Filip Springer Radość z dopieprzenia bogatemu
Awięc stało się – drugi Miastoszpeciciel wybrany. W antykonkursie na najgorszą reklamę zewnętrzną w Polsce „wygrał” bank PKO BP za zasłanianie zadrukowaną siatką kultowej Rotundy w Warszawie. Stanę w obronie diabła: chcąc napsuć krwi dużej korporacji, wylano dziecko z kąpielą. PKO BP, podobnie jak inne wielkie banki, ma wielkie zasługi w niszczeniu przestrzeni publicznej w Polsce za pomocą swoich reklam, także wielkoformatowych siatek. Ale akurat w odniesieniu do Rotundy ma też jednak pewne zasługi.
Wobec konieczności modernizacji tego obiektu bank uruchomił program, który ma szansę zostać uznany za wzorcowy. Składają się na niego konsultacje społeczne, debata w mediach, konkurs architektoniczny i wreszcie powstanie budynku, który pełnić będzie funkcje publiczne (dziś nie pełni). Wszystko to na koszt banku. Będę pierwszym, który rzuci kamieniem, jeśli ten program okaże się PR-owską wydmuszką, na razie jednak nic na to nie wskazuje. Czy choćby z tego względu nie warto było dać tej firmie kredytu zaufania? Owszem, siatki na Rotundzie mogłoby dziś nie być, ale czy bije ona bardziej po oczach niż kilkakrotnie większe płachty wiszące na okolicznych budynkach? Czy coś w tym miejscu zmienia?
Krytycy banku podkreślają, że to spółka, której największym akcjonariuszem jest skarb państwa, i jako taka powinna wyznaczać standardy także w reklamie zewnętrznej. Podobnie jak Orlen, którego gigantyczna, kilkakrotnie większa od Rotundy siatka reklamująca show na Stadionie Narodowym wisi dziś na stojącym tuż obok Universalu. Paliwowego koncernu nikt jednak za to nie napiętnuje.
Bank wystosował oczywiście oświadczenie, w którym z siatki się tłumaczy, nikt jednak w te tłumaczenia nie uwierzy, bo… to duży bank. I odnoszę wrażenie, że właśnie dlatego został obdarowany tym wątpliwym zaszczytem. Media wyniki konkursu relacjonowały ze złośliwą satysfakcją, o wiele chętniej niż rok temu. Nie stałoby się tak, gdyby nagrodą została wyróżniona kielecka „ściana płaczu” (upstrzone szyldami wejście do budynku biurowego) czy zapaskudzony w podobny sposób rynek w Limanowej.
Przede wszystkim uważam jednak, że konkurs na Miastoszpeciciela jest niepotrzebny, a być może nawet szkodliwy. Bo jak bardzo jest źle w polskich miastach, to już mniej więcej wiemy. Z chęcią natomiast dowiedziałbym się (bo naprawdę tego nie wiem i w tej niewiedzy z pewnością nie jestem odosobniony), jak reklama zewnętrzna powinna w mieście wyglądać, w jaki sposób może miastu dodawać wartości i kolorytu, nie wprowadzając w miejską przestrzeń wizualnego kociokwiku.
Czy ogłoszenie nagrody na najlepszą, najbardziej oryginalną i miastotwórczą reklamę zewnętrzną i zainteresowanie nią mediów zmieniałoby coś w mentalności reklamodawców na dłużej? Bardzo prawdopodobne. Bo skoro za jedną reklamę dostajemy nagrodę, to może nie warto robić sobie obciachu wszystkimi pozostałymi?
Przy przyznawaniu takiego wyróżnienia nie byłoby jednak tej typowo polskiej radości z dopieprzenia bogatemu. Dlatego pewnie nieprędko ono powstanie.