PIS BEZ LISTY
Edward Jarmuziewicz rządził Adamówką od 1991 roku. Kolejną wygraną najpewniej miał w kieszeni. Mimo to zrezygnował.
To miał być prosty reportaż. Wyjazd do powiatu przeworskiego, w którym dotąd PiS rządził niepodzielnie. Jednak po wyborach samorządowych 7 kwietnia władzy nie utrzyma – z powodu błędu proceduralnego partia Kaczyńskiego nie zarejestrowała list kandydatów na radnych powiatowych w żadnym z czterech okręgów.
– Trzeba dotrzeć do osoby, która zawaliła, pogadać z tymi, którzy już wiedzą, że nie zostaną wybrani, oraz z wyborcami. Pewnie będą zawiedzeni – wyliczaliśmy podczas redakcyjnego zebrania.
Na miejscu okazało się, że sprawy nie są tak proste, jak wyglądały na pierwszy rzut oka, bohaterowie nie są jednoznaczni, jak mogłoby się wydawać.
„Z JAKIEŚ KOMITETU TRZEBA STARTOWAĆ”
Edward Jarmuziewicz, wójt Adamówki, jest jednym z najdłużej urzędujących wójtów w Polsce. Kiedy zaczynał w 1991 roku, miał 31 lat. Za nim osiem kadencji.
Przed budynkiem Urzędu Gminy w Adamówce stoją wielkie tablice informujące o inwestycjach z Polskiego Ładu. O budowie domu kultury, na który rząd PiS dał blisko 11 mln zł z Polskiego Ładu. O kompleksie lekkoatletycznym z boiskami sportowymi za 3,8 mln zł. O budowie linii kablowej niskiego napięcia i oświetlenia ulicznego za prawie 4,5 mln zł i rozbudowie sieci kanalizacyjnej z instalacją fotowoltaiczną – prawie 4,2 mln zł. Budynek domu kultury już stoi gotowy między urzędem a pobliską szkołą, otwarcie planowane jest w tym roku.
Edward Jarmuziewicz z uśmiechem przyjmuje nas w dużym, jasnym gabinecie, częstuje kawą i klaruje swoją politykę.
– Wójt absolutnie nie powinien należeć do żadnej partii. Z jakieś komitetu trzeba startować, najbezpieczniej z własnego, ale nawet jeśli z takiego z szyldem jakieś partii, to ludzie muszą wiedzieć, że po wyborach przychodzą do swojego wójta, a nie do działacza partyjnego. U nas kandydaci startowali z różnych komitetów, ale po wyborach nie było tego widać. O tym, jak głosowali, decydowały racje merytoryczne – mówi.
Jarmuziewicz przekonuje, że samorządowiec nie zawsze powinien słuchać wyborców.
– Bo powinien wiedzieć więcej i brać pod uwagę dobro ogółu, a nie poszczególnych grup mieszkańców. Jest po to, aby podejmować trudne decyzje. Za to właśnie mieszkańcy mu płacą. Dziś wielu samorządowców chce się przypodobać wyborcom, a to nie zawsze jest w interesie gminy – dodaje.
W zbliżających się wyborach wójt Jarmuziewicz postawił na jedną kartę. Zrezygnował z udziału w wyborach gminnych i zdecydował, że wystartuje do rady powiatu z list PiS. Podkreśla, że nigdy nie był członkiem partii, ale z poparciem PiS rządził w gminie i z PiS-em chciał iść do powiatu.
Tłumaczy, dlaczego tak postanowił: – To jak działa samorząd w gminie Adamówka, chciałem przenieść do powiatu, bo tam działy się rzeczy, które nie tylko mnie, ale i naszych mieszkańców przyprawiały o zgorszenie. To nie miało nic wspólnego z samorządnością. Najbardziej szokujące, że sami swoi nie potrafili się dogadać. Nastąpił rozłam. Jeśli w jakimś konflikcie bierze udział osoba, która rządzi, to jest za ten konflikt odpowiedzialna.
– Zresztą, potrafię też powiedzieć, czym byłem zgorszony za czasów rządów PiS-u, bo nie wszystko było tak, jak powinno być – dodaje.
ŻÓŁTA KARTKA
Wieść o tym, że PiS w swoim bastionie nie zarejestrował list kandydatów ani do gminy, ani do powiatu, rozniosła się po Adamówce. Zdecydowana większość tych, których o to pytam, już o tym słyszała. Kierowca rozwożący pieczywo z miejscowej piekarni: – Należy się im ostrzeżenie. Żółta kartka od wyborców!
Choć PiS w wyborach parlamentarnych w 2023 roku miał w powiecie przeworskim prawie 60 proc. poparcia, a w gminie Adamówka głosowało na tę partię jeszcze więcej, bo ponad 61,5 proc., wyborców, to ci, których spotykamy, albo rzeczywiście nie są ich wyborcami, albo wstydzą się do tego przyznać.
Para znajomych, z którymi rozmawiamy przed urzędem gminy, jest zgodna: – Rzeczywiście Lubelszczyzna i Podkarpacie to ich bastiony. Ale nas to nie zmartwiło, że nie zarejestrowali list, bo na nich nie głosowaliśmy i nie zamierzamy głosować. Starsza pani z torbą na kółkach, w drodze po zakupy: – Czytałam o tym w internecie, że PiS nie zarejestrował list. Ale ja na nich nie głosuję. W wyborach samorządowych głosuję na tych, których znam. To zupełnie co innego niż parlamentarne – mówi.
Małżeństwo na parkingu przed miejscowym sklepem pakuje piątkowe zakupy do zielonej dacii. Mężczyzna zżyma się: – Co to dzieci, że list nie potrafili zarejestrować? I dobrze, niech przyjdą inni. Może będą lepsi.
Ale są i tacy, których rozmowy o problemach lokalnej polityki denerwują. Bo mają własne, w których rozwiązaniu na pomoc lokalnej władzy liczyć nie mogą. Starsi państwo przyjechali do marketu małym motocyklem. Władza? Wybory? Wcale ich to nie obchodzi.
– Gmina budowała kanalizację. Zgodziłam się, by weszli na działkę. Wybudowali studzienkę, która cały czas wylewa. Mąż ma pretensje, że się zgodziłam, by weszli na działkę. Jest schorowany, ma 78 lat. Musi wstawać w nocy i wynosić wiadrami wodę. Już sił mu brakuje. Tej nocy wyniósł trzy wiadra. Kłócimy się, nasze małżeństwo wisi na włosku – opowiada kobieta ze łzami w oczach.
Czują się bezsilni i pozostawieni sami sobie.
– Cały dzień teraz trzeba pilnować wody. Nie pojedziemy do córki na święta, bo nie zostawimy domu. Ci, którzy to zrobili, nie poczuwają się do tego, by doprowadzić to do takiego stanu, jak było przed robotami. Nie wiem, gdzie szukać pomocy, ale tak tego nie zostawię – mówi kobieta. Wyborami głowy sobie nie zaprzątają.
WALKA O WŁADZĘ I ROZŁAM W PIS
W powiecie przeworskim rządził PiS, ale w trakcie kadencji doszło do rozłamu w klubie. Mówi się, że zaczęło się od odwołania z funkcji dyrektora lokalnego szpitala Grzegorza Jedynaka, prywatnie męża przewodniczącej rady powiatu Agnieszki Bukowej-Jedynak (PiS). Niedługo później starosta Bogusław Urban zgłosił prokuraturze, że Bukowa-Jedynak zleciła pobicie jego oraz jego zastępcy. Za pobicie starosty Urbana miała zaoferować 5 tys. zł, za wicestarostę Jacka Kierepkę – 2 tys. zł. Prokuratura sprawę umorzyła, a Bukowa-Jedynak wniosła sprawę z powództwa cywilnego o zniesławienie. Żąda przeprosin i wpłaty 10 tys. zł na wybraną przez siebie fundację.
Edward Jarmuziewicz postawił na samorząd powiatowy, aby porządkować bałagan po poprzednikach. Tyle że lista z 27 kandydatami PiS do rady powiatu przeworskiego nie została zarejestrowana – i to w żadnym z czterech okręgów. To oznacza, że porządki będą robić inni, a PiS nie wprowadzi do powiatu nikogo.
Nic nie dały odwołania do komisarza wyborczego i Państwowej Komisji Wyborczej. Obie instancje były nieugięte: osoba upoważniona do rejestracji list była jednocześnie pełnomocnikiem innego komitetu, a na to nie pozwala Kodeks wyborczy.
O swoją przyszłość Jarmuziewicz jest spokojny. – Ja sobie jakieś zajęcie znajdę. Mam nadzieję, że samorządu nie zostawię całkowicie. Mamy dużo inwestycji, które trzeba dokończyć. Jeżeli ktokolwiek zechce, by mu pomagać, to chętnie pomogę – deklaruje.
Martwi się natomiast o gminę. Lista z 15 kandydatami KWW PiS do rady gminy Adamówka z tych samych powodów co w powiecie nie została zarejestrowana. Siedmiu z tych kandydatów to obecni radni, wśród nich wieloletni przewodniczący rady.
Wybory w sześciu z 15 okręgów w ogóle się nie odbędą. Wyborcy nie mają kogo wybierać, zgłosiło się tam po jednym kandydacie.
– Gdyby błąd wychwycono wcześniej, byłaby możliwość uzupełnienia list. Ale nic się już nie da zrobić – mówi wójt.
Było olbrzymie zagrożenie, że także na stanowisko wójta będzie tylko jeden kandydat. Nie chodziło jednak o to, że mieszkańcy nie będą mieć wyboru, tylko że była to osoba przypadkowa, bez doświadczenia i kompetencji do sprawowania tej funkcji. W ostatniej chwili udało się zgłosić jeszcze jednego kandydata. Z PiS.
„DOJRZAŁA DEMOKRACJA LOKALNA”
To, że kandydat PiS znalazł się ostatecznie na listach innego komitetu, to zdaniem Jarmuziewicza dowód na dojrzałość demokracji w gminie Adamówka.
– Sądzę, że taka sytuacja nie byłaby możliwa nigdzie indziej – mówi i opowiada, jak to wyglądało: – Jako komitet PiS mieliśmy swojego kandydata na wójta – Jacka Kierepkę. Komitet, który nie był związany z nikim, a miał ośmiu kandydatów w sposób prawidłowy zgłoszonych do rady, wiedząc, że jest niepewna sytuacja w KWW PiS, zdecydował się zgłosić Jacka Kierepkę jako kandydata na wójta. Stało się to w poczuciu wielkiej odpowiedzialności za gminę – podkreśla Jarmuziewicz. Kierepka to wicestarosta przeworski, który wcześniej przez dwie kadencje był sekretarzem gminy w Adamówce, ma więc doświadczenie potrzebne na to stanowisko.
Choć lokalni politycy PiS próbują zrzucić winę za niezarejestrowane listy na komisję wyborczą, zarzucając jej „złą wolę”, Jarmuziewicz całą sytuację ocenia jednoznacznie: – Najgorzej, gdy nie potrafimy się przyznać do błędu. To, że nie można łączyć funkcji pełnomocnika z osobą upoważnioną z innego komitetu, jest ugruntowane w interpretacjach Państwowej Komisji Wyborczej od lat. Denerwuje mnie, kiedy ktoś próbuje robić z tego wielką politykę.
Z wysuniętej mocno na wschód Adamówki jedziemy do odległego o pół godziny jazdy autem Przeworska. Tam starostwo powiatowe mieści się w jednym budynku z urzędem miasta. Jak wszędzie: parking zastawiony ciasno samochodami. Równie ciasno wiszą wokół budynku banery wyborcze tych, którym listy udało się zarejestrować.
– To zwykły bałagan proceduralny, nieznajomość przepisów albo ignorancja – komentuje wpadkę PiS-u jeden z mieszkańców.
Do rady powiatu skutecznie udało się zarejestrować sześć komitetów. Dla tych kandydatów niezarejestrowane listy PiS to wielka szansa.
– Po ludzku żal mi tych ludzi, którzy chcieli startować, ale dla nas, komitetów lokalnych, to ogromna szansa, bo odpadł najmocniejszy gracz na naszym terenie. To zupełnie zmienia geografię polityczną: PiS-u nie będzie w samorządzie przez pięć lat. Po pięciu latach niebytu wrócić będzie bardzo trudno – mówi jeden z naszych rozmówców.
PiS jako jedyny chciał tu iść do wyborów pod szyldem tej partii. Na żadnej z pozostałych list zarejestrowanych w powiecie nie ma znanych partii politycznych, a przy nazwiskach kandydatów nie ma organizacji czy ugrupowań, które oficjalnie by ich popierały. Co nie znaczy, że nie ma tam członków partii. – Nasz komitet jest bezpartyjny, bez formalnego poparcia. Wyrastamy ze środowisk prawdziwie prawicowych, na naszych listach są ludzie, którzy należą tak jak ja do Konfederacji Korony Polskiej czy Nowej Nadziei albo sympatyzujący z nami – mówi Paweł Kuźma z KWW Front Prawicy Lokalnej „Polacy na swoim”.
Pukam do gabinetu starosty. Nie ma go. Jak zapowiadał poprzedniego dnia – bierze udział w międzynarodowej konferencji na temat kolejki wąskotorowej. Powiat dostał na jej modernizację 67 mln zł od podkarpackiego marszałka, wyremontował tory, poprawił stacje, kupił nowe wagoniki. Teraz w eleganckiej oranżerii Zespołu Pałacowo-Parkowego w Przeworsku urzędnicy dyskutują z zaproszonymi Anglikami i Francuzami, jak ten potencjał najlepiej wykorzystać.
Bogusław Urban, starosta przeworski, na którym spoczywa odpowiedzialność za wybory samorządowe w całym powiecie, wygląda na złamanego sytuacją.
– Jest mi przykro, że do takiej sytuacji doszło. Cóż innego mogę powiedzieć – rozkłada ręce.
Komentować sytuacji nie chce, tłumacząc, że do tej pory (rozmawiamy w piątek wczesnym popołudniem) nie miał czasu szczegółowo zapoznać się i przeanalizować stanowiska PKW. Zapowiada wystosowanie oficjalnego oświadczenia. Miał je przesłać w sobotę. Nie przesłał.
KTO JEST POSTACIĄ TRAGICZNĄ?
PiS w radzie powiatu przeworskiego rządził ostatnią kadencję, wcześniej trzy kolejne władza należała do koalicji PO-PSL. Przed kwietniowymi wyborami obecny starosta najpierw podjął decyzję, że będzie startował na burmistrza Kańczugi, i upoważnił do rejestracji list Andrzeja Ryznara. Ten zdążył zarejestrować listy w Kańczudze, kiedy Urban zmienił zdanie i zdecydował się jednak na kandydowanie do rady powiatu przeworskiego. Ale tu już rejestracja list okazała się niemożliwa, bo system komputerowy wychwycił błąd. Kodeks wyborczy nie pozwala, by osoba upoważniona do rejestracji list była jednocześnie pełnomocnikiem innego komitetu. Odwołania do komisarza wyborczego w Przemyślu i Państwowej Komisji Wyborczej nic nie dały.
Agnieszka Bukowa-Jedynak, niedawna koleżanka Urbana z klubu PiS, wraz z grupą radnych startuje do rady powiatu przeworskiego z list KWW Łączy Nas Powiat. Na profilu komitetu w mediach społecznościowych, wyjaśniają powody, dla których zdecydowali się zawiązać własny komitet: „Sytuacja w samorządzie powiatowym oparta jest bardzo często na oszustwie, kłamstwie, pomówieniach oraz braku akceptacji osób, które mają odmienne zdanie. Pragniemy to zmienić”.
Proszę ją o skomentowanie wpadki PiS przy rejestracji list.
– To skrajna nieodpowiedzialność i brak szacunku dla 27 kandydatów PiS i mieszkańców, wyborców naszego powiatu – mówi.
– Jak mówią tutaj, w Przeworsku: nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka. Starosta Bogusław Urban zarządzał powiatem przez konflikt, kadencję rozpoczął z większością w radzie i w zarządzie, ale nie potrafił tego utrzymać. Zarejestrowanie list wyborczych nie jest trudne, a starosta tego nie zrobił. Zastanawiam się, czy to z niewiedzy, czy z premedytacją. Bo przez ostatnie dwa lata walczył ze wszystkimi, którzy odważyli się mieć własne zdanie. To on, Bogusław Urban, rozbił PiS w powiecie przeworskim swoimi manipulacjami i brakiem zdolności do współpracy – mówi.
Ona sama ciągle jest w PiS, choć została zawieszona w prawach na wniosek Urbana. W nowej radzie głównego oponenta Bukowej-Jedynak, Bogusława Urbana, na pewno nie będzie.
– Kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada. Starosta Urban właśnie wpadł w taki dołek – kończy.
Dla radnego Zdzisława Doskocza, który do rady powiatu przeworskiego startował z list PSL, a teraz startuje z KWW Rozwój Powiatu Przeworskiego, Bogusław Urban to dramatyczna postać: – Jako starosta miał największy budżet. Ściągnął tu wszystkie pieniądze, jakie ściągnąć w tym czasie było można. Skorzystały na tym wszystkie gminy: od Adamówki po Jawornik, instytucje kultury, szkoły, kolejka wąskotorowa, muzeum, szpital. Zarabiał najmniej, bo większość związana z panią przewodniczącą ustaliła mu najniższe możliwe wynagrodzenie. A teraz przez ten błąd zostanie rozliczony przez górę – władze partii, że nie dopełnił swoich obowiązków i nie zarejestrował list, i dół – wyborców, którzy są rozgoryczeni tym, że nie będą mieli swoich przedstawicieli w radzie.