JAN PAWEŁ II ZLAICYZOWAŁ EUROPĘ
Kiedy Wojtyła powołał we Francji, czy Niemczech konserwatywnych biskupów, ludzie błyskawicznie zaczęli odwracać się od Kościoła. w Polsce
W Polsce tak naprawdę nigdy nie odbyła się poważna, merytoryczna dyskusja o pontyfikacie Jana Pawła II. Rzadko pojawiały się głosy krytykujące jego decyzje, choć w innych częściach świata dosyć odważnie zwracano uwagę na błędy, jakie popełnił Karol Wojtyła. Dlaczego taka debata była niemożliwa?
– Z różnych powodów. Na pewno był traktowany przez Polaków jako autentyczny zbawca naszego narodu, nawet komuniści czuli respekt przed Janem Pawłem II. Był niekwestionowanym autorytetem, najważniejszą postacią XX-wiecznej historii Polski. Poza tym trzeba przyznać, że miał udział w zmianie ustroju w 1989 roku, choć od razu zaznaczmy, że nieco przeceniany. Gdyby nie determinacja polskiej opozycji, nie zawsze przecież katolickiej, gdyby nie dojście do władzy w ZSRR Michaiła Gorbaczowa, nawet Wojtyła by nie pomógł. Poza tym Kościół w Polsce, szczególnie, kiedy prymasem został Józef Glemp, stał się we wspieraniu walki z komunizmem umiarkowanie zachowawczy. Ale i wcześniej. Otwarcie opowiadał o tym choćby Bogdan Borusewicz, wspominając niechętny odprawianiu mszy w trójmiejskich stoczniach podczas strajków 1980 roku kler. Jednak z całą pewnością papież starał się rzucać wszystkie siły do walki o wyzwolenie Europy Wschodniej z komunizmu. I był to jeden z najważniejszych celów tego pontyfikatu, co nam, nad Wisła, wydaje się w oczywisty sposób naturalne. Żyjąc w państwie komunistycznym identyfikowaliśmy zło z marksizmem, czy szeroko pojmowaną Rosją, z kolei w Ameryce Łacińskiej zupełnie inaczej podchodzono do dokładnie tych samych haseł czy ideologii. Tam, z pomocą Watykanu, którym zarządzał Wojtyła, zwalczano przez dziesięciolecia księży, biskupów i zwykłych katolików, którzy reprezentowali tzw. teologię wyzwolenia, a mówiąc bardziej obrazowo – Kościół ubogi, za Spiżową Bramą jednoznacznie kojarzony z komunizmem, choć dzisiaj zrehabilitowany przez papieża Franciszka. Wojtyła błogosławił i wspierał walkę z tym odłamem teologii, przy udziale agentów CIA i polityków USA.
Niektórzy uważają wręcz, że między amerykańską administracją a Wojtyłą została zawarta umowa: my pomożemy finansowo polskiej opozycji antykomunistycznej, a Kościół nie będzie wtrącał się do naszej polityki w Ameryce Południowej. Ile jest w tym prawdy?
– O współpracy między Amerykanami a Watykanem z czasów Jana Pawła II mówi się głośno od wielu lat. Są na to dowody zgromadzone po stronie amerykańskiej, chociażby w biografiach czy zapiskach Ronalda Reagana. Jeden z autorów Carl Bernstein nazywa to wręcz „Świętym Przymierzem”. I przytacza informacje podane przez Vernona Waltersa, amerykańskiego sekretarza do spraw bezpieczeństwa, który deklaruje, że w latach 1981–1988 spotykał się z papieżem mniej więcej co pół roku. Bez dwóch zdań Jan Paweł II, jak żaden wcześniejszy papież, miał stałe kontakty z prezydentami Stanów Zjednoczonych. Działało stałe łącze telefoniczne łączące Watykan ze Stanami Zjednoczonymi, papież na bieżąco rozmawiał o tajnych informacjach, które przekazywał mu wywiad amerykański. Amerykanom było to bardzo na rękę, znaleźli w Watykanie wielkiego sojusznika do walki z największym wrogiem Stanów Zjednoczonych, czyli z komunizmem reprezentowanym przez Związek Radziecki. Wojtyła też znalazł się w komfortowej sytuacji, ponieważ na horyzoncie pojawiało się wybawienie dla jego ojczyzny, ale też całej Europy Wschodniej.
Amerykanie finansowali poprzez Watykan „Solidarność”?
– Tak i nie ma w tym nic oburzającego. Bardziej zastanawiające jest pochodzenie innych pieniędzy, które przechodziły przez Watykan i miały trafiać do polskich opozycjonistów. Do dzisiaj toczy się na ten temat dyskusja na przykład we włoskiej prasie.
A mówiąc konkretnie?
– Wszystko wskazuje na to, że do „Solidarności” miały trafić pieniądze wyłudzone chociażby przez o. Marciela Maciela od bogatych wdów, z handlu narkotykami w Kolumbii, czy interesów włoskiej mafii. Jan Paweł II nie miał oczywiście o tym pojęcia, nie wiedzieli o tym również opozycjoniści w Polsce. Nie jest też do końca udowodnione, że te pieniądze, które były zbierane na rzecz „Solidarności”, ostatecznie trafiły do naszego kraju. Wątki związane z mafią pojawiły się we włoskiej prasie już osiem lat temu, część z nich została udowodniona, wiele jednak faktów jest do dzisiaj owianych tajemnicą. Maciel wprost przyznawał, że wysyła do Watykanu miliony dla „Solidarności”, a kardynał Alfonso Lopez Trujillo nie krył, że Kościół brał na „szczytne cele” od Pablo Escobara, bo nie miał pojęcia, kim był ten człowiek. Trzeba jednak przypomnieć, że Wojtyła nie miał ręki do najbliższych współpracowników, którzy wykorzystywali jego zaufanie i naiwność. W trakcie jego pontyfikatu wielu z nich zgromadziło oszałamiające fortuny. Wyżej wymienieni są tego najlepszym przykładem, ale w wielkim przepychu żyli też inni. Jak Angelo Sodano, osoba numer dwa w Watykanie. Nie ulega wątpliwości, że w trakcie sprawowania przez niego stanowiska sekretarza stanu wszechwładna kuria rzymska sprzyjała wyciszaniu afer i ukrywaniu przestępstw, a także przepływowi podejrzanych pieniędzy. Chcę, żebyś mnie dobrze zrozumiał: Jan Paweł II z dobrej woli pomagał „Solidarności”, jednak bywało, że ludzie, którzy mieli mu w tym pomóc, zebrane pieniądze po prostu sobie przywłaszczali. W żadnej mierze nie zmienia to oceny zasług i papieża, i polskiej opozycji demokratycznej.
Wróćmy do powodów braku debaty publicznej o pontyfikacie Wojtyły.
– Trzeba wziąć też pod uwagę konserwatywny charakter katolicyzmu w Polsce, zamknięty na świat i trendy po Soborze Watykańskim Drugim. Kardynałowie i biskupi, którzy brali w nim udział, zdawkowo przekazywali polskiej opinii publicznej wnioski z tego najważniejszego wydarzenia z historii Kościoła. Polacy nie wiedzieli, że w ich Kościele dokonuje się rewolucja, która przewróciła do góry nogami dotychczasowe podejście do pobożności. W tamtym czasie rozpropagowano chociażby rady parafialne, zachęcano osoby świeckie do udziału w działalności parafii. Do dzisiaj w wielu miejscach na całym świecie świeccy rządzą parafiami, proboszczowie są oddelegowani do zadań typowo kapłańskich. Poza tym w Ameryce Południowej i Afryce działalność rozpoczęły podstawowe wspólnoty chrześcijańskie, które aktywizowały świeckich i wzmacniały lokalne więzy pomiędzy katolikami. Słowem: rewizji poddano rozumienie chrześcijaństwa, zakwestionowano przywileje i przestarzałe rytuały. Zwrócono się przy tym ku Ewangelii, od której – jak uznano – Kościół coraz bardziej odchodził. I wyruszono w świat, bo dotąd zainteresowanie Kościoła instytucjonalnego skupiało się głównie na Europie Zachodniej. Wydaje się, że nasi duchowni nie bardzo rozumieli, co wówczas wydarzyło się w Watykanie, dlatego kiedy Karol Wojtyła został papieżem, polski katolicyzm był na zupełnie innym etapie niż na przykład lokalne Kościoły na Zachodzie Europy.
Takim przykładem była Szwajcaria. Co konkretnie tam się wydarzyło?
– Szwajcaria była w awangardzie zmian, jeśli chodzi o funkcjonowanie Kościoła katolickiego. Tam już w latach 70. mówiono o jak najszybszym dopuszczeniu kobiet do ołtarza w charakterze diakonek, czy w przyszłości jako księży. Powstawały rady parafialne złożone ze świeckich, świątynie były pełne młodych ludzi. W tym samym czasie niektóre lokalne Kościoły na Zachodzie przeżywały prawdziwy renesans, wręcz odbijały pole protestantom. Wszystkie te zmiany zostały zahamowane przez Jana Pawła II, co zdaniem ekspertów znacznie przyspieszyło postępującą już w tamtych rejonie świata sekularyzację. Szwajcaria jest o tyle ciekawa, że biskup wysłany tam przez Wojtyłę żyje do dzisiaj, jest emerytowanym arcybiskupem Lichtensteinu. Wolfgang Hass miał jeden cel: zatrzymanie wszystkich tych przemian i wprowadzenie konserwatywnej agendy. I faktycznie, udało mu się, zahamowano udział świeckich w życiu parafii, nie dopuszczono kobiet do ołtarza nawet w charakterze lektorek czy ministrantek. Dzisiaj do katedry przychodzi 20 osób na mszę z arcybiskupem, inne kościoły są niemal całkowicie puste. Ludzie całkowicie odwrócili się od zinstytucjolizowanego Kościoła, a inni w ogóle od katolicyzmu.
Skoro nurt progresywny był związany z udziałem świeckich w procesach decyzyjnych, to jak można scharakteryzować konserwatystów? Na czym im zależało?
– Na dowartościowaniu mężczyzn i całkowitym wyeliminowaniu kobiet z życia Kościoła. Te miały zajmować się sprzątaniem i układaniem kwiatów na ołtarzu, nie mogły czytać Pisma Świętego, ani udzielać Komunii, co dzisiaj jest powszechną praktyką w krajach Ameryki Łacińskiej. Konserwatyści tak samo, jak nie cierpieli kobiet, tak samo nie cierpieli świeckich. W Szwajcarii mogli razem studiować z przyszłymi duchownymi, poznawać zagadnienia teologiczne i filozoficzne, na równi dyskutować z duchownymi na te tematy. To też nie mieściło się w głowach konserwatystów. Kiedy Haas doszedł do władzy, natychmiast odciął świeckich od studiowania teologii. Teologię mogli studiować tylko i wyłącznie przyszli duchowni. Konserwatyści chcieli za wszelką cenę wrócić do średniowiecza, wszystkie ustalenia z Soboru Watykańskiego Drugiego były dla nich ciosem. Do dzisiaj wielu z nich nie pogodziło się z mszą odprawianą w językach narodowych. Można od razu zapytać, dlaczego Wojtyła stał się konserwatystą? Jego wczesna dorosłość przypadła na czasy rozpędzającej się rewolucji seksualnej, której nie rozumiał i którą opisywał w kategorii zła. Uważał, że seks opętał ludzi, a jedynym ratunkiem dla świata są wartości związane z rodziną i tradycją.
Sądzisz, że konserwatywny zwrot z czasu pontyfikatu Wojtyły przyczynił się do laicyzacji Europy Zachodniej?
– Nie do końca. Laicyzacja Europy Zachodniej trwała na wielką skalę już od lat sześćdziesiątych. Natomiast wszyscy moi rozmówcy, których spotykałem w Lichtensteinie, Szwajcarii czy w Holandii, twierdzili, że pontyfikat Jana Pawła II znacznie ją przyśpieszył. Część osób czuła, że wiara i Kościół katolicki są im potrzebne. Sądzili też, że Kościół, wraz ze zmieniającym się światem, powinien w bardziej progresywny czy przyjazny sposób odpowiadać na nowe wyzwania i konteksty kulturowe. Kiedy Wojtyła powołał we Francji, Niemczech czy w krajach Beneluxu konserwatywnych biskupów, to ludzie w błyskawicznym tempie zaczęli odwracać się od Kościoła. To samo dziś widzimy w Polsce. Polski Episkopat w przeważającej większości ukształtowany przez Wojtyłę też zamyka oczy na zmiany obyczajowe, ekonomiczne czy społeczne, a jednocześnie na grzechy wewnątrz własnej instytucji, dlatego kościoły pustoszeją. Widać więc wyraźnie, że taktyka papieża przyniosła odwrotny skutek.
Dlaczego Wojtyła postanowił de facto zlikwidować teologię wyzwolenia?
– Ponieważ jednoznacznie kojarzy się z lewicą, a w Watykanie – jak już wspomniałem – z komunizmem, a mówiąc konkretnie z ludźmi, którzy chcieliby w swoich krajach wprowadzić ten system. W czasie, kiedy Wojtyła został papieżem, na dalekim kontynencie Ameryki Południowej trwała wielka ofensywa Stanów Zjednoczonych przeciwko zapędom komunistycznym i lewicowym. Wówczas za amerykańskie pieniądze i przy pomocą agentów CIA lewicowi politycy i organizacje były sukcesywnie zwalczane. Stosowano przy tej okazji brutalną przemoc, wspierano zamachy stanu i wojskowych. W miejscu socjaldemokratów i komunistów zjawiali się zwolennicy wolnego rynku w wydaniu neoliberalnym. Działania Amerykanów łączyły się z kierunkami polityki Watykanu, który wspierał działania zmierzające do obalenia komunizmu w Europie Wschodniej. Zbieg okoliczności, osób i miejsc sprawił, że powstał ten zaskakujący sojusz między USA a Watykanem. Dla nas oznaczał wybawienie, dla mieszkańców Ameryki Południowej – przekleństwo.
Jedną z ofiar polityki Wojtyły jest s. Ivone Gebara. Opowiedz proszę o niej.
– To jedna z najbardziej znanych w tej chwili na świecie zakonnic i myślicielka związana z teologią wyzwolenia. W szczytowym momencie swojej kariery, w latach osiemdziesiątych, kierowała wydziałem teologii w Recife najbardziej progresywnym uniwersytecie w całej Ameryce Łacińskiej, z którego wychodzili znani księża, ale też świetnie wykształceni świeccy teologowie. Kierowała nim w czasach, kiedy kobiety nie miały dostępu do tak zaszczytnych stanowisk w kościelnym świecie. Szybko dał się słyszeć krzyk konserwatywnych duchownych, którzy doprowadzili do odwołania s. Gabor, została zastępczynią dyrektora instytutu. Od tamtego czasu rozpoczęło się powolne jej piętnowanie i karanie za postępowe poglądy. Z czasem Watykan zaczął wytykać jej błędy teologiczne, musiała ponownie napisać doktorat. Na tym przykładzie widać doskonale, że ludzie Wojtyły na wszelkie możliwe sposoby potrafili uprzykrzyć innym życie.
Jakie były inne sposoby?
– Pozytywnym bohaterem rozdziału, którego akcja dzieje się w Kolumbii, jest ksiądz Federico Carrasquilla. Doktorat obronił w Rzymie, mógł robić w Kościele wielką karierę, wybrał jednak prace w biednych dzielnicach Medellin. To wystarczyło, by znaleźć się na czarnej liście arcybiskupa Lópeza Trujillo. Prześladował go przez całe życie, w końcu pozbawił parafii i środków do życia. I tak miał szczęście, bo niektórzy duchowni, którzy nie podobali się arcybiskupowi, w tajemniczych okolicznościach ginęli.
Podsumowując: Wojtyła jest słusznie uważany w Polsce za bohatera narodowego, szczególnie do 1989 roku, kiedy sprzyjał
opozycji demokratycznej. Na Zachodzie zdania co do jego roli są mocno podzielone. W dosyć zawężony sposób, nie zwracając uwagi na odmienny kontekst polityczny, traktował teologię wyzwolenia. W krajach afrykańskich, o czym nie powiedzieliśmy, zakazał używania prezerwatyw, co skutkuje do dzisiaj śmiercią wielu katolików. W Europie Zachodniej jego decyzje przyspieszyły w znaczący sposób procesy laicyzacyjne. Taki bilans przedstawiasz w książce i w naszej rozmowie.
– Tak. W Europie Zachodniej pontyfikat Karola Wojtyły jest opisywany jako rozczarowujący. W Ameryce Południowej przyjęto z ulgą wybór Jorge Bergolio na papieża. Mówisz tylko o epoce do 1989 roku, ale w latach 90., kiedy Watykan nie miał z kim walczyć, na tapecie pojawiła się nieco zapomniana narracja o „zgniłym Zachodzie”, opętanym seksem i zabijającym nienarodzone
Do „Solidarności” via Watykan miały trafić pieniądze wyłudzone chociażby przez o. Marciela Maciela od bogatych wdów, z handlu narkotykami w Kolumbii, czy interesów włoskiej mafii.
dzieci. To jedna strona medalu. O drugiej mało kto pamięta. Wojtyła zaczął w latach 90. Dość mocno krytykować kapitalizm. Wypowiada wówczas słowa, z którymi mogliby się zgodzić jego przeciwnicy z Ameryki Łacińskiej. Było jednak za późno, teologia wyzwolenia dogorywała, księża i biskupi usunięci z Kościoła przez Jana Pawła II pozostawali w cieniu. Papież nigdy nie miał ochoty rehabilitować tych osób, choć zaczął używać ich argumentacji. Co do Afryki, to nie możemy winić bezpośrednio papieża za miliony śmierci spowodowanych epidemią AIDS. Przyczyną bezpośrednią oczywiście był wirus HIV. Natomiast wielka ofensywa, jaką przeprowadzili ludzie Jana Pawła II w latach 80. przeciwko prezerwatywom i antykoncepcji, pośrednio przyczyniła się do rozprzestrzeniania się tej epidemii. Choć szef dykasterii ds. rodziny, który stał za szerzeniem tych wszystkich „mądrości”, jak podejrzewają niektórzy w Kolumbii i Watykanie, sam umarł na AIDS. Bo co do jego seksualnej rozwiązłości i tego, że sam nie używał prezerwatyw, nie ma wątpliwości.