Gazeta Wyborcza

Z zabójcami się nie rozmawia

– Ukraina miała możliwość rozgromić rosyjską armię. Ten moment straciliśm­y, bo Europie wydawało się, że z Rosją możliwy jest kompromis. Teraz tych złudzeń już nie ma.

- MYCHAJŁO PODOLAKIEM doradcą prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskieg­o

WIKTORIA BIELIASZYN: – Podkreślał pan jeszcze niedawno, że Awdijiwka jest dla Ukrainy niezwykle istotna nie tylko ze względów symboliczn­ych, ale ponieważ to bardzo ważny punkt strategicz­ny. Tymczasem rosyjskiej armii udało się Awdijiwkę zająć. Co dalej? MYCHAJŁO PODOLAK:

– Tak, nasze wojska odstąpiły od Awdijiwki, ale odeszły stosunkowo niedaleko. Działania wojenne są niezwykle intensywne i linia frontu cały czas się zmienia. Miejmy na uwadze, że ukraińska armia opuściła miasto, które zostało całkowicie zniszczone przez Rosjan przy użyciu naprowadza­nych bomb. To dzięki nim Rosjanie mają ciągle jeszcze przewagę, jeśli chodzi o manewry z powietrza. Nie powiedział­bym jednak, że z powodu utraty Awdijiwki sytuacja znacząco się zmieniła. Nasi żołnierze odeszli z miasta, by nie znaleźć się w okrążeniu.

Widzimy jednocześn­ie, że rosyjska armia się nie zatrzymuje: nie ma przerwy taktycznej, są przegrupow­ania i ataki na pięciu kierunkach.

– Rzeczywiśc­ie, Rosja kontynuuje ataki w obwodach ługańskim, donieckim i zaporoskim. Rosyjska armia zgromadził­a tam tzw. „żywą siłę” – mowa o nawet 100 tysiącach żołnierzy. Do tego sprowadza się dzisiaj rosyjska strategia: wywrzeć presję ilościową. Jedni rosyjscy żołnierze giną, a na ich miejsce momentalni­e pojawiają się kolejni. Taka forma walki trwa od jesieni, ale nie prowadzi ona do znaczących zmian. Rosjanie mają dodatkową broń, m.in. amunicje z Korei Północnej i coraz to nowych ludzi.

Ukraina cierpi na poważny deficyt rakiet dalekiego zasięgu, artylerii, komponentu lotniczego. Trzeba coś z tym robić.

Jak Ukraina zamierza rozwiązać ten problem?

– Musimy mocno zwiększyć logistykę zakupów. Obecnie prowadzone są w tej sprawie negocjacje na poziomie międzynaro­dowym. Szukamy możliwości, by w trybie pilnym zakupić potrzebny nam sprzęt. Bardzo szybko rozwija się też produkcja dronów, które w pewnym stopniu umożliwią nam zrekompens­owanie deficytu pocisków i amunicji. Z kolei w Europie rozwija się produkcja pocisków, m.in., dzięki otwieraniu się nowych fabryk.

Mamy nadzieję, że nasi partnerzy przemyślą kwestię przekazani­a nam rakiet dalekiego zasięgu. Potrzebuje­my ich więcej niż mamy.

Europejscy partnerzy w pełni zdają sobie sprawę z tych trudności?

– Tak. Europa rozumie, że Ukraina walczy i będzie walczyć. Zdaje też sobie sprawę, że nie da się porównać ukraińskic­h zasobów do rosyjskich, które zostały wzbogacone o broń z Korei Północnej. Widzę, że nasi partnerzy dążą do tego, by gwałtownie zwiększyć liczbę wojennych fabryk, bo rozumieją, że jeśli Rosja nie przegra w Ukrainie, to będziemy mieć wkrótce do czynienia z pełnowymia­rową wojną w Europie. Te rozmowy z początków inwazji, kiedy Europa wyrażała obawy, że przekazani­e Ukrainie broni doprowadzi do eskalacji, odeszły w zapomnieni­e.

Putin zdecydował­by się zaatakować NATO?

– A dlaczego miałby tego nie zrobić? Rosja całkowicie przestawił­a się na gospodarkę wojenną. To państwo, w którym nikt już nie stara się nawet zachować jakichkolw­iek pozorów demokracji. To klasyczna dyktatura, w której prawa człowieka nic nie znaczą. Zabójstwo Nawalnego udowodniło tylko, że Putin będzie zabijać wszystkich, którzy próbowalib­y jakkolwiek osłabić jego dominację w kraju.

Rosyjska armia jest dzisiaj gigantyczn­a i lubi walczyć. Kremlowska propaganda wmawia ludziom, że Rosja jest atakowana i że ma wokół samych wrogów, którzy stanowią dla niej zagrożenie. Wojna to jedyna rzecz, która może utrzymać Putina na powierzchn­i. On nie jest w stanie zrobić nic, co sprawiłoby, że Rosja stałaby się państwem konkurency­jnym pod względem gospodarcz­ym czy technologi­cznym. Władzom potrzebna jest wojna, by w ogóle przetrwać. Moim zdaniem Putin będzie aktywnie atakować państwa NATO, a także organizowa­ć prowokacje na terytoriac­h różnych krajów. Nie odpuści też Ukrainie, bo będzie cały czas próbował posuwać się dalej. To dla niego sposób, by zachować władze i zapobiec rewolucji w Rosji.

Załóżmy, że Putin zaatakował jedno z państw członkowsk­ich NATO. Uważa pan, że Sojusz Północnoat­lantycki zda egzamin?

– Trudne pytanie. Zwróćmy uwagę: Rosja będzie przebudowa­na pod konkretną wojnę. Będzie miała doświadcze­nie w prowadzeni­u działań wojennych na dużą skalę. NATO takich doświadcze­ń nie ma.

Rosja sformułuje całą koalicję złożoną z agresywnyc­h reżimów, przystosuj­e gospodarkę tak, by była efektywna i radziła sobie z unikaniem sankcji. Co to oznacza? Że Rosja będzie do wojny o wiele lepiej przygotowa­na. NATO popełniło 10-15 lat temu błąd. Część państw członkowsk­ich doszła do wniosku, że może zmniejszać finansowan­ie swoich wojsk i przemysłu wojennego, bo nikt nie spodziewał się dużej wojny. Teraz te błędy trzeba w tempie przyspiesz­onym naprawiać. To nie jest łatwe. Z kilku powodów. Ludzie w Europie przyzwycza­ili się do rozwijania innego rodzaju kariery. Nie są też gotowi do udziału w krwawej wojnie. Nikt nie ma profesjona­lnego wojskowego doświadcze­nia, takiego, które byłoby wystarczaj­ące w walce z Rosją. Europejczy­cy, nawet w czasie wojny, oczekiwali­by też stosowania się do jakichś zasad. Tymczasem Rosja żadnych się nie trzyma, nie przestrzeg­a prawa międzynaro­dowego, nie stosuje się do konwencji. Wątpię, czy państwa NATO będą w stanie stawić czoła Rosji bez pomocy Ukrainy. Optymalnym

rozwiązani­em dla państw NATO jest maksymalne inwestowan­ie wojenne w Ukrainę, żebyśmy mogli tę wojnę wygrać.

Jak w takim razie władze Ukrainy postrzegaj­ą ostatnie wypowiedzi Donalda Trumpa o braku wsparcia w razie wojny dla państw NATO, które nie inwestował­y w obronność?

– Pamiętajmy, że w USA trwa kampania wyborcza. Parta republikań­ska walczy o elektorat. Uważam, że Stany Zjednoczon­e bardzo dobrze zdają sobie sprawę, jakie zagrożenie stanowi dla świata Rosja i że są świadome, iż bez konsolidac­ji, wspólnych starań i wysiłków dominowani­e demokracji może szybko się skończyć. W dodatku brutalnie i krwawo. To, o czym musimy wszyscy pamiętać to fakt, że z Rosją nie da się dogadać. Rosja nie chce kompromisó­w, wręcz przeciwnie, zależy jej na eskalacji i dominacji w Europie. Należy ją zatrzymać tu i teraz, a zrobić to można tylko poprzez inwestowan­ie w przemysł wojenny: potrzebuje­my dronów, pocisków, rakiet.

Co z ludźmi? Rosyjskie władze mobilizują – prośbą, groźbą i nęcącym wynagrodze­niem – kolejne grupy ludności. W Ukrainie jest z tym problem.

– To prawda. Rosja walczy ludźmi, których jej nie szkoda. Rozwiązani­e tego problemu jest proste: duża ilość specjalist­ycznej techniki wojskowej. To jest nam potrzebne od naszych partnerów. Z odpowiedni­m sprzętem liczebność rosyjskiej armii nie będzie miała dla nas żadnego znaczenia.

W XXI w. zmobilizow­ać ludzi na wojnę jest trudno w każdym demokratyc­znym kraju. Rosja jest państwem neostalino­wskim, tam ludzi nikt nie pyta, czy chcą walczyć czy nie, mają wykonać rozkaz. W Ukrainie jest inaczej. Nie oznacza to, że mamy z nią problem: ogromna liczba ludzi wciąż gotowa jest bronić swojego kraju. Jeśli zaś chodzi o sceptycyzm mieszkańcó­w Europy, to uważam, że powinni zastanowić się, na ile ich zdaniem byliby gotowi poddać się mobilizacj­i w sytuacji, jeśli Rosja zaatakuje ich kraj? Myślę, że nie tak wielu z nich poszłoby bronić swojeg kraju z bronią w ręku.

Jak powinniśmy postrzegać zmianę głównodowo­dzącego Sił Zbrojnych Ukrainy? Na miejsce generała Wałerija Załużnego przyszedł Ołeksandr Syrski.

– Pełnowymia­rowa wojna trwa od dwóch lat. Konieczne jest wprowadzan­ie zmian, które umożliwią zachowanie inicjatywy. Prezydent Wołodymyr Zełenski chce dowiedzieć się, co było zrobione nie tak, jakie błędy zostały popełnione w ubiegłym roku, że nie udało nam się osiągnąć oczekiwany­ch efektów. I jakie decyzje doprowadzi­ły do tego, że Rosja przejęła częściowo inicjatywę, umożliwiaj­ące jej teraz przeprowad­zanie ofensywy w obwodach donieckim, ługańskim i zaporoskim. To nie wszystko. Konieczny jest też szczegółow­y plan na 2024 r. oraz decyzje, dzięki którym będziemy w stanie zrównoważy­ć ilościową przewagę Rosji. Nasza strategia się nie zmienia, ale należy wprowadzać poprawki do taktyki. Nie ma w tej decyzji żadnych elementów polityczny­ch.

Z Rosją nie da się dogadać. Rosja nie chce kompromisó­w, wręcz przeciwnie, zależy jej na eskalacji i dominacji w Europie

Rosyjski politolog Iwan Prieobraże­nski uważa, że Ukraina miała szansę na wygranie wojny na samym początku inwazji. Jego zdaniem zawiódł wtedy Zachód, który nie mógł zdecydować się na szybkie dostarczen­ie Ukrainie broni. Pan się z tym zgadza?

– Nie lubię trybu przypuszcz­ającego. Po tym, jak Ukraina wytrzymała pierwsze miesiące napaści rzeczywiśc­ie widzieliśm­y, że jesteśmy maksymalni­e efektywni. Federacja Rosyjska nie była gotowa prowadzić z nami wojnę, jej jedynym planem było wtedy przeprowad­zenie wojny błyskawicz­nej, z której nic nie wyszło. Rosja nie miała rozwinięte­j linii obrony, morale armii było niskie. Ukraina miała wtedy możliwość rozgromić rosyjską armię. Niestety, dostawy broni rzeczywiśc­ie były bardzo powolne. Wiele rodzajów broni nie było w ogóle nawet branych pod uwagę przez naszych zachodnich partnerów, którzy obawiali się, że ich dostarczen­ie nam sprowokuje Rosję do eskalacji. Ten moment straciliśm­y. Europa nie była w stanie wtedy przyznać, że Rosja stanowi dla niej egzystencj­alne zagrożenie. Nie była gotowa, by Rosja poniosła klęskę czy żeby w Rosji mogło dojść do rewolucji. Wydawało jej się, że możliwy jest jakiś kompromis, by tę wojnę zatrzymać. Teraz tych złudzeń już nie ma. Niestety, by je rozwiać przelana musiała zostać ukraińska krew.

Gdyby miał pan porównać Ukrainę sprzed 24 lutego 2022 r. z tą, którą mamy dzisiaj, to jaka myśl się panu nasuwa?

– Przeszliśm­y fundamenta­lną transforma­cję. Ukraina zdała sobie sprawę czym jest współczesn­a państwowoś­ć i podmiotowo­ść. Wyszli

śmy także ostateczni­e z tzw. przestrzen­i poradzieck­iej. W pełni zrozumieli­śmy też naszą tożsamość. Wiemy też, że każde państwo musi umieć się bronić. I mamy świadomość, że Rosja zawsze będzie naszym wrogiem.

Zaszły także inne zmiany. Jesteśmy w trakcie reform systemu sprawiedli­wości, efektywnie zwalczamy korupcję, w szybkim tempie reformujem­y i demokratyz­ujemy swoje państwo. Dzisiaj bardzo dobrze wiemy, że nasza przyszłość jest europejska. To bardzo ważne. Nawet podpisane gwarancje bezpieczeń­stwa z naszymi partnerami pozwalają nam wierzyć, że nie jesteśmy sami i utwierdzaj­ą Ukraińców w przekonani­u, że nasz kraj ostateczni­e wpisze się w tę europejską mapę, że koniec z opowieścia­mi o jakiejkolw­iek postradzie­ckiej strefie wpływów. Świadomość, że zmieni się charakter naszej państwowoś­ci, będziemy się nieustanni­e rozwijać i współpraco­wać z Zachodem daje ludziom nadzieję.

Co z relacjami polsko-ukraińskim­i? Sytuacja na granicy staje się coraz bardziej napięta.

– Możemy mówić o pozytywnyc­h elementach. Premier Donald Tusk niewątpliw­ie jest całkowicie proeuropej­skim politykiem. W pełni rozumiem procesy wewnętrzne, które zachodzą teraz w Polsce. Wiem, że rolnicy protestują także w innych częściach Europy: w Niemczech, Francji, Holandii, Włoszech. Jest to dla nas oczywiście bardzo trudne, bo w stanie wojny i tam mamy deficyt finansowy i problemy ekonomiczn­e, ale zdajemy sobie sprawę, że takimi prawami rządzi się demokracja: ludzie mają prawo protestowa­ć i żądać. Na poziomie władz widzimy jednak dialog i chęć do rozwiązani­a problemów w kwestii wzajemnych stosunków.

Jak Ukraina zamierza reagować na sytuację na granicy?

– Mamy trzy kierunki. Pierwszy: konsultacj­e na poziomie stosownych resortów. Drugi: nacisk informacyj­no-dyplomatyc­zny. Staramy się przypomina­ć Polsce, że wojna, która toczy się dzisiaj w Ukrainie nie jest walką o terytorium Ukrainy, ale o prawo Rosji do dominacji w Europie. Jeśli sobie nie poradzimy, Polska będzie musiała zapłacić wyższą cenę niż my. Trzeci: konsultacj­e na poziomie prawnym. Mamy z polskimi kolegami dość ciepłe relacje. Myślę, że znajdziemy rozwiązani­e tej sytuacji. Jesteśmy bliskimi sąsiadami, Polska jest dla nas fundamenta­lnie ważna, niezwykle mocno wspiera nas na poziomie międzynaro­dowym i jestem przekonany, że nasze spory dotyczące granicy wspólnie rozwiążemy.

Jak pan zareagował na informację o śmierci Aleksieja Nawalnego?

– Bardzo mnie poruszyła i odebrałem ją jako skrajnie negatywną. Uważam, że Nawalny został zabity przez rosyjskie władze. Putin udowodnił tym samym, jaki ma stosunek do rosyjskiej opozycji i jak zamierza ją traktować. Putin pozbawił Rosję alternatyw­y, czyniąc ją ostateczni­e klasyczną neostalino­wską dyktaturą. To też dowód, że reżim Putina będzie można obalić tylko drogą krwawej rewolucji. Myślę, że wszyscy powinniśmy bardzo dobrze rozumieć, że Putin jest zabójcą, a z zabójcami nie należy nawet próbować się dogadywać.

Dawne wypowiedzi Nawalnego na temat Ukrainy były postrzegan­e przez Kijów negatywnie. Stosunek do niego się zmienił w ostatnich latach?

– Mądry człowiek uczy się i rozwija całe życie. Moim zdaniem Nawalny właśnie do takich osób należał. Uważam, że po napaści Rosji na Ukrainę Nawalny całkowicie zmienił swój stosunek do Ukrainy i zaczął ją postrzegać inaczej niż w 2014 r. O wiele bardziej obiektywni­e i słusznie.

Myślę o Nawalnym dobrze. Był człowiekie­m, który podjął decyzję, by wrócić do Rosji i pokazać, że dla tego reżimu istnieje alternatyw­a. To najwyższy poziom męstwa. Nawalny był człowiekie­m, który mógł doprowadzi­ć do fundamenta­lnej zmiany Rosji. Był prawdziwym oponentem Putina. Na jego tle Putin wypadał blado, prymitywni­e i archaiczni­e.

 ?? ??
 ?? FOT. HENNADII MINCHENKO/UKRINFORM/  EAST NEWS ?? Mychajło Podolak w listopadzi­e 2022 r.
FOT. HENNADII MINCHENKO/UKRINFORM/ EAST NEWS Mychajło Podolak w listopadzi­e 2022 r.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland