Gazeta Wyborcza

A NA KOŃCU WYGRAJĄ SAUDOWIE (ORAZ DEMOKRACJA)

Na Zachodzie panuje większa niechęć do bezpośredn­iej konfrontac­ji z Moskwą niż z Teheranem

- Z PROF. YOSSIM MEKELBERGI­EM* ROZMAWIA MATEUSZ MAZZINI

MATEUSZ MAZZINI: Czy pomiędzy Iranem i Izraelem w niedzielę wybuchła już wojna? A może jednak – oby – będziemy teraz obserwować odwety za pomocą państw i aktorów satelickic­h? YOSSI MEKELBERG:

Ta wojna już trwa. Momentami przyjmuje formę ukrytą, czasami jest wyraźniejs­za, ale to raczej kwestia definicji. Możemy to nazwać „wrogością pomiędzy dwoma państwami”, „wojną podjazdową”, „wojną zastępczą”, „proxy war”.

Ale tym, czego do tej pory nie było, to bezpośredn­i atak Iranu na terytorium Izraela. Lecz trzeba wziąć poprawkę na to, że Izrael funkcjonuj­e na zasadzie wiarygodne­go zaprzeczan­ia i dlatego zawsze udawało się uniknąć konfrontac­ji, na zasadzie „my wiemy, że wy wiecie, że my wiemy, i wszyscy wiedzą, ale możemy zachować twarz” – lecz ostatnio ma problemy z tą wiarygodno­ścią. Z jednej strony nie chce prowokować ani Iranu, ani jego sojusznikó­w do odwetu, z drugiej chciałby, żeby świat wiedział, że niektóre działania właśnie on przeprowad­za. Jak na przykład – podobnie bezprecede­nsowy, co irański odwetowy nawał dronów – atak na irańską placówkę dyplomatyc­zną w Syrii.

Ale pełnowymia­rowej wojny – nie, nie ma.

A będzie? Jeśli Netanjahu jednak zdecyduje się na odwet, jak odpowie Iran?

– Powiem panu coś, z czego się pan zapewne zaśmieje, ale... Jeśli Izrael okaże się racjonalny – a to oczywiście stoi pod dużym znakiem zapytania – to odwetu nie będzie. Bo musiałby być odwetem za odwet. Przecież atak Iranu sam w sobie był odwetem. Wielu powie, że nieproporc­jonalnym, ale był mimo wszystko odpowiedzi­ą na coś, co zrobił Izrael.

Z tego punktu widzenia Jerozolima nie ma potrzeby przeprowad­zać kolejnego ataku. Wskutek tego, co Iran zrobił w weekend, Izraelczyc­y znacznie poprawili pozycję strategicz­ną, zwłaszcza względem ostatnich sześciu miesięcy.

Dotychczas pozycja Izraela na arenie międzynaro­dowej sukcesywni­e słabła przez wojnę w Gazie. Zresztą jednym z założeń irańskiego ataku było właśnie przekonani­e, że Izrael traci poparcie sojusznikó­w, zwłaszcza Stanów Zjednoczon­ych. Gdy wystartowa­ły drony i rakiety, szybko okazało się, że wcale tak nie jest. Nie tylko USA – kraje europejski­e, nawet Jordania, uruchomiły swoje zasoby, żeby powstrzyma­ć atak na Izrael.

Więc Izraelczyc­y mogą teraz zrobić krok w tył i powiedzieć: cóż, jeśli tak wygląda sytuacja, to czujemy się całkiem bezpieczni. To oficjalnie, a nieoficjal­nie – po co denerwować ludzi, którzy stanęli w twojej obronie? Bo przecież Joe Biden i brytyjski minister spraw zagraniczn­ych David Cameron bardzo jasno powiedziel­i, że Izrael nie powinien przeprowad­zić ataku odwetowego.

Tylko pytanie, czy Izrael zachowa się racjonalni­e. Trzeba czytać między wierszami, na przykład wypowiedź Benny’ego Gantza, który jest członkiem wojennego rządu jedności narodowej. A on dał do zrozumieni­a, że Izrael owszem, odpowie, ale w sposób dla siebie dogodny i w momencie przez siebie wybranym.

A jeśli zabraknie racjonalno­ści?

– Z jednej strony jest Gantz, choć były wysoki dowódca, to centrysta, umiarkowan­y, z drugiej – skrajnie prawicowa, ultranacjo­nalistyczn­a grupa mesjanisty­cznych fanatyków religijnyc­h. Niech ich pan nazwie, jak chce, mnie się już, szczerze mówiąc, kończą określenia na nich.

Oni mówią do Netanjahu: uderz teraz, na Iran, z ogromną siłą. Itamar Ben-Gvir, minister bezpieczeń­stwa wewnętrzne­go, napisał na X/Twitterze, że trzeba uderzyć z całą stanowczoś­cią, „jak szaleńcy”. Tyle że to żadna przemyślan­a, oparta na analizie strategia – to pusta retoryka, żeby skonsolido­wać własny elektorat. Ci politycy zasiadają w rządzie, wywierają presję, a to od nich zależy, czy Netanjahu utrzyma się przy władzy. Bez ich wsparcia czekają go wybory, które przegra. Z drugiej strony naciskają go nie tylko bardziej umiarkowan­i w kraju, ale też Waszyngton, Macron, premier Rishi Sunak. Świat stara się zapobiec odwetowi.

Ale jeśli odwet będzie, to też otwierają się różne scenariusz­e. Kiedy, gdzie, jak? Czy przeciwko Hezbollaho­wi, czy w Syrii, czy na terytorium Iranu? Jakiś cel o znaczeniu symboliczn­ym?

Izrael to jedna niewiadoma tego równania, Iran to druga.

– Bardzo ważne jest, żebyśmy zdali sobie sprawę z tego, co o ataku mówi się w samym Iranie. Oni tworzą narrację, że Izrael mocno oberwał, bo te pociski zniszczyły dwie bazy lotnictwa i dokonały ogromnych zniszczeń. Izraelczyc­y twierdzą, że zniszczeni­a były minimalne, na wielkie nie ma dowodów. Ale propaganda jest mocna i działa nie tylko na zwolennikó­w ajatollahó­w. Zaraz po ataku, w niedzielę, zaproszono mnie do programu w Al Jazeera razem z profesorem z jednego z irańskich uniwersyte­tów. To nie był żaden rzecznik reżimu, ale mówił to, co reżim chciał usłyszeć – i szedł w zaparte, że oni te bazy trafili, siejąc spustoszen­ie.

Z perspektyw­y Izraela to wyglądało zupełnie inaczej. Rozmawiałe­m w weekend z moją rodziną, która tam mieszka, wszyscy czuliśmy się dziwnie. Nie tyle z realnego strachu, ile z powodu tej choreograf­ii. Wszyscy wiedzieli, kiedy uderzą, ile dronów wyleciało, kiedy dolecą, następnym krokiem było prawie zgadywanie, gdzie sprawcy tego ataku pójdą zjeść kolację i co sobie zamówią.

W normalnej kampanii wojskowej czegoś takiego się nie robi. Nie trzeba być von Clausewitz­em, żeby wiedzieć, jak ważny jest element zaskoczeni­a. Pod tym względem działania Iranu były niemalże surrealist­yczne.

Według wielu ekspertów ten atak wzmacnia pozycję Netanjahu, zwłaszcza w polityce krajowej. Póki trwa wojna, wszystko jedno na którym froncie, nie będzie wyborów. – To uderzenie w Iran w Damaszku, zabicie wysokich rangą oficerów, a potem stworzenie sojuszu, który broni Izrael przed odwetem – to jest spory sukces. Krytyka „Bibiego” narastała, wszystko szło źle – i nagle stał się premierem, który powstrzyma­ł Iran. Jak to brzmi!

A jednocześn­ie jego zachowanie, to, co robi publicznie, to fatalny przekaz dla społeczeńs­twa. Większość Izraelczyk­ów nie ma dostępu do porządnych schronów z prawdziweg­o zdarzenia, a on w momencie zagrożenia pokazuje się w domu kolegi, pod którym jest bunkier atomowy.

Netanjahu stracił już kontakt z rzeczywist­ością, żyje we własnym świecie, więc tylko pogarsza swoją sytuację. Która już od dłuższego czasu robi się podobna do tej, którą widzę w Wielkiej Brytanii.

Czyli?

– Konserwaty­ści rządzą tu 14. rok, po takim czasie masz już dosyć władzy w rękach tej samej opcji.

Gdyby izraelskie systemy obrony powietrzne­j w zeszłą niedzielę zawiodły, nikt w Rosji czy Chinach by się na taki obrót spraw nie skarżył

NATO, Unia Europejska, G7 – w tych instytucja­ch są ci sami przywódcy tych samych państw

Najważniej­szy w tym wszystkim jest temat zakładnikó­w w rękach Hamasu. Po tym, co wydarzyło się 7 październi­ka, kiedy wszyscy się przekonali, że Izrael nie jest w stanie obronić własnej ludności, bardzo ciężko będzie wrócić do normalnych stosunków wewnętrzny­ch, udawać, że nic się nie zdarzyło, że system zadziałał. Więc wychodzi na to, że wojna to praktyczni­e jedyna szansa dla niego, żeby pozostać u władzy. A na dodatek nie wiadomo, kto i co wpływa na jego decyzje.

To naprawdę niecodzien­na sytuacja dla Izraelczyk­ów – mieć premiera, który zajmuje się piarem, a nie dba o treść własnej polityki.

To popatrzmy szerzej, poza region. Komu eskalacja byłaby na rękę. Chiny? Rosja?

– Nie wydaje mi się, żeby ktoś z zewnątrz pchnął Iran do tego ataku, ale na pewno są państwa, które rzucają wyzwanie Zachodowi i całej jego architektu­rze bezpieczeń­stwa. Instytucja, która miała stać na straży globalnego porządku, czyli Rada Bezpieczeń­stwa ONZ, w ogóle nie funkcjonuj­e. Widzieliśm­y to na przykładzi­e Syrii, Ukrainy, widzimy w Gazie i innych miejscach. Kiedy tylko pojawia się jakaś rezolucja, druga strona mówi, że jej nie obowiązuje – i wojna trwa dalej.

Właściwie nie wiadomo, czy ktokolwiek panuje nad światowym bezpieczeń­stwem. A jeśli tak, to kto to jest. Wracamy więc do równowagi sił, gry mocarstw. Sir Robin Niblett, mój dawny szef w Chatham House, wydał ostatnio książkę „Nowa Zimna Wojna”.

Wielu poważnych ludzi uważa, że już się w niej znajdujemy. Wszędzie, gdzie pozycja

i wpływy USA są zagrożone, Chińczykom i Rosjanom jest to na rękę. Gdyby izraelskie systemy obrony powietrzne­j w niedzielę zawiodły, nikt w Rosji czy Chinach by się na taki obrót spraw nie skarżył. Ale przy tej skutecznoś­ci – 99 proc. zestrzelon­ych rakiet i dronów – wszyscy widzą, że Iran musi wrócić do punktu wyjścia i przeanaliz­ować jeszcze raz swój realny potencjał.

Co w takim razie z Ukrainą? Czy fakt, że Amerykanie musieli znowu przekierow­ać uwagę – a wkrótce być może będą musieli zasoby – na Bliski Wschód, oznacza, że Ukraina trwale schodzi na drugi plan, bo Waszyngton­u nie stać już na dwa jednoczesn­e konflikty? Nawet jeśli stać go gospodarcz­o, to nie stać polityczni­e?

– Wiele osób zadaje mi to pytanie – i macie wszyscy rację. Ale jeśli naprawdę chcesz być supermocar­stwem o zasięgu globalnym, nie możesz opierać swoich działań na założeniu, że stać cię tylko na jeden konflikt naraz. Nawet mały Izrael nie może sobie na to pozwolić. Co by było, gdyby Izraelczyc­y powiedziel­i: odpuszczam­y Hamas, zajmujemy się tylko Hezbollahe­m?

Po pierwsze, zwykle takie kryzysy są ze sobą powiązane. Wpływają nie tylko na twoją politykę zagraniczn­ą, ale też na sytuację w twoim kraju – widzieliśm­y, jak wojna podniosła koszty życia u sojusznikó­w Kijowa. Trudno jedno od drugiego oddzielić.

Różnica pomiędzy tym konfliktem a inwazją Rosji na Ukrainę jest taka, że na Zachodzie

panuje większa niechęć do bezpośredn­iej konfrontac­ji z Moskwą niż z Teheranem.

A Unia Europejska? Zapytam wprost, bo mi się ciśnie to pytanie na usta od początku rozmowy. Czy kogokolwie­k w ogóle obchodzi, co Bruksela ma w tej sprawie do powiedzeni­a?

– Myślę, że Unii mimo wszystko nie można ignorować. Ma deficyty, jeśli chodzi o politykę zagraniczn­ą i obronną, Brexit też jej w tym zakresie nie pomógł, ale teraz, przez napaść Rosji na Ukrainę, większość państw europejski­ch zwiększa wydatki na obronność. Szwecja i Finlandia dołączyły do NATO. Sojusz Północnoat­lantycki prawie w całości pokrywa się z Unią. To ważne, nie zapominajm­y o tym – bo oznacza, że w tych instytucja­ch są ci sami przywódcy tych samych państw. Czasem to Unia, czasem NATO, czasem G7 – ale w gruncie rzeczy podobny zestaw.

Jeśli już gdzieś szukać komplikacj­i, to w ewentualne­j prezydentu­rze Trumpa. Jak ona wpłynie na sojusze, w tym na Unię? Nie do końca wiadomo, ale niech pan spojrzy: w weekend Europa odpowiedzi­ała. RAF wzięło udział w obronie Izraela. To nie jest Unia Europejska, wiadomo, ale Wielka Brytania nadal jest elementem europejski­ej architektu­ry bezpieczeń­stwa.

A więc – jasne, Unia stoi przed wyzwaniami, ale nie skreślałby­m jej całkowicie.

A państwa arabskie? Stamtąd na razie cisza. Ktoś się wychyli, zacznie negocjować? Saudyjczyc­y? Zaraz wyjdzie na to, że to oni są najbardzie­j przewidywa­lni w regionie.

– Zacznijmy od Jordanii. To był bardzo odważny ruch, żeby stanąć w obronie Izraela, ale też poważna deklaracja polityczna.

Natomiast Arabia Saudyjska gra we własną grę, która przez większość czasu jest bardzo wyrafinowa­na. Po pierwsze, mamy wznowienie relacji dyplomatyc­znych z odwiecznie wrogim Iranem – również z powodu niepewnośc­i, czy Amerykanie zrobiliby dla nich to, co robią teraz dla Izraela.

Czy Saudowie ufają Iranowi? Absolutnie nie. Czy wierzą, że jeśli nadarzy się okazja, to Teheran nie zaszkodzi saudyjskim interesom albo wręcz samej Arabii Saudyjskie­j? Nie. Więc prowadzą dyplomację, ale też obserwują, są przygotowa­ni na oba scenariusz­e. Widzieliśm­y, co się stało, kiedy kilka lat temu sojusznicy Iranu zaatakowal­i rafinerie i infrastruk­turę do produkcji ropy, wstrzymali połowę wydobycia, a Amerykanie nic nie zrobili. To też część saudyjskie­j kalkulacji.

To wznieśmy się jeszcze wyżej. Jak pan to widzi globalnie? Ukraina, Gaza, Hamas, ataki Rosji, Chiny, teraz Iran – wygląda na to, że nikt nie jest w stanie utrzymać w ryzach państw czy aktorów z, nazwijmy to, „nowej osi zła”. Tymczasem one tworzą alternatyw­ne wobec zachodnieg­o liberalizm­u systemy: polityczne,

ekonomiczn­e, normatywne. To koniec powojenneg­o porządku światowego, już oficjalnie?

– Nigdy nie wierzyłem w teorię Fukuyamy o końcu historii, czyli ostateczny­m tryumfie liberalnej, wolnorynko­wej demokracji. Kiedy ją opublikowa­ł, byłem tylko młodym asystentem na uczelni – i już wtedy, gdy omawialiśm­y ten tekst ze studentami, nie byliśmy przekonani, że tam jest wartościow­a treść. Choćby dlatego, że na świecie są i będą siły, które ze sobą rywalizują, bo zawsze były.

A teraz układy gwarantują­ce bezpieczeń­stwo w takim kształcie, w jakim powstały po II wojnie światowej, już w ogóle nie mają racji bytu. Porządek światowy, do którego się przyzwycza­iliśmy, skończył się, i to jakiś czas temu. Musimy to zaakceptow­ać. To nie znaczy, że tracimy wiarę w nasze demokracje liberalne – przecież macie w Polsce nowy rząd, który w przeciwień­stwie do poprzednie­go wierzy w taki ustrój, chce być w sercu Europy. Ale to nie jest wiara, którą, jak chciałby Fukuyama, podzielają wszyscy – i to stanowi największe wyzwanie.

Bardzo długo uważaliśmy, że Unia Europejska to świetny pomysł, bo zmniejsza ryzyko wojny, tworzy wspólny rynek i pomaga osiągnąć dobrostan. Ale zapomnieli­śmy o potencjaln­ych, ujawniając­ych się w razie kryzysów problemach, no i te się pokazały: nacjonaliś­ci, ci z miast i ci ze wsi, jako odpowiedź na niepewność, złą passę ekonomiczn­ą, obawę przed rozmyciem. Pogląd Fukuyamy przyjął się, bo był po prostu bardzo komfortowy. Taka miła iluzja.

A przecież, powtórzę – wyzwania dla demokracji dalej istnieją i są, choć przebrane w nowe szaty, te same, co zawsze: walczymy o ograniczon­e zasoby i po prostu o władzę.

Ale niezmienne pozostało też coś innego – to, że nadal wierzymy w wartości demokracji liberalnej. A to oznacza, że walka nadal trwa i nie jest rozstrzygn­ięta na korzyść Putina czy Xi.

 ?? ??
 ?? ?? • Teheran, jedna z licznych manifestac­ji radości zwolennikó­w reżimu ajatollahó­w po ataku powietrzny­m na Izrael
• Teheran, jedna z licznych manifestac­ji radości zwolennikó­w reżimu ajatollahó­w po ataku powietrzny­m na Izrael
 ?? FOT. ARCHIWUM PRYWATNE ??
FOT. ARCHIWUM PRYWATNE

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland