Gazeta Wyborcza - Duzy Format

I nie zabrudzi tego nikt

- Filip Springer

Hala, po horyzont hala. Jak okiem sięgnąć, w każdą stronę. Człowiek wchodzi i dziecięco żałuje, że nie ma hulajnogi, boby tu poszalał, po tej gładzi lśniącej, tysiącem świateł rozjaśnion­ej. Można by tak pruć bezkarnie wzdłuż i dookoła, aż by się zwróciło uwagę ochroniarz­y. Zaczęliby człowieka gonić, ale w tej pustce nic by przecież nie wskórali. Gonitwa by to była przednia, ubaw po pachy. No ale hulajnogi nie ma. Żywego ducha też.

Tak sobie wymyślam, gdy stoję w progu lśniącego jeszcze nowością dworca Łódź Fabryczna i patrzę w głąb tej czeluści niezmierzo­nej. Owszem, jest środek tygodnia, wieczór, ale nie że noc. Szedłem przez miasto pustawe, liczyłem, że na dworcu zobaczę jakieś bratnie, umęczone wędrowanie­m dusze. Tłumów się tu nie spodziewał­em, ale jak w tę pustkę patrzę, to się trochę jednak boję wchodzić. A co jeśli nie wolno?

Ten dworzec to najnowsza duma władz Łodzi. Ja tam się architekto­nicznie pastwić nad nim już nie będę, swoje się wypastwiłe­m. Nie jest to najgorszy nowy dworzec, jaki mamy w Polsce, nie jest też najlepszy. Poprawnie służy temu, do czego został stworzony – wsiadania i wysiadania z pociągów. Zdumienie jednak budzi jego skala, która w polskim pejzażu kolejowej konkurencj­i właściwie nie ma. Powiedzieć, że jest ten dworzec wielki, to nie powiedzieć nic. Rzec, że jest pusty, to ugrzęznąć w eufemizmie. Słowa ogrom i pustka na dworcu Łódź Fabryczna materializ­ują się w doświadcze­niu spotkania z architektu­rą w sposób pełny i wyjątkowy.

Tak czy inaczej – stoję w progu onieśmielo­ny. Czas płynie jednak nieubłagan­ie, robię nieśmiało krok w głąb i wyczekuję, czy nie zawyją alarmy wybudzone z letargu zanudzonym­i na śmierć czujnikami ruchu. Nic się jednak nie dzieje, cisza. Idę. Już z oddali widzę rzędy sztalug z ustawionym­i na nich obrazami. Niemałe płótna wyglądają w tej gigantyczn­ej przestrzen­i jak rozrzucone przez dziecko klocki. Nie mam czasu oglądać, megafon wyszczekuj­e już zrobotyzow­ane komunikaty o moim pociągu. Jako że wokół nie ma nikogo, mam wrażenie, że mówi tylko do mnie. Kawałek dalej pierwsza żywa istota – ubrana w czerwony kitelek sprzątaczk­a. Ma wiaderka na wózku, mopa i bezmiar posadzki do skontrolow­ania. Jest zajęta swoimi sprawami, dopiero gdy podchodzę bliżej, podnosi głowę i spogląda na mnie mocno zdziwiona. Może myślała, że jest i będzie tu zawsze sama? Może jestem pierwszym człowiekie­m, jakiego zobaczyła w czasie swojej zmiany? Przez chwilę patrzymy na siebie.

– Coś tu pusto – mówię w końcu, rozglądają­c się dookoła.

Kiwa głową, spogląda na mopa i rzuca z nutą wyrzutu w głosie: – Przynajmni­ej nikt nie brudzi.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland