Jak długo będzie stać Rosję na wojnę
Na froncie ukraińskim zginęło już co najmniej 82 tys. żołnierzy Putina, czyli prawie sześć razy więcej, niż ZSRR stracił w dziewięcioletnim konflikcie w Afganistanie. Rosji w jej sytuacji demograficznej na toczoną dziś wojnę nie stać.
Pierwsze od wybuchu wojny dane o rzeczywistej liczbie poległych – które można zweryfikować i na których można polegać, bo ich źródłem nie są władze i ich propagandziści – opracowali i opublikowali eksperci niezależnych agencji Meduza i Mediazona.
Zrobili to zresztą wbrew zakazowi ogłaszania informacji o stratach sił zbrojnych w czasach pokoju. Kreml trzyma się wersji, że nie prowadzi wojny, lecz jedynie „specjalną operację wojskową”, więc dla Moskwy od dwóch lat wciąż oficjalnie panuje pokój.
Rejestr spraw spadkowych
A o tym, jak surowo pilnowana jest tajemnica liczby ofiar „niewojny”, mówi tragedia „patriotycznego Z-blogera” Andrieja Morozowa (znanego jako Murza), który zaraz po niedawnym wzięciu Awdijiwki ogłosił, że szturm na miasteczko pochłonął 16 tys. ofiar ze strony rosyjskiej. Autor sam stał się za to ofiarą wściekłej nagonki czołowych kremlowskich propagandzistów – i zaszczuty popełnił samobójstwo.
Ludziom z Meduzy i Mediazony udało się znaleźć klucz do otwarcia zamkniętych na siedem spustów drzwi do sekretnego bilansu działań na froncie. Przy tym dane, na których się oparli, są całkowite oficjalne i regularnie publikowane przez władze.
Zwrócili mianowicie uwagę na rejestr spraw spadkowych, gdzie wyraźnie widać, że liczba przypadków dochodzenia prawa do dziedziczenia po mężczyznach w wieku od 18 do 50 lat w okresie od 24 lutego 2022, kiedy Putin rzucił swoją armię na Ukrainę, jest wiele razy wyższa od średniej z ostatnich lat.
Do tego ta liczba – z pewnym, zrozumiałym opóźnieniem – gwałtownie podskakuje po szczególnie krwawych walkach na froncie, takich jak szturm Bachmutu czy ostrzał Makiejewki, gdzie w noc noworoczną 2023 r. zginęły setki żołnierzy Putina.
Można jako pewnik przyjąć więc, że nadumieralność młodych mężczyzn jest związana dziś wprost z „niewojną” Putina.
Z tego, co wykazuje prowadzony przez administrację rządową Rejestr Spraw Spadkowych, wynika, że Siły Zbrojne Federacji Rosyjskiej do lutego 2022 do końca ubiegłego roku straciły 75 tys. zabitych, czyli dziennie średnio 120 ludzi.
Dzienna liczba poległych przez pierwsze dwa miesiące bieżącego roku z pewnością nie spada, a jeśli wziąć pod uwagę intensywność działań ofensywnych prowadzonych przez Rosjan czy świadectwo nieszczęsnego Morozowa, to do dziś zginęło już co najmniej 82 tys. żołnierzy armii rosyjskiej.
Co najmniej, bo do rejestru, który biorą pod uwagę eksperci, trafiają daleko nie wszyscy uczestnicy „specjalnej operacji wojskowej”. Przede wszystkim nie ma w nim walczących początkowo jako członkowie lokalnych „milicji”, a później wcielonych do regularnego wojska mieszkańców okupowanych obwodów ługańskiego i donieckiego – a tych zginęło już szczególnie dużo.
Nie ma w nim także wychowanków domów dziecka czy zmobilizowanych więźniów, którzy nie mają rodzin, więc nikt nie stara się o spadek po nich. Nie ma też żołnierzy, którzy zaginęli bez wieści i wciąż oficjalnie uznawani są za żywych.
Ponadto w Rejestrze Spraw Spadkowych brakuje obywateli innych krajów. A Rosja z braku swoich chętnych do służby werbuje nie tylko gastarbeiterów z byłych republik ZSRR, ale także choćby Serbów, Hindusów, Nepalczyków. Tych ostatnich zaciągnęło się ponoć nawet 15 tys.
Ostrożnie można więc przyjąć, że rzeczywista liczba śmiertelnych ofiar „niewojny” Putina w szeregach jego armii już przekroczyła 100 tys. A to niemal dwa razy więcej, niż USA straciły w wyniku wojny wietnamskiej (która ciągnęła się przez dwie dekady).
Jeśli przyjąć do tego brany przez ekspertów Meduzy i Mediazony współczynnik 1 do 1,8, określający stosunek liczby poległych do liczby ciężko rannych na froncie, a więc trwale już niezdolnych do służby, można wyliczyć, że Kreml w rezultacie putinowskiej „specjalnej operacji wojskowej” stracił ok. 300 tys. żołnierzy. To więcej niż połowa tych, których władzom przez ostatni rok udało się wcielić do armii w wyniku „częściowej” mobilizacji – kusząc wysokim żołdem i sprowadzając z daleka egzotycznych najemników.
Ostry deficyt
Władze mówią nawet o 25 mln potencjalnych rezerwistów. Ale ci, którzy chcieliby dobrowolnie iść na front, już tam raczej trafili, pozostali boją się mobilizacji powszechnej, więc z kolei Putin obawia się ją ogłosić.
Także gospodarka wielkiej branki by nie wytrzymała. W kraju już teraz panuje ostry deficyt rąk do pracy. Wszelkie rezerwy branżom cywilnym odbiera i pożera zbrojeniówka, kusząc lepszymi zarobkami.
Ale ludzi i tak brakuje. Dziś zbrojeniówka, jak oceniają oficjalne media, wykorzystuje 92 proc. swoich mocy produkcyjnych. I mimo to nie nadąża za potrzebami frontu. Przez ostatnie dwa lata wypuściła np. w sumie 2 tys. nowych i zmodernizowanych czołgów (tych pierwszych – ok. 400). Tymczasem tylko według potwierdzonych zdjęciami lotniczymi danych Ukraińcy zniszczyli już co najmniej 3 tys. tych maszyn. Ogromną skalę strat sprzętu pod Awdijiwką potwierdzał też przed swoją śmiercią Morozow.
O własnych stratach wojennych w drugą rocznicę wojny mówił po raz pierwszy od agresji rosyjskiej prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, ogłaszając, że poległo 31 tys. ukraińskich żołnierzy. Można jednak przyjąć, że to także liczba zaniżona