Trzeba mówić głośno, co Rosji grozi
Sygnalizacja strategiczna jest jednym z kluczowych elementów odstraszania. Tymczasem Zachód jej w ogóle nie wykorzystuje. Tylko prezydent Macron się wyłamał
Wypowiedź Emmanuela Macrona na temat ewentualności użycia wojsk zachodnich w Ukrainie wywołała kaskadę zaprzeczeń ze strony oficjeli państwowych Zachodu. Takie są realia polityczne. Dzisiaj nie ma takiej praktycznej możliwości. Ale to nie oznacza, że tej ewentualności nie powinniśmy brać pod uwagę. Mało – że nie powinniśmy o takiej opcji głośno mówić i sygnalizować ją Putinowi. Chodzi o to, aby nie pozostawiać mu swobody narracyjnej w grze odstraszania i powstrzymywania.
Putin musi widzieć różne, ryzykowne dla Rosji, opcje praktycznego reagowania Zachodu na jego decyzje w II zimnej wojnie, która trwa co najmniej od aneksji Krymu w 2014 roku. Jej gorącym elementem jest obecna wojna w Ukrainie, w której Putin ma inicjatywę eskalacyjną. Eskalował ją tej pory od interwencji zbrojnej do wojny regularnej, a tę do wojny totalnej i wreszcie wojny zbrodniczej, z jednoczesną groźbą dalszego eskalowania w wojnę z użyciem broni masowego rażenia, w tym broni nuklearnej, lub wojnę z NATO. Zachód niestety pozostawia mu pełną swobodę w tej eskalacyjnej presji szantażowej, co wywiera negatywny wpływ na opinię publiczną, pogłębiając jej zmęczenie wojną.
Sygnalizacja strategiczna jest jednym z kluczowych elementów odstraszania strategicznego. Tymczasem Zachód jej w ogóle nie wykorzystuje. Powstaje wrażenie, że Rosja wygrywa II zimną wojnę.
Jakie zatem strategiczne sygnały kontreskalacyjne Zachód mógłby i powinien komunikować Putinowi, a zwłaszcza społeczeństwu rosyjskiemu, by przejąć inicjatywę w tej neozimnowojennej konfrontacji, jaką putinowska Rosja mu narzuciła?
Reakcje Zachodu na wojnę rosyjsko-ukraińską układają się w swego rodzaju triadę działań w trzech sferach – polityczno-strategicznej, strategiczno-logistycznej i operacyjno-wojskowej.
W arsenale działań polityczno-strategicznych
można zauważyć pięć poziomów zaangażowania Zachodu na rzecz powstrzymywania rosyjskiej agresji. Są to:
• indywidualne działania poszczególnych państw, tworzących koalicje ad hoc dla wspierania Ukrainy;
• selektywne, zależne od możliwości uzyskania konsensusu, aktywności NATO i UE we wspieraniu Ukrainy;
• prawnie zobowiązujące traktaty dwustronne o współpracy z Ukrainą w dziedzinie bezpieczeństwa i szerszego jej wsparcia w pokonywaniu skutków wojny;
• formalne uruchomienie procesu akcesji Ukrainy do NATO;
• przyjęcie Ukrainy do NATO.
Na pierwszych trzech poziomach Zachód jest już aktywny, rzucając tym istotne wyzwania Rosji. Poważnym krokiem komplikującym rosyjską ofensywę neozimnowojenną byłoby formalne uruchomienie procesu akcesji Ukrainy do NATO. Oczywiście z pełną świadomością, że Ukraina
może stać się członkiem NATO (piąty poziom) dopiero po uregulowaniu konfliktu wojennego z Rosją. Chodzi jednak o to, aby Ukraina stała się formalnym, a nie tylko potencjalnym, jak obecnie, kandydatem do NATO. To ograniczyłoby zasób rosyjskich żądań i nacisków szantażowych. Rosja nadal oczywiście by się temu sprzeciwiała, ale klamka by już zapadła, Rubikon zostałby przekroczony: nie byłoby opcji „czy”, tylko „kiedy” Ukraina stanie się członkiem NATO.
Przypomnijmy choćby, jak Rosja protestowała, siała zamęt w opinii publicznej Zachodu, wobec planów przyjęcia do NATO Polski, a już zwłaszcza krajów bałtyckich. Siła rosyjskiej presji osłabła, gdy stało się oczywiste, że te kraje wstąpią do Sojuszu, a zgasła zupełnie po ich przyjęciu. Podobny efekt wywarłoby formalne rozpoczęcie z pewnością długotrwałego procesu akcesji Ukrainy. Ponadto status formalnego już kandydata do NATO dawałby Ukrainie dodatkowe atuty w konfrontacji z Rosją. Warto więc zabiegać o taką decyzję na szczycie NATO w Waszyngtonie.
W wymiarze strategiczno-logistycznym
dają się wyodrębnić cztery rodzaje aktywności Zachodu:
• wsparcie dyplomatyczne, informacyjne i prawne Ukrainy na arenie międzynarodowej;
• pomoc społeczno-ekonomiczna, w tym migracyjna, finansowa, humanitarna dla Ukrainy;
• sankcje ekonomiczne nakładane na Rosję;
• dostarczanie Ukrainie broni, amunicji i innego wyposażenia wojskowego.
Wszystkie te rodzaje działań zostały już uruchomione i możliwa dalsza presja na powstrzymywanie Rosji może odbywać się tylko poprzez skalę i tempo ich realizacji. Warto wskazać na szczególne znaczenie skali i odpowiedniego tempa zaopatrywania Ukrainy w broń i amunicję. Ograniczenia i opóźnienia w tym zakresie zdecydowały między innymi o katastrofalnym w strategicznych skutkach załamaniu się ukraińskiej kontrofensywy na froncie południowym w ubiegłym roku.
Najwyższa pora zdjąć wszelkie samoograniczenia, jakie Zachód nakłada na dostarczanie lub użycie już dostarczonej broni. Przypomnijmy początkowe ograniczenia do broni nieśmiercionośnej, potem czołgów, samolotów, czy też ograniczenia zasięgu rakiet, by nie atakować terytorium Rosji. To wszystko były i nadal są błędne kalkulacje, że może to mieć jakiekolwiek znaczenie dla powstrzymywania się Putina przed eskalacją. Putin nie reaguje na szlachetne gesty, eskaluje wojnę według własnych scenariuszy, na które wpływ mogą mieć tylko twarde, realne argumenty. Ukraina powinna więc otrzymywać wszelką broń – poza bronią atomową – i móc ją wykorzystywać bez jakichkolwiek ograniczeń.
Najmniej zaawansowane jest bezpośrednie operacyjno-wojskowe wspieranie Ukrainy
i powstrzymywanie Rosji – z oczywistych względów: Ukraina nie jest członkiem zachodnich struktur bezpieczeństwa, ani NATO, ani UE. Dodajmy jednocześnie, bo to ma istotny wpływ na decyzje dotyczące takiego zaangażowanie, że są to działania związane także z bezpośrednim ubezpieczaniem własnych interesów, zwłaszcza państw frontowych w tej wojnie (graniczących z ukraińskim teatrem wojny, jak np. Polska). Potencjalny katalog takich działań może m.in. obejmować:
• operacje tzw. niekinetyczne, czyli np. wsparcie wywiadowcze, informacyjne czy też w zakresie obronnych i ofensywnych cyberoperacji;
• uruchomienie wysuniętej przed granicę NATO strefy obrony przeciwrakietowej bez rozmieszczania środków tej obrony na terytorium Ukrainy;
• zorganizowanie obrony powietrznej (przeciwlotniczej, przeciwrakietowej i przeciwdronowej) ambasad i innych przedstawicielstw zachodnich, a także konwojów z pomocą, zwłaszcza humanitarną, poza strefą bezpośrednich operacji zbrojnych;
• obecność wojskowych doradców i instruktorów w ukraińskich bazach (ośrodkach) szkoleniowych;
• prowadzenie operacji zbrojnych w razie eskalacji wojny i zaatakowania przez Rosję terytorium NATO;
• rozmieszczenie sił rozjemczych w razie zawarcia porozumienia między Ukrainą i Rosją;
• pełna (szkoleniowa i operacyjna) obecność wojskowa po zakończeniu wojny i wstąpieniu Ukrainy do NATO.
Niekinetyczne wsparcie wojskowe Ukrainy już zapewne jest realizowane. Natomiast wszystkie pozostałe kinetyczne operacje mają charakter potencjalny: mogą być uruchomione w określonych sytuacjach, uprzedzająco lub w reakcji na eskalacyjne zamiary i działania Rosji. Ale aby mogły one odgrywać rolę deeskalacyjną, tj. powstrzymywać Putina przed dalszą eskalacją agresji, powinny być w ramach komunikacji strategicznej sygnalizowane mu zawczasu jako nieuchronne skutki jego decyzji. Powinny one zatem stanowić treść aktywnej presji strategicznej w ramach odstraszania i powstrzymywania Rosji.
Uważam, o czym mówię od dawna, że już dzisiaj, po incydentach rakietowych na terytorium Polski, istnieją wszelkie przesłanki do ostrzeżenia Rosji o gotowości do uruchomienia wysuniętej przed granicę NATO strefy obrony przeciwrakietowej. Wynika to z ryzyka rosyjskich ostrzałów rakietowych w strefie przygranicznej terytorium sojuszu. Uzasadnione są zwłaszcza obawy wobec lecących w kierunku granicy NATO rakiet podwójnego przeznaczenia, tj. zdolnych do przenoszenia nie tylko ładunków konwencjonalnych, ale także nuklearnych.
Podsumowując powyższe refleksje na kanwie ostatniej wypowiedzi Macrona, warto chyba podkreślić, że odpowiedź Zachodu na agresję Rosji na Ukrainę nie może być ani wyłącznie reaktywna, ani też… milcząca.
Musi być wyprzedzająca, by uprzedzać Rosję o skutkach jej działań, aby Putin i jego współdecydenci musieli je uwzględniać jako ryzyka swoich decyzji o eskalacji wojny w Ukrainie i konfrontacji z Zachodem. Dobrym przykładem mogłoby być chociażby nie tylko nakładanie na Rosję kolejnych sankcji ekonomicznych jako kary za już dokonane czyny, ale ostrzeganie jej zawczasu, uprzedzająco, o sankcjach, jakie czekają ją w razie podjęcia przez nią określonych decyzji eskalacyjnych.
Odpowiedź Zachodu musi być głośna, by była słyszalna nie tylko przez samego Putina i jego otoczenie, ale przede wszystkim przez społeczeństwo rosyjskie. By przebijała się przez putinowską nawałnicę propagandową kierowaną wszakże głównie do Rosjan.
Dlatego należy rozważać, szczegółowo analizować, opracowywać, planować i przygotowywać szereg ewentualnych działań, które odpowiednio sygnalizowane Rosji w istocie mogłyby stanowić swego rodzaju sieć powstrzymującą ją przed eskalacją agresji na Ukrainę. W szerszym ujęciu w praktyce idzie o opracowanie i realizację koniecznej doktryny informacyjnej i praktycznej presji polityczno-strategicznej odstraszającej i powstrzymującej putinowską Rosję przed kontynuowaniem przez nią II zimnej wojny przeciwko Zachodowi.
Autor jest generałem, profesorem nauk wojskowych, był szefem BBN (201015) i wiceministrem obrony narodowej (2005-06). Tytuł i lead tekstu pochodzą od redakcji.