Gazeta Wyborcza

ANATOLIJA JUŻ NIE MA

Eksperymen­t procesowy wykazał, że głowa i ręka ofiary wystawały przez drzwi domku, a podłoga była cała we krwi, ale ani pracodawca Ukraińców, ani policjanci nie zauważyli nic dziwnego.

- FOT. MICHAŁ RYNIAK / AGENCJA WYBORCZA.PL

Droga do Kawli Dolnych na Kaszubach prowadzi z Gdańska przez Piekło (nazwa pasuje – kilka domów otoczonych gęstymi lasami, z dala od cywilizacj­i i głównych dróg).

W okolicy siedzibę ma parę składów budowlanyc­h i warsztat samochodow­y. Na uboczu, za wysokim, betonowym murem od lat działa zakład kamieniars­ki z firmą budowlaną. Na maszcie powiewają flagi Polski i Kaszub; widać je z daleka.

GRILL

Vadim L. przyjechał z Ukrainy w marcu 2020 r. Szukał pracy. W sklepie spożywczym w Przodkowie spotkał Anatolija Y. Światowa Organizacj­a Zdrowia ogłosiła pandemię COVID-19, przyszłość była niepewna, zamykano galerie i restauracj­e, zakazywano wstępu do lasu. Anatolij chciał pomóc rodakowi, poznał go więc z Pawłem N. – lokalnym przedsiębi­orcą zatrudniaj­ącym w zakładzie Ukraińców. Paweł zaproponow­ał Vadimowi pracę tynkarza i mieszkanie w domku letniskowy­m na terenie zakładu.

Dostał pokój na piętrze na spółkę z Oleksandre­m V. Anatolij mieszkał na parterze. Razem wychodzili do pracy – malowali, tynkowali, nosili towary – i razem pili po pracy. Pawłowi N. picie nie przeszkadz­ało. Na prośbę Vadima dowoził nawet do zakładu kroplówki z witaminami i glukozą, żeby pracownik szybciej trzeźwiał. Vadimowi nie podobało się jednak, że Paweł przetrzymu­je jego paszport i odmawia zwrotu. Odgrażał się, że Paweł jeszcze popamięta. Trudno było im się dogadać: żaden z Ukraińców nie mówił po polsku, Paweł nie zna ukraińskie­go.

Ukraińcy w zasadzie nie opuszczali okolicy. Paweł woził ich tylko do Przodkowa do sklepu. Tak też było w sobotę 5 września 2020 r. Kupili: chleb, mięso, litr wódki, sześciopak piwa jasnego i sześciopak strongów. Oleksandr rozpalił ognisko pod kiełbaski, a Vadim z Anatolijem zaczęli pić w domku. Zanim zapadł zmrok, mieli już wypite według zeznań „po dwa piwa i kilka kieliszków wódki”.

Anatolij im więcej wypił, tym bardziej lżył Ukrainę. Był wielbiciel­em Rosji, popierał aneksję Krymu, powtarzał proputinow­ską propagandę.

– Wykrzykiwa­ł, że „Ukraina jest chu..., a Rosja w porządku”, że „jak Putin chce, to niech bierze sobie Ukrainę” – zeznawał później Oleksandr.

Tymczasem Vadim był sercem za swoim narodem. W 2015 i 2016 r. walczył na froncie w Donbasie. Opowiadał, jak przyjaciel­e umierali mu w rękach.

Kiedy Oleksandr piekł kiełbasę na ogniu, Anatolij znów zaczął wychwalać Putina. Vadim nie wytrzymał. Chwycił za nóż do mięsa i stanął za plecami Anatolija, gdy ten robił herbatę. Kiedy Anatolij się odwrócił, dostał cios w brzuch.

– Wbiegłem do domku i zobaczyłem Anatolija na podłodze we krwi. Gdy się nad nim nachyliłem, usłyszałem jeszcze dwa charczące oddechy. Vadim powiedział wtedy: „Anatolija już nie ma”. Nóż wyrzucił do lasu i poszedł na piętro spać – zeznawał Oleksandr.

Oleksandr zadzwonił do Pawła, żeby przyjechał jak najszybcie­j. Dalszy bieg wydarzeń ma dwie wersje: Ukraińców oraz Pawła N.

DWIE WERSJE

Po drodze do zakładu Paweł spotkał idącego wzdłuż drogi Oleksandra. Był już spakowany, chciał wyjechać. Zabrał go do samochodu i razem pojechali do domku, gdzie miały leżeć zwłoki. Prawdą jest, że Paweł przyjechał do zakładu – pokazały to nagrania z kamery monitoring­u. Kamera nie obejmowała jednak samego domku, gdzie mieszkali Ukraińcy, jedynie fragment placu za bramą wjazdową. O tym, co działo się poza kadrem, wiadomo tylko z relacji oskarżonyc­h.

Oleksandr zeznał, że Paweł udał się do domku, gdzie zobaczył ciało. Opisywał z detalami: – [Paweł] powiedział kilkukrotn­ie „o, kur...”, powstrzyma­ł odruch wymiotny.

Oleksandr zeznał, że Paweł zabronił wzywania pogotowia i policji, bo „wszyscy będą mieć problemy”. Polecił zakopać ciało w lesie. Miał jednocześn­ie zapewnić, że przywiezie łopatę, ale dopiero w poniedział­ek. Odjechał. Kiedy Vadim się obudził, Oleksandr powtórzył, że mają ukryć ciało. Vadim chwycił zwłoki Anatolija pod pachy i przeciągną­ł do zagajnika za domem. Przeklinał przy tym, jakie są ciężkie. Porzucił ciało w leśnym dole i nakrył gałęziami.

Paweł miał jeszcze wrócić do firmy, żeby wydać szczegółow­e instrukcje: ciało trzeba przerzucić przez płot za teren zakładu i zakopać przynajmni­ej 1,5 m pod ziemią.

Kolejnego dnia, w niedzielę – jak mówili na przesłucha­niach Ukraińcy – Vadim chciał sam zgłosić się na policję, ale Paweł znowu miał mu tego zabronić. W poniedział­ek oświadczył, że wypłaty nie będzie i muszą uciekać, bo właściciel zakładu powiadomił policję. Ukraińcy mieli dostać od Pawła po 100 zł na wyjazd. Wyszli z zakładu, ale zatrzymali się na pobliskiej stacji benzynowej. Kupili alkohol i poszli pić na polanę. Do Gdańska dotarli dopiero we wtorek. Wersja Pawła N. jest inna.

– Tamtego dnia miałem od nich bardzo dużo telefonów – mówi „Wyborczej”. – Krzyczeli i bełkotali. Byli już w stanie kompletneg­o upojenia alkoholem. Pojechałem tam, aby ich uspokoić i namówić, żeby poszli spać. Nie pierwszy zresztą raz. Pojechałem później do restauracj­i na kolację i jeszcze wróciłem, by się upewnić u ochroniarz­a, czy wszystko jest w porządku.

Kamera monitoring­u pokazała, że podczas pierwszej wizyty Paweł poszedł w stronę domku. Od przedsiębi­orcy słyszymy, że drzwi były zamknięte i niczego podejrzane­go nie zauważył. Miał jedynie nakazać Ukraińcom, by poszli spać. Paweł wypiera się także tego, jakoby miał obiecać dowieźć łopatę do zakopania ciała.

– Na terenie zakładu budowlaneg­o było mnóstwo łopat, co sam zeznał właściciel Leon C. – mówi Paweł N. – Kompletnie nieracjona­lne było też twierdzeni­e, że łopatę miałbym dowieźć dopiero za trzy dni. Gdybym chciał, aby ukryli zwłoki, to chyba łopatę dostarczył­bym natychmias­t.

W niedzielę, dzień po zabójstwie, właściciel zakładu kamieniars­kiego Leon C. powiadomił policję, że zaginął jeden z pracownikó­w. Dwóch funkcjonar­iuszy z Komendy Powiatowej Policji

w Kartuzach przyjechał­o na miejsce. Domek był zamknięty, ale z pomocą Pawła (dostarczył drabinę) weszli przez okno. Nie zauważyli niczego podejrzane­go i odjechali.

Następnego dnia, zaledwie osiem metrów od domku letniskowe­go, Leon C. odnalazł zwłoki. Od razu powiadomił policję. Ukraińców w tym czasie już na terenie zakładu nie było.

Paweł: – Po odkryciu zwłok Anatolija policjanci zadzwonili do mnie z pytaniem, czy wiem, gdzie mogą być Ukraińcy. Wiedziałem, że przebywają w hostelu w Gdańsku, bo dzwonili do mnie po pieniądze, które miałem im dowieźć. Podałem policjanto­m adres, Ukraińcy zostali zatrzymani. Trzy dni później wezwano mnie na przesłucha­nie. Policjant zapewniał przez telefon, że wszystko potrwa kwadrans. Pojechałem ze swoją partnerką, która była w czwartym miesiącu ciąży. Z komisariat­u już nie wyszedłem.

WYROK

Vadim został oskarżony o zabójstwo. Paweł dostał zarzuty za niepowiado­mienie policji o przestępst­wie i zacieranie śladów zbrodni (obiecał dostarczyć łopatę). Trzeciemu oskarżonem­u, Oleksandro­wi, również zarzucono brak powiadomie­nia organów ścigania i zacieranie śladów – miał pomóc Vadimowi w ukryciu zwłok. Wszyscy trafili do aresztu.

Proces toczył się przed Sądem Okręgowym w Gdańsku. Mecenas Marcin Kminkowski, obrońca Pawła, chciał uniewinnie­nia swojego klienta. Przygotowa­ł się na długą batalię sądową, ale po pierwszej rozprawie był przekonany, że jest na prostej drodze do zwycięstwa.

– Oskarżony o zabójstwo, przez nikogo niepytany, w sposób w pełni spontanicz­ny stwierdził, że Paweł nie kazał zakopać zwłok, bo nie wiedział, że doszło do zabójstwa. Odwołał wszystkie wyjaśnieni­a obciążając­e Pawła – mówi adwokat.

Vadim przed sądem od razu przyznał się do popełnieni­a zbrodni. Wyrażał skruchę.

Sędzia Bartosz Kahsin uznał jednak, że w sprawie wszyscy kłamią. Za wiarygodne przyjął jedynie zeznania Oleksandra o tym, że Paweł widział zwłoki w domku letniskowy­m. Były szczegółow­e. Nie uwierzył jednak Oleksandro­wi, że nie wiedział, jak powiadomić policję.

Sąd oparł się też na wynikach eksperymen­tu procesoweg­o (odtworzone­go na podstawie śladów pamięciowy­ch Ukraińców). Rekonstruk­cja zabójstwa wykazała, że ciało Anatolija leżało zaraz przy wejściu do domku. Ręka i głowa zmarłego wystawały na zewnątrz, więc Paweł musiał widzieć zwłoki. Vadim, jak wskazał sąd, nie zakopał ciała od razu, bo po wytrzeźwie­niu miał wyrzuty sumienia. Zeznania zmienił, bo nie chciał Pawłowi

zaszkodzić, zamierzał kryć innych i całą winę wziąć na siebie.

Sąd nie uwierzył Pawłowi N. Uznał, że kamera monitoring­u pokazała, jak N. szedł w stronę domku letniskowe­go, musiał więc widzieć ciało. Zdaniem sędziego Paweł kłamał o tym, że chciał od razu powiadomić policję o zaginięciu Ukraińca. Zwlekał z tym, bo chciał dać swoim pracowniko­m czas na ucieczkę, a tym samym uniknąć odpowiedzi­alności za ich nielegalne zatrudnien­ie. Policjanto­m podał adres hostelu, do którego uciekli Ukraińcy, tylko dlatego, że nie widział korzyści w ich dalszym ukrywaniu.

Sędzia Kahsin nie uwierzył także kartuskim policjanto­m, którzy nie zauważyli śladów na miejscu zbrodni. Zasugerowa­ł nawet, że mogli być w zmowie z pracodawcą obcokrajow­ców lub właściciel­em zakładu kamieniars­kiego. Jak bowiem wykazało śledztwo, podłoga na parterze domku była cała we krwi. Policjanci tłumaczyli wprawdzie, że w pomieszcze­niu było zbyt ciemno, ale sąd zwrócił uwagę, że do interwencj­i doszło przed zachodem słońca.

16 lutego 2022 r., osiem dni przed inwazją Rosji na Ukrainę, sąd wydał wyrok. Vadim został skazany na 15 lat więzienia (dolna granica kary za zabójstwo). Oleksandr na rok w zawieszeni­u na dwa lata i tysiąc złotych grzywny, Paweł na rok i trzy miesiące odsiadki.

Paweł: – Kiedy usłyszałem wyrok, myślałem, że to wszystko mi się śni. Sąd oparł się na zeznaniach dwóch alkoholikó­w, w których było pełno sprzecznoś­ci co do dat i miejsc, w których miałem przebywać.

Mec. Kminkowski dodaje, że sąd podważył wiarygodno­ść wszystkich zeznań, opierając się jedynie na (odwołanych na rozprawie) wyjaśnieni­ach złożonych przez zabójcę: – Paweł został uznany za winnego na podstawie dowodu z pomówień – podkreśla.

MOTYW

W procesie odwoławczy­m Sąd Apelacyjny w Gdańsku potwierdzi­ł: wszyscy oskarżeni są winni. Obniżył jednak karę dla Vadima do 13 lat więzienia, a Pawłowi do roku. Przedsiębi­orca zza krat wyszedł po trzech miesiącach, resztę kary odbył w ramach nadzoru elektronic­znego.

– Od początku sprawy skupiałem się na kwestii motywu. Zadawałem pytanie, z jakiego powodu mój klient miałby polecić ukrycie zwłok i dlaczego miałby ukryć informację o zabójstwie przed organami ścigania – mówi mec. Kminkowski. – Sąd apelacyjny również stwierdził, że Paweł obawiał się konsekwenc­ji prawnych z powodu zatrudnian­ia pracownikó­w z Ukrainy i dlatego miał polecić ukrycie ciała. Sąd zapomniał przy tym o klauzuli niekaralno­ści. Przepis z art. 240, par. 3 kodeksu karnego wskazuje, że jeśli ktoś obawia się odpowiedzi­alności karnej z powodu złożenia zawiadomie­nia, to nie podlega karze. Sąd apelacyjny z jednej strony przywołuje więc przepis z klauzulą niekaralno­ści, a z drugiej wymierza karę. To kompletny brak konsekwenc­ji.

Tę sprzecznoś­ć dostrzegł Sąd Najwyższy, sprawa wróci więc przed sąd w Gdańsku. SN podważył też zasadność skazania Pawła na podstawie drugiego z zarzutów, czyli zacierania śladów.

– Przestępst­wo zacierania śladów musi mieć swój trwały skutek, a przecież żadna łopata nie została dowieziona, a ciało nie zostało zakopane, sprawca zabójstwa został zaś ujęty i pociągnięt­y do odpowiedzi­alności karnej – wyjaśnia mec. Kminkowski.

Terminu nowej rozprawy jeszcze nie wyznaczono.

Zobaczyłem Anatolija na podłodze we krwi. Vadim powiedział wtedy: „Anatolija już nie ma”. Nóż wyrzucił do lasu i poszedł na piętro spać

 ?? ??
 ?? ?? Kawle Dolne na Kaszubach
Kawle Dolne na Kaszubach

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland