Wojciech Orliński
Jak mówić o kimś takim jak Lidia Ciołkoszowa z domu Kahan? Polka żydowskiego pochodzenia? Polska Żydówka?
– Można mówić o polskich Żydach, gdy mówimy o ludziach świadomie podtrzymujących formy odrębności. W okresie II Rzeczpospolitej dotyczy to syjonistów, religijnych ortodoksów, w jakimś stopniu Bundu [antysyjonistycznej lewicowej partii żydowskiej]. Natomiast ludzi, którzy mają poczucie pełnej identyfikacji z Polską, z jej kulturą, nikt rozsądny nie będzie nazywać „Żydami” tylko dlatego, że mieli takich przodków. A to przed wojną była ogromna grupa ludzi – widoczna w świecie kultury, nauki, polityki...
„Nikt rozsądny” może, a antysemici?
– W II Rzeczpospolitej było dużo antysemityzmu, ale miał różne oblicza. Ruch narodowy sam stał przed podobnymi dylematami – jak zdefiniować Polaka? Nie zapominajmy, że sami mieli w szeregach ludzi o żydowskich korzeniach. Stanisław Stroński, czołowy endecki publicysta, Stanisław Piasecki, redaktor naczelny „Prosto z Mostu”. Im bliżej drugiej wojny światowej, tym więcej przybywało tych radykałów, to inna sprawa.
Sytuacja Ciołkoszowej nie była w II Rzeczpospolitej czymś nietypowym. W PPS wielu było zasymilowanych Żydów. Trzeba było być bardzo skrajnym nacjonalistą, by odrzucać możliwość, że osoba innej narodowości staje się Polakiem przez asymilację. Ten proces trwał od XIX wieku i dotyczy nie tylko Żydów, także Niemców, Litwinów, Rosjan, Białorusinów, Ukraińców, którzy z różnych powodów wiążą swoje losy z polskością.
Czy da się to jakoś liczbowo opisać?
– Nie sądzę, bo asymilacja jest ciągłym procesem. Weźmy jeden przykład: Adam Pragier. Miał żydowskie Ciołkoszowa opowiada się po stronie polskiego patriotyzmu, ale nie ukrywa żydowskich korzeni. Wspomina anegdotę, jak w latach 30. spotyka jakiegoś kolegę ze studiów, który został narodowcem, i mu mówi: „No i jak my mamy teraz spacerować po Warszawie, pan z mieczykiem Chrobrego w klapie, a ja ze swoim nosem”.
– Nie jakiegoś kolegę, tylko Tadeusza Bieleckiego, bardzo ważną postać dla polskiego ruchu narodowego! Należał do najbliższych współpracowników Dmowskiego. Ale ich przyjaźń przetrwała dekady.
Te podziały, kto jest Żydem, a kto Polakiem, nie były jednoznaczne. Czytałem w archiwach dokumenty z lat 40., w których ludzie musieli określić swoją tożsamość. I to często wyglądało tak: narodowość żydowska, język ojczysty polski. Albo odwrotnie!
Nie da się tego zrozumieć, jeśli będziemy przykładać do tego dzisiejsze stereotypy...
Nie pasuje do nich choćby taki epizod z młodości naszej bohaterki. W 1919 roku komuniści organizowali wiece i strajki w proteście przeciwko pogromom we Lwowie, o które oskarżali niepodległą Polskę.
Lidia Kahan, socjalistka o żydowskich korzeniach, zwalcza komunistyczną agitację i z dumą mówi: w naszej szkole strajku nie było...
– Ludzie o podobnych poglądach i podobnym pochodzeniu stanęli sto lat temu przed dylematem – co jest dla nich ważniejsze. Jeśli najważniejsze wydawało im się urzeczywistnienie socjalistycznych ideałów, grawitowali w stronę komunizmu i dążenia do światowej rewolucji. Jeśli jednak uważali, że podziały narodowe są przed podziałami politycznymi, najważniejsza dla nich była budowa niepodległej Polski. Tylko że to wszystko W życiu Ciołkoszowej często zdarzało się tak, że niedawny przyjaciel stawał się wrogiem, a czasem odwrotnie. Pierwszym wielkim rozczarowaniem okazał się dla niej Józef Piłsudski. Po zamachu majowym w 1926 zrzuciła ze ściany jego portret, żeby zastąpić Stefanem Żeromskim. Nie umiem sobie wyobrazić, co wtedy czuła.
– Trzeba pamiętać, że Piłsudski był przywódcą całej polskiej lewicy niepodległościowej. I to nie przez chwilę, tylko od 1893. Miał w tym środowisku autorytet tak wielki, że na jego wezwanie ludzie szli do Legionów. I nagle w 1926 okazuje się, że on z tym środowiskiem zrywa. Nie interesuje go demokracja.
Ale dlaczego to było dla nich takim zaskoczeniem? Przecież on tego nie ukrywał już wcześniej, już przy okazji sporów o konstytucję marcową.
– Po odzyskaniu niepodległości polscy demokraci uświadomili sobie, że demokracja w Polsce oznacza, że zawsze będzie rządzić endecja, bo to ona będzie wygrywać w wyborach. Nie tylko Piłsudski czuł się tym rozczarowany.
Jest taki wywiad, udzielony przez Piłsudskiego szwajcarskiemu dziennikarzowi bodajże w 1919, w którym dziennikarz mówi: „Wy jesteście w gruncie rzeczy tacy jak bolszewicy”. Piłsudski na to: „Nie, my chcemy chłopom dać prawa, robotnikom dać prawa, kobietom dać prawa. To nie jest żaden bolszewizm, to budowanie podstaw demokracji”.
Ale później nadchodzi seria rozczarowań dla demokratów. Przede wszystkim zabójstwo Narutowicza.