Ministerstwo Zdrowia blokuje dostęp do informacji publicznej
Ministerstwo Zdrowia ociąga się z podaniem zarobków byłych dyrektorów, co rusz podając inny powód zwłoki. Obojętnie, czy stoją za tym urzędnicy, którzy chronią dawnych kolegów, czy ludzie nowej ekipy, efekt jest ten sam: blokowanie dostępu do informacji p
Przed miesiącem złożyliśmy w MZ dwa wnioski o dostęp do informacji publicznej. Jeden dotyczył nagród dla dwójki byłych dyrektorów, beneficjentów „dobrej zmiany”. Drugi – informacji o zarobkach i nagrodach wypłaconych od początku pandemii Piotrowi Węcławikowi, w tym momencie jeszcze dyrektorowi departamentu innowacji. Węcławik wsławił się tym, że kwitował odbiór części respiratorów kupionych od handlarza bronią, choć nie odpowiadały warunkom umowy, bo ze względów technicznych i formalnych (m.in. brak gwarancji) nie mogły być używane w polskich szpitalach. Dyrektor miał też swój udział w skandalu z ujawnieniem przez Adama Niedzielskiego wrażliwych danych lekarza z Poznania. To on pośredniczył w ich przekazaniu.
Na wypadek, gdyby ktoś w MZ miał wątpliwości, czy pytanie o wysokość wypłat dla dyrektora jest informacją publiczną, powołaliśmy się na wyroki sądów administracyjnych. W tym wyrok z 27 maja 2020 r. Naczelnego Sądu Administracyjnego, w którym uznał on, że wszystkie składniki wynagrodzenia finansowane ze środków publicznych stanowią informację publiczną, niezależnie od tego, czy są to stałe elementy wynagrodzenia, fakultatywne lub uznaniowe.
Po tygodniu MZ przysłało dwa pisma o identycznej treści. Tłumaczyło w nich, że nie jest w stanie odpowiedzieć w ustawowym terminie na pytania „Wyborczej”, ponieważ w ostatnim czasie otrzymało bardzo dużo innych pytań. Dlatego odpowiedź dostaniemy w marcu.
Sęk w tym, że akurat informacje o zarobkach bardzo łatwo w systemie informatycznym MZ uzyskać. Wystarczy kilka kliknięć.
Dowiedzieliśmy się nawet, że informacja o zarobkach Piotra Węcławika jest już gotowa. Tylko ktoś, nie wiadomo jednak kto, zdecydował, by jej nam nie wysyłać.
Resort chce wiedzieć, jaki mamy interes.
5 lutego poprosiliśmy więc o odpowiedź na pytanie, jakie są rzeczywiste przyczyny, dla których MZ postanowiło nie udostępniać informacji? Kto wydał polecenie w tej sprawie? Nie ten mail nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
13 lutego otrzymaliśmy za to odpowiedzi na nasze wnioski. Efektem był artykuł o tym, że dyrektor, który kwitował odbiór trefnych respiratorów, wynagrodzenie zasadnicze miał wyższe niż minister, a do tego otrzymał ponad 500 tys. zł nagród i dodatków.
Dane udostępnione przez MZ były jednak niepełne, ponieważ – zdaniem Krzysztofa Piotrowskiego, zastępcy dyrektora w biurze administracyjnym resortu, a zarazem autora odpowiedzi na obydwa wnioski – by uzyskać pełne dane powinniśmy byli wykazać „szczególnie istotny interes publiczny”.
To zadziwiające, że ministerstwo rządzone przez koalicję, która w kampanii wyborczej obiecywała po stokroć rozliczenie pisowskich afer, zażądało w takiej sprawie wykazania „szczególnie istotnego interesu publicznego”.
Postaraliśmy się jednak i jeszcze tego samego dnia w mailu do ministerstwa wyłuszczyliśmy interes. Od razu poprosiliśmy też o dane już nie tylko o nagrodach, ale i wynagrodzeniach wspomnianej dwójki dyrektorów, który zrobili karierę w czasach „dobrej zmiany”.
Zarobki dotykają bezpośrednio „sfery ad personam”.
Odpowiedź przyszła po kilku dniach. Tym razem wicedyrektor Piotrowski poinformował, że dane, o które poprosiliśmy, w ogóle nie stanowią informacji publicznej! Napisał, że „zgodnie z opinią prawną przekazaną przez Departament Prawny w dniu 8 lutego 2024 r. należy mieć na uwadze fakt, iż nie ma znamion informacji publicznej informacja dotykająca bezpośrednio sfery ad personam”. I jeszcze, że „pytanie dotyczące wynagrodzenia konkretnej osoby, które jest wypadkową również takich elementów, jak np. różnego rodzaju dodatki, składki, zaliczki na podatek dochodowy (…) nie jest pytaniem o wysokość środków z budżetu państwa przeznaczanych na wynagrodzenia związane z wykonywaniem określonych funkcji w ramach realizowania zadań publicznych”.
Gdyby przyjąć ten tok rozumowania, o zarobki wysokich urzędników w Ministerstwie Zdrowia już w ogóle pytać nie można. Na jedno z takich pytań resort jednak przynajmniej w części odpowiedział.
Więc w końcu jak jest? Oto odpowiedź: jest po staremu!
I nie ma znaczenia, czy decyduje o tym długoletni urzędnik, który być może chce chronić dawnych kolegów, czy też ktoś z nowej ekipy, bo to na jedno wychodzi.
W niedawnym wywiadzie dla „Wyborczej” minister Izabela Leszczyna zapewniła, że wyniki toczących się w MZ audytów poda do publicznej wiadomości. A w dniu naszej publikacji o zarobkach Piotra Węcławika napisała na platformie X: „Rozumiem niecierpliwość w sprawie rozliczania PiS i urzędników, którzy złamali prawo i dostali nagrody. Rozliczamy ich! W Ministerstwie Zdrowia zakończył się właśnie audyt wewnętrzny. Jutro zapoznam się z jego wynikami i na tej podstawie, a nie doniesień medialnych, podejmę decyzje personalne”.
Następnego dnia dyrektor Węcławik został odwołany. Zapytaliśmy więc od razu, co takiego wykazał audyt? Minął tydzień. Odpowiedzi nie ma.
To zadziwiające, że ministerstwo rządzone przez koalicję, która w kampanii wyborczej obiecywała po stokroć rozliczenie pisowskich afer, zażądało w takiej sprawie wykazania „szczególnie istotnego interesu publicznego”