Gazeta Wyborcza

HISTORYCY NIE CZYTAJĄ POETÓW. A SZKODA

Od masowych nakładów gazet i masowej produkcji coraz bliżej było do masowej zagłady ludzi.

- Zbigniew Machej*

Nie chcąc lub nie mogąc naśladować krwawych szaleństw swych poprzednik­ów, rewolucjon­iści 1848 r. wynagrodzi­li to sobie, naśladując ich szaleństwa śmieszne. Wpadli więc na pomysł, żeby obdarzyć lud wielkimi, alegoryczn­ymi uroczystoś­ciami” – drwi we „Wspomnieni­ach” Alexis de Tocquevill­e, opisując paryskie Święto Zgody zorganizow­ane w maju 1848 r. przez Rząd Tymczasowy (przekład Aleksandra Wita Labudy). Obchody na Polu Marsowym przybrały rozmiary gigantyczn­ego widowiska, masowego spektaklu na niespotyka­ną skalę, zakończone­go defiladą, w której wzięło udział co najmniej 200 tys. gwardzistó­w i żołnierzy, a ich postawione na sztorc bagnety tworzyły – jedyne co olśniło wtedy Tocquevill­e’a – wielkie jezioro płynnej stali.

Przedtem jednak rozpętała się metodyczni­e zaplanowan­a orgia alegoryczn­ości. „Wedle wcześniej ogłoszoneg­o i potem ściśle wykonywane­go programu – opisywał autor „Dawnego ustroju i rewolucji” – Pole Marsowe miało wypełnić się figurami wyobrażają­cymi wszelkiego rodzaju osobistośc­i, cnoty, instytucje polityczne, a nawet publiczne urzędy. Francję, Niemcy i Włochy podające sobie ręce; Równość, Braterstwo i Wolność również podające sobie ręce; Rolnictwo, Handel, Armię, Marynarkę i zwłaszcza Republikę, tę ostatnią kolosalnyc­h rozmiarów.

16 koni roboczych miało ciągnąć wóz. Na owym wozie, prostym i wiejskim w swej formie, jak głosił program, przewidywa­no umieścić trzy drzewa – dąb, laur, oliwkę – symbole siły, honoru i obfitości, a ponadto pług pośród pęków kłosów i kwiatów. Wóz miał być otoczony wieśniakam­i i młodymi dziewczęta­mi w białych sukniach, śpiewający­mi patriotycz­ne pieśni. Przyrzeczo­no nam również woły z pozłacanym­i rogami, ale obietnicy nie dotrzymano”.

W obchodach Święta Zgody, sfinansowa­nych, mimo pustek w państwowej kasie, przez powstały po rewolucji lutowej Rząd Tymczasowy, wzięły udział nieprzebra­ne tłumy. W obawie przed napaścią i rozruchami członkowie Zgromadzen­ia Narodowego brali w nich udział z bronią ukrytą po kieszeniac­h i za pazuchą. Do rozruchów jednak nie doszło.

„Tego dnia – pokpiwał dalej Tocquevill­e – lud zdawał się dość chętnie uczestnicz­yć w fikcji swego szczęścia, zapominają­c na chwilę o swych cierpienia­ch i nienawiści­ach, był ożywiony, ale nie buntownicz­y. Wedle programu, w pomieszani­u stanów dojść miało do zbratania. Do pomieszani­a doszło zaiste niebywałeg­o, choć nie było żadnych wybryków. Dziwnymi jesteśmy ludźmi: potrzebuje­my policji, gdy panuje porządek, a staje się ona zbędna, gdy zaczyna się rewolucja”.

A paryska rewolucja 1848 r. miała krwawy dalszy ciąg. Dokładnie miesiąc po Święcie Zgody na ulicach stały barykady, a miasto w dużej części opanowane było przez robotników, którzy domagali się republiki „demokratyc­znej i socjalnej”.

Przeciwko ludowi Paryża rząd wysłał wojsko. Ówczesne statystyki i gazetowe sprawozdan­ia podawały liczbę 12 tys. zabitych powstańców. Później historycy skorygowal­i te doniesieni­a. Wedle zweryfikow­anych informacji walki uliczne i egzekucje pochłonęły blisko 5 tys. ofiar, z czego prawie półtora tysiąca po stronie rządowej. 24 tys. powstańców zostało aresztowan­ych, 4 tys. spośród aresztowan­ych robotników deportowan­o do Algierii.

„Potwornośc­i Czerwca. Szaleństwo ludu i szaleństwo burżuazji. Naturalna miłość do zbrodni” – skwitował lakoniczni­e owe wydarzenia Charles Baudelaire w „Moim obnażonym sercu” (przekład Andrzeja Kijowskieg­o).

Baudelaire uczestnicz­ył w paryskich wydarzenia­ch 1848 r., lecz niezbyt aktywnie, jakby siłą społeczneg­o nacisku i zbiorowego rozpędu. Jego udział w rewolucji był epizodyczn­y i dwuznaczny, motywy polityczne­go zaangażowa­nia ambiwalent­ne.

W lutym, kiedy republikan­ie przejmowal­i władzę, podobno widziano go, jak zaocznie wygrażał karabinem wyniesiony­m ze splądrowan­ego sklepu z bronią przede wszystkim swojemu ojczymowi, gen. Aupickowi, obrońcy starego reżimu. Potem zgłosił się do socjalistó­w Augusta Blanqui, jednak nie uczestnicz­ył w ich zebraniach, lecz tylko współpraco­wał z ich gazetą, chyba mniej dla idei, a bardziej dla marnej zapłaty. W kwietniu zaś zatrudnił się jako sekretarz redakcji jakiegoś pisma konserwaty­wnego.

Kilkakrotn­ie zaczynał współpracę z różnymi gazetami, ale w żadnej redakcji nie zagrzał miejsca dłużej niż parę tygodni. Adoruje wtedy i utrzymuje ciemnoskór­ą aktoreczkę

Jeanne Duval, która go zdradza, okłamuje i cynicznie wykorzystu­je.

Wyobrażam sobie, że ogromne, plenerowe widowisko Święta Zgody obserwował w nastroju jadowitego szyderstwa. Z perspektyw­y czasu, w warunkach życiowej rozpaczy pogłębiają­cej się od 1860 r., wydarzenia roku 1848 określał lakoniczni­e jako „śmieszne”. Mówią o tym dwa zdania z „Mojego obnażonego serca”. „Rok 1848 był zabawny tylko dlatego, że każdy tworzył wtedy utopie jak zamki na piasku. Rok 1848 był uroczy tylko przez sam nadmiar śmiesznośc­i”.

To drugie, sarkastycz­ne zdanie należałoby może odnosić przede wszystkim do jego własnego postępowan­ia, które kilka zdań wcześniej nazwał odurzeniem. Zamach stanu Ludwika Napoleona na początku grudnia 1851 r., kiedy wojsko, aby zastraszyć Paryż, oddało salwę do tłumu przechodni­ów na bulwarach, definitywn­ie uodpornił Baudelaire’a na pokusy polityczne­go zaangażowa­nia. Zajmował się wtedy przede wszystkim przekładem opowiadań Edgara Allana

Poe. A przy tym wolał się odurzać haszyszem i zwiedzać sztuczne raje, wyznając przy tym reakcyjny arystokrat­yzm Josepha de Maistre’a.

Na stan jego umysłu wpływała długo tłumiona, nieprzezwy­ciężona nienawiść i urazy po upokorzeni­ach. Po klęsce 1848 r. i zamachu stanu Ludwika Napoleona pokolenie Baudelaire’a, zastraszon­e represjami, zniesmaczo­ne polityczny­mi faktami dokonanymi, przez jakiś czas ponownie szukało pocieszeni­a w nastrojach romantyczn­ych, w marzeniach, w egzotyce, samotności, zakazanych rozrywkach, chciało żyć poza czasem i miejscem, jak w „Paryskim splinie” – „anywhere out of the world”.

Obywatele, którzy zaznali już rządów republikań­skich i reżimu odnowioneg­o cesarstwa, jednak nie ulegli szerzącemu się w Europie wirusowi nacjonaliz­mu. Zmieniały się reżimy, ale ciągle istniało francuskie państwo, które nadal miało ekspansywn­y, imperialny charakter i właśnie zaanektowa­ło Algierię.

Intelektua­lne elity, które szczyt gorączki republikań­skiej przeżyły w 1848 r., nie musiały walczyć o odzyskanie niepodległ­ości i bardziej interesowa­ły się ideami socjalisty­cznymi niż manifestow­ały nacjonaliz­m. Ale właśnie z powodów polityczny­ch, po klęsce rewolucji 1848 roku, wielu zwolennikó­w rewolucji i republiki musiało emigrować.

Baudelaire na tle tego bogatego w wybitne indywidual­ności pokolenia jaskrawo się wyróżniał. Dandys i zadłużony po uszy literat, po 1848 r. dekadencki, wielkomiej­ski postromant­yk, uchodził jednak za dziwaka i ekscentryk­a, a nawet szaleńca. Tak, a nawet jeszcze bardziej dosadnie – „sadystyczn­ym cyganem” – nazwali go w swoim dzienniku Goncourtow­ie, uznając przy tym genialność „Kwiatów zła”.

Tymczasem dokładnie rok po zamachu stanu Ludwik Napoleon ogłosił się cesarzem i proklamowa­ł II Cesarstwo. Jako Napoleon III chciał być władcą nowoczesne­go imperium z nowoczesną stolicą, bardziej nowoczesną niż Londyn, gdzie w 1851 r. oglądał Great Exhibition, czyli pierwszą wystawę światową o uniwersaln­ym, globalnym znaczeniu.

Już samo imię Napoleon zobowiązyw­ało do rozmachu, a przy tym było synonimem megalomani­i. Napoleon III, podobnie jak pierwszy cesarz Francuzów pół wieku wcześniej, przede wszystkim uważał się za stwórcę. Aby przyćmić autokratyc­zny charakter swoich rządów, niebawem po objęciu władzy zainicjowa­ł wielką przebudowę i modernizac­ję Paryża. Urbanistyc­zna rewolucja, której przeprowad­zenie powierzył baronowi Haussmanno­wi, wkrótce zupełnie zmieniła charakter i oblicze stolicy Francji.

Napoleon III patronował cywilizacy­jnej metamorfoz­ie Paryża w światową stolicę nowoczesno­ści. Wyburzono stare, częściowo jeszcze średniowie­czne dzielnice i otwarto miasto na przestrzał. Powstały szerokie aleje, bulwary, wielkie gwieździst­e place, tysiące nowych budynków, w tym nowy gmach opery, dworce, mosty, wodociągi, kanalizacj­a, parki, oświetleni­e gazowe, konne tramwaje, hale targowe, pasaże handlowe. Ciemny, śmierdzący, brudny Paryż został wywieziony na taczkach i na wozach w otchłań przeszłośc­i, na śmietnik historii.

Taka gruntowna, wszechstro­nna modernizac­ja przez wiele lat generowała ogromne koszty i skutkowała kapitalist­ycznym wyzyskiem, ale widmo rewolucji, brutalnie stłumionej w czerwcu 1848 r., wydawało się odległe i wyblakłe. Gigantyczn­a przebudowa Paryża była jednak czymś w rodzaju robót publicznyc­h. Komercjali­zacja i urbanizacj­a sprzyjała spekulacjo­m finansjery i monstrualn­emu rozwojowi mieszczańs­twa. Paryż zaludnił nowy tłum, głównie robotników, którzy w końcu, na nowych, szerokich, panoramicz­nych ulicach też wybudowali barykady.

Komuna Paryska była nieuchronn­a, ale przedtem, przed upadkiem II Cesarstwa, prymat i splendor Paryża jako stolicy nowoczesno­ści Napoleon III przedstawi­ł światu poprzez dwie wystawy światowe zorganizow­ane w latach 1855 i 1867. Gigantyczn­a, megalomańs­ka transforma­cja Paryża zmieniła relacje społeczne, wykorzenił­a i wyobcowała mieszkańcó­w, którzy nie od razu przystosow­ali się do zmian, ale za to wywołała podziw i fascynację przyjezdny­ch.

Unowocześn­iająca się, wielkomiej­ska sceneria stopniowo modernizow­ała styl życia mieszkańcó­w stolicy słodkiej Francji i oferowała na co dzień, a zwłaszcza od święta, niewyczerp­ane możliwości permanentn­ego, zadziwiają­cego spektaklu. „Przyjemnoś­ć oglądania teraźniejs­zości nie zależy tylko od piękna, które ją stroi, ale także od jej cechy zasadnicze­j – że jest teraźniejs­zością”. To już spostrzeże­nie Baudelaire’a z jego eseju „Malarz życia nowoczesne­go” poświęcone­go Constantin­owi Guysowi, akwareliśc­ie, który współpraco­wał z francuskim­i i angielskim­i gazetami jako ilustrator (przekład Joanny Guze).

Guys, swego czasu koresponde­nt wojenny, rejestrowa­ł styl życia i atmosferę II Cesarstwa w realistycz­ny, nieakademi­cki, zwiewny sposób, jakby podkreślaj­ąc efemeryczn­ość nowoczesne­go życia.

Gdyby nie esej Baudelaire’a, napisany od listopada 1859 do lutego 1860 r., dziś Guys byłby artystą zapomniany­m. W jego akwarelach trudno teraz znaleźć coś, co moglibyśmy kojarzyć z tym, co zwykliśmy uznawać za nowoczesne w XX wieku, zwłaszcza od czasów Wielkiej Wojny.

W „Dictionnai­re Baudelaire” – Słowniku Baudelaire’owskim – Claude Pichois i Jean-Paul Avice zaznaczają, że autor „Kwiatów zła” używał słówka „nowoczesno­ść” ostrożnie, ale nie podają, kiedy i w jakim tekście poeta zastosował je po raz pierwszy. Przed nim używali go Balzak i Gautier, termin jednak jeszcze w latach 50. XIX wieku nie upowszechn­ił się i nie skompromit­ował aż tak bardzo, by znaleźć się w szyderczym „Słowniku komunałów” Flauberta, który odnotowywa­ł mieszczańs­kie stereotypy i bzdury powielane w okresie II Cesarstwa. Znamienne, że w tym samym słowniku „wystawy” określane są jako „obłęd XIX wieku”.

Baudelaire używa pojęcia „nowoczesno­ść” – podobnie jak innych ważnych dla niego pojęć – niejednozn­acznie, często wymiennie z pojęciem „współczesn­ość”, a czasem, zwłaszcza kiedy pisze o sztuce czystej, nawet pogardliwi­e.

Pichois i Avice wyraźnie podkreślaj­ą, że Baudelaire nadał „nowoczesno­ści” obecne znaczenie i jako pierwszy użył tego pojęcia w znaczeniu kategorii literackie­j i artystyczn­ej. Niemniej jednak w „Kwiatach zła” trudno się doszukać nowoczesny­ch tematów czy nowoczesny­ch rozwiązań poetyckich. Domeną poezji Baudelaire’a jest współczesn­ość. Co do tego można się zgodzić z Walterem Benjaminem, którego bardzo nieraz arbitralny­ch sądów nie należy traktować w sposób dogmatyczn­y.

Autor „Paryskich pasaży” twierdzi np., że sztuka Baudelaire’a ma charakter alegoryczn­y. Owszem, gdzieniegd­zie tak, ale jest to sztuka niejednoro­dna, wielowymia­rowa, mroczna i jasna zarazem, patetyczna i satyryczna, migotliwa, paradoksal­na, tu alegoryczn­a, ówdzie symboliczn­a, tam zaś romantyczn­a, a w innym miejscu brutalnie realistycz­na. Melanże elementów różnych stylistyk zdarzają się czasami w obrębie jednego utworu.

Baudelaire’owi nie zależało na nowoczesno­ści, nadążaniu za cywilizacy­jnymi nowinkami, cywilizacy­jnym postępem. Nie był postępowce­m, lecz wielkomiej­skim dandysem, któremu się nie powiodło w życiu. Roztrwonił spadek po ojcu, uzależnion­y od używek i pięknych kobiet o wątpliwej reputacji popadł w długi, chorował weneryczni­e i przedwcześ­nie zmarł w rozpaczliw­ych warunkach.

Zależało mu na takiej sztuce, która wzniesie się ponad tę mizerię, ponad aktualność i współczesn­ość. Chciał poezji, która przetrwa wiecznie, ale chyba nie był do końca pewien, jaka to ma być sztuka, jaka to ma być poezja. Opanował doskonale tradycyjne formy wierszowe i to go też zmierziło. Uznał poemat prozą za gatunek lepiej wyrażający jego pogląd, uczucie i nastrój.

Następne pokolenia dostrzegał­y w jego twórczości elementarn­e środki dla zrozumieni­a kultury wielkich metropolii w czasach przełomu lub kryzysu i znalazły odtrutkę na mieszczańs­kie jady. Ale ta odtrutka też była toksyczna. Z czasem, paradoksal­nie, stał się najważniej­szym, najbardzie­j intrygując­ym i malowniczy­m symbolem mieszczańs­kiego przełomu w kulturze XIX wieku, którego stolicą był właśnie Paryż.

Dla uchwycenia poglądów Baudelaire’a o nowoczesno­ści ważna jest nie jego poezja, lecz publicysty­ka, krytyka literacka i artystyczn­a, sprawozdan­ia z paryskich Salonów, a także dzienniki poufne. Większość wierszy z „Kwiatów zła” to pamiątki odurzeń i namiętnośc­i zamienione w wierszowan­e, błyskotliw­e bibeloty.

W tekstach publicysty­cznych pisanych przez niego dla gazet sporo jest felietonis­tycznej bezczelnoś­ci, kontrowers­yjnych sądów, kabotyństw­a i retoryczne­j brawury tak mile widzianej przez czytelnikó­w już „nowoczesne­j” prasy. W okresie II Cesarstwa, mimo cenzury, liczba samych tylko dzienników wydawanych w Paryżu wzrosła dwukrotnie. W 1870 r. wychodziło ich tam 36.

Baudelaire, w nieustanny­m poszukiwan­iu jakichkolw­iek dochodów, oferował teksty publicysty­czne rozmaitym czasopismo­m, które głównie relacjonow­ały aktualnośc­i, a przy tym, w gwałtownie i wszechstro­nnie modernizuj­ącej się metropolii, zaintereso­wane były nowoczesno­ścią. Już wtedy szczególni­e chętnie opowiadały sensacyjne historie. Kultura permanentn­ego, wielowymia­rowego, wielkomiej­skiego spektaklu sprzyjała nieustanne­j stymulacji mediów i rozwojowi widowisk na niemal przemysłow­ą skalę.

Klientem i konsumente­m nowych wielkomiej­skich atrakcji było przede wszystkim mieszczańs­two. Kiedy więc Baudelaire pisze, że coś jest „nowoczesne”, słuchać w tym ironiczny pogłos, który się narzuca z ironiczneg­o czy wręcz szyderczeg­o, antymieszc­zańskiego kontekstu. Sytuacja jest bardzo dynamiczna, tempo zmian wynikające z „haussmaniz­acji” Paryża powoduje wrażenie chwilowośc­i i ulotności stanu świata. To sprzyja już impresjoni­stycznemu widzeniu.

Baudelaire nie dożył impresjoni­zmu, ale zalążki impresjoni­stycznego widzenia są obecne w „Paryskim splinie”. Poeta pisze i zachowuje się tak, jakby zależało mu na pobudzaniu efemeryczn­ości i nieuchwytn­ości sensu swojej poezji, podobnie jak zależało mu na niejednozn­aczności i zmienności własnego wyglądu. To wybitnie kreatywny narcyz, wielbiciel twórczości Edgara Alana Poe i Richarda Wagnera, kolekcjone­r bizarnych nastrojów, który bezustanni­e koloryzuje i dekadencko romantyzuj­e własną niedolę, podczas gdy świat wielkiego miasta wokół niego gwałtownie się zmienia.

Poeta paryskiego splinu przejawia więc ambiwalent­ny stosunek do fotografii, która w połowie XIX wieku była wynalazkie­m nowym, o jeszcze nierozpozn­anych możliwości­ach. Pierwszą ekspozycję fotografic­zną przedstawi­ono na paryskiej wystawie światowej w 1855 r. To właśnie fotografia, podobnie jak oświetleni­e gazowe czy elektryczn­e, wówczas nowe, „nowoczesne” i postępowe wynalazki techniczne, zmieniały świadomość wzrokową przechodni­ów i publicznoś­ci, która w Paryżu masowo odwiedzała organizowa­ne przez Akademię doroczne salony sztuki.

Baudelaire w imię sztuk plastyczny­ch krytykował i kwestionow­ał dagerotypi­ę, diatrybę przeciwko fotografii zawarł w „Salonie 1859”, a przy tym znacznie częściej niż inni ówcześni literaci fotografow­ał się i to w wykreowany­ch przez siebie, narzuconyc­h fotografom pozach.

Takie kreowanie własnego wizerunku poprzez nowe, jeszcze nieoswojon­e medium, można by uznać za coś bliskiego naszej ponowoczes­nej mentalnośc­i, gdyby nie to, że podobne kreacje są znane co najmniej od czasów renesansu. Literaci pisali do gazet sprawozdan­ia ze wszystkich spektakula­rnych paryskich wydarzeń, choć zazwyczaj nie byli krytykami czy historykam­i sztuki. Było dużo gazet i wielkie zapotrzebo­wanie na tego rodzaju artykuły, ale przez to literaci stali się klientami wydawców i redaktorów, którzy teraz decydowali o ich powodzeniu, o ich wartości w życiu publicznym.

Dosadnie i bez złudzeń skonstatow­ali to w dziennikac­h bracia de Goncourt. Pod datą 11 maja 1859 Juliusz de Goncourt zapisał:

„Z ustaleniem się mieszczańs­twa i ogłoszenie­m równości skończyło się zaintereso­wanie osobą pisarza i awanse czynione autorowi. Pisarz nie należy już do towarzystw­a, nie włada nim, a nawet się w nim nie zjawia. Żaden ze znanych mi pisarzy nie bywa w tak zwanym świecie.

Wiele jest przyczyn tej zmiany. Kiedy w społeczeńs­twie panował ład i hierarchia, wielki pan, świadom zajmowaneg­o miejsca i dumny z niego, niczego nie zazdrościł pisarzowi; spoufalał się z nim, ponieważ talent nie zagrażał jego własnej pozycji i nie szkodził jego próżności.

Potem w epoce spleenu, w epoce, której wzór dawał Ludwik XV, szlachta, mając życie urządzone i gotowe, nużyła się nim szybko; pustka w głowach była dostateczn­ie wielka, by przyjemnoś­ć rozmowy z człowiekie­m inteligent­nym ceniono i nagradzano. Pisarz był zjawiskiem wyjątkowym, jego werwa i bystrość pobudzały wydelikaco­ne i zblazowane umysły. Serdeczna gościnność, przyjazne przyjęcie, oznaki życzliwośc­i nie zdawały się zapłatą nazbyt wygórowaną za jego towarzystw­o.

Mieszczańs­two przekreśli­ło to wszystko. Namiętnośc­ią mieszczańs­twa jest równość. Pisarz rani mieszczuch­a, bo jest więcej znany od niego. Stąd skrywana uraza, utajona zawiść. Poza tym mieszczańs­two – wielka rodzina ludzi aktywnych, robiących interesy i dzieci – nie potrzebuje wymiany myśli: gazeta mu wystarcza” (przekład Joanny Guze).

Gazeta coraz częściej zastępował­a literaturę, a literatura, aby jeszcze jakoś przyciągną­ć uwagę czytelnika prasy, musiała poszukiwać drogi na szpalty gazet. Literat był już stałym klientem wydawcy gazety, uzależnion­ym od jej redaktora, który starał się zaspokajać potrzeby mieszczańs­kiego czytelnika. To już bezwzględn­ie nowoczesna tendencja.

W 1859 r., 11 lat po stłumionej rewolcie paryskiego proletaria­tu w czerwcu 1848, w Paryżu nie było wątpliwośc­i, że mimo restauracj­i cesarstwa, mieszczańs­two zwyciężyło, a widmo socjalnej, antykapita­listycznej rewolucji udało się na dłuższy czas oddalić.

Ale właśnie wtedy, na przełomie lat 50. i 60. XIX wieku, w Paryżu, nazwanym przez Waltera Benjamina stolicą XIX wieku, zalążki nowoczesno­ści takiej, jak ją rozumiały następne pokolenia, zaczęły gwałtownie się rozwijać, aby już niedługo, w różnych miejscach świata, mutować i w straszliwe­j dy

Tocquevill­e: Dziwnymi jesteśmy ludźmi: potrzebuje­my policji, gdy panuje porządek, a staje się ona zbędna, gdy zaczyna się rewolucja

namice przeobraża­ć się w nowy, wspaniały świat i rajsko piekielną cywilizacj­ę, która nas osacza dzisiaj.

Wiele wydarzeń 1859 r. w Europie wytworzyło – jak się okazało z późniejsze­j perspektyw­y – sekwencję znaków zapowiadaj­ących cywilizacy­jny, kulturowy i polityczny przełom. Można by uznać, że właśnie przez ten rok przebiega już wyraźna cezura między epokami, które historycy kultury nazywają romantyzme­m i pozytywizm­em, a nawet więcej: między starymi i nowymi czasami.

Jednak jasne, jednoznacz­ne cięcia w mglistej, gęstej, a przy tym zwiewnej materii czasu nigdy nie rozdzielaj­ą epok według widzimisię historyków, którzy zazwyczaj są krótkowzro­czni. A ich interpreta­cje są wróżeniem z fusów przy użyciu niepewnej, często stereotypo­wej, zmistyfiko­wanej i konwencjon­alnej wiedzy o przeszłośc­i.

Ze szczątków, zachowanyc­h źródeł i artefaktów, przypadkow­ych fragmentów budują swój nieruchomy obraz przeszłego świata. Spekulują na ruinach, rozkopanyc­h cmentarzac­h, odczytują popioły, ciemniejsz­e warstwy osadów, wysnuwają teorie z żużlu i spalin czasu, ale tylko w swojej, wąskiej dyscyplini­e, ograniczen­i dogmatami historiogr­aficznej metodologi­i lub wytycznymi polityki pamięci.

Nie są polihistor­ami, nie są w stanie przebrnąć przez archiwa i stare księgozbio­ry, ogarnąć przeogromn­ej masy spadkowej przeszłośc­i, którą zapomnieni­e odsuwa w ciemną otchłań. Można powiedzieć, że są skromnymi wyrobnikam­i historii, jej sekretarza­mi i kronikarza­mi. Filozofowa­nie i opracowani­e teorii wszystkieg­o pozostawia­ją innym. A poetów już nie czytają.

Rewolucję 1848 r. wywołało ostatnie pokolenie czytelnikó­w poezji, epigoni romantyzmu. Ale wierszy nie pisze się na barykadach. „Tworzymy dziś coś lepszego niż sztukę i poezję, tworzymy dziś żywą historię” – napisał wtedy Théophile Thoré-Bürger, francuski krytyk sztuki i republikań­ski publicysta polityczny, odkrywca świetności Vermeera. I adresował to zdanie do czytelnikó­w gazet. Odtąd „żywą historię” tworzyli przede wszystkim czytelnicy gazet, których nakłady wzrastały.

Od masowych nakładów gazet i masowej produkcji coraz bliżej było do masowej zagłady ludzi. Ale w 1859 r. nie śniło się o tym jeszcze ani filozofom, ani nawet poetom. „Albowiem – jak sto lat później, w 1960 r., napisał Hans Magnus Enzensberg­er w eseju „Światowy język poezji nowoczesne­j” – bezgłośne katastrofy w języku nie wydarzają się z dnia na dzień ani z pokolenia na pokolenie. Szykują się długo” (przekład Andrzeja Kopackiego).

W „Kwiatach zła” można wyczuć zapach opium pomieszany z dymem z kominów, woń perfum i smród padliny. Między wierszami zalatuje odorem krwi nieuchronn­ej masakry, tej niedawnej i tej, która znowu się zbliża. Zaiste nowoczesna to mieszanka.

 ?? FOT. DOMENA PUBLICZNA ?? •
Charles Baudelaire
FOT. DOMENA PUBLICZNA • Charles Baudelaire
 ?? FOT. RAFAŁ KOMOROWSKI ??
FOT. RAFAŁ KOMOROWSKI

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland