Czy habilitacja jest rzeczywiście źródłem zła dla polskiej nauki?
Naukowcy w Polsce podobno domagają się zniesienia obowiązkowej habilitacji jako wymogu dla zyskania samodzielności naukowej i „zastąpienia” jej wewnętrznym konkursem uczelnianym. Czy habilitacja jest źródłem zła? Czy hamuje ona polskich naukowców w rozwoju? Czy to ona nie wpuszcza polskich uniwersytetów do rankingów najlepszych globalnych ośrodków naukowych? Podanie do obiegu medialnego informacji o potrzebie zastąpienia habilitacji wewnętrznym konkursem uczelnianym wymaga komentarza. Diagnoza o mało zadowalającej kondycji nauki polskiej jest trafna. Pytanie tylko czy proponowany środek zaradczy, jakim jest skasowanie habilitacji, rzeczywiście jest jakimkolwiek środkiem zaradczym?
Z przeprowadzonych badań wynika, że w Polsce stosunkowo mało jest kobiet kontynuujących karierę naukową, a w Polsce jak wiadomo istnieje wymóg habilitacji. Inaczej jest w innych krajach, w których wymogu habilitacji nie ma, gdyż liczba kobiet kontynuujących karierę naukową jest znacznie większa. Wniosek z owych badań jest taki, że habilitacja powinna zostać zniesiona. Metodologia badań, do których udało mi się dotrzeć, polegała jedynie na porównaniu prostych danych statystycznych: ile kobiet po doktoracie kontynuuje karierę naukową w Polsce, a ile kobiet o takim samym statusie kontynuuje badanie naukowe za granicą. Teza, że winna jest tutaj habilitacja, bazująca jedynie na statystyce, jest dla mnie zbyt dużym uproszczeniem. Świat jest trochę bardziej skomplikowany. Mogą wchodzić w grę czynniki kulturowe (np. udział ojców w wychowaniu dzieci), czynniki socjalne (system wsparcia rodzin, dostępność żłobków przedszkoli), a także wiele innych okoliczności.
Niewątpliwie jest tak, że habilitacja – jako wymóg obowiązujący w Polsce – może być barierą dla uznanych zagranicznych naukowców poszukujących zatrudnienia na polskich uczelniach. Nie prowadziłem w tym zakresie jakichkolwiek badań naukowych ale postawiłbym dolary przeciwko orzechom, że większą barierą niż wymóg habilitacji jest niezadowalająca wysokość zarobków na polskich uczelniach i słabe perspektywy finansowania badań naukowych i ich późniejszej komercjalizacji. Nie jest również argumentem, że najlepsze uniwersytety z listy szanghajskiej nie kierują się wymogiem posiadania habilitacji. Przepraszam za swoją małostkowość i brak urozmaicenia w argumentacji ale warto popatrzeć jakie są nakłady na naukę w tamtych uczelniach i w polskich uczelniach. Można posłużyć się takim porównaniem: trudno jest grać na poziomie Realu Madryt z budżetem polskiej drużyny okręgowej.
Habilitacja w Polsce jest wynikiem pozytywnego przeprowadzenia procedury szczegółowej recenzji dorobku naukowego, a w praktyce monografii habilitacyjnej, przygotowanej po uprzedniej obronie doktoratu. Recenzje mają charakter merytoryczny, wykonywane są przez kilku wybitnych specjalistów z danej dziedziny wiedzy pochodzących z różnych ośrodków naukowych, wyznaczanych do tego zadania na szczeblu centralnym, to jest przez Radę Doskonałości Naukowej. W praktyce, monografia przygotowana jako rozprawa habilitacyjna, swoim poziomem naukowym musi znacznie przewyższać doktorat. Zwyczajem jest aby nie powielała ona tematyki badawczej doktoratu. Procedura habilitacyjna jest zatem „zewnętrzna”. Habilitant nie jest oceniany przez koleżanki czy kolegów ze swojej własnej uczelni nie tylko z tej przyczyny aby zapewnić transparentność procedury
(czy wprost: aby wykluczyć kumoterstwo). Otóż wysoka specjalizacja tematu powoduje potrzebę sięgnięcia po odpowiednich dla tego zadania ekspertów. Dla rzetelnej oceny tematu habilitacyjnego nawet największa i najlepsza uczelnia w Polsce zwykle nie ma wystarczającego zaplecza eksperckiego.
Zatem rozprawa habilitacyjna badana jest przez uznane przynajmniej ogólnokrajowe autorytety naukowe. Zadaniem habilitanta jest oczarowanie naukowe recenzentów rozmachem badań, nowatorskim ujęciem tematu, argumentację badawczą, wyciągniętymi wnioskami. Przygotowanie recenzji habilitacyjnej jest świętem naukowym także dla recenzenta. W przypadku słabszych rozpraw habilitacyjnych na naradach często dochodzi do burzliwych dyskusji nad losem wniosku habilitacyjnego, zwłaszcza jeżeli niektóre recenzje są negatywne, a inne umiarkowanie pozytywne. Są takie przypadki, że po pierwszych negatywnych recenzjach wnioskodawca cofa swój wniosek habilitacyjny. Innymi słowy następuje weryfikacja ambicji naukowych habilitanta z jego naukowymi możliwościami. Osoby które uzyskały pseudohabilitację w „rajach habilitacyjnych” traktowane są w środowisku naukowym z dużą rezerwą.
Doktorat jest procedurą „wewnętrzną” danej uczelni. Co prawda na recenzentów rozprawy doktorskiej wyznaczane są trzy osoby z innych uczelni ale kandydatów na recenzentów w zasadzie wskazuje promotor pracy doktorskiej i najczęściej wybór ten jest akceptowanym przez uczelnię, w której prowadzony jest przewód doktorski. Kryteria dla pozytywnej recenzji doktoratu – co wynika zarówno z ustawy jak i z praktyki- są o wiele niższe niż przy habilitacji. Wiele osób, które broni doktorat z góry nie zakłada dalszej kariery naukowej.
Skasowanie habilitacji byłoby zatem dramatycznym obniżeniem progu jakościowego kadry w nauce polskiej, która już i tak nie przyciąga do siebie wysokością zarobków. Obawiam się, że samo skasowanie habilitacji nie przyniesie żadnego skoku jakościowego polskich uniwersytetów. Nie ma tłumu chętnych światowej klasy naukowców, którym wyłącznie habilitacja przeszkadza prowadzenie badań w Polsce. Czynnikiem rozwoju, na obecnym etapie, nie jest obniżenie jakości systemu weryfikacyjnego ale odpowiednie zwiększenie finansowania nauki polskiej.
Sformułowanie, że habilitacja powinna być „zastąpiona” wewnętrznym konkursem uczelnianym to jakiś smutny żart. Po pierwsze, środowisko akademickie w niemałej części jeszcze nie odrzuciło feudalnego modelu funkcjonowania kadrowego uczelni. Tytuł profesora nie oznacza, że jego depozytariusz to wzór cnót moralnych całkowicie wolny jest od małostkowości. Ubieranie człowieka w królewskie (sztuczne) gronostaje, tytułowanie „Magnificencją”, wymalowanie portretu i powieszenie na ścianie może łatwo nauczyć miłości samego siebie.
Podobnej presji poddawany jest każdy pracownik naukowy. Innymi słowy awans naukowy pozostawiony czysto wewnętrznym decyzjom danej uczelni bynajmniej nie daje gwarancji, że promocje naukowe uzyskają wyłącznie ci obiektywnie najlepsi. Po drugie, środowisko akademickie w Polsce stoi przed koniecznością wyjaśnienia tego, co nazywa się „aferą Collegium H.”. Ujawniony proceder symonii w przyznawaniu dyplomów oznacza, że im więcej będzie transparentnych procedur zewnętrznych, z udziałem przynajmniej ogólnopolskich specjalistów zaangażowanych w ocenę merytoryczną danej osoby, tym będzie lepiej dla nauki. Kupczenie dyplomami rodzi pytanie czy całe środowisko naukowe w Polsce jest wystarczająco dojrzałe do obniżenia standardów awansu naukowego?
W obecnych warunkach obniżenie poziomu awansu naukowego, wydaje się być drogą donikąd. To temat zastępczy. Potrzebne jest raczej lepsze finansowanie nauki. Obecnie Narodowe Centrum nauki finansuje jedynie jakieś 10 proc. wpływających wniosków. Zarobki pracowników naukowych nie zachęcają do pozostania na uczelni. Oczywistej reformy wymagają zasady ewaluacji uczelni. Do dyskusji nad zniesieniem habilitacji warto powrócić dopiero po zapewnieniu odpowiednich standardów finansowania nauki.
Obniżenie poziomu awansu naukowego, wydaje się być drogą donikąd. Potrzebne jest lepsze finansowanie nauki. Zarobki pracowników naukowych nie zachęcają do pozostania na uczelni