Dlaczego jest tylu złych ekspertów sądowych
– Na przykład Stowarzyszenie Rzeczoznawców Techniki Samochodowej i Ruchu Drogowego, które zrzesza bardzo pokaźną grupę ekspertów w dziedzinie rekonstrukcji wypadków komunikacyjnych. I oni próbują się samokontrolować, usuwając ze swojego grona tych, którzy wydają opinie wadliwe merytorycznie. Problem w tym, że niewiele to daje, bowiem taka osoba odchodzi ze stowarzyszenia i dalej robi to samo.
To stowarzyszenie jest ciekawe również dlatego, że dba o podnoszenie kwalifikacji swoich członków. O ile bowiem adwokaci, lekarze muszą się samokształcić, to biegły według obowiązującego prawa nie musi. On jest wykształcony raz na zawsze.
Innym stowarzyszeniem, które warto wymienić, jest Polskie Towarzystwo Kryminalistyczne. Którego pani jest członkinią. – Już kilkakrotnie udało nam się zasygnalizować sądowi, że są osoby, które nie powinny być biegłymi. Najsłynniejsza historia związana jest z pewnym panem, który rozpowiadał, jakoby został przeszkolony w dziedzinie badań dokumentów przez FBI. I w związku z tym korzysta z ich metod. Wspaniale. – Prawda? Problem w tym, że FBI nie prowadziło żadnych tego typu szkoleń, a metody badawcze, które ten ekspert proponował, zostały przez niego wymyślone. Jak się to wydało? – Pan się zaczął tym chwalić. Poza tym jak się pojawi w sądzie ekspertyza, a potem sąd zamówi drugą, bo ma wątpliwości co do pierwszej, to drugi biegły niekiedy otrzymuje od sądu polecenie ustosunkowania się do tego, co sporządził pierwszy. I tak siłą rzeczy poznawaliśmy ekspertyzy tego pana.
Trzecim czynnikiem, który spowodował, że się tym panem zainteresowano, był jego ostry zatarg na sali sądowej z prokuratorem. Wręcz doszło do rękoczynów. Został mu postawiony zarzut prokuratorski i wtedy zwróciliśmy się do prezesa Sądu Okręgowego wWarszawie, by zdecydował, czy taka osoba powinna być powoływana jako biegły. I udało nam się doprowadzić do skreślenia go z listy. Ale ileś ekspertyz wydał. – Całkiem sporo. Zapadły również wyroki skazujące na podstawie jego ekspertyz. I? – Te sprawy musiały być wznowione. A z tym panem co się stało? – Przeniósł się do Gdańska i tam zaczął funkcjonować jako ekspert. Jak to? – Niestety, nie ma przepływu informacji między sądami. Jeżeli biegły kompromituje się w jednym sądzie okręgowym, to prezes innego sądu okręgowego nie musi o tym wiedzieć. I jak to się skończyło? – Z tego, co wiem, ten pan na pewno funkcjonował potem w Poznaniu. Nie wiem, czy robi to nadal. A co zrobić, żeby nie dochodziło do takich sytuacji? – Przede wszystkim należy uchwalić ustawę, która bardzo dokładnie określi niezbędne kryteria, by można było wpisać się na listę biegłych. A jakie one powinny być? – Z całym szacunkiem dla młodych ludzi, ale powinniśmy podnieść cezurę wieku. Bo jeżeli biegły ma być najlepszym z najlepszych, to musi mieć nie tylko wykształcenie, ale też doświadczenie.
Po drugie, powinniśmy wprowadzić dobrą, merytoryczną kontrolę wiedzy i doświadczenia. Czyli tę komisję, o której już mówiłam.
Skłaniałabym się też do tego, by istniały środowiska samorządowe zrzeszające ekspertów, które nie będą działały na zasadzie wzajemnej adoracji, tylko jednak dbałości o poziom merytoryczny opiniowania.
Wiem, że w naszej mentalności funkcjonuje przekonanie, że koledze krzywdy się nie robi, znamy się przecież wiele lat, więc przykro mu zwrócić uwagę albo wręcz powiedzieć, że się nie nadaje.
Musimy od tego odejść. No dobrze, ale na razie, gdy ktoś skończy 25. rok życia i przedstawi stosowne dokumenty, to prezes sądu okręgowego wpisuje go na listę i… – Ten ktoś jest już biegłym sądowym. Jeżeli więc wymiar sprawiedliwości chce zasięgnąć opinii, to patrzy na listę… A tam pięć nazwisk w tej samej dziedzinie. – Wtedy wybiera jedno z nich. Tak na chybił trafił? – W praktyce jest tak, że sekretariat sądu czy prokuratury dzwoni do biegłych danej specjalności i pyta, jak szybko są w stanie sporządzić ekspertyzę i jaki będzie jej przypuszczalny koszt. Do pani też dzwonili z takimi pytaniami? – Bardzo często. A dlaczego oni pytają o pieniądze? – To się nazywa ekonomika procesowa.
Dzisiaj prokuratura sprawdza, czy koszt ekspertyzy przekroczy 2,5 tysiąca złotych. Bo jeżeli tak, to biegły musi napisać kosztorys, a prokurator musi uzyskać zgodę szefa na wydanie środków. Dlatego prokuratura niekiedy wycofuje się ze zlecenia ekspertyzy drogiemu ekspertowi. Natomiast jeśli sąd decyduje się na biegłego z najwyższej, profesorskiej półki, to przeważnie zwraca się do nas dopiero wtedy, gdy w postępowaniu były już jakieś inne opinie i okazało się, że nie spełniają kryteriów procesowych. Ile kosztuje godzina pracy biegłego? – Przelicznik jest dość skomplikowany: stawka pierwsza – dla tych, co dopiero ukończyli studia albo rozpoczynają opiniowanie – wynosi niewiele ponad 20 złotych za godzinę pracy.
Drugą grupą są adiunkci – około 40 złotych za godzinę. A trzecią profesorowie – niespełna 70 złotych.
Do tego dodajemy koszt materiałów, które zużyliśmy podczas badań. Za obecność w sądzie biegły też dostaje wynagrodzenie? – Owszem, każda rozpoczęta godzina liczy się jako pełna. Ile, tak przeciętnie, zajmuje biegłemu z pani dziedziny sporządzenie ekspertyzy? – Jeśli to jest jakiś niedługi tekst, np. testament, to mniej więcej 20 godzin. Razy 70 złotych, bo pani jest profesorem, czyli 1400 złotych. – A jeśli się okaże, że to jest trochę bardziej skomplikowane i trzeba zrobić dodatkowe badania, to ponad 2 tysiące. Miesięcznie wychodzi więc ile? – Jest taki biegły sądowy wWarszawie, który się szczyci tym, że robi około trzystu ekspertyz rocznie. Jedną dziennie?! – Wychodzi na to, że poza niedzielami codziennie, prawda? A i to prawie nie śpiąc, nie jedząc. Mogę więc śmiało powiedzieć, że albo ktoś za niego te ekspertyzy robi, albo on nie jest ekspertem. Bo ekspertyzy w jeden dzień zrobić się nie da. I gdzie on się tym tak szczyci? – Podczas jednego z przesłuchań, w którym podano w wątpliwość jego kwalifikacje, powiedział, i to był koronny argument na temat jego kompetencji: „Przecież ja robię trzysta ekspertyz rocznie”.
Dla mnie jest to antyteza, ale sądom, jak widać, to nie przeszkadza. Czy jak już wpisałem się na listę biegłych i sąd się do mnie zwraca z prośbą o wykonanie ekspertyzy, to mogę się wymówić? Na przykład tym, że akurat mam masę innych zobowiązań zawodowych? – Nie. Rozumiem więc, że ludzie z tytułami profesorskimi, ci naprawdę wzięci, na listy raczej się nie wpisują? – Tak, struktura jest wręcz odwrotna i świetnie to pokazuje środowisko biegłych lekarzy.
Jest to też trochę związane z tym, że tak jak biegli innych specjalizacji działają według stawka razy liczba godzin, tak w przypadku ekspertyz medycznych płaci się określoną sumę za konkretne badanie. Mamy więc np. profesora, świetnego specjalistę, okulistę, ortopedę, który za ekspertyzę dostanie kilkadziesiąt złotych. I jeszcze musi pojechać ze Szczecina, w którym mieszka, do Rzeszowa, w którym dostał sprawę do opiniowania. A czy jest taka praktyka, że ja, biegły sądowy, zlecam komuś wykonanie ekspertyzy, a potem tylko ją podpisuję? – To jest absolutnie karygodne, bo to jest fałszowanie opinii. Ale niestety, tak też się czasem dzieje. I nawet znam osoby, które tak robią, i które wręcz się tym szczycą, że ekspertyzy dla nich wykonują ich asystenci, a oni potem tylko je sprawdzają.