Po co ten hejt
Wostatnim numerze „Dużego Formatu” ukazała się rozmowa Małgorzaty I. Niemczyńskiej z Michałem Rusinkiem opatrzona tytułem „Wdowy należy palić”. Czytałam tę rozmowę z narastającym zdumieniem. Spodziewałam się wywiadu znanej dziennikarki z prezesem Fundacji Wisławy Szymborskiej. Szybko jednak zorientowałam się, że mam przed sobą grzeczną i nieudaną obronę dobrze wychowanego człowieka przed nieprzebierającą w środkach napaścią zadowolonej ze swej moralnej wyższości osoby. Zastanawiam się: po co magazyn reporterów taki wywiad publikuje? Nie – dlaczego, bo powody są jasne i przeprowadzająca wywiad wprost je prezentuje. Rusinek jest próżnym celebrytą, który ośmielił się powiedzieć (i to nie raz, w dodatku także w telewizji), jak mówić i pisać nie należy, bo jest to niegrzeczne. Na swoje nieszczęście Rusinek jest nie tylko dobrze wykształcony, zna języki, jest zdolnym pisarzem, wykładowcą akademickim i prezesem fundacji, ale jeszcze na dodatek wydaje się człowiekiem zamożnym. Tego wybaczyć mu nie można i rzeczywiście pani Małgorzata I. Niemczyńska wielokrotnie skłania go do przeprosin. Michał Rusinek jako człowiek dobrze wychowany, dodatkowo zobowiązany do grzeczności pełnionymi funkcjami publicznymi, zamiast odmówić rozmowy albo powiedzieć w mocnych słowach, co czuje indagowany w taki sposób – odpowiada i cierpliwie wyjaśnia sprawy i sytuacje, wydawałoby się, oczywiste. Interlokutorka – wspierana moralnie przez „krakowskie środowisko literackie” – wypytuje bez skrępowania o udział w reklamach, o mercedesa, o promowanie książek, współpracę z Empikiem, sugerując bardzo wyraźnie, że Rusinek jest podłym dorobkiewiczem, który kupczy spuścizną Wisławy Szymborskiej i przy tym sam się dorabia. Dostał nawet mercedesa! Nie jest moją intencją występowanie w obronie sekretarza Wisławy Szymborskiej, bo przed tego typu pomówieniami opartymi na zawiści i złośliwości obrony nie ma, „prawdziwi przyjaciele Wisławy Szymborskiej” i tak wiedzą swoje. Zdecydowałam się napisać ten list, bo zastanawia mnie, po co redakcja poważnej gazety upowszechnia ten niesmaczny hejt. Czemu miałyby służyć dywagacje pani Niemczyńskiej na temat stanu posiadania Rusinka? Czy rzeczywiście autorka wywiadu (nawet wspierana przez „krakowskie środowisko literackie”) jest instancją mogącą ocenić, czy Rusinek nadaje się na prezesa fundacji Szymborskiej? Czy w ogóle ten temat podlegać powinien publicznemu osądowi, szczególnie polegającemu na wyśmiewaniu potknięć intelektualisty, który z dnia na dzień musiał zostać biznesmenem? Wydaje mi się, że zamieszczenie wywiadu przeprowadzonego w takim stylu jest żenującą wpadką. Jest wpadką również dlatego, że odsyła nas (przy pomocy pojawiających się co rusz przyjaciół Szymborskiej i wyżej wspominanego środowiska) do stereotypu, zgodnie z którym inteligent, nie mówiąc już o intelektualiście, nie ma prawa znać się na marketingu i reklamie, a pieniędzmi powinien się po prostu brzydzić. Zgodnie z taką logiką Rusinek (jeśli już musiał zostać wykonawcą testamentu z powodu niezrozumiałego dla „przyjaciół” kaprysu Noblistki) powinien spadek rozdzielić pomiędzy biednych poetów albo – jeśli już musiał kierować fundacją – doprowadzić ją do błyskawicznej upadłości. Trudno mi sobie wyobrazić powody, dla których pani Małgorzata I. Niemczyńska zarzuca sekretarzowi Szymborskiej, że prowadzi fundację za dobrze: nie dość, że poeci dostają wysokie nagrody (ale pewnie nie ci poeci co trzeba?), nie dość, że twórczość Szymborskiej jest dostępna w przekładach na większość języków (a może poetka w swojej skromności nie życzyłaby sobie tego?), nie dość, że Rusinek pokazał światu artystkę – autorkę wycinanek (a przecież były tylko prywatne!), to jeszcze dostał mercedesa. W natłoku zarzutów niknie informacja, że mercedesa użyczono fundacji na rok... Gdyby autorce tego wywiadu przyszło oceniać inne fundacje – czy rzeczywiście zachwycaliby ją prezesi, którzy nie są w stanie wypromować swojej instytucji? Którzy utrzymują się na powierzchni i są w stanie prowadzić jakąkolwiek działalność z najwyższym trudem? Czy rzeczywiście musi być szaro, przeciętnie i biednie? Podsumowując popis dziennikarski autorki wywiadu: jeśli prowadzi się fundację Szymborskiej, trzeba unikać jak ognia pojawiania się w mediach, nie należy korzystać z pomocy sponsorów (bo nie wynika to z umiłowania poezji), nie wolno wchodzić w alianse z Empikiem (bo profanuje wzniosłą twórczość poetki), nie wolno jeździć dobrym samochodem, nawet użyczonym, a najlepiej byłoby popełnić honorowe samobójstwo i przekazać prawa do spuścizny Szymborskiej prawdziwym jej przyjaciołom. Otóż takich wywiadów wolałabym nie czytać w „Dużym Formacie”. I bardzo się cieszę, że nie należę do tak hołubionego przez autorkę krakowskiego środowiska literackiego.
Z poważaniem –