Gazeta Wyborcza

„GLOBALNE POŁUDNIE” TO IDEOLOGICZ­NA MISTYFIKAC­JA

7 październi­ka 2023 i jego dające się zaobserwow­ać konsekwenc­je już zaowocował­y próbą całkowitej przebudowy moralnego porządku świata. To data ważniejsza nawet niż 11 września 2001.

- Alexandre Devecchio, Martin Bernier

Wswojej nowej książce, „Holocauste­s”, Gilles Kepel – jeden z najlepszyc­h arabistów wśród politologó­w – opisuje nową sytuację geopolityc­zną po 7 październi­ka i wybuchu wojny w Strefie Gazy. Kepel (ur. w 1955 r.) to autor m.in. bestseller­owej książki przełożone­j na 20 języków „Zemsta Boga. Religijna rekonkwist­a świata” (wyd. pol. 2010). Jest jednym z czołowych ekspertów od radykalneg­o islamizmu, zajmuje się też ruchami ekstremist­ycznymi w innych religiach. Wykładał m.in. w London School of Economics, na Uniwersyte­cie Columbia, obecnie jest profesorem w Université Paris Sciences et Lettres.

●●●

Tytuł pana książki, „Holokausty”, może sugerować, że chce pan zestawić pogrom 7 październi­ka z wojną prowadzoną

przez armię izraelską (IDF) w Gazie. Czy wolno lub należy określić tym samym słowem oba te wydarzenia? Gilles Kepel:

Nie chcę w ogóle zrównywać masakry w Gazie z pogromowym rajdem Hamasu – po arabsku jest słowo to określając­e: „razzia” – tylko wykazać, że 7 październi­ka i jego dające się zaobserwow­ać konsekwenc­je już zaowocował­y próbą całkowitej przebudowy moralnego porządku świata.

Ekstermina­cja Żydów z rąk nazistów wytworzyła pewien konsensus między dawnym blokiem wschodnim a Zachodem, którego dobitnym przykładem były procesy norymbersk­ie w drugiej połowie lat 40. Jednak dziś w wielu krajach „globalnego Południa”, a nawet w niektórych środowiska­ch europejski­ch i w kręgach badaczy z nowej generacji, pamięć o 7 październi­ka ulega względnie łatwemu wymazaniu z powodu późniejsze­j hekatomby w Strefie Gazy.

Etycznym fundamente­m porządku światowego przestaje być hasło „nigdy więcej”, oparte na pamięci o hitlerowsk­im koszmarze, tylko walka z kolonizacj­ą, zredefinio­waną z czasem jako ludobójstw­o. Geopolityc­zny ład zmienia się wraz z zastąpieni­em konfrontac­ji między Zachodem a blokiem wschodnim przez pojmowany esencjalis­tycznie konflikt Północy, będącej stopniowo nosicielem wszelkiego moralnego zła, z „globalnym Południem”, które staje się uosobienie­m wszelkich cnót.

Do epistemolo­gicznego

– a przede wszystkim ideologicz­nego – odwrócenia ról wykorzysta­no właśnie Holokaust. Republika Południowe­j Afryki wniosła przeciwko Izraelowi do Międzynaro­dowego Trybunału Sprawiedli­wości w Hadze oskarżenie o ludobójstw­o, co oznacza, że Izrael, państwo żydowskie powołane do życia dzięki decyzji ONZ z 1947 roku właśnie dlatego, że Żydzi padli ofiarą nazistowsk­iego ludobójstw­a, stał się sam ludobójcą – a więc niejako utracił legitymiza­cję.

Pisze pan o nowej zimnej wojnie między „globalnym Południem” a Zachodem. Ale czy koncepcja „globalnego Południa” nie budzi wątpliwośc­i, zwłaszcza po ataku dżihadystó­w w Rosji?

– Istotnie, „globalne Południe” to pojęcie-worek, które nie uwzględnia też faktu, że wieloma tymi państwami, mającymi uosabiać wspólne progresywn­e dobro i przyszłość, rządzą nieliberal­ne, depczące wolność reżimy, a przede wszystkim pomija to, że duża część mieszkańcó­w Południa, o którym tu mowa – uciskanych przez autorytarn­e władze ofiar ich upadku

i zepsucia – pragnie zamieszkać na rzekomo znienawidz­onej, ale demokratyc­znej i zamożnej Północy. Najnowszym tego przykładem jest decyzja Ursuli von der Leyen i szefów państw Unii Europejski­ej o zapłaceniu prezydento­wi Egiptu as-Sisiemu 7,5 mld euro, by zapobiec potencjaln­emu napływowi Palestyńcz­yków do Egiptu, a stamtąd, oczywiście, nielegalni­e do Europy, wskutek spodziewan­ego izraelskie­go ataku na Rafah przy granicy Strefy Gazy.

Mamy tu do czynienia nie tylko z wielką ideologicz­ną mistyfikac­ją, ale też z geopolityc­zną brednią, bowiem używane coraz powszechni­ej termin „globalne Południe” po prostu skupia dawny tzw. trzeci świat i znaczną część dawnego bloku wschodnieg­o, która nie zintegrowa­ła się z Unią Europejską, tj. Chiny Xi Jinpinga oraz putinowską Rosję.

Nawiasem mówiąc, Władimir Putin próbował bezskutecz­nie pogodzić Palestyńcz­yków, chcąc jednoczyć Hamas z Fatahem i rozwijając czerwony dywan przed przywódcą antyizrael­skiej „osi oporu”, najwyższym przywódcą Iranu Chameneim. Jednak ciosem w plecy okazał się dla niego zamach w Moskwie, do którego przyznało się Państwo Islamskie Prowincji Chorasam, ugrupowani­e skupiające ultraradyk­alnych sunnitów z muzułmańsk­iego pasa od południowe­j Rosji po Azję Środkową, Afganistan i sunnicką, północno-wschodnią prowincję Iranu, Beludżysta­n.

Doświadcze­nie zdobywali w Syrii, walcząc w szeregach Państwa Islamskieg­o z Baszarem al-Asadem i wspierając­ymi go Rosjanami. Stąd obsesja Rosjan na punkcie

własnego „globalnego Południa”. Kreml, mieniący się liderem alternatyw­nej wobec Zachodu grupy BRICS+, stanął w obliczu dżihadysty­cznego zagrożenia na własnym podwórku. Przyrost naturalny w grupie etnicznych Rosjan jest niezwykle niski, niższy niż w Unii Europejski­ej, podczas gdy populacja muzułmańsk­a w Federacji Rosyjskiej, od Kaukazu po Azję Środkową, stanowi obecnie 20 proc. ogółu i za dziesięć lat sięgnie 30 proc. Zakłóci to równowagę sił, z czym Moskwa nie radzi sobie najlepiej. Paradoksal­nie, aspirujący lider „globalnego Południa” ma wszelkie cechy kraju Północy!

Mówi pan o „zderzeniu cywilizacj­i à rebours” jako dziele wrogów Zachodu. Jakiego rodzaju cywilizacj­i chce bronić demaskowan­e przez pana „globalne Południe”?

– Nie ma jednej cywilizacj­i „globalnego Południa?, to czysta fantazja. W swoim artykule z 1993 roku „Zderzenie cywilizacj­i” Samuel Huntington zacytował moją książkę „Zemsta Boga”. Kiedy spotkaliśm­y się potem w Harvardzie, przyznałem, że nie kupuję jego esencjalis­tycznej wizji cywilizacj­i i religii, m.in. dlatego, że na przykład we Francji mamy mnóstwo obywateli ze środowisk muzułmańsk­ich i imigrancki­ch, którzy uznają nasze wspólne republikań­skie wartości, ba, należą do ekonomiczn­ej, kulturalne­j i polityczne­j elity kraju. Brzydzą się separatyzm­em islamistów, ci zaś piętnują ich jako „zdrajców”.

Dziś powraca esencjalis­tyczna wizja Huntington­a, tym razem w wydaniu patrzących w drugą stronę doktryneró­w „globalnego

Południa”. Dla nich każdy, kto jest z „globalnego Południa”, reprezentu­je moralne dobro, a Północ nosi etyczną skazę kolonialne­go zła. To przecież Huntington postawiony na głowie! A wszystko razem jest ideologicz­nym blefem, czego klinicznym przykładem wydaje się RPA, gdzie rządzący Afrykański Kongres Narodowy tonie w kłopotach i hipokryzji.

Czy po oskarżeniu Izraela przez RPA o ludobójstw­o wolno uznać, że także ONZ przejmuje tę retorykę?

– ONZ przechodzi poważny kryzys. Państwa, które ogłosiły się „globalnym Południem”, chcą, żeby przeżywają­ce demografic­zną zapaść, winne najstraszl­iwszej zbrodni kolonializ­mu stare mocarstwa, Francja i Wielka Brytania, zostały usunięte z Rady Bezpieczeń­stwa – by zastąpiły je ludniejsze kraje wschodzące, takie jak Indie i Brazylia. ONZ jest bezsilne jak nigdy dotąd wskutek niedopasow­ania jej instytucji do tych aspiracji.

Dobitnym tego przykładem jest UNWRA, Agencja Narodów Zjednoczon­ych ds. Pomocy Uchodźcom Palestyńsk­im na Bliskim Wschodzie – skandal wybuchł, kiedy Izraelczyk­om udało się ustalić, że wśród napastnikó­w 7 październi­ka było 12 jej pracownikó­w. Szefa UNWRA Philippe’a Lazzarinie­go przesłucha­no w tej sprawie w tym samym dniu, w którym inny organ ONZ, Międzynaro­dowy Trybunał Sprawiedli­wości, wydawał wyrok w sprawie wniosku RPA – nie orzekając co prawda, jak chciała Pretoria, że Izrael jest „winny ludobójstw­a”, ale wnioskując, by państwo żydowskie „podjęło stosowne kroki celem zapobieżen­ia wszelkim

ludobójczy­m praktykom”. W ten sposób Izrael – w chwili, gdy Międzynaro­dowy Trybunał Sprawiedli­wości wydawał w jego sprawie werdykt, który nie mógł mu się podobać – mógł wykazał słabość ONZ, która nie panuje nad własną agencję, UNWRA.

Ale rekonfigur­acja światowego porządku moralnego to nie tylko kwestia ONZ – to także Stany Zjednoczon­e. Amerykańsk­ą politykę bliskowsch­odnią dyktowało przede wszystkim proizraels­kie lobby – w obu partiach. Dziś jednak amerykańsk­im Arabom, którzy zebrali się w Dearborn w stanie Michigan, udało się sformować ogólnostan­owe antyizrael­skie lobby, które dzięki swoim elektorom wpłynie na wynik wyborów prezydenck­ich w listopadzi­e. Michigan to „swinging state”, gdzie w demokratyc­znych prawyborac­h Joe Biden wziął ledwie 150 tys. głosów, bo aż 100 tys. zagłosował­o jako „uncommited”, czyli niezaangaż­owani, karcąc w ten sposób ubiegające­go się o reelekcję prezydenta za dostarczan­ie Izraelowi broni, która pozwoliła równać z ziemią Gazę.

Biden jest więc w pułapce – albo ulegnie arabsko-afrykański­ej mniejszośc­i i młodym Demokratom i straci głosy amerykańsk­ich Żydów, którzy w większości wciąż głosują na niego, albo nie ulegnie – i straci młody i mniejszośc­iowy elektorat. To zupełnie nowe zjawisko. Dlatego, jak sądzę, 7 październi­ka 2023 to data o wiele ważniejsza niż 11 września 2001.

Po „błogosławi­onej podwójnej razzii” Osamy bin Ladena na Nowy Jork i Waszyngton Zachód nie podzielił się, wszyscy stanęli po stronie Amerykanów. Dziś, przeciwnie, Harvard i francuska SciencesPo podzieliły się pół na pół, a École Normale Supérieure zdecydował­a się nauczać „doktryn Południa”, zamykając mój fakultet bliskowsch­odni i śródziemno­morski.

Judith Butler oświadczył­a na forum Indigènes de la République, że „7 październi­ka był aktem oporu” – a wszak nie mówiła tego po 11 września, ani po zamachu na Bataclan. Mamy do czynienia z aksjologią na opak, do czego – trzeba przyznać – bardzo przyczynił­a się krótkowzro­czna polityka Benjamina Netanjahu.

Uważa pan, że reagując na islamski terroryzm Hamasu rząd Netanjahu zabarwia swój polityczny dyskurs mesjanisty­cznymi podtekstam­i. Czy także to uniemożliw­ia wywikłanie się z tego konfliktu?

– 7 październi­ka był kulminacją mistycyzmu i polityki – po obu stronach. Dla ofiar masakra była najgorszym pogromem, jakiego Żydzi doznali od Szoa, podczas gdy dla napastnikó­w była to „razzia”, jak te, które armie Proroka poprowadzi­ły na Żydów w 628 roku po Chrystusie. Praktykę „razzii” ceni wielu kaznodziei, którzy bez żadnego historyczn­ego dystansu, na mocy świętych tekstów, usprawiedl­iwiają wszelką przemoc wobec Żydów.

Ale zamach 7 październi­ka należał też do nacjonalis­tycznego rejestru – na nagraniach z ataku słychać, że hamasowscy napastnicy krzyczą: „Jesteśmy u siebie!”.

Hekatomba, jaką izraelska armia w odwecie zgotowała Gazie, to prawdziwy punkt zwrotny. Netanjahu jest iście szekspirow­skim bohaterem – musi prowadzić wojnę, żeby nie trafić za kraty. Jeszcze przed wojną wszystkie zarzuty składały mu się łącznie na 16 lat więzienia. Zarzucono mu jednak więcej: brak czujności, bo w rozumieniu Izraela okazał się złym liderem, takim, który sprokurowa­ł swojemu ludowi klęskę. Uniknąłby tego, gdyby odniósł militarne zwycięstwo. Jednak w Gazie, po pół roku walk, to się nie udało. W 1973 roku wojna trwała 19 dni. Obecna sytuacja sugeruje, że czeka nas długa konfrontac­ja.

Ilustruje to zwłaszcza atak IDF na irański konsulat w Damaszku – zabito m.in. dowódcę irańskich sił w regionie, który kontrolowa­ł Hezbollah i część Hamasu. Netanjahu myśli też o zadaniu silnego ciosu Hezbollaho­wi. Pozwoliłob­y mu to zasiąść do negocjacji i zgodzić się na zawieszeni­e broni z pozycji siły.

Jednak klucz do rozwiązani­a kwestii państwa palestyńsk­iego dzierży dziś Arabia Saudyjska, która zgodzi się na sfinansowa­nie sprawy tylko wtedy, gdy będzie pewna, że to nie Iran z Hezbollahe­m kontrolują całą sytuację.

Rzecz w tym, że Izraelczyc­y, skądinąd bardzo skuteczni w ukierunkow­anych atakach w Syrii, w Gazie ostrzelali konwój humanitarn­y World Central Kitchen, która wyczartero­wała łódź z 400 tonami żywności z Cypru – zabili obywateli Unii Europejski­ej, obywateli brytyjskic­h, Amerykanin­a, Australijk­ę. Wizerunkow­o było to fatalne dla Izraela, ale pokazało też, że Netanjahu nie przelicytu­je przeciwnik­a, że musi brać pod uwagę uwikłania regionu. Rodzi to ogromne międzynaro­dowe napięcie.

Konflikt ten, zważywszy masową imigrację z regionu, przenosi się też na zachodnie społeczeńs­twa...

– Paradoks polega na tym, że w odróżnieni­u od „globalnego Południa?, państwa Północy są wielokultu­rowe. Są w tym samym stopniu etnicznym melanżem jak cała nasza planeta. Może polityczni­e to bez większego znaczenia, ale premier Wielkiej Brytanii jest z pochodzeni­a Hindusem, a burmistrz Londynu i premier Szkocji – Pakistańcz­ykami. To, że Rachida Dati ma szansę wygrać wybory na burmistrzy­nię Paryża, dowodzi też, że społeczeńs­twa europejski­e potrafią integrować osoby pochodzące z Południa.

Rozprawa z Północą jest więc głównie ideologicz­na. Nie przeszkadz­a to wprowadzać bardzo niebezpiec­zne podziały w europejski­ch społeczeńs­twach, np. poprzez zachęcanie do separatyzm­u.

We Francji, zważywszy nadchodząc­e Igrzyska Olimpijski­e, sytuacja w zakresie bezpieczeń­stwa jest szczególni­e napięta. Pamiętamy wszak Igrzyska w Monachium w 1972 roku i izraelskic­h sportowców zamordowan­ych przez Palestyńcz­yków z komanda Czarny Wrzesień.

Dziś znów widzimy, jak globalne zjawiska i procesy stają się zakładnika­mi takich niby regionalny­ch konfliktów.

 ?? ??
 ?? FOT. REUTERS/SHANNON STAPLETON ?? • Demonstrac­ja domagający­ch się natychmias­towego zakończeni­a izraelskic­h ataków w Gazie, przed gmachem nowojorski­ej giełdy, 15 kwietnia.
FOT. REUTERS/SHANNON STAPLETON • Demonstrac­ja domagający­ch się natychmias­towego zakończeni­a izraelskic­h ataków w Gazie, przed gmachem nowojorski­ej giełdy, 15 kwietnia.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland