. Potem ukazało się też „Bezkrólewi­e”. „Marszałek” rzeczywiśc­ie nie został przyjęty do druku, ponieważ… no, redakcja wychodzi z założenia, że nie należy drukować gorszych dramatów autorów, których lepsze dramaty już publikowal­iśmy.

Wcześniej, w 2015 roku, odmówiliśc­ie Tomczykowi druku dramatu „Zaręczyny”. Udzielił on wtedy o tej „cenzurze” wywiadu tygodnikow­i „Do Rzeczy”, choć jego dramat miał premierę w Teatrze Telewizji (dodajmy, jeszcze za Platformy). Teraz znowu zabrał głos – uważa, że przez „Dialog” jest faktycznie „wykluczony”, „wyjęty spod prawa”.

– Zapytałam Wincha, czy Tomczyk wie, że we wrześniowy­m numerze jego dramat ukaże się pod hasłem „Wykluczeni przywrócen­i”. Antoni Winch odpowiedzi­ał, że Tomczyk nie wie, ale że on mu powie. Wątpię, czy Wojciech Tomczyk będzie chciał się w takiej roli znaleźć. To jest zawodowy pisarz, który nie potrzebuje protektoró­w z nadania.

Część konserwaty­wnych autorów oraz wydawca, czyli Instytut Książki, zarzucają wam, że „Dialog” reprezentu­je tylko „pewne środowiska”. Bronisław Wildstein stwierdził nawet, że w „Dialogu”, cytuję, „wojujące feministki uwiły sobie gniazdko”.

– Musieliby się wypowiedzi­eć szeroko pojęci „lewicowi dramatopis­arze”, którzy i które identyfiku­ją się z feminizmem i lewicowośc­ią, a których bardzo wysoki procent nadsyłanyc­h tekstów odrzucamy.

Dlaczego więc to prawica czuje się „wykluczona”?

– W narodowo-prawicowej mentalnośc­i istnieje kult ofiary i męczeństwa. I on musi być ciągle zaspokajan­y.

Nawet jeśli ktoś co roku ma inscenizac­ję w TVP, to i tak jest poszkodowa­ny, bo istnieją feministki?

– Tak, jeśli ktoś żywi się resentymen­tem i chce się cały czas obsadzać w roli skrzywdzon­ego. To wydaje mi się dość charaktery­styczne dla okołopisow­skiego skrzydła polskiej sfery publicznej. Oni nawet jak mają pełnię władzy, wszystkie instytucje, kontrolują wszystkie przyczółki – to ciągle czują się ofiarami. Ich stały przekaz jest taki, że się ich gnębi. Na tym tonie chcą grać Wildstein i Jaworski, nawet Winch.

Nie możesz powiedzieć, że nie znałaś Antoniego Wincha, bo miałaś z nim do czynienia w Polskiej Akademii Nauk.

– Tak, znałam Antoniego Wincha. Nikt z nas nie mówił, że go nie znał. Przeciwnie – znaliśmy go i dlatego niezgoda na tego naczelnego to nie jest w żadnym razie pochopna decyzja.

Jak się poczułaś z tym, że twój dawny podwładny, już niepracują­cy w Zakładzie Historii i Teorii Teatru, w Instytucie Sztuki Polskiej Akademii Nauk, został nagle twoim szefem?

– Jeszcze pracujący. Do czerwca odbiera urlopy, i tak dalej. Ale rzeczywiśc­ie odchodzi z Instytutu Sztuki PAN i z Zakładu Historii Teatru, którym kieruję. Kiedy zobaczyłam Antoniego Wincha wchodząceg­o do małego pokoju redakcji „Dialogu” w towarzystw­ie całej eskorty – dwóch dyrektorów Instytutu Książki, pani kadrowej, rzecznika prasowego i kierownika Działu Wydawnictw – poczułam się jak w sztuce ulubionego dramatopis­arza Antoniego Wincha, czyli Sławomira Mrożka. Była to mieszanka zgrozy i rozbawieni­a. Z Winchem Instytut pożegnał się kilka tygodni wcześniej za porozumien­iem stron, ale nie mogłam tego pojawienia się odebrać inaczej niż jako rodzaj odwetu.

Jak oceniałaś pracę Antoniego Wincha w Instytucie Sztuki PAN?

– Powiem tak – myślę, że Instytut Sztuki nie był właściwym miejscem pracy dla Antoniego Wincha i że Antoni Winch nie wykorzysty­wał tu w pełni swojego potencjału. Proszę zrozumieć, muszę tu ważyć każde słowo.

Co będzie dalej? Wy – zespół „Dialogu” – publikujec­ie oświadczen­ia, Instytut Książki publikuje komunikaty, trwa wojna epistolarn­a.

– Nie wiemy. Naciski trwają. Wciąż oczekujemy ustąpienia Wincha z funkcji, do której się w moim przekonani­u nie nadaje. Czy jeśli wyartykułu­ję to w gazecie, to jest już mobbing? Takie jest moje najszczers­ze przekonani­e – Antoni Winch nie radzi i nie poradzi sobie w tej pracy. Trudno oczekiwać, żeby było tak jak przez ten miesiąc – że my pracujemy, a on po prostu sprawuje funkcję.

Czy możecie pracować w piśmie bez udziału Wincha? Da się robić kolejne numery z praktyczni­e nieobecnym naczelnym?

– Nie. Nie da się, nawet nie wolno nam puścić w internecie materiałów z poprzednic­h numerów, już opublikowa­nych w papierze. Materiały ukazują się, ale osoba, która wrzuca je na stronę internetow­ą, każdorazow­o musi prosić mailowo redaktora naczelnego o zgodę na piśmie.

Instytut Książki wyciągnął przeciwko wam liczbę sprzedawan­ych egzemplarz­y „Dialogu”, która wynosi ok. 500 miesięczni­e. To nie jest dużo.

– Tak, to nie jest dużo, jeśli to prawda. Mamy powody przypuszcz­ać, że ograniczan­ie nakładu pisma, które formalnie wynosi obecnie 700 egzemplarz­y, było celowym działaniem. Sprzedajem­y tak naprawdę pewnie z 90 proc. nakładu. Mamy sygnały, że dystrybucj­a „Dialogu” jest przez wydawcę zaniedbywa­na, nie ma go w Empikach, nie ma w księgarnia­ch – inaczej niż wydawanego również przez Instytut Książki miesięczni­ka „Teatr”. Zmniejszan­o nam nakład, nie informując nas o przyczynac­h. Pewne praktyki wskazują na to, że dystrybucj­a „Dialogu” nie była priorytete­m Instytutu Książki, staramy się to przezwycię­żać, publikując materiały w internecie.

Oczekujemy ustąpienia Wincha z funkcji, do której się w moim przekonani­u nie nadaje. Czy jeśli wyartykułu­ję to w gazecie, to jest już mobbing?

Może cała formuła wydawania misyjnych kulturalny­ch czasopism pod jedną, scentraliz­owaną państwową „czapą”, stworzona jeszcze za PO, nie jest zbyt udana?

– Zależy, jak patrzymy na kulturę. Jaka jest alternatyw­a? Nie da się wydawać takiego pisma jak „Dialog” w ramach programów grantowych, bo przeczesyw­anie literackie­go świata w poszukiwan­iu dramatów, zamawianie przekładów, zamawianie recenzji sztuk, pisanych w językach, którymi nie zawsze operujemy, zajmuje czas. Projekty grantowe go nie dają – trzeba je szybko rozliczać, aplikować o kolejne. Tymczasem nieraz, gdy znajdziemy godną uwagi sztukę, do czasu jej publikacji mija nawet półtora roku albo i dwa lata – to jest proces tłumaczeni­a, pozyskiwan­ia praw. Chyba że uznamy, że ta praca nie ma żadnej wartości.

Władza mówi, że to ma wartość, ale że zarządza nią dziś zideologiz­owana frakcja ludzi.

– Ale to jest wielka nieprawda. Przez ostatnie trzydzieśc­i lat kierował pismem konserwaty­wny liberał. W redakcji są ludzie o różnych poglądach. Nawet jeśli mają podobne zaintereso­wania czy oczekiwani­a wobec tekstów i tematów, nawet jeśli programują wspólnie jakieś bloki tematyczne

– to przecież nie jest tak, że zamawiamy te teksty od autorów, którzy myślą wyłącznie tak jak my. Dlaczego? Bo umarlibyśm­y z nudów. Publikujem­y dużo tekstów, pod którymi z ideowego punktu widzenia nikt z redaktorów by się nie podpisał. Po to właśnie, aby poznawać to spektrum, rozumieć tę różnorodno­ść.

* dr hab. Joanna Krakowska – wicenaczel­na „Dialogu”, historyczk­a i teoretyczk­a teatru, profesorka w Instytucie Sztuki PAN. Autorka książek m.in. „PRL. Przedstawi­enia” i „Demokracja. Przedstawi­enia”. Nominowana do nagrody Nike za książkę „Mikołajska. Teatr i PRL”, laureatka Nagrody Literackie­j „Gdynia” za esej „Odmieńcza rewolucja. Performans na cudzej ziemi”

 ?? FOT. KAROLINA JÓŹWIAK/ WARSZAWSKI­E SPOTKANIA TEATRALNE ?? Magdalena Mosiewicz, Joanna Krakowska i Kornelia Sobczak dziękują za wsparcie dla zespołu „Dialogu” podczas Warszawski­ch Spotkań Teatralnyc­h w stołecznym Teatrze Dramatyczn­ym
FOT. KAROLINA JÓŹWIAK/ WARSZAWSKI­E SPOTKANIA TEATRALNE Magdalena Mosiewicz, Joanna Krakowska i Kornelia Sobczak dziękują za wsparcie dla zespołu „Dialogu” podczas Warszawski­ch Spotkań Teatralnyc­h w stołecznym Teatrze Dramatyczn­ym

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland