PRESJA NA PORODY NATURALNE
Szpital Specjalistyczny im. Falkiewicza na Brochowie we Wrocławiu sprawozdał do NFZ, że w latach 2018, 2019 i 2020 wykonał 9, 14 i 11 indukcji poronień, w 2021 r. po wyroku Trybunału Przyłębskiej – jedną, a później już żadnej.
Indukcja poronień to pojęcie szersze niż aborcja, bo obejmuje również usuwanie martwych płodów. NFZ nie gromadzi jednak danych dotyczących stricte terminacji ciąż. Skoro jednak w szpitalu po zmianie dyrekcji praktycznie nie było indukcji poronień, to aborcji także.
– Teraz w naszym szpitalu jest presja na porody naturalne. Wynika to z założenia, że nie ma co wykonywać cięć cesarskich, bo trzeba, by kobieta mogła więcej rodzić – mówi lekarka. – Wiadomo, że tych cięć nie może być nie wiadomo ile. Trzeba więc chronić pacjentki przed ich nadużywaniem, to słuszne podejście. Jednak są takie sytuacje, gdy tylko cięcie cesarskie może gwarantować to, że poród odbędzie się w miarę bezpiecznie i dla mamy, i dla dziecka. Przyjęto jednak w szpitalu system rozliczeń, który się nazywa KOC – koordynowana opieka nad kobietą w ciąży. NFZ lepiej płaci za porody, ale tylko wtedy, gdy odsetek cięć cesarskich wynosi poniżej 40 proc. Jest więc totalna presja, by te cięcia ograniczać, nawet tam, gdzie one powinny być, łącznie z podważaniem wskazań innych lekarzy.
KOC to część wprowadzonego przez rząd PiS programu kompleksowego wsparcia dla rodzin „Za życiem”. Gdy Najwyższa Izba Kontroli sprawdzała jego realizację, okazało się, że niewiele szpitali zdecydowało się, by do niego przystąpić. Ich dyrektorzy tłumaczyli m.in., że „szpitale z III stopniem referencyjności przyjmują najcięższe patologie ciąży i dążenie do obniżenie odsetka cesarskich cięć może stanowić zagrożenie dla zdrowia i życia kobiet i dzieci” – czytamy w raporcie NIK.