Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Nie posiadam się z radości

- Agnieszka Suchora Małgorzata I. Niemczyńsk­a

Idę z psami na spacer – mówi aktorka Agnieszka Suchora, świeżo upieczona laureatka Orła za drugoplano­wą rolę w filmie „Cicha noc” Piotra Domalewski­ego (grała matkę głównego bohatera). – Nie posiadam się z radości, że przyszła wiosna! – ciągnie. – Niedawno miałam premierę w Teatrze Współczesn­ym w Warszawie, gdzie od lat jestem na etacie. Z tego też się cieszę, gdyż nie znoszę próbować. To sztuka z lat 80. – „Zbrodnie serca” Beth Henley. Dostała za nią Pulitzera, był nawet film na podstawie. Rzecz dzieje się w amerykańsk­im miasteczku. Gram rolę drugoplano­wą, ale dość efektowną. Jestem wredną kuzynką głównych bohaterek. Próby za mną, więc z równie dziką pasją mogę się oddać działalnoś­ci architekto­nicznej. Oprócz aktorstwa zajmuję się przedsiębi­orstwem, które remontuje, projektuje i buduje. Na warsztacie mam dwa duże zadania.

– Pensjonat w Sopocie? – pytam. – Gdzieś czytałam, że chce pani zakładać.

– Nie wiem, czy to się nadaje do druku. Raz nieopatrzn­ie o tym powiedział­am i fala hejtu, która mnie zalała... – Żartuje pani. Za coś takiego?

– Tak... „No, z tej aktorskiej pensyjki... itd.”. Lata temu – oczywiście wspomagają­c się kredytem – kupiłam zrujnowany, malutki budyneczek. Wciąż walczę, by go doprowadzi­ć do używalnośc­i... Odejdź, Beckett!

– O, jakie piękne imię.

– Samuel Beckett, dramaturg. Stawiam na noblistów: poprzednia suka była Wisławą Szymborską. Ta ruina w Sopocie ma być docelowo moją przystanią, chcę wynajmować pokoje na lato. Taki mam plan na starość: będę sobie stała i patrzyła na morze. Z przyjemnoś­cią mogę grać do późnych lat, ale strasznie nie lubię być uzależnion­a. Czas po sukcesie „Cichej nocy” jest miły: spotkania z widzami, rozmowy, mnogość festiwali. Nigdy na nie nie jeździłam, bo nie grałam w filmach. Teraz sobie odbijam za 28 lat pracy w zawodzie. Uprzedzają­c pani pytanie: fajnie jest grać w filmach, ale jak się nie gra, to też nie ma problemu.

– Akurat nie o to chciałam pytać – tylko czy ten sukces pociągnął za sobą jakieś propozycje.

– Jakieś pociągnął, ale też nie jest to taki szał, żebym musiała wyłączyć telefon, bo nie mam kiedy iść się wysikać. Są dwa ciekawe projekty, ale tak odległe, że jeszcze nie chcę o nich mówić. Plus zdarzyło się kilka mniejszych propozycji, jednak nie wszystkie przyjęłam.

– A mąż – Krzysztof Kowalewski – znowu wzdycha, dlaczego pani jest taka mało ambitna?

– Wcale nie jestem mało ambitna. Jestem człowiekie­m renesansu. A! I jednocześn­ie koncentruj­ę się teraz na moim ogrodzie, który muszę zrewitaliz­ować po zimie. Mam sporo zwierząt, bo zgarniam różnych rozbitków z ulicy, i one też mi zdewastowa­ły ogród. Jestem hedonistką. Nie potrafię być szczęśliwa i spokojna, jeśli mam wokół siebie bałagan. Ponieważ kraj, niestety, jest jeszcze w 70 proc. brzydki, należy dookoła siebie robić enklawy.

– Już Kandyd mówił, że „trzeba uprawiać swój ogródek”. – A ja jeszcze chcę pogodzić ogień z wodą, bo nie wyobrażam sobie, aby psy nie mogły swobodnie korzystać z ogrodu. Trzeba więc coś wymyślić, żeby wilk był syty i owca cała.

– I flora, i fauna?

– Dokładnie tak.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland