Śmierć zgwałconej – i co dalej?
Gwałt i śmierć białoruskiej dziewczyny wywołały oburzenie, ale nie słyszałam deklaracji np. w sprawie natychmiastowego „uruchomienia” Stambulskiej konwencji o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet.
Zastanawiam się, co musiałoby się stać, by konserwatyści posiadający władzę, tacy jak Duda, Kosiniak–Kamysz czy Hołownia, zabrali się zdecydowanie za walkę z przemocą wobec kobiet. Jak wiele zła musi się stać, by zrozumieli, że kobiety mają prawo do bezpieczeństwa, integralności cielesnej i do pełnej autonomii? Czy trzeba osobiście doświadczyć cierpienia, by zadziałała sprawcza wola polityczna? Bo jak na razie nie działa. I jak na razie zrozumienie, że kobiety nie są obiektami seksualnymi lub próbówkami do rodzenia dzieci, za nic nie może się przebić przez konserwatywno-religijny światopogląd polskich elit politycznych, choć wśród wielu zagranicznych, równie konserwatywnych, elit dawno przebiła się już prawda, że prawa kobiet to prawa człowieka, a nie „ideologia gender”.
Wszystkie kraje europejskie uchwaliły i stosują Stambulską konwencję i wszystkie kraje europejskie uznają pełnię praw reprodukcyjnych kobiet, a więc uznają ich autonomię. Tylko nie w Polsce, nie na Węgrzech, nie w Rosji.
Niektórzy powiedzą, że przeciwdziałanie przemocy nie ma nic wspólnego z prawami reprodukcyjnymi. Owszem, ma bardzo wiele. Chodzi o to, jak państwo traktuje kobiety: czy jak niedojrzałe istoty, których rozrodczość trzeba kontrolować (na chwałę Kościoła) i które można czasem skarcić lub zgwałcić (bo same się prosiły), czy jak osoby równe w prawach i autonomii mężczyznom?
Prezydent Duda, którego głupich lub gorszących wypowiedzi już nie sposób liczyć, skomentował niegdyś Stambulską konwencję tak: „Po co to przyjmujemy?”. I jeszcze: „W Polsce nie powinniśmy jej stosować”.
Marszałek Hołownia zamierza zorganizować upokarzające dla kobiet referendum, bo przecież o swoim ciele nie mogą decydować one same, tylko większość narodu! Oczywiście – jest progres, bo w referendum na temat macierzyństwa kobiet mają wziąć udział wszyscy, a nie tylko księża.
Kosiniak–Kamysz z kolei uzasadnia podległość kobiet „obroną rodziny” i „wartości chrześcijańskich” (prawa kobiet do nich nie należą). Słowo „gender” jest rzeczywiście użyte w Konwencji, ponieważ dążąc do kompleksowej walki z przemocą, trzeba wziąć pod uwagę konieczność zmiany kulturowych (a więc genderowych) ról kobiet i mężczyzn, bo te tradycyjne uczą dziewczynki posłuszeństwa i bierności, a chłopców – samodzielności i bycia macho, co jest jedną z przyczyn tego, że to dziewczęta są ofiarami przemocy, a chłopcy sprawcami. Zmiana tych ról nazywana jest (straszną!) „ideologią gender”, która – jak powiedział ostatnio papież Franciszek – „kolonizuje rodzinę”.
Według mnie jedyną ideologią, która naprawdę kolonizuje, jest patriarchalizm. I to od niego trzeba uwolnić i rodziny i społeczeństwo i demokrację.
●